Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

Zdjęcie Dylan O'Brien jako Sam

-Autor

Alfa Tyler Evans P.O.V

Uważam, że to smutne iż nie możemy zobaczyć czegoś oczami kogoś innego. Wszyscy zgodzimy sie, że zachody słońca są piękne, ale nie wiemy co czuje inny człowiek patrząc na to samo. Wszyscy zgodzimy sie co do tego jakie uczucie wywołuje u nas pewna piosenka, ale dla każdego słowa będą inaczej tłumaczone. Wszyscy wiemy co to miłość, ale każda jest inna.

Miłość do Carter jest, cóż, łatwa. Nigdy nie było chwili bym mógł zakwestionować moje uczucia do niej. Tak naprawdę z każdym dniem zakochuje sie w niej co raz bardziej i bardziej. Gdy ją trzymam w ramionach czuję, że mam w  dłoniach cały świat. Gdy jestem przy niej, jestem w domu.

Ostatnio dużo o tym myślałem i doszedłem do wniosku, że chciałbym poznać uczucia mojej dziewczyny. Nie mówi o swoich uczuciach, a z jej twarzy też nie mogę nic odczytać, ale jeśli bardzo sie skupię dostrzegę coś w jej oczach.

Ostatnio, słowa 'kocham cię' padły z moich ust po raz pierwszy i wtedy dostrzegłem iskierki w jej oczach. Walczyła z czymś, chciała coś powiedzieć, ale nigdy tego nie zrobiła.

Nim pojawił sie Sam miałem wrażenie, że chciała powiedzieć mi to samo. Już widziałem te słowa na jej ustach, ale nie zdążyła nic powiedzieć.

Nigdy nie będę na nią naciskał ani zmuszał do powiedzenia tego. Nigdy nie będę błagać o odpowiedź ani pytać co naprawdę do mnie czuje. Po tym wszystkim przez co przeszła, chce by miała spokój. Myślę, że póki wie co ja do niej czuje niczego nam nie brakuje.

To po prostu rzadkość.... nie dostawać odpowiedzi.

Wiem, że jej zależy i że z czasem odwzajemni moje uczucie, to po prostu kwestia czasu, ale wiem, że nie zrobi tego póki on tu jest.

-To przez niego sie od siebie oddaliliśmy- warczy Benjamin.

-Uspokój sie, niedługo wracamy do domu- mówię.

-To nie wystarczy.

Ignoruje jego ostatni komentarz, wiem, że w domu jest bezpieczna. Plus, wole by dziś nie widziała swojego ex najlepszego przyjaciela. Sam wciąż chce rozmawiać jedynie z moją dziewczyną.

Nie ma kurwa mowy bym na to pozwolił. Kilka tygodni temu widziałem jak Sam wpada w szał. Moi ludzie weszli do niego i próbowali zadać kilka pytań na temat zbuntowanych, z którymi sie trzyma i jednocześnie odmówili mu spotkania z Carter. A on oszalał. Oczy zaszły mu czerwienią, a gdyby nie fakt, że przykuty był do ściany srebrnymi łańcuchami to rozerwałby moich ludzi.

Nie ma kurwa nawet mowy bym wpuścił do tego pokoju moje kochanie.

Gdy dojeżdżam do domu stada kieruje sie do piwnicy gdzie znajdują sie nasze lochy. Na korytarzu siedzi Landon i patrz sie na coś. Podchodzę do niego i widzę, że obserwuje Aleks'a, który bada właśnie Sam'a. Sprawdza czy pożyje jeszcze trochę.

Widziałem lochy w innych stadach i muszę przyznać, że nasze są dość przyzwoite. U innych to barbarzyństwo. Ludzie przykuci są przez cały czas do skały, a w celi nie ma żadnych mebli. U nas dostał chociaż pryczę. Nie zbyt wygodną, ale jest.

To, że w połowie jesteśmy zwierzętami nie oznacza, że mamy zachowywać sie jak oni. Niektóre Alfy dziwią sie, że ludzie na nich polują... A co mają zrobić gdy torturom zostaje poddany człowiek, który jest o wiele słabszy.

Ale to tylko moje zdanie.

-Powiedział coś?- pytam Landona siadając obok niego.

-To co zwykle- wzrusza ramionami- "Nic nie powiem dopóki nie porozmawiam z Carter."

-Ona sie do niego nie zbliży.- odpowiadam szybko.

-Ty, to będzie sie ciągnęło w nieskończoność- wzdycha- Pozwól Carter do niego przemówić, twoja dziewczyna udowodniła już nam wszystkim, że jest w stanie znieść więcej niż przypuszczaliśmy.

-O czym ty gadasz?

-Nigdy sie z tobą nie zgodzę jeśli powiesz ,że Carter jest słaba. Obserwowałem jak dorasta i widziałem ten ból w jej oczach każdego dnia. Jest tu szczęśliwa, jest szczęśliwa z tobą, ale...-Landon spuszcza wzrok drapiąc sie po karku.

-Ale co?- dopytuje nie wiedząc do czego zmierza.

-Kiedy nachodzi szansa by Carter udowodniła swą siłę, by zrobiła coś dla siebie, by udowodniła sobie jak silna potrafi być... ty jej to uniemożliwiasz. Odsuwasz ją od sytuacji gdzie mogłaby zrobić coś sama dla siebie- kończy.

-Więc to źle, że chronię najważniejszą dla mnie osobę?- warczę- To źle, że dbam o nią bardziej niż o kogokolwiek innego, to źle, że chronię ją przed cierpieniem. To źle, że chcę uchronić moją mate przed jakimkolwiek bólem, bo jestem przerażony tym, że mogę ponownie zobaczyć ją nieprzytomną na szpitalnym łóżku?

-Ty, wiem jak sie czujesz...

-Nie wiesz jak sie kurwa czuje Landon- wstaje wściekły- Masz mate, mate, która cie kocha i nigdy nie była nawet blisko śmierci. Carter i Lee to kompletnie i całkowicie inne osoby w kompletnie i całkowicie innych sytuacjach. Nie ma kurwa mowy byś wiedział co czuje. Jestem przerażony gdy zostawiam ją samą w domu bo w kuchni są przecież noże, a nie mogę ich wiecznie przed nią chować. Jestem przerażony perspektywą zostawienia jej na więcej niż dzień bo istnieje możliwość, że nic nie zje, a jej stan pogorszy sie, o ile to możliwe. Jestem przerażony zadaniem jej pytań o przeszłość, bo nie wiem co mogą wywołać. Jestem przerażony za każdym razem gdy bierze prysznic z włączoną muzyką, przez to co wydarzyło sie pierwszego dnia gdy sie poznaliśmy. Jestem przerażony perspektywą stracenia najważniejszej osoby w moim życiu.

-Więc wyobraź sobie jak mogę sie czuć gdy zmuszamy ją do zrobienia czegoś co ją zrani gdy i tak każdego dnia cierpi...- odkasłuje- Nie mogę jej stracić, byłem już tak blisko stracenia jej w tak krótkim czasie...

-Przepraszam, Tyler- szepcze Landon.

-Pójdę popracować trochę w papierkach- odpowiadam- Może znajdę coś co przegapiliśmy wcześniej.

<3 <3 <3

Po kilku godzinach papierkowej roboty i próby namówienia go do rozmowy, postanowiliśmy zrobić sobie przerwę. Sprawdzam telefon by upewnić sie, że nie przegapiłem żadnej wiadomości Carter, ale żadnej nie znalazłeś.

-Powiedział coś?- pyta mama stawiając przede mną i Landonem kawę.

-Wciąż to samo- odpowiadam- Chce mówić tylko z Carter.

-Może powinieneś sie zgodzić- odpowiada- Ta dwójka przeszła razem dość sporo, Ty.

-Nie pozwolę jej znowu przez to przechodzić- mówię- Nie pozwolę je spotkać sie z najlepszym przyjacielem z dzieciństwa podejrzanym o morderstwo.

-Mogę ci przedstawić to z mojej perspektywy?- pyta, ale nie czeka na odpowiedź. -Gdy ostatnio sie widzieli, w lesie zostały znalezione ciała członków naszej watahy. A dobrze wiemy, że nic z niego nie wyciągniemy jeśli nie zjawi sie tu Carter.

-Ale...

-Żadnego, ale, pomyśl o tym. Radzę ci zrobić to szybko, najlepiej jeszcze przed kolacją.-spogląda na Landona. - Ty też masz przyjść i nie zapomnij o swojej mate. Upewnij sie także, że Aleks przyjdzie, jest moim ulubieńcem. Oh i chce by pojawił sie Sam.

-Nikt nie może sie kłócić z Jennifer, Tyler- Landon szczerzy sie do mnie.

Oboje mieli racje, ale jest jeszcze jedna osoba, które może go przekonać.

Gdy moja mama wyszła zostawiając mnie samego z Landone postanawiam sam udać sie do pokoju przesłuchań.

-Minęło całe dziewięć dni od naszego ostatniego spotkania, Alfo.- chytry uśmiech wykwita na jego twarzy-Czy w końcu pozwoliłeś swojej mate odetchnąć i zrobić coś dla samej siebie.

-Proszę zważać na słowa panie Waters- zakładam dłonie na piersi- Nie znasz...

-Co? Nie znam Carter tak jak ty, bo to dość nierozsądne stwierdzenie, a wręcz śmieszne.- odpowiada szybko- Znam ją od ponad dziesięciu lat, a ty od... sierpnia? Więc mam chyba większy staż.

-Nie zgadzam sie z tym- kręcę głową- Mogę oficjalnie stwierdzić, że nie masz pojęcia co sie z nią działo.

-Tak jak mówiłem...- wywraca oczami- To chciałeś osiągnąć, szanowny Alfo?

-Jeśli nie ufasz mi w sprawie Carter to może  zaufasz kobiecie, która ją wychowała.- mówię nawiązując do jej starszej siostry.

-Mówiłem już i powiem to po raz kolejny....-zaczyna Sam, ale nie danej jest mu dokończyć.

-Nie będziesz rozmawiał z nikim oprócz mnie.- Carter materializuje sie w drzwiach. Jej zwykle niepewna postawa zniknęła i stała sie pewna siebie osobą.

Wracam wzrokiem do Sam'a i widzę iskierki szczęścia w jego oczach. Sposób w jaki skanuje jej ciało od góry do dołu powoduje, że mój wilk aż wrze ze złości.

-Ty, mogę cie na chwilę prosić?- pyta delikatnie.

-Hej, Car- szepcze Sam na co wywracam oczami.

Podążam za moją mate do prywatnego pokoju. Odwraca sie do mnie i zakłada ręce na piersi.

-Co z zaprzestaniem okłamywania sie?- pyta Carter.

-Carter....

-Nie jestem dzieckiem, Tyler. Potrafię sie sobą zająć, potrafię podejmować własne decyzję. Nie możesz kontrolować każdej małej rzeczy w moim życiu. -mówi cicho.

-Ja chce cię tylko chronić...

-Chronić mnie? Przed czym?-mogę powiedzieć, że jest trochę zła albo i smutna.

-Carter, on może być powiązany z poważnym przestępstwem. A zwłaszcza od kiedy widziano go z grupą zbuntowanych, którzy zaatakowali nasze stado, mogli również dotrzeć do ciebie. -odpowiadam, wracając do Aiden'a i małej grupy zamordowanych członków naszej watahy oraz do spotkania sam na sam z Nią. -Nie chce byś miała jakikolwiek związek z pójściem twojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa do więzienia...

-Obydwoje wiemy, że to nie jedyny powód.-kręci głową, mówiąc spokojnie i wzdycha- Co mogę zrobić by przekonać cie do tego, że nigdy cie nie zostawię?

Powiedz, że mnie kochasz.

-Kochanie, to nie do ciebie nie mam zaufania. - odpowiadam- Tylko do niego. W ciągu tych kilku tygodni widziałem jak traci kontrolę. Nie chcę by cie skrzywdził. Nie pomijając tego, że żywi on do ciebie dość głębokie uczucie, które nie znika. Carter jesteś piękna i miła, mądra i delikatna. Nie trudno domyśleć sie do czego zmierza.

-To nie ma znaczenia- Carter kręci głową- Tyler, ja...

Zacina sie i bierze głęboki wdech. Mam nadzieje, że w końcu to powie, ale jednak tego nie robi.

-Tyler, żywię do ciebie silne uczucia. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Chce spędzić z tobą resztę życia- chwyta mnie za dłoń- Zamierzam z nim porozmawiać, poda mi informacje, a później pojedziemy do domu, naszego domu i będziemy żyć dalej tak jak dotychczas.

-Jeśli tylko zauważę, że chociażby myśli o spróbowaniu czegoś, wyciągnę cie stamtąd .-obejmuje ją w tali. -A jeśli zobaczę, że nie czujesz sie komfortowo...

-Wyciągniesz mnie stamtąd. - kończy za mnie, stając na palcach by pocałować mnie w policzek. -Nie byłbyś moim Alfą jeśli nie groziłbyś wszystkim którzy chcą sie do mnie zbliżyć.

Uśmiecham sie do niej i całuję ją w czubek głowy- Jesteś dla mnie wszystkim.

Carter bierze urywany oddech po czym spogląda na mnie tymi swoimi wielkimi zielonymi oczami- Jesteś mój- szepcze.

Uśmiecha sie do mnie, a ja ponownie ją całuję, ale tym razem krócej bo sie odsuwam.

-Muszę iść- mówi.

-Nie musisz...

-Tyler.- posyła mi ostre spojrzenie i chichoczę, tak jakbym tylko żartował. Wizja jej przebywającej z nim w tym samym pokoju sprawia, że robi mi sie niedobrze.

-Będę tuż za drzwiami...- przypominam-... opóźniając atak serca.

-Jesteś królową dramatów.- śmieje sie po czym wychodzi.

<3 <3 <3

Obserwuje Carter siedzącą na krześle na przeciw Sam'a. Uśmiecha sie  sztucznie i już wiem, że ona wie iż jest obserwowana. Wzdycha zestresowana, gdy Sam świdruje ją wzrokiem.

-Nic ci nie jest?- pyta szczeniak- Nic ci nie zrobił? Czy on...

-O czym ty gadasz?- ucisza go Carter-Powtarzam to po raz setny odkąd sie tu pojawiłeś. Tyler nigdy by mnie nie skrzywdził.

-Car, nie znasz tego typu chłopaków tak jak ja. Kontrolują wszystko i są terytorialni i chcą cie uwiązać i tym samym powstrzymać przed zaznaniem prawdziwego życia- wykłóca sie- Cake nigdy nie miałaś okazji być wolną. Zawsze miałaś kogoś kto mówił ci co masz robić i jak żyć. To twoja szansa. Tylko pięć krótkich słówek 'wyrzekam sie ciebie Tyler'ze Evans...'

-Nie, Sam- mówi szybko Carter, kierując wzrok na szybę, wiedząc, że tu jestem.- Nigdy bym nie wyrzekła sie Tyler'a. Jest jedynym powodem, dla którego siedzę tu teraz przed tobą. Jest najważniejszą osobą w moim życiu i nie zamierza z niego rezygnować.

Obydwoje przez chwilę milczą. Już chce wejść i ją stamtąd zabrać, ale Landon mnie powstrzymuje. Po chwili Sam sie odzywa.

-Pamiętasz gdy pierwszy raz powiedziałem, że cie kocham? To było na pogrzebie mojego taty i brata. Siedzieliśmy na ławce patrząc na grób. Płakałaś, a ja cie przytulałem i powiedziałem, że cie kocham, a ty odwzajemniłaś sie tym samym. - mówi- To był ciężki rok dla naszej dwójki. Twój tata zmarł kilka miesięcy później.

-Przestań- szepcze Carter, spoglądam na nią by upewnić sie, że ta historia jest prawdziwa. Widzę łzy w jej oczach na wspomnienie ojca. - Przestań przywoływać wspomnienia. Starasz sie jedynie wkurzyć Tyler'a i sprawić bym go znienawidziła. Sammy, byłeś moim najlepszym przyjacielem, jedynym przyjaciele, ale rzeczy sie pozmieniały. Nie jesteś tym samym dzieciakiem, a ja nie jestem tą samą załamaną dziewczyną, którą próbowałeś naprawić...

-Car...

-Nie wiem w co sie wplątałeś, Sammy, ale musisz im powiedzieć co sie dzieje. To nie jest już tylko stado Tyler'a, moje również. Wiesz jak ciężko było patrzeć na ciała zamordowanych członków watahy zabity przez ludzi, z którymi sie trzymałeś? Było tak jakbym straciła część mojej rodziny, a dobrze wiemy, że nie zostało mi ich wielu.- wzdycha- Porozmawialiśmy teraz porozmawiaj z nimi. Tego chciałeś.

Wstaje, a Sam papuguje po niej.

-Nie idź- błaga- Proszę cie nie idź, Cake. Nie mogę ciebie również stracić.

-Widzimy sie później-odpowiada po czym rusza ku drzwiom.

-Kochasz go?- woła za nią, ale ona tylko na chwilę przystaje po czym rusza dalej. Sam szarpie sie i krzyczy by wróciła, ale ona tego nie robi.

Przychodzi do nas i wygląda na przerażoną. Szybko chwytam jej dłoń.

-Przepraszam. Wiesz, że nigdy bym sie ciebie nie wyrzekła. Tyle, ja..- szepcze zatrzymując sie na moment. Jej oczy spotykają moje i ponownie widzę w nich iskierki. -Zależy mi na tobie tak bardzo, że nie jestem w stanie nawet pomyśleć o zostawieniu cie.

-Wiem malutka- całuję ja w czubek głowy by ją uspokoić. Niepewność maluje sie na jej twarzy i chce sie upewnić, że nic jej nie jest. Chwytam jej twarz w swoje dłonie i spoglądam jej w oczy- W porządku? Nic ci nie jest?

Carter kiwa głową, a ja całuje ją w nos. Wiem, że nie powinienembył pozwolić jej tam wejść.

-Chodźmy do domu- mówię spokojnie. Landon spogląda na mnie pytająco- Przełożymy rozmowy na jutro.

On tylko kiwa głową, wie gdzie jest jego miejsce więc nie kwestionuje mojego rozkazu.

Carter obejmuje mnie wokół torsu, a ja ją wokół ramion- Nigdy sie ciebie nie wyrzeknę.

-Kochanie, wiem, że tego nie zrobisz- szepcze w jej włosy- Kocham cie i nie mam pytań co do twoich uczuć wobec mnie.

-Tak bardzo mi na tobie zależy Ty- mówi cicho przytulając sie do mnie jeszcze bardziej. -Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu.

-A ty w moim- całuję ją w czubek głowy- Kocham cie.

Spogląda na mnie i łączy nasze usta, ale nic nie mówi. Jej cisza mnie zabija, ale nie mogę na nią naciskać. Tak bardzo ją kocham.

***

Kom i *** są mile widziane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro