Rozdział 24
Zdjęcie Anny Sophia Robb jako Carter.
-Autor.
Carter Kelly P.O.V
Patrzę sie tępo na Tyler przez chwilę, nie do końca wiedząc jak zareagować. Jak do choler ma to wyglądać? To w ogóle możliwe!
-Carter, kochanie?- Tyler głaszcze mnie po włosach.
-Jak mam z nim porozmawiać?-pytam- Co jeśli powiem coś co go zdenerwuje albo zrobię coś co mu sie nie spodoba?
Chichoczę, ale od razu sie uspokaja- Martwi sie o ciebie, chce tylko porozmawiać.
-Co zrobię jeśli coś sie wydarzy?
-To co wcześniej- odpowiada- Zawołaj mnie, zwróć moją uwagę. Jestem silniejszy od Benjamina gdy słyszę jak mnie wołasz.
-Obiecujesz?- spoglądam na niego.
-Obiecuje, księżniczko- całuje mnie w nos- Gotowa?
-Yeah- biorę głęboki oddech i odsuwam sie od niego siadając na łóżku.
Zajmuje miejsce naprzeciwko mnie i zamyka oczy. Gdy je otwiera nie ma już śladu po tych pięknych zielonych tęczówkach, a na ich miejscu pojawiają sie czarne.
-Malutka...-odzywa sie Benjamin chwytając mój podbródek między palce. Po chwili obejmuje mnie w tali i przyciąga do swojej piersi. Spodziewałam sie że zrobi coś niestosownego, ale on jedynie zaczyna bawić sie moimi włosami i przytula mnie bardziej. Otwieram usta by coś powiedzieć, ale mnie uprzedza. -Shhh, tylko pozwól mi cie trzymać.
Biorę głęboki wdech, próbując sie odprężyć. Chwyta mnie za policzki, głaszcząc po nich. Wtedy pociąga za mój kucyk uwalniając moje włosy spod gumki sprawiając, że opadają na moje ramiona. Zamykam oczy i w końcu sie uspokajam, pod jego dotykiem.
-Bardzo cię przepraszam- mówi spokojnie- Chciałem tylko cie chronić, upewnić sie że nikt inny cie nie dotknie. Nigdy nie chciałem cie wystraszyć.
-Nie mogę powiedzieć, że nic sie nie stało- odpowiadam cicho- Ponieważ oznaczenie mnie bez mojej zgody, próba zabicia mojego przyjaciela na moich oczach i prawie... wzięcie mnie siłą nie jest niczym. Nigdy nie będzie.
-Wiem to. Rozumiem i bardzo przepraszam, kochanie- pochyla sie i całuje mnie w czoło.-Spójrz na siebie. Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką widziałem, jesteś bystra, a twoja osobowość jest cudowna, taka słodka, że zawsze gdy cie widzę mam ochotę cię przytulić i obsypać pocałunkami.
Motyle zaczynają wirować w moim brzuchu. Mały uśmiech i krwisty rumieniec wykwita na mojej twarzy.
-Boże, i ten uśmiech...-ciągnie, wywołując u mnie jeszcze większy uśmiech. Zamykam oczy i w pełni sie odprężam. -Nie chce cię stracić. To wszystko, jestem przerażony tym, że mogę cie stracić. Zasługujesz na cały świat, a ja chcę ci go dać.
-Wybaczam ci, Benjamin- otwieram oczy i mówię tak spokojnie jak przy Tyler'ze.- Nie zamierzam opuścić ani ciebie ani Tyler'a. To dla ciebie tu jestem. Ale, musisz przestać być taki zazdrosny gdy rozmawiam z chłopakami...
-Nie jestem zazdrosny. Zazdrość polega na pragnieniu czegoś co nie należy do ciebie. Nie, nie jestem zazdrosny. - kręci głową. -Jestem... terytorialny, przewrażliwiony na twoim punkcie. I jesteśmy bliżej niż ktokolwiek inny.
-Ben, nie musisz tak sie zachowywać. Zostaje tu z tobą i nigdzie sie nie wybieram- kładę dłoń na jego piersi, upewniając sie, że jest spokojny- Jesteś jedynym mężczyzną, z którym sie zwiąże, na zawsze.
-Nie będziesz sie więcej mnie bała?- marszczy brwi, ale w jego oczach dostrzegam nadzieje.
-Nigdy więcej.- kręcę głową.- Tylko... tylko proszę niech to się więcej nie powtórzy.
-Obiecuje, Carter.
Uśmiecham sie do niego, nachylam sie i głaszczę go po policzku- Możemy jeszcze kiedyś o tym porozmawiać, ale teraz, mogę odzyskać Tyler'a?
Odsuwam sie i widzę jak ciemne oczy zmieniają sie na te piękne zielone. Wypuszczam powietrze i dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że wstrzymywałam oddech. Obejmuje go za szyję.
Ben, wcale nie jest taki zły gdy nie traci kontroli.Przyzwyczajenie sie do niego zajmie mi chwilę, ale to nie znaczy, że nie możemy żyć razem.
-Dobra, dziewczynka.- Tyler przytula mnie, wplątując palce w moje włosy.- Jestem z ciebie dumny. Wiem, że to nie było w twojej sferze komfortu, ale jestem dumny, że to zrobiłeś.
Mruczę w jego koszulkę. Uszczęśliwia mnie. Tylko nasza dwójka. Żadnych komplikacji ani konfliktów. Tylko my.
-Dziękuje, że mnie do tego namówiłeś.- odpowiadam, odsuwając sie i wstając.
-Między nami okay?- również wstaje. Obejmuje mnie w tali i odwraca do siebie.
-Okay- odpowiadam, uśmiechając sie do niego. -Potrzebuje tylko chwili by sie uspokoić i wszystko przetrawić.
-W porządku- odwzajemnia uśmiech i całuje mnie w czubek głowy. -Pewnie większą część dnia spędzę na dole. Zobaczę cie dopiero wieczorem.
-Yeah
Pochyla sie, chwyta mnie za policzki i łączy nasze usta. Umieszczam dłonie na jego piersi, odpycham sie od niego, ale od razu staje na palcach i całuje go w policzek.
-Gdy wrócę w nocy zmierzam zapakować tyle pudeł ile sie da do auta. Wrócimy do domu- mówi- Wciąż musimy ruszyć dalej.
-Pozwól, że ja to zrobię- mówię.
-Nie- kręci głową- Nie chce byś dźwigała te pudła. Ja sie tym zajmę.
-Proszę?- owijam ręce dookoła jego szyi. -Potrzebuje rozproszenia. Będę tu siedzieć i myśleć kolejny raz o tym samym. Plus muszę poćwiczyć.
-No nie wiem, skarbie...
Uciszam go pocałunkiem- Proszę?
-Carter..- wzdycha- Naprawdę nie musisz nic robić.
-Ale chce- odpowiadam- Zostawię te naprawdę ciężkie pudła dla ciebie.
-Nie potrafię odmówić tym oczkom szczeniaczka- wypuszcza oddech i opiera czoło o moje.-Te piękne oczy wprowadzą mnie kiedyś do grobu, wiesz?
-Będę miała to na uwadze- chichoczę.
-Oto śmiech, którego mi brakowało.- całuje mnie. Krótko, ale z pasją.
-Musisz iść do pracy- przypominam mu.
-Naprawdę nie chce- odpowiada Tyler, próbując mnie ponownie pocałować, ale odwracam sie przez co całuje mnie w szyję.
-Tyler...-jęczę. Szczerze, pocałunki składane na szyi są moją słabością.
Wplątuje palce w jego włosy i odchylam głowę dając mu lepszy dostęp. Ssa moją skórę, podgryzając ją tu i tam. Zjeżdża pocałunkami na moje ramie, a później ponownie jedzie do góry aż do mojego ucha. Wędruje ustami po szczęce aż do ust. Odsuwa sie odrobinę i uśmiecha chytrze, ale po chwili ponownie przywiera do moich ust. Odwzajemniam pocałunek, ale mu to nie wystarcza więc podnosi mnie i owija sobie moje nogi wokół bioder. Chichoczę przez pocałunek, ale go nie przerywam.
-Nigdy mi sie to nie znudzi.- mamroczę w moją skórę, a jego gorący oddech owiewa moją twarz. -Jesteś zbyt idealna.
-A ty jesteś dupkiem-wzdycham całując go w szczękę.
On tylko sie uśmiecha po czym przyciska mnie do ściany. Uśmiecha sie całując mnie ponownie i ciągnąc zębami za dolną wargę.
-Nigdy nie będę dupkiem dla mojej dziewczyny-szepcze między pocałunkami- Zasługujesz na więcej niż to.
-Tyler...- uśmiecham sie gdy na mnie spogląda- Jesteś najlepszą rzeczą jaka mi sie przydarzyła.
-Kocham cię- uśmiecha sie ciepło, cmokając mnie ponownie w usta.
-Dziękuję- szepcze.
-Za co?-posyła mi zdezorientowane spojrzenie.
-Za kochanie mnie wtedy gdy ja nie jestem wstanie.- kładę dłoń na jego karku, po czym łącze nasze usta na krótką chwilę.
-Teraz naprawdę nie chce cię opuszczać- mamrocze- Jedyne czego pragnę to trzymać cie i całować...
-Hej, masz robotę i nie opuścimy tego domu dopóki nie spakuje naszych rzeczy, a nie skończę tego szybko jeśli jeszcze zasnę ze zmęczenia- śmieje sie- Wiem, że jestem jak starsza pani jeśli chodzi o kwestie pory chodzenia spać. Odpływam przed dziesiątą, Ty. Skończysz niosąc mnie do i z auta...
-Myślę, że to oczywiste iż uwielbiam cie nosić na rękach.- chichocze, po czym całuje mnie ponownie, ale sie odsuwam.
-Masz robotę- mówię- Widzimy sie gdy wrócisz do domu, okay?
-Kochanie...- zaciska usta pozostając cicho. Śmieje sie i to ja go całuje. Przesuwa dłonie z moich pleców na tyłek- Chce tylko zostać w domu, z tobą.
-Musisz iść do pracy- odpowiadam- Z tym wszystkim co wydarzyło sie ostatnio, zwłaszcza to morderstwo, musisz iść.
-Czasami chciałbym nie mieć tytułu Alfy- wzdycha- To wszystko odciąga mnie od ciebie i kiedyś odciągnie od naszych dzieci...
-Nie myśl o tym w ten sposób.- kręcę głową- Tak wielu ludzi na tobie polega, wiedzą, że są w dobrych rękach. I kiedy nadejdzie czas nasze dzieci też będą na tobie polegać. Okay? Więc odstaw mnie i zabieraj swój tyłek na dół.
-Jesteś urocza gdy próbujesz być szefową.- chichocze, całując mnie w nos i odstawiając delikatnie na podłogę.
<3 <3 <3
Po wyjściu Tyler'a przebrałam sie w luźne jeansy, białą koszulkę i koszulę. Zaczęłam od kuchni, gdzie były tylko trzy pudła, ale tak ciężkie, że jedynie je przesunęłam.
Pudła w moim pokoju były natomiast tak lekkie, że wszystkie przeniosłam do auta. Już prawie brakuje miejsca, a nie ma tu nawet pudeł z rzeczami Tyler'a.
Wracam do kuchni, straciłam poczucie czasu i trochę zgłodniałam, a była już 16 więc nic dziwnego. Wzięłam jabłko z lodówki gdy Aleks zadzwonił.
-Hej- mówię po odebraniu.
-Hej dzieciaku- odpowiada- Tylko cie sprawdzam. Radzisz sobie?
-Yeah- wzdycham- Lizzie wyjechała dziś rano, a ja wręcz chciałam ją zaadoptować by została z nami.
-Naprawdę?-chichocze.
-Nie do końca, ale wiesz o co mi chodzi.- wywracam oczami.
-Więc to znaczy, że problemy w raju już zniknęły?- pyta.
-Między nami w porządku- potakuje- Ciężko jest złościć sie na tego dziwaka, jest zbyt słodki.
-Dobrze to słyszeć- mówi Aleks- Nie widzę nikogo lepszego na miejscu mate mojej kochanej siostry.
-Dziwnie to słyszeć- kręcę głową.
-Wiem- odpowiada- Sądziłem, że minie jeszcze trochę czasu aż będę mógł powiedzieć to na głos. Wiesz, patrzenie jak dorastasz, a ja nie mogę traktować cię jak siostry.
-Już traktuje cie jak starszego brata- mówię-I najlepszego przyjaciela.
-A ja ciebie jak młodszą siostrzyczkę- mówi, mogę wręcz usłyszeć jak sie uśmiecha- Jesteś moją suczką.
-Kocham cie, frajerze- śmieje sie.
-A ja ciebie, dzieciaku- również sie śmieje- Muszę lecieć, ale widzimy sie wkrótce.
-Gdy urządzimy sie już z Tyler'em w nowym domu zaprosimy cię na obiad.- informuje- Cóż, ja nie potrafię gotować. ale on potrafi.
-Przyjdę tylko wtedy gdy to ty zrobisz deser
-Umowa stoi- śmieje sie.
Rozłącza sie, a ja szczerzę sie jak głupia. Aleks bez zwątpienia pomaga mi w tej sytuacji, wie jak sprawić bym poczuła sie lepiej.
Kończę moje jabłko i idę do naszej sypialni, gdzie znajduje kilka pudeł na blacie, ale jedno stoi na łóżku z napisem ' Dla mojej kochanej dziewczynki'
Otwieram je i pierwszą rzeczą jaką widzę to nasze wspólne zdjęcie w ramce, zdjęcie zrobione było gdy poszliśmy razem na kolacje. Powiedziałam, że jestem zmęczona więc oparłam łokcie na stole, a na dłoniach policzki. Tyler tylko sie zaśmiał i zrobił to samo mówiąc 'To ja też'. Gdy wrócił kelner powiedział, że wyglądamy uroczo i że zrobi nam zdjęcie.
W kolejne ramce były aż trzy zdjęcia, ale wszystkie przedstawiała mnie jak śpię w ramionach Tyler'a. Wiedziałam, że robi takie zdjęcia telefonem gdy śpię, pokazał mi je kiedyś, ale nie sądziłam, że któreś wyszły faktycznie ładnie. Na jednym mam dziwną minę, a moje włosy są wszędzie, a na innym przytulam sie do piersi Tyler'a podczas gdy on całuje mnie w czubek głowy. To naprawdę słodkie.
Później były papiery, ale większość z nich to rysunki Tyler'a z dzieciństwa. Na których byłam ja, jego mate.
Reszta to jakieś przypadkowe rzeczy. Bilety do kina, kilka kartek na których graliśmy w statki i rachunki z restauracji. Była nawet ulotka z kawiarni gdzie zamówiliśmy babeczki i zjedliśmy samą polewę z nich. Pamiętam jak sie wtedy śmieliśmy.
To co zdziwiło mnie najbardziej to to, że zachował moje papiery ze szpitala gdy pierwszy raz sie poznaliśmy. Czuje jak serce mi staje.
Tyler faktycznie jest najlepszą rzeczą jaka mnie spotkała. Naprawdę. Moim mate mógł być ktoś kto nie zrozumiałby mojej choroby psychicznej i problemów z jedzeniem, to jak trudno mi jest przetrwać kolejny dzień, ale trafiłam na kogoś kto zawsze będzie po mojej stronie.
-Byłam suką- mamroczę przecierając twarz.
Ty powiedział że wróci ok. 17:00, a jest za piętnaście, mogłabym zająć sie tymi ostatnimi pudłami żeby on już nie musiał.
Nie zwal tego.
Jeśli mamy być szczerzy, pewnie bardziej ucieszy sie gdy zostawię te pudła dla niego.
Ale najbardziej nie chce być już dłużej z dala od niego.
Nie wiem czy sie w nim zakochałam, nie sądzę by to było niemożliwe by sie w nim nie zakochać. Ale jeszcze niedawno myślałam, że nie potrafię kochać.
Po prostu przeraża mnie myśl, że mam mu to wyznać. Nie powiem mu, jeszcze nie teraz.
Część mnie myśli, że gdy mu to powiem, odejdzie i znajdzie sobie kogoś lepszego, kogoś kto faktycznie na niego zasługuję.
Inna część mnie wie, że Tyler sie bardzo ucieszy i zacznie mnie całować po czym poprosi bym ponownie to powiedziała, a później jeszcze raz.
Boje sie kochać ludzi bo istnieje szansa, że oni w pewnym momencie przestaną mnie kochać. Wiem, że w jego przypadku jest to wręcz niemożliwe, ale ta myśl mnie nie opuszcza.
Kolejną kwestią jest to, że nie jestem pewna czy jest gotowa na, um, seks. Ty nigdy na mnie nie naciskał, ale nie chce by pomyślał, że to iż wyznałam mu miłość jest równoznaczne z tym, że zgadzam sie na seks. To duża sprawa i wiem, że sprawi, że to będzie coś wyjątkowego, ale to nie jest coś na co jestem gotowa.
Miłość nie oznacza seksu, a seks nie oznacza miłości, ale to duże kroki.
Nie znaczy nie, bez pytań. Wiem, że Tyler mnie szanuje i rozumie, że to dla mnie coś nowego i ani trochę łatwego. Nie jestem pewna swojego ciała gdy jestem sama, nie wiem czy będę bardziej pewna w jego obecności.
-Jestem okropna w okazywaniu uczuć-myślę sobie i szybko wychodzę z pokoju po czym schodzę na dół, do gabinetu Tyler'a.
Po chwili staje pod drzwiami po czym delikatnie pukam w drzwi- Ty?
Słyszę ruch po drugiej stronie i jakie jest moje zdziwienie gdy to Jennifer otwiera drzwi. Nie wygląda na tak ciepłą i uprzejmą jak zawsze, za to jest zdenerwowana i zła na coś.
-Jest Tyler?- pytam spokojnie
-Nie jestem pewna czy jest czy też nie- mamrocze cicho- Ciężko stwierdzić kim jest w tej chwili.
-O czym ty...?- próbuje zgadnąć co to znaczy, ale szybko dochodzi do mnie, że mówi ona o Benjaminie.- Pozwól mi go zobaczyć.
-Nie sądzę żeby był to dobry pomysł Carter, jeśli całkowicie straci kontrolę... nie chce by zrobił coś czego będzie później żałował.- tłumaczy Jennifer.
-Potrafię go uspokoić, wiem jak.- odpowiadam.
-Carter...
-Jennifer, rozumiem dlaczego nie chcesz mnie wpuścić, ale Tyler jest moim mate i będę musiała robić takie rzeczy do końca życia.- mówię cicho.
-Bądź ostrożna- odpowiada po czym powoli otwiera szerzej drzwi żebym mogła przejść.
Widzę Landon'a stojącego naprzeciw biurka Tylera podczas gdy Liam i Anthony przytrzymują Sama na sofie.
Tyler stoi, twarzą do wielkie okna.
-Car? Co ty tu robisz?- Sam daje wszystkim znak, że tu jestem, ale jestem pewna, że Tyler wiedział to wcześniej, widzę to po jego ciele- Musisz wyjść...
-W porządku Sam- odpowiadam podchodząc do do Landona.-Co sie stało?
-Zbuntowany jest z nami w pokoju, czego sie spodziewałaś?- wzdycha Landon.
Kręcę głową, Sam zawsze będzie częścią mojego serca. Jest dla mnie jak brat, mój strażnik. Nie zniknie. Ale cóż, jest idiotą, który nie wie kiedy przestać gadać.
Powoli podchodzę do Tyler'a, już chce położyć dłoń na jego ramieniu, ale Sam ponownie sie odzywa. -Car, nie...
-Zamknij sie, Sam- warczę i odwracam sie z powrotem do Tyler'a
-Kochanie?- mówię spokojnie, podchodząc tak blisko jak tylko mogę- Hej... spojrzysz na mnie?
-Nie mogę- odpowiada- Moje oczy, nie są zielone.
-Nie obchodzi mnie to.- szepcze, chwytając go za dłoń i splątując nasze palce razem- Żadnego więcej bania sie, żadnego więcej bycia zazdrosny. Na to zgodziliśmy sie rano i myślałam, że to ja pierwsza złamie tą obietnicę.
Chichoczę cicho na to co mówię.
-Spójrz na mnie- odpowiadam i tym razem mnie słucha. Jego oczy, nie są tak ciemne jak mogą być, ale też nie są tak pięknie zielone jak zazwyczaj- Musisz sie uspokoić.
Patrzy sie na mnie. To on zawsze mówi mi, że mam sie uspokoić. Dziwnie jest gdy role sie odwracają.
-Jest kilka pudeł, z którymi sama nie dam sobie rady- zaczynam-Mógłbyś sie nimi zająć, a później dokończysz spotkanie. Im szybciej sie zbierzemy tym szybciej będziemy w domu.
-Ja...
-Proszę, kochanie? Nie chce żebyś zrobił coś czego będziesz później żałował.-szepcze w nadziei, że nikt oprócz nas tego nie usłyszy.
Tyler sztywno kiwa głową, pochla sie i całuje mnie w czoło.Czekam aż wyjdzie i sie odzywam.
-Landon, Liam może wyjdziemy by Carter i Sam mogli zostać sami?- uprzedza mnie Jennifer.-Myślę, że mają o czym porozmawiać.
-Tyler nas zabije za to....- zaczyna Landon, ale Jennifer szybko go ucisza. Ta trójka szybko opuszcza pomieszczenie co od razu wykorzystuje Sam i próbuje sie do mnie zbliżyć, ale cofam sie.
-Coś ty takiego powiedział, że go tak zdenerwowałeś?- pytam.
-Car, znasz mnie prawie dziesięć lat, wiesz, że potrafię każdego zdenerwować. - odpowiada od niechcenia.
-Mnie nigdy- odpowiadam-Ale niewiele brakuje. Dlaczego nie widzisz tego, że jestem tu szczęśliwa, że jestem szczęśliwa z nim...
-Bo mu nie ufam! Carter, nie minęło pięć minut jak sie pojawiłem, a on już próbował mnie zabić. Myślałem, że będziesz na niego nieco bardziej zła za to, że próbował mnie zabić, twojego najlepszego przyjaciela, który kupował ci dziesięć paczek żelków na każde twoje urodziny. Ale zamiast tego jesteś zła na mnie nie widząc nic złego w jego zachowaniu.
-Po pierwsze, wciąż jesteś dupkiem- zaczynam wywołując uśmiech na jego twarzy.- Po drugie nie pozwolę ci dalej tak źle o nim mówić. To koniec. Wspierałam cie od dnia gdy po raz pierwszy sie spotkaliśmy, ale nigdy nie zrezygnuje z Tyler'a. Jest moim mate...
-To nic nie znaczy. Nie wybrałaś go sobie, nie miałaś na to wpływu. Jak może podobać ci sie pomysł tracenia kontroli? Albo odbieranie ci prawa wyboru?- pyta.
-Nie patrzę na to w ten sposób- odpowiadam spokojnie- Sam podoba mi sie pomysł, że ktoś został stworzony tylko dla mnie.
-Carter, chciałaś iść na studia, poznać świat i doświadczyć wszystkiego czego sie da.- mówi- Twój Alfa... odbierze ci to wszystko.
-O to chodzi -odpowiadam- Ty tak sobie to tłumaczysz. Mój Alfa nigdzie sie nie wybiera. Pokazał mi rzeczy, których nikt wcześniej nie pokazał. Pokazał mi jak patrzeć w lustro i nie nienawidzić tego co widzę. Pokazał mi, że mój wzrost nie musi być czymś złym. Pokazał mi, że są na świecie ludzie, którzy pokochają mnie i będzie im na mnie zależało bardziej niż na nich samych. Nigdy nie byłam wstanie tego zobaczyć i bez niego na pewno bym do tego nie doszła.
Sam przez chwile sie nie odzywa. Siada ponownie na kanapie, opierając ręce na kolanach i patrzy sie w podłogę.
-Kochałem cie bardziej niż siebie samego- mówi Sam- Wciąż bardziej kocham ciebie niż siebie . I zawsze tak będzie.
-Wiesz, że ja też cie kocham, Sammy- siadam obok niego po drugiej stronie kanapy.
-Ale ja nigdy nie kochałem cie w sposób w jaki ty to robiłaś.- spogląda na mnie- Nie patrzyłem na ciebie jak na najlepszą przyjaciółkę czy też małą siostrzyczkę. Kochałem cie jak mężczyzna kocha kobietę, z całego serca.
Teraz to ja milczę. Nigdy nie przypuszczałam, cóż, może wtedy gdy mnie pocałował. Nim 'umarł' nigdy nie podejrzewałam go o takie uczucia.
-Przepraszam- mówię tylko tyle.
-Nie, nie musisz- kręci głową, przybliżając sie i chwytając moją dłoń.- Jedyne o co cie proszę to byś nie była na mnie zła. Carter, jeśli pozwolisz mi wytłumaczyć co robiłem przez ostatnie kilka miesięcy, zrozumiesz. Pracowałem by zebrać jak najwięcej pieniędzy bym mógł wrócić i zabrać cie stąd dokądkolwiek zechcesz.
-Sam...
-Chce tylko wrócić do tego co było, wiesz?- szepcze- Kłócilibyśmy sie jak stare małżeństwo, a traktowali jak najlepsi przyjaciele. Flirtowałbym z tobą, ale ty nigdy byś tego nie zauważyła, ale to nic. Ale chronilibyśmy siebie nawzajem. Tylko tego chce, chce by to wróciło.
-Możemy- mówię- Tylko bez tego flirtowania, Ty by cie zabił.
-Kochasz go?- pyta Sam, patrząc mi głęboko w oczy.
-Chyba tak- szepcze- Jeszcze nie jestem pewna, ale doszłam do tego, że nie boje sie chodzić przy nim na krótki rękaw.
-Jestem z ciebie dumny, Car. Wiedz to. - odpowiada- Poprawia ci sie.
-Dziękuję. -ściskam jego dłoń.
-Zawsze. -posyła mi mały uśmiech. Wiem że to przytłaczające i nie jest szczęśliwy z tego wszystkiego, ale próbuje. Tylko tego chce.
Wstaje, puszczając jego dłoń i opieram sie o biurko. -Tyler pewnie za chwile wróci.
-Gdzie sie wybieracie? Wspomniałaś coś o pakowaniu sie?
-Mamy dom.-odpowiadam- Jest niesamowity, powinieneś go zobaczyć. Ma wszystko czego zawsze chciałam. Piękną kuchnię, jadalnie, wannę z niesamowit...
-Dobrze wiedzieć, że wciąż masz obsesje na punkcie bomb do kąpieli.- śmieje sie-Jesteś...
Nie kończy bo drzwi sie otwierają i wchodzi przez nie Tyler. Od razu do niego podchodzę i całuję w policzek upewniając sie, że Benjamin zniknął.
-Możemy iść już do domu?-pytam.
-Przełożyłem spotkanie, które przerwaliśmy, chce już wyjść.- odpowiada po czym spogląda na Sam'a. -Musimy tylko poczekać na Liam'a, który przyjdzie go pilnować.
-Dlaczego musi być pilnowany?
-Jestem zbuntowanym- odpowiada Sam- Nie mam takich samych praw jak inni członkowie stada.
-To idiotyczne- spoglądam na Ty'a. - Myślałam, że przyjaźni zbuntowani są ignorowani.
-Wciąż próbujemy sie dowiedzieć po której stronie stoi. - odpowiada krótko Tyler.
-Ale...
-Malutka, to skomplikowane i wszystko wyjaśnię ci później, okay?
-Okay..- posyłam mu zmartwione spojrzenie. To tyle jeśli chodzi o nie ukrywaniu niczego przed sobą.
<3 <3 <3
Tyler i ja trzymamy sie za dłonie w drodze powrotnej do domu. Ostatni raz gdy byliśmy w samochodzie nie robiliśmy tego i źle sie z tym czuje. Nazwijcie mnie szaloną, ale nienawidzę gdy nie robimy choć tak małych gestów. Nie chce doczekać dnia gdy nie znajdę żadnej karteczki od niego albo bez trzymania go za rękę albo bez nazywania mnie 'malutką'. Szczerze nie ważne jak wiele zdrobnień mi wymyśli, kocham je wszystkie.
Na samą myśl o tym w moi umyśle rodzi sie pytanie
-Hej, Ty?- pytam
-Tak, kochanie?- odpowiada. Kochanie zawsze trafia w moje serce.
-Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
-To trudne pytanie biorąc pod uwagę, że gdy tylko spojrzałem w twoje oczy wiedziałem, że jesteś moją mate i od razu coś do ciebie poczułem .- uśmiecha sie i całuje mnie w rękę. -Nie sądzę jednak by było to możliwe. Tak, wiedziałem, że sie w tobie zakocham, ale nie wiedziałem jak bardzo ani kiedy prawdziwie, całkowicie i niezaprzeczalnie sie w tobie zakocham.
-To różni ludzi. Nie macie żadnych super mocy.- mówi dalej- Ale by sie zakochać, musisz kogoś poznać i poznać co lubi. Musisz poznać jego wszystkie tiki nerwowe i takie małe rzeczy jak sposób w jaki kicha albo jak sie rusza gdy słyszy swoja ulubioną piosenkę.
-Dobrze to wytłumaczyłeś- wtrącam, uśmiechając sie do niego.
-Po prostu mówię co myślę- chichocze. -I to co przybliżyło mnie do ciebie.
-Cóż...- biorę głęboki oddech- Uważam, że sposób w jaki drapiesz sie po karku gdy sie denerwujesz albo gdy wydarzy sie coś dziwnego, to słodkie. I ten wyraz zmartwienia na twojej twarzy za każdym razem gdy wspinam sie na krzesło albo blat by sięgnąć coś z wyższej półki, to jak miód na moje serce.
-Więc lubisz mnie bardziej gdy sie denerwuje, dziwie lub martwię.- chichoczę- Jesteś zbyt urocza, malutka.
Uśmiecham sie tylko i nachylam aby pocałować go w policzek.
-Będąc całkowicie szczerą, twój uśmiech najbardziej mi sie podoba.- mówię- Ponieważ łatwo określić jak bardzo szczęśliwy jesteś gdy sie uśmiechasz. A gdy ty jesteś szczęśliwy, ja jestem.
-Księżniczko, musisz przestać to robić bo coraz bardziej chce cie pocałować, a przecież prowadzę. - chichocze.
Śmieje sie na jego słowa. Wszystko powoli wraca do normy i bardzo sie z tego ciesze.
****
Kom i *** są mile widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro