Rozdział 20
-Zdjęcie Nicka Batemana jako Tyler.
Autor.
Carter Kelly P.O.V
-Dzień dobry, piękna- Tyler szepcze cichutko do mojego ucha głosem z poranną chrypką, wybudzając mnie z głębokiego snu. Jęczę odwracając sie by ukryć twarz w poduszce. Chichocze i kładzie coś na podłodze, po czym kładzie sie obok całując mnie w czoło, nos i policzki. Mówimy o Tyler'ze, który cały czas całuje moją twarz.
-Nie- jęczę, wtulona w łóżko i naciągam kołdrę na głowę.- Dlaczego nie pozwalasz mi spać?
-Ponieważ zrobiłem śniadanie- mówi- Chodź, zrobiłem twoje ulubione.
-Gofry czekoladowe?- podnoszę sie nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Uśmiecha sie i kiwa głową. Mój koszmar skończył sie kilka dni temu więc spokojnie mogę zostać w łóżku nie martwiąc sie o pościel.
-Nie śpię!- zrzucam kołdrę i już rozglądam sie za jedzeniem.
-Hej, chodź tu najpierw do mnie- Tyler wyciąga do mnie rękę na co wzdycham, czołgając sie do niego i owijam swoje ręce wokół jego szyi, a nogi wokół bioder i tak oto siedzę mu na kolanach. - Dzień dobry, księżniczko.
-Dzień dobry- ziewam wtulona w jego klatkę piersiową. Nadal nie ma na sobie koszulki... nie narzekam.
-Muszę dzisiaj iść do pracy- mamrocze w moje włosy.
-Wiem- patrze na niego ze smutnymi oczami-O której wrócisz?
-Większość dnia spędzę w biurze, obiad zjem z sąsiednim stadem- opowiada-Powinienem wrócić zanim sie zmęczysz.
-Jestem jak starsza pani, chce spać przed dziesiątą. - śmieje sie.
-Musisz zjeść- informuje. Siadamy i jemy niebo na śniadanie. Szczerze to są moje ulubione gofry.
-W porządku, Ross jest zakochany w Rachel od zawsze, ale ona o tym nie wie i...- Tyler zaczyna mi wyjaśniać.
-Ty, widziałeś każdy odcinek Przyjaciół około czterdzieści razy. -śmieje sie- Wiem że jestem od ciebie młodsza ale nie aż tak.
-Więc kogo lubisz najbardziej?- marszczy brwi.
-Chandler i Rachel- odpowiadam. -Choć bardziej Chandler.
-Dobrze, bo gdybyś tak nie powiedziała musiałbym nie odzywać sie do ciebie przez resztę dnia.- chichocze a ja do niego dołączam. (w życiu tego nie oglądałam wiec sorki za błędy)
Po śniadaniu, odsuwam sie od Tylera- pomimo jego prób namówienia mnie na powrót do łóżka- decyduje sie wziąć prysznic. Chwytam pierwszą lepszą koszulkę Tylera i znikam w jego/naszej łazience. Wcześniej kąpałam sie w swojej sypialni.
Niepokój rośnie w mojej piersi gdy tylko zapalam światło w pomieszczeniu. Wspomnienia zaczynają napływać do mojego umysłu gdy przypominam sobie co wydarzyło sie tu ostatnim razem.
Zamknięte drzwi. Lustrowanie pomieszczenia. Obrót do prysznica. Ręce na blacie. Łzy płynące z oczu. Branie dużej ilości tabletek. Stanie pod prysznicem. Cięcia. Zawroty głowy. Utrata przytomności. Odzyskanie przytomności w ramionach Tylera. Wywołanie wymiotów.
Zbyt dużo wspomnień. Nie mogę tego znieść. Łzy płyną po moich policzkach a cichy szloch wydobywa sie z moich ust.
Rozglądam sie szybko po pomieszczeniu po czym wskakuje pod prysznic by znaleźć tam brzytwę Tylera. Dziwi mnie że ją ty zostawił, wszystkie ostre przedmioty chowa przede mną.
Zamykam oczy, wstrzymuje oddech i próbuje odzyskać kontrolę, ale nie wychodzi mi to. Gdy ponownie je otwieram krew kapie z obydwu nadgarstków. Instynktownie wyrzucam ostrze i cofam sie aż uderzam w umywalkę.
Odwracam sie, spoglądam w swoje odbicie. Moje włosy są wszędzie, gdy ja próbuje to naprawić ale nie daje rady, krew jest wszędzie więc sie poddaje. Moje oczy są czerwone i spuchnięte. Trzęsę sie tak bardzo, wydaje mi sie że minęło tak dużo czasu gdy ostatnio byłam w tak złym stanie.
Tego jest za dużo.
-Carter?- głos Tylera dociera do mnie zza drzwi. - Co sie dzieje? Wchodzę.
Nie. Nie może mnie takiej zobaczyć. Nie, nie kolejny raz.
-Dlaczego drzwi są zamknięte? Carter! Proszę otwórz drzwi!- wali pięścią w drzwi- Carter?
Wskakuje pod prysznic i puszczam wodę, próbując zmyć czerwoną ciecz. Chlapie wodą by pozbyć sie również plamy na podłodze.
-Carter!- Tyler brzmi na zdesperowanego- Otwórz drzwi! Dlaczego czuje krew?
Nie, to nie może sie dziać. On nie może...
-Carter!- coś rozwala sie za mną, jestem zbyt przestraszona by odwrócić sie i sprawdzić co sie dzieje. Siedzę i próbuje zmyć do końca krew płynącą z moich nadgarstków.
-Przestań-krzyczę.
-Chodź tu...- niespodziewanie dwa silne ramiona chwytają mnie w tali i przyciągają do twardej klatki piersiowej. Tyler rozgląda sie po pomieszczeniu, podziwiając bałagan jaki zrobiłam.
-Przepraszam- mój głos jest strasznie zachrypnięty, gdy odsuwam sie od niego by dosięgnąć ręcznik którym zaczynam ścierać krew z płytek.
-Nie dbam o ten bałagan, spójrz na mnie -chwyta moją twarz w dłonie, zmuszając mnie do spojrzenia sobie w twarz. -Co sie stało?
-Wszystko wróciło.-obejmuje sie ramionami, przytulając samą siebie i bujam sie w przód i w tył. -Wszystko. Było tak jakbym oglądała film z tego co wydarzyło sie tu ostatnim razem.
-Film...? Nieważne- kręci głową-Przypomniało ci sie.
-Y-yeah..- potakuje- Zamknęłam oczy a gdy je otworz-rzyłam....
-Chodź tu do mnie- przyciąga mnie do siebie, przytulając mocno. Jego dotyk jest taki przyjemny, jego zapach pozwala mi czuć sie bezpiecznie, bycie blisko niego sprawia, że czuje sie chroniona. -Oczyśćmy cie, okay?
Kiwam tylko głową. Podnosi mnie i sadza na blacie między umywalkami. To naprawdę piękna łazienka, ale ją zniszczyłam i nie mogę nawet postawić tu stopy by nie ześwirować. Wtedy spoglądam w kierunku drzwi...
-Wyważyłeś drzwi- zauważam- Ponownie.
-Było warto- mówi spokojnie- To tylko drzwi, to nie ma znaczenia.
-Ale...
-Żadnego ale- całuje mnie w czoło, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że to naprawdę drobnostka- Zamierzam ci później coś pokazać. To sprawi, że wszystko będzie lepsze.
-To nie będzie łatwe- mówię cicho.
-Nie, nie będzie. Ale oderwie na chwile twoje myśli od tego wszystkiego. -uśmiecha sie do mnie, po czym chwyta szmatkę i lekko ją zwilża - Będzie...
-Szczypać- kończę jego zdanie- Zaufaj mi, wiem.
Tyler uśmiecha sie smutno i zaczyna czyścić moje nadgarstki. W końcu cała krew znika z mojego ciała a on bandażuje moje nadgarstki.
-W porządku, chodźmy- bierze mnie za rękę i pomaga zsunąć sie z blatu. Nalewa wody do wanny i robi dużo piany.
-Pozwolisz mi sobie pomóc?-pyta. Kiwam głową, może to dlatego że widziałam tak wiele zdjęć gdzie faceci robią słodkie rzeczy dla swoich dziewczyn takie jak suszenie włosów i ich czesanie.
-Możesz sie odwrócić?- pytam nieśmiało. Tym razem to on kiwa głową i robi to o co proszę. Szybko sie rozbieram i wchodzę do wanny.
-Umyje ci włosy- mówi chwytając szampon.
Nie rozumiem tego jak wyrozumiały jest. Nigdy mnie nie winił, ani razu. A w tych czasach ludzie o nic nie dbają. Wszystko na czym im zależy to oni sami, jak może być im lepiej i co mogą zrobić by wyglądać lepiej w oczach innych. Nie dbają o nikogo innego oprócz siebie.
Ale znalazłam Tylera. On jest inny. Naprawdę go lubię. I to bardzo.
-Nie miałeś dziś pracować?- pytam cicho.
-Ty masz pierwszeństwo, zawsze. - mówi, podnosząc ręcznik tak wysoko że spokojnie mogę wyjść i sie nim owinąć wiedząc że mnie nie podejrzy.
-A co ze stadem?- spoglądam na niego.
-Jeśli zrezygnuje ze swojej pozycji wiem że stado będzie w dobrych rękach.- odpowiada- Jedno spotkanie nas nie zabije, przełożę to. Dziś chodzi tylko o ciebie i o mnie, kochanie.
-Tak wiele odniesień do One Direction...- śmieje sie i potrząsam głową.
-Ta piosenka była na twojej liście "pomóż mi zasnąć" od kiedy sie tu wprowadziłaś.- chichocze- Przygotuj sie, muszę coś załatwić a potem cie porywam.
-Kolejna niespodzianka?- patrzę na niego nerwowo.
-To jeszcze będzie twoja ulubiona niespodzianka- mówi zanim całuje mnie w czoło- Obiecuje.
-W porządku...- wzdycham, po czym opuszczamy pomieszczenie.
<3 <3 <3
Para ciepłych legginsów, wygodny zielony sweter, włosy związane w koka. Tyler i ja jedziemy ciężarówką do nieznanego mi miejsca.
Tym razem zamiast błagać o 5 Seconds of Summer lub One Direction wspólnie zgodziliśmy sie na wysłuchanie Ellie Goulding. Cóż, bardziej ja to zasugerowałam a on sie zgodził, najprawdopodobniej z powody naszego pierwszego pocałunku.
-Okay, rozejrzyj sie po okolicy. Zobacz jak dużo miejsca na podwórko ma każdy dom i w ogóle jak mało jest domów w okolicy. To przedmieście ale nie takie jaki inne. - Tyler wydaje sie być bardzo podekscytowany. -Wiesz zazwyczaj domy są zbudowane jeden na drugim?
-Tak, to denerwujące, tu jest ich o wiele mniej. - zgadzam sie z nim, nieco zdezorientowana tym co sie dzieje.
-A każdy dom jest inny, ma swój charakter.
-Szczerze mówiąc oglądanie domów to jedna z moich ulubionych czynności- śmieje sie. To prawda, Sam i ja robiliśmy to co weekend. Rozmawialiśmy o tym, co nam sie podoba, co nam sie nie podoba, czego byśmy chcieli, gdy będziemy starsi...
<3 <3 <3
Jest sobotnie popołudnie. Sam i ja jeździmy po okolicy, jak zwykle to robimy szukając domu idealnego. Było to nasze ulubione zajęcie mogliśmy miło spędzić czas żartując i opowiadając historyjki.
-Okay, czy możemy po prostu docenić to jak ten pierwszy budynek jest żałosny?- śmieje sie Sam. Jesteśmy w jego nowym samochodzie, dostał go na urodziny i na następne cztery. -Spójrz na te ściany! To szkło! Czy oni widzą że wszystko co robią widzi cały świat?
-Starają sie być nowocześni. - śmieje sie- Wygląda jednak naprawdę głupio.
-Masz racje...
-Spójrz na to!-przechylam sie na jego stronę i wskazuje jego okno- Stary to jest piękne!
To był mój wymarzony dom.
-Pewnego dnia Car, mam zamiar kupić dla nas taki dom- mówi Sam, zatrzymując auto i spogląda na mnie. Nasze twarze dzieli kilka centymetrów. To Sam, nie będę sie wstydzić przy moim najlepszym przyjacielu.
-Miałby wystarczającą liczbę pokoi dla mojej mamy i Hudson, moglibyśmy mieć husky i mopsy.- uśmiecha sie- Kto wie co jeszcze, ale to wciąż będziemy my w takim domu.
-Pomogłabym w kupnie, Sam. Obydwoje chodzimy na terapie która nie jest zbyt tania.- śmieje sie- Oczywiście zamierzam uczynić to bardziej przystępnym.
-Kocham cie- mówi nagle, wyraz zaniepokojenia szybko obmywa jego twarz więc szybko wyjaśnia.-Chodzi mi o to że żartujesz o czymś na czym ci zależy, ale potem wyrażasz jak bardzo ci zależy, niewielu ludzi może to zrobić Car.
-Chyba - mamrocze - Chodź chce zobaczyć więcej.
-Gdybyś tylko zobaczyła siebie w moich oczach.- mruczy cicho- Zrozumiałabyś jak urocza jesteś.
-Cokolwiek, to ty jesteś królem- śmieje sie.
-Tylko jeśli jesteś moją królową- Sam wygląda prawie poważnie gdy to mówi.
-Kocham cie- mówię mu.
-Wiem- wzrusza ramionami z zadowolonym uśmiechem.
<3 <3 <3
-Poczekaj, czekaj, czekaj! Ty, spójrz na to!- pochylam sie do przodu,wyciągam rękę i kładę ją na jego klatce piersiowej. -Spójrz, ten jest piękny.
-Naprawdę tak myślisz?- pyta z nadzieją.-To ostatni w sąsiedztwie. Nie ma żadnego domu bliżej. To naprawdę miłe odosobnione miejsce.
-Tyler... dlaczego wjeżdżasz na podjazd?-pytam z niepokojem, czując że zaraz ktoś wyjdzie i nas okrzyczy. Ale nagle rozumiem...- To jest to, prawda?
-Tak- Tyler uśmiecha sie szeroko, otwierając drzwi garażu pilotem.- Podoba sie?
-Jest idealnie- kiwam głową, przechylam sie i ściskam go, po czym wysiadamy.
Naprawdę jest idealnie
To jeden z tych domów o których można powiedzieć że włożono w niego dużo czasu i wysiłku.
Dom nie jest zbyt duży ani szalony. Nie jest prosty, ale prywatny. Jest szary, prawi że niebieski ale drzwi oraz okna są białe. Oraz ganek. Na każdym piętrze są duże okna. Przez jedno z nich widać jadalnie na parterze.
Podjazd jest długi, ale pięknie wykonany. To nie jest czarna smoła jak w większości, nie, jest jasnoszara. Tyler miał rację, ma duży piękny ogród. Różowe i żółte róże na przodzie oraz duże drzewa wprost stworzone do zbudowania na nich domków na drzewie.
-Dobrze, więc to drzewo zboku... chce zbudować tam domek na drzewie a następnie jeżeli urodzi nam sie mała księżniczkę zbuduje jej zamek na tamtym drzewie.- pokazuje i wszystko zniżając sie do mojego wzrostu.-Będzie mały ale wciąż. A pomiędzy nimi zbuduje most.
Okay... zwolnij Ty.
-To mnie pocieszyło- mówię- Zdecydowanie sprawiło że życie jest odrobinę lepsze.
Na razie. To nie tak że mogę udawać iż to co wydarzyło sie rano nie miało miejsca.
-Chodź- chwyta moją dłoń i prowadzi nas przed drzwi. Szuka czegoś w kieszeni po czym podaje mi klucze.- Te są dla ciebie.
-Ten raz mogę sama otworzyć drzwi?- śmieje sie.
-Zamierzam je dla ciebie przytrzymać- żartuje, ale obydwoje wiemy że i tak to zrobi.
Wejście, zgodnie z oczekiwaniami - piękne. Jak każda część domu. W środku nie ma zbyt dużo mebli.
-Szczerze, kuchnia jest moim ulubionym miejscem.- mówię, gdy zwiedzamy budynek.
-Został ostatni pokój- Tyler podbiega do podwójnych drzwi na końcu korytarza i otwiera je dramatycznie. -Spójrz na to miejsce, mówiłem że łóżko jest tu lepsze! Spójrz tylko!
Oczywiście bez wahania rzucam sie na łóżko. Ty chichocze na moje zachowanie.
-Chcesz sie wprowadzić?- pyta- Wszystko jest już skończone, to znaczy... brakuje nam tylko kilku mebli.
-Hej, płatki możemy jeść na podłodze dopóki nie zdobędziemy stołu, a seriale możemy oglądać na Netfliksie na twoim laptopie.- mówię odwracając sie do niego-A poza tym jestem dobra w dobieraniu mebli, widziałeś mój stary pokój?
Tyler uśmiecha sie i pochyla, cmokając mnie w usta. Uśmiecham sie do niego i siadam. Na łóżku nie ma ani pościeli ani poduszek, nic. Mimo to to wciąż najwygodniejsza rzecz na której dane mi było siedzieć.
-Chciałbym powiedzieć że możemy już teraz iść na zakupy i wybrać meble ale niestety mam spotkanie którego nie mogę przełożyć. - mówi.
-Nie chce zostać tu sama..- mówię cicho.
-Nie zostawiłbym cie tu samej, nie dopóki nie będziesz gotowa.-odpowiada- Aleks jest już w drodze.
-Okay- przytakuje uśmiechając sie na tą informację.
Wciąż nie rozumiem dlaczego przy Aleksie czuje sie tak komfortowo. Jest tak jakby znała go całe życie, a nie kilka miesięcy. Dobra trochę dłużej ale wcześnie nie rozmawialiśmy.
-Zaczniemy sie powoli pakować ale nie chce zabierać wszystkiego ze starego domu. Chciałbym żeby tu był nasz nowy początek.
-Nowy początek brzmi nieźle. -mamrocze- Mogłabym łatwo przyzwyczaić sie do tego miejsca.
-Dobrze, bo resztę naszego życia spędzimy właśnie tu. - mówi gdy wstajemy. Obejmuje mnie w pasie i przytula do siebie- W porządku, mamy godzinę zanim będę musiał wyjść.
-Proponuje wyjść na dwór.- patrze mu w oczy.
-Chodźmy więc- uśmiecha sie.
Po czterdziestu minutach zwiedzania i wygłupiania sie wracamy do środka, by Tyler zdążył sie przygotować.
-Czy ten krawat mówi "proszę, zachowajmy sojusz żebym wiedział że w razie jakiejkolwiek wojny mam w tobie wsparcie" czy też będzie źle bo to jedyny krawat który mam w tym domu?- pyta Tyler wychodząc z łazienki, poprawiając rękawy- Proszę, powiedz że to pierwsze?
-Zdecydowanie- odpowiedziałam wstając z łóżka i blokując telefon by nie mógł zobaczyć że przez cały czas gdy go nie było przeglądałam zdjęcia husky na tumblerze.
-Na pewno?-pyta.
-No cóż, jeśli porządnie go zawiążesz..- śmieje sie stając na palcach by naprawić jego nieudolna próbę zawiązania krawata. Facet od lat żyje sam i prawdopodobnie używał Google jako wzorca do takich rzeczy, ale pewnie wciąż potrzebuje wskazówek by prawidłowo to zrobić.
-Proszę- oczy mi sie świecą gdy uśmiecha sie do mnie szeroko przez co moje serce sie rozpływa.
-Dziękuje ci
Miło jest usłyszeć w końcu jak mówi to ktoś do ciebie ale nie cały czas ty to mówisz. Czuje że właśnie robię coś co powinnam. Jest szczęśliwy, a poprawienie krawata to bardzo niska cena. Chce to robić częściej a zwłaszcza tu w domu.
-Okay, biorąc pod uwagę fakt że kochasz pizze zapewne nie masz nic przeciwko zamówieniu, prawda?
-Tak
-Adres jest na lodówce, w jednej z szafek jest kilka papierowych talerzy i serwetek...- informuje.- Laptop też tu jest więc możesz go użyć. Dobrze wiem że ty i Aleks macie obsesje na punkcie Netflixa więc jestem pewien że nie będziecie sie nudzić, a ja w drodze powrotnej zgarnę parę rzeczy z domu stada.
-W porządku- uśmiecham sie do niego i całuje go w policzek.
-Czy mogę prosić o jeszcze jeden... proszę?- szczerzy sie wskazując na policzek. Chichoczę na to i ponownie go całuje. -W porządku, jeszcze jeden a później pocałunek na pożegnanie, nim sobie pójdę, bym miał do czego wracać.
Znowu chichocze całując go w policzek.
-Ten cudowny chichot i twoje małe pocałunki są powodem, dla którego przeżyje bez ciebie będąc na tym spotkaniem. - mówi Tyler.
Już chce odpowiedzieć ale przerywa mi dzwonek do drzwi. Dzięki Bogu że Aleks sie pojawił bo nie wiedziałam jak odpowiedzieć.
-Cholera, chce jeszcze tylko pięć minut-mruczy przy dłuższym pocałunku złożonym na mojej skroni- Daj spokój.
Kieruje sie do drzwi, ponieważ szczerze mówiąc Aleks jest jedyną osobą tu z którą sie upodabniam chociażby tym że mamy podobny gust filmowy.
-Cześć- mówię otwierając drzwi i od razu wybucham śmiechem. Aleks trzyma 5 toreb pełnych jedzenia i laptopa pod pachą. -Potrzebujesz pomocy?
-Może...- mamrocze. Ponownie sie śmieje sie i zabieram od niego laptopa i jedną z toreb. Niosę to do kuchni i kładę na wyspie kuchennej.
-Dobra, wrócę około dziesiątej albo jedenastej- mówi Tyle wchodząc do kuchni. -Liam będzie tu przed dziesiątą. W tej chwili szkoli nowych członków stada.
-Okay- mamroczę Aleks szukając czegoś w torbach.
-Carter, w moim aucie są koce i jakieś poduszki.- spogląda na mnie.
-Okay, mogę je przynieść- mówię podążając za nim do pojazdu. Otwieram tylne drzwi i już chce je wziąć ale Ty zatrzymuje mnie.
-Mógłbym przysiąc że miałem dostać pożegnalnego buziaka....- przybliża sie przyciskając mnie do auta.
-Aleks pewnie będzie mnie szukał- czuje że muszę szeptać.-Będzie coś podejrzewał...
-Będzie podejrzewał że sie żegnamy?- marszczy brwi.
-Zobaczy nas.- mówię cicho.
-To nie będzie ostatni raz- chichocze- Pewnie właśnie je. Zawsze to robi.
-Zapewne- śmieje sie.
-Widzisz, właśnie to chciałem usłyszeć- Tyler przybliża do siebie nasze usta-Cudowny śmiech mojej dziewczyny. To muzyka dla moich uszu
Nie mam szansy odpowiedzieć ponieważ łączy nasze usta. Jego dłonie zjeżdżają na moje biodra przyciągając mnie do siebie tak że nie ma między nami żadnej wolnej przestrzeni. Ja natomiast wplatam palce w jego włosy na karku na co mruczy.
-Widzimy sie później, okay? - mówi cicho, opierając czoło o moje. - Zadzwoń jeśli będziesz czegoś potrzebować. Nie ważne czy będzie to w trakcie obiadu, po prostu zadzwoń. A...
-Tyler- staje na palcach i całuje go w policzek-Wiem że to twój obowiązek i w ogóle, ale nie martw sie. Nic mi nie będzie. Po prostu skup sie na dzisiejszym wieczorze a gdy będziesz mógł wróć do domu.
-Nie chce cie zostawiać- szepcze.
-Zawsze robisz te wszystkie słodkie, niesamowite rzeczy dla mnie, Tyler. Zawsze sie mną zajmujesz, wiem to. Idziesz na ten obiad zapewniając mi bezpieczeństwo. Pomyśl w ten sposób. - mówię- Dziś zajmujesz sie mną i 3 000 innych ludzi.
-A myślałem że to ja jestem mówcą motywacyjnym. - wzdycha wywołując tym mój chichot. - Wrócę tak szybko jak będę mógł, malutka.
-Wiem.-uśmiecham sie całując go ostatni raz po czym wsiada do samochodu i odjeżdża zostawiając mnie obładowaną kocami.
-Proponuje by od razu zamówić pizze - woła Aleks z kuchni.- Jest piątek wieczór i żeby tu dotrzeć... oh to zajmie im wieki.
-Uh, mógłbyś...- nie kończę krępując sie o to prosić.
-Zamówię to, nie martw sie. Ty możesz sobie gdzieś usiąść. - kończy za mnie. Uśmiecham sie do niego z wdzięcznością po czym znika w kuchni.
<3 <3 <3
Po pizzy ( kilku paczkach chipsów i paluszków) oraz wszystkich odcinkach Orange Is the New Black Aleks, zasnął... chrapiąc bardzo, bardzo głośno.
Szczerze, Aleks dokładnie wie jak mnie pocieszyć. To prawie tak, jakbyśmy znali sie całe życie a nie kilka miesięcy.
Nudzę sie siedząc tu bo mój towarzysz chrapie zbyt głośno by obejrzeć cokolwiek, a że Tyler pokazał mi tylko główną część domu postanawiam trochę pozwiedzać.
Tyler ma piękne biuro na parterze blisko wejścia do salonu. Miejsce do którego najbardziej chciałam sie udać to salon więc mijam Aleksa i właśnie tam idę.
Zapalam światło i idę tam by odkryć że jest to głównie pusty pokój.Na przeciwległej ścianie stoi barek i w sumie to wszystko.
Po drugiej stronie schodów jest jedyne pomieszczenie umeblowane w tym domu. Cóż właściwie to nie są meble.
Domowa siłownia.
Tyler wspominał że w domu stada też jest i codziennie z niej korzysta więc to zrozumiałe że tu także chciał mieć takie miejsce.
Szczerze nie mam pojęcia do czego służy większość tych rzeczy. W sumie wiem tylko jak ćwiczyć na bieżni.
To może być dla mnie dobre. Stałe posiłki. Ćwiczenia. Utrzymanie wagi w zdrowy sposób. Mogłabym to zrobić.
Ściągam sweter dziękując Bogu że dziś rano postanowiłam założyć sportowy biustonosz i leginsy. Sądzę że nie spodoba mi sie gdy Aleks czy też Tyler zobaczą mnie w samym staniku.
Powoli zaczynam chodzić na bieżni, ale stopniowo zaczynam biec. To bardziej jogging ale wydaje sie jakbym biegła. Czuje jak przewraca mi sie w żołądku. To pewnie przez to niezdrowe jedzenie, które dziś zjadłam...
Ups.
-Jestem pod wrażeniem Luna- mówi głos za mną- Nie myślałem o tobie jako o typie sportsmenki.
Zamieram na ten dźwięk. Aleks nigdy nie mówi do mnie Luna, Tyler nazwałby mnie jakoś zdrobniale- nie Luną.
-L-Liam?
-Przepraszam, Luno, nie było cie na górze, więc przyszedłem tutaj by cie poszukać.- mówi szybko.
-W- w porządku.- wyjąkałam, chwytając sweter i przytulając go, żeby przykryć moją klatkę piersiową. Nie warto go wkładać gdy obserwuje każdy mój ruch. -Um...
-W porządku, Carter- Liam przybliża sie do mnie, na co cofam sie o krok.
-C-co robisz?- pytam. Sposób w jaki wypowiedział moje imię przyprawił mnie o gęsią skórkę.- Lima, o c-co chodzi?
-Nic, daj spokój- wyciąga do mnie rękę- Chodźmy na górę, Aleks jeszcze śpi.
-Och, uh...-biorę głęboki oddech i cofam sie dalej- Spotkamy sie t-tam...
-Alfa zabiłby mnie gdybym zostawił cie samą.- mówi. Przeszkadza mi sposób w jaki na mnie patrzy.
-Alfa zabije cie jeśli zobaczysz mnie rozebraną. - kaszlę.
-Touche- Liam kiwa głową.
Zaczynam powoli cofać sie w stronę schodów. Prawdopodobnie wie co próbuje zrobić. Moje oczy migoczą w jego kierunku, zwykle niebieskie oczy mają teraz ciemny granatowy kolor. Widziałam to wcześniej u Tylera gdy sie złości lub staje zaborczy a nawet gdy jestem bez koszulki.
-Carter.. - mówi ostrożnie- Proponuje ...
Nie czekam aż dokończy i biegnę po schodach tak szybko jak potrafię. Nie przystaje dopóki nie docieram do mojej i Tylera sypialni.
Szybko zamykam drzwi opierając sie o nie plecami, łapiąc oddech. Jest mi zbyt gorąc by założyć ponownie sweter, więc sięgam po koszulkę którą nosił Tyler zanim przebrał sie w garnitur. Wyciągam też włosy z koka który miałam wcześniej.
Głębokie oddechy, Carter. Oddychaj głęboko. Aleks jest na dole i nie pozwoli by coś ci sie stało. Możesz to zrobić.
Powoli wracam na dół i wędruje do salonu, skąd dobiega chrapanie Aleksa.
-Hej Aleks?-naciskam jego ramie stopą- Obudź sie proszę, Tyler wkrótce będzie w domu i będzie zły.
-Cholera- jęczy i przewraca sie na plecy. Unosi ręce w powietrze.- Pomóż mi.
-Aleks, moja siła równa jest trzyletniemu dziecku.- śmieje sie.
-Potrzebuje jedzenia- mruczy.
-Zjadłeś już wszystko- śmieje sie ponownie chwytając go za rękę i ciągnąc - Kupie ci więcej jeśli wstaniesz.
-Deal-niechętnie wstaje i luźno obejmuje mnie ramieniem. - Tyler przywiezie ci lody.
-Naprawdę? -trochę sie podniecam.
-Myślę, że zasłużyłaś- uśmiecha sie do mnie co odwzajemniam.
-Nie mów Ty'owi ale jesteś moim najlepszym przyjacielem- wyznaje.
-Och, proszę cie, jestem twoją bratnią duszą ale w przyjacielskim stylu. - śmieje sie.
Roześmiałam sie, kiedy docieramy do kuchni. Liam opiera sie o ladę. Jego oczy natychmiast trafiają na moją klatkę piersiową na co instynktownie zasłaniam sie ramionami.
-Wiedziałem że jest jeszcze jedna paczka paluszków!- Aleks podbiega do niej i szybko ją otwiera.
-Alfa wkrótce tu będzie- Liam nie spuszcza ze mnie wzroku, kiedy wspinam sie na wyspę jak najdalej od niego. - Powiedział mi to dziesięć, osiem minut temu.
-Dobrze- potakuje, zagarniając włosy do tyłu.
-Czy myślisz że Ty pozwoliłby mi zostać na lody?- pyta Aleks z pełnymi ustami.
-Upewnię sie że tak- uśmiecham sie- Czy możesz mi podać szklankę wody?
-Oczywiście księżniczko
Duży uśmiecha pojawia sie na mojej twarzy i obmywa mnie fala ulgi. Odwracam sie i zeskakuje z lady.
Tyler znów sie do mnie uśmiecha, zdejmuje marynarkę i rzuca ją na ladę obok mnie. Kładzie dłonie po obu moich stronach.
-Cześć- uśmiecham sie.
-Cześć- chichocze Tyler.
-Cześć- wtrąca sie Aleks- Powiedziano mi że będą lody.
-W torbie na podłodze- szybko odpowiada.
-Jadł odkąd przyszedł- śmieje sie.
-To jego ulubione zajęcie- śmieje sie. Jego oczy wędrują w dół. -Przebrałaś sie w moją koszulkę.
-Oh, tak- wzruszyłam ramionami- Spociłam sie w swetrze.
-W porządku, kochanie, wiele razy ci mówiłem że uwielbiam gdy chodzisz w moich ubraniach- pochyla sie i całuje mnie w czoło.
Czuje jak Lima na mnie patrzy gdy rozmawiam z Tylerem. Cóż właściwe już nie rozmawiamy bo Ty postanowił obcałować całą moją twarz.
-Chyba pójdę przygotować sie do łóżka- mówię kładą dłoń na jego ramieniu.-Czas spać.
-W porządku, za moment przyjdę- szybko mnie całuje- Przyniosę trochę twoich rzeczy.
-Czy możemy jutro wybrać sie na zakupy meblowe?- pytam.
-W pewnym sensie musimy- śmieje sie- Porozmawiamy o tym rano.
-Okay-staje na palcach i całuje go w policzek. Szybko wychodzę z kuchni ale zatrzymuje sie w drzwiach by przytulic Aleksa na pożegnanie. Po chwili go puszczam i spoglądam w oczy.- Widzimy sie później.
-Nie, nie możesz mnie jeszcze zostawić, jest dopiero 22:30!- piszczy kładąc mi dłonie na ramieniu- Nie było walki na poduszki, ani malowania sie nawzajem i nawet nie oglądaliśmy żadnych romansów, czy coś!
-Następnym razem obiecuje- śmieje sie-Spróbuj wtedy otworzyć oczy.
-Następnym razem przyniosę kawę.- mamroczę, mierzwiąc mi włosy- Dobranoc, dzieciaku.
-Branoc- uśmiecham sie.
-Ja też już pójdę -sztywnieje na głos Liam. Przyspieszam tmpo aby uniknąć konfrontacji z nim ale udaje mu sie mnie dogonić. -Dobrej nocy Luno.
-Uh, d-dzięki...- kiwam głową i wbiegam po schodach a później do sypialni.
Zdejmuje leginsy i wchodzę do łazienki, żeby obmyć sobie twarz zimną wodą.
Liam jest ostatnią osobą, którą uważałabym za przerażającą gdy zobaczył mnie bez koszulki. Sposób w jaki na mnie patrzy... nienawidzę tego. Czuje że straciła kogoś kto mógł być przyjacielem.
Znajduje ręcznik i przyciskam go do twarzy. Wtedy dwa silne ramiona obejmują mnie w tali. Uśmiecham sie i odkładam ręcznik. Tyler i ja patrzy na nasze odbicie w lustrze.
-To jest to co lubię: my dwoje razem i ty w mojej koszulce, bez spodni- całuje mnie w czubek głowy.
-Naprawdę?-śmieją sie opieram plecy o jego tors- Dlaczego?
-To przez te cudowne nogi...- przesuwa ręce na moje uda- I twój tyłek- sunie wyże by musnąć moje pośladki, po czym odwraca mnie do siebie.
Wygląda na zmęczonego i wzburzonego, niemal sfrustrowanego. Wiem że nie chciał iść na ten obiad ale musiał. Powinnam zrobić coś żeby go pocieszy, on zawsze to dla mnie robi.
Podnoszę sie na czubki palców i całuje go w nos, ponieważ kiedy on to robi, czuje sie wyjątkowo. Uszczęśliwia mnie to, a jeśli czyni go to szczęśliwym będę to robić.
-Czy ty nie jesteś zmęczona, kochanie?- pyta, wygładzając mi włosy- Aleks mówił że jesteś.
-Troszkę- wzruszam ramionami- Ale wiem że to była długa noc dla ciebie i prawdopodobnie nie chcesz od razu iść spać.
-Nie musisz tego robić, jeśli jesteś zmęczona, możemy iść spać. - mówi.
-Zawsze wszystko dla mnie robisz.-mówię. - Choć raz ja mogę zrobić coś dla ciebie.
-Jesteś słodka, kochanie ale nie musisz...
-Nie muszę, ale chce- uśmiecham sie- Co chcesz robić?
Tyler wpatruje sie we mnie przez chwilę, uśmiechając sie. Wydaje sie być zaskoczony tylko nie wiem czy w dobry sensie czy złym. Zawsze mnie zaskakuje teraz moja kolej.
-Popatrz na wszystko co dla mnie zrobiłeś Tyler. -siadam na blacie by nie musieć zadzierać tak wysoko głowy.
-Przez resztę nocy chce po prostu odpocząć, jutro coś zrobimy zanim pójdziemy na urodziny Lee- mówi całując mnie w czoło- Chodź mam więcej koców.
-W porządku... - wzdycham zsuwając sie z blatu. Obejmuje mnie ramieniem i prowadzi z powrotem do pokoju. Wskakuje na materac i układam sie wygodnie gdy Ty zdejmuje koszulę i spodnie zostając w samych bokserkach. I już po chwili kładzie sie obok mnie.
-Jak było na kolacji?- pytam gdy obejmuje mnie ramieniem.
-Długo i nudno- wzdycha, całując mnie w czoło- Sąsiednie stado, stado Alfy Caleba... cóż właściwie jego Luna zaprosiła nas na kolacje w przyszłym tygodniu.
-Nas obydwoje?- spoglądam na niego.
-Tak, Claire chce cie poznać, to dobra przyjaciółka mojej mamy. - wyjaśnia.
-Ile osób przyjedzie jutro na urodziny Lee?-pytam
-Nie wiele- odpowiada- Państwo Camry, rodzice Lee, myślę że Liam także tam będzie.
-Och-głośno przełykam ślinę na to imię. Pewnie stracił kontrolę nad swoim wilkiem i jutro będzie już normalnie. Zawsze przesadzasz Carter...
-Wszystko w porządku?- pyta Tyler.
-Tak, po prostu jestem zmęczona- wzruszam ramionami, częściowo mówię prawdę. Jestem zmęczona ale to nie powód by sie spinać.
Wtulam sie niego, owijając ramię wokół jego pleców i kreśląc małe kółka kciukiem. Wydaje sie ponownie zaskoczony moim ruchem ale myślę że mu sie to podoba. Przyciąga mnie do swojej piersi i całuje w czubek głowy.
-Dobranoc kochanie.
-Dobranoc kochanie.
<3 <3 <3
Kom i *** są mile widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro