Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Zdjęcie Nick Bataman jako Tyler.

-Autorka

Carter Kelly POV

Obudziłam się zesztywniała, przykryta cienkim lecz ciepłym kocem. Denerwujący dźwięk i nieustępliwy szepty uniemożliwiły mi powrót do krainy snów. Duża dłoń trzymająca mnie za dłoń wysyła małe iskierki w górę i w dół mojej ręki. Zmuszam swoje oczy do otworzenia się, z początku obraz jest zamazany, ale powoli wraca do normy.

-Carter!- krzyczy Hudson wyskakując z krzesła, w którym siedziała by już po chwili znaleźć się tuż obok mnie- Dzięki Bogu, obudziłaś się!

-Co się stało?- marszczę brwi, próbując przypomnieć sobie co robiłam przed zaśnięciem.

- Jak się czujesz?- głęboki głos odezwał się z drugiej strony. Odwracam się w stronę głosu, a moje oczy spotykają się z pięknymi zielonymi tęczówkami. I teraz wszystko zaczyna do mnie wracać.

Prawie się zabiłam.

Wyrywam dłoń z uścisku Tylera odwracają się do siostry. Na mojej twarzy pojawia się grymas gdy tylko usiadłam zbyt szybko zakręciło mi się w głowię.

-Ostrożnie, skarbie.- Tyler zasyczał wyciągając do mnie dłoń, ale przysuwam się do siostry. Hudson obejmuje mnie i przytula do siebie.

-Myśleliśmy, że cię straciliśmy. - Hudson szepcze nim pierwsze łzy zaczynają spływać po jej policzku.

-Jestem tu.- próbuję ją pocieszyć tak jak ona mnie, za każdym razem gdy się załamywałam.

- Jeśli bym cię nie zmusiła do..

-To nie twoja wina, Hudson.- mówię- To w ogóle nie jest twoja wina. Niczyja, tylko moja.

Trwałyśmy w takim uścisku aż drzwi się otworzyły.

-Luno, obudziłaś się. - stwierdza doktor, który właśnie wszedł do pokoju szpitalnego.- Jak się czujesz? Powinnaś leżeć.

Pokiwałam mało zauważalnie głową i się położyłam, naciągając koc, bo dopiero teraz zwróciłam uwagę na to w co jestem ubrana. Czerwono-czarna koszula otula mnie, miała długie rękawy i sięgałam mi aż do ud. Natomiast za spodnie służyły mi bokserki Calvin Klein. Jestem w jego ubraniach.

-Jestem dr. Mason. - mówi- Zajęliśmy się twoimi rękoma i udami, za kilka tygodni powinny być już zdrowe. Musieliśmy również pozbyć się leków z twojego organizmów.

-Dziękuję- mówię cicho, bardzo cicho.

- Miałaś szczęście, wiesz? Alfa Evans powiadomił nas, że coś jest nie tak. Jeśli dotarłby tam chwile później, nie byłoby cię tu.- oznajmia cierpko dr. Mason.

-Wiem-potakuje, zagryzając wargę tak by łzy nie opuściły moich oczu. Mały warkot rozniósł się po pokoju, a moja uwaga skupiła się na Tylerze.

-Nie mów do niej w ten sposób. -warczy- Jeśli masz coś jeszcze do powiedzenia to mów to szybko i wynoś się. Nie pomagasz.

-Tak jest Alfo- dr Mason zapina guziki od swojego uniformu, zmieszany- To wszystko.

-Więc jesteś zwolniony- Tyler macha ręką by ten wyszedł. Doktor opusza pokój wyglądając na trochę złego.

-Alfo?- odzywa się Hudson po kilku minutach dziwnej ciszy, która zapanowała po zamknięciu się drzwi. - Miałbyś coś przeciwko gdybym wyszła przygotować cos do jedzenia dla Carter? Mógłbyś mieć na nią oko podczas mojej nieobecności?

- To mój obowiązek Hudson. Jestem za nią odpowiedzialny i zajmę się nią. - odpowiada Tyler- Nie pytaj mnie o coś tak oczywistego jeśli chodzi o nią, będę się nią opiekował przez resztę mojego życia.

-R-racja. Więc pójdę szybko coś dla niej ugotować. - Hudson powoli potakuje głową, podnosi się z łóżka po czym nachyla się i całuje mnie w czoło, szepcząc- Zaraz wracam.

Odwraca się by odejść, ale zatrzymuje ją -Nie musisz, nie jestem głodna.

-Carter, byłaś nieprzytomna przez tydzień.- informuje mnie siostra.- Musisz coś zjeść.

-Tydzień?- zmarszczyłam brwi i powoli ja puściłam. Więc może jednak jestem trochę głodna. Ona tylko kiwa głową i szybko wychodzi zostawiając mnie tym samym samą z Tylerem.

-Jak się czujesz?- pyta przesuwając się na krawędź krzesła dzięki czemu jest jeszcze bliżej.

-Dobrze.- mój głos się łamię.

-Proszę cię nie okłamuj mnie, skarbie.- mówi delikatnie.- Nie musisz przy mnie udawać.

Kręcę głową i ponownie zagryzam wargę czując jak łzy napływają mi do oczu. Nie lubię gdy ludzie widzą jak płacze, to sprawia, że się niepokoję. Nikt nie może wiedzieć jak bardzo zniszczona jestem i nikt nie może wiedzieć jakie myśli krążą po mojej głowie.

-M-mogę prosić o butelkę wody?- pytam by zdobyć kilka chwil by się opanować.

-Oczywiście, pobiegnę i szybko ci jakąś przyniosę, wrócę nim się zorientujesz.- Tyler posyła mi przebiegły uśmiech , który trochę mi pomaga. Lecz nie na długo. Wstaje i pochyla się by złożyć pocałunek na moim czole, co powoduje, że oblewam się rumieńcem. Nie lubię gdy to robi, nie chce z nim być. Naprawdę nie rozumiem dlaczego on nie chce tego pojąć. - Za niedługo wracam.

Cichy szloch opuścił moje usta gdy tylko drzwi się zamknęły, łzy zaczynają spływać w dół mojej twarzy, a ja próbuje się wziąć w garść i ścieram pospiesznie łzy. Uspokój się. Wszystko jest okay. Nie panikuj. Biorę głęboki wdech by uspokoić oddech i by odgonić ostatnie łzy. Nie pozwól by niepokój przejął nad tobą kontrolę.

Gdy się uspokajam zaczynam rozglądać się po pokoju. Nic specjalnego, są dwa bujane krzesła, jeden po mojej lewej gdzie siedziała Hudson i drugi po prawej. Dookoła łóżka stoą szafy i biurka. Miedzy dwoma szafami na ścianie wisi telewizor.

Drzwi się otwierają i staje w nich Tyler z sześcioma różnymi rodzajami butelkowanej wody. - Nie wiedziałem, który rodzaj lubisz najbardziej.- mówi idąc w moją stronę zamykając za sobą drzwi.

-Dzięki- mówi cichutko, biorąc Voss. Lubię Ice Mountain i Voss ale Voss jest zbyt droga i dlatego zwykle piję tą drugą. I nie mówcie ' to woda, każda smakuję ta samo' Nie. Spróbujcie Ice Mountain, a potem wieźcie łyka Dasani. Jest okropna.

-Nie ma za co- Tyler uśmiecha się do mnie- Będę pamiętał następnym razem.

-Oh, możesz dawać mi Ice Mountain.

Tyler nie zwraca uwagi na to co powiedziałam i pyta- Potrzebujesz czegoś jeszcze?

Kręcę głową.

-Jesteś pewna? Mogę załatwić wszystko czego tylko zapragniesz.- przekonuje mnie, ale ja wciąż kręcę głową. - Mogę przynieść ci jeszcze jeden koc? Jest tu dość chłodno, nieprawdaż? Przyniosę ci jeden. Albo może inną poduszkę? Yeah, wyglądasz jakbyś potrzebowała innej poduszki. I może przyniosę ci jeszcze gorącą czekoladę? Jaką lubisz? Może być z Dun Brothers albo z Starbucksa i wrócę za pięć minut.

Szczerze, wszystkie jego propozycje wydawały się dobre. Ale nie chce aby robił cokolwiek z tego. To sprawi, że pomyśli sobie iż troszczy się o mnie. a wtedy już nigdzie nie będę mogła odejść bez trzymania jego ręki. Ugh.

-Nie, dziękuje.- kręcę głową, próbując go przekonać- Jest dobrze tak jak jest.

Dostałam gęsiej skórki pod wpływem uśmiechu Tylera, który właśnie usiadł na krześle po mojej prawej stronie zaplatając przy tym ręce na piersi. Wygląda na zadowolonego, ale nie mam pojęcia z czego. Czułam jego spojrzenie na sobie więc biorę mały łyczek wody starając się go ignorować, mając nadzieje, że w końcu przestanie.

Zakładam włosy z ucho, przypominając sobie, że brałam prysznic, w wodzie, co oznacza, że moje włosy są pokręcone. Cholera. Siedzę przed najprzystojniejszym mężczyzną na tej planecie z pokręconymi włosami i bez makijażu, który przykryłby cienie pod oczami, pieprzyki i blizny. Najprawdopodobniej wyglądam obrzydliwe.

Czuje się mało komfortowo wiec przesuwam włosy na prawe ramie by ukryć twarz.

-Carter?- pyta Tyler lekko rozbawiony. Śmieje się głośno-Czy ty próbujesz się ukryć za swoimi włosami?

-Uh..- jąkam się z nerwów, ale na całe szczęście Hudson właśnie wkroczyła do pokoju. W końcu.

-Okay, nie było zbyt dużo w kuchni stada wiec mam dla ciebie tylko makaron i batona, a do picia szklankę mleka. -mówi szybko.- I mam też coś z Dun Brothers, bo wiem, że kochasz ich gorącą czekoladę. Z kremem na dole i na górze.

Kładzie mi tace na uda i podwyższa mi łóżko tak, że jestem w pozycji siedzącej.

-Dasz mi gumkę do włosów?- szepcze i mi ją podaje. Zgarniam włosy modląc się bym miała czystą skórę. O mój Boże! Prawdopodobnie mam zrośnięte brwi. Macam miejsce miedzy brwiami by upewnić się, że nie ma tam włosów.

-Idę po sodę, potrzebuje kofeiny.- mówi Hudson- Wracam za sekundę, cake.

Posyłam jej mały uśmiech i chwytam widelec nabierając makaron. Gdy tylko opuszcza pokój, Tyler zaczyna mówić. -Dlaczego nie przyniosła sobie po prostu kawy z Dun Brothers?

-Nienawidzi kawy, zwłaszcza tego zapachu. Więc nie mogę pić tego przy niej.- tłumaczę cichym głosem.- Wiec biorę gorącą czekoladę. Lubię obie, kawę też.

Tyler uśmiecha się ponownie. - Lubię kiedy mówisz.

-Mówię- dziwie się na mój głośniejszy ton- Po prostu wiem kto jest wart rozmowy.

-I mówisz bardzo cicho, od kiedy się poznaliśmy. Rozważając, że mówisz bardzo mało.- mówi zadowolony z siebie.

Kręcę głową spuszczając wzrok na tace tym samym trochę się zasłaniając. Rozmawiam z nim więcej niż normalnie z nowopoznanymi ludźmi.

Zerkam na niego i odkrywam, że mi się przypatruje.

-Dlaczego mi się tak przyglądasz?- pytam cicho.

-Nie masz żadnego makijażu, ani zrobionych włosów, ani nie brałaś prysznica od tygodnia, a i tak wyglądasz pięknie.-odpowiada słodko.- Jesteś idealna.

-Nie jestem idealna.- szepcze nieśmiało, zamykając oczy. Czuje jak złe wspomnienia wracają.- Jestem dokładnym przeciwieństwem perfekcji.

-Jesteś bezwartościowa. Jesteś gruba. Jesteś brzydka. Marnujesz tlen. Jesteś żałosna. Jesteś beztalenciem. Jesteś bezużyteczna. Jesteś głupia. Jesteś nielubiana. Nie jesteś moją córką, moja córka jest idealna, a ty jesteś przeciwieństwem perfekcji. Nienawidzę cię tak jak wszyscy inni na tej planecie. - warczy moja matka wpychając mnie do pokoju i zatrzaskuje drzwi na moich palcach. Łzy spływają mi po policzkach, ale nie wydaje z siebie żadnego dźwięku. Biegnę do łóżka, zakopuje się w kołdrze i płacze aż do momentu zaśnięcia.

-Oh, skarbie..- szepcze Tyler podchodząc i siadając na łóżku tuż przy mnie na co instynktownie się odsuwam. Zabiera mi tacę z nóg i kładzie ją na końcu łóżka, po czym owija moja ramiona i sięga do twarzy. Chwyta policzki tak bym mogła na niego spojrzeć.

-Proszę nie płacz, kochanie.- szepcze ścierając moje łzy- Chce byś pamiętałam mimo wszystko, że jesteś idealna, dla mnie. Jesteś najpiękniejszą kobietą na tej planecie, a ja jestem szczęściarzem.

Łzy ustają, ale na policzkach pojawiają się rumieńce. Chce uwolnić się od jego dotyku, ale nie, jeszcze nie mogę. Czuje się tak bezpiecznie.

-Lubię gdy się rumienisz.- szepcze słodko, mając trochę strasznie rozciągnięte usta. Głaszczę mój policzek po czym mnie puszcza.- Dam ci tyle czasu ile potrzebujesz, ale pamiętaj, że jesteś piękna.

Całuje mnie w czoło po czym zajmuje swoje poprzednie miejsce. Daje mi czas? Czas na to by było lepiej? By czuć się lepiej z samą sobą? Albo czas by zaakceptować to całe "mate"? Bo to naprawdę dużo mi zajmie.

Większa część mnie cieszy się, że wrócił na krzesło, podoba mi się to, że daje mi przestrzeń. Ale malutka cząstka mnie jest smutna i chce by przy mnie został.

Wkrótce moja siostra wchodzi do pokoju, trzymając trzy Mountain Daws. Szybko zasiada na swoim krześle i otwiera jedną butelkę, wywołując cichy syk.

-Carter, wiem, że pewnie nie chcesz ale proszę zjedz trochę ..- Hudson prosi cicho. Potakuje i wciskam w siebie kilka następnych kęsów, dla niej. Jedzenie jest naprawdę ostatnią rzeczą jaką chce teraz robić.

Pukanie do drzwi zwraca naszą uwagę, Tyler mamrocze coś pod nosem i otwiera drzwi. Za nimi stoi Landon, wygląda na trochę niespokojnego. - Słyszałem, że się obudziła.- szepcze- Mogę wejść?

Tyler potakuje sztywno i otwiera szerzej drzwi tak by Landon mógł przejść.

- Hej- wita się i siada na brzegu łóżka.- Jak się masz?

-Jest okay- mówię cicho, nie będąc pewną co mam odpowiedzieć.

-Dobrze widzieć cię przytomną - wzdycha- Martwiłem się o ciebie.

-Dlaczego?- marsze brwi. - Nikt się nigdy o mnie wcześniej nie martwił.

- Wierz albo nie, przejmuje się tobą i martwiłem się. -mówi mi Landon- Nie jesteś jedynie moją Luną, ale również mate mojego najlepszego przyjaciela. Plus, byłaś moim ulubionym pierwszoroczniakiem..

Uśmiecham się na to. Na jego ostatnim roku, "potknęłam się" w sali gimnastycznej i prawie złamałam nadgarstek. A tak naprawdę zostałam popchnięta na ścianę przez jedna z siatkarek. Wtedy Landon nawrzeszczał na wszystkich i usadził na ławkach do końca sezonu. Teraz wiem, że każdy kto był dla mnie choć odrobine miły był wilkołakiem, a Landon ich Betą, wszystko jasne.

-Dzięki- mówię cicho, patrząc na uda.

-Chciałem tylko zobaczyć jak się czujesz, wszystko w porządku, prawda?- pyta.

-Yeah-odpowiadam nie podnosząc głowy.

-Wiec, jeśli będzie cię coś boleć mój ociec i brat przyjdą od razu- zapewnia mnie Landon.- A jeśli będziesz czegoś potrzebować, daj tylko znać Tylerowi, a on zrobi dla ciebie wszystko.

Potakuje nieśmiało spoglądając na Tylera by odkryć, że jego twarz ukazuje tak jakby zazdrość, ale gdy dostrzega, że mu się przyglądam uśmiecha się i potwierdza skinieniem słowa przyjaciela. Czuje wypływający rumieniec więc spuszczam wzrok.

-Musze iść, mam trening, ale mam nadziej, że spotkamy się jeszcze nim cię wypiszą. - uśmiecha się i odwraca.

-Cześć- odzywam się cicho i również odwracam, nim ten wychodzi z pokoju i zamyka za sobą drzwi.

Spoglądam na Hudson unikając wzroku Tylera. Wygląda na zmęczoną. Ma podkrążone i zaczerwienione oczy, tak jakby płakała, potargane włosy, a ubrana jest w to samo co ostatnio gdy ją widziałam nim, uh nim odpłynęłam.

-Hudson?-pytam spokojnie zwracając tym samym jej uwagę. Nie wierze, że to robię... - Jesteś zmęczona i okropnie pachniesz. Proszę, proszę, proszę odstaw tą szklankę i wróć do domu, weź prysznic i prześpij cały dzień. Proszę.

-Carter, nic mi nie jest- daje mi mało przekonujący uśmiech.- Nie mart się o mnie.

-Hudson zawsze się o ciebie martwię. Łatwo dostajesz czkawki, zawsze gubisz jednego buta i nie umiesz gwizdać.- mówię- Musisz wziąć prysznic i odpocząć.

-Carter..

-Proszę? Dla mnie?- błagam- Nic mi tu nie będzie

-Okay, okay dobrze tylko przestań robić oczka zbitego szczeniaczka. - Hudson się odwraca ode mnie.- Wrócę jutro.

Daje mi buziaka w czoło i wychodzi. Może powinna kazać wyjść również Tylerowi bo teraz zostałam z nim sama, znowu. Szybko się do niego odwracam i spostrzegam, że się na mnie gapi. Rumienie się i opuszczam ponownie głowę.

-Hej nie musisz kłaniać głowy- mówi Tyler delikatnie- Jesteśmy sobie równi, skarbie.

-Nikt nigdy nie traktował mnie na równi- odzywam się cicho- Wszyscy traktują mnie jakbym była nikim.

-Nie jesteś nikim- kontynuuje delikatnie, siadając na łóżku. Od razu przesuwam się z dala od niego. Zatrzymuje mnie kładąc dłoń na moim kolanie i podbródku tak, że jestem zmuszona na niego spojrzeć- Carter, nie jesteś nikim- chwyta delikatnie mój policzek, czuje, że się do mnie przysuwa i najchętniej bym się odsunęła, ale jestem zbyt zafascynowana jego spojrzeniem- Carter jesteś moim wszystkim. Osobiście dopilnuje by nikt więcej nie traktował cię jakbyś była nikim.

-Ja...- nie wiem co mam powiedzieć. Nie mam żadnego pomysłu. Jego słowa sprawiły, że serce mi się zatrzymało, wszystkie negatywne rzeczy jakie powiedzieli o mnie ludzie zniknęły. Nie jestem w stanie myśleć o niczym innym niż o jego oczach, pięknych zielonych wpatrzonych w moje.

-Naprawdę jesteś moim wszystkim- szepcze chwytając mnie za talię i przysuwając bliżej. Próbuje się cofną, a on na chwile ustępuje.- Proszę, pozwól mi cię potrzymać. Jesteś moją mate, moim wszystkim. Nie skrzywdzę cię i nie będę niczego próbował.. po prostu musze choć przez kilka sekund mieć cię w sowich ramionach.

Posyłam Tylerowi małe, niechętne skinienie i tyle mu wystarcza. Sadza mnie sobie na kolanach, moja skroń styka się z jego klatką piersiową, a swoje ramiona owija wokół mojej tali. Kołysze mnie, bujając nami w przód i w tył. Jego usta nie opuszczają mojego czoła.

-Myślałem, że cię straciłem- Tyler szepcze- Nie mogę cię stracić, skarbie. Nie mogę cię stracić.

-Nie straciłeś mnie- odszeptuję. Było coś w jego głosie, desperacja i przerażeni, sprawiło to, że poczułam potrzebę zapewnienia go.-Nie straciłeś m-mnie.

-Wiem, dziecinko, teraz to wiem- ponownie szepcze- Ale tego dnia byłem przerażony. Poczułem zmianę w powietrzu, mój wilk szalał, oboje bardzo się martwiliśmy. Musiałem się do ciebie dostać. Drzwi od łazienki były zamknięte .. musiałem je wyważyć by się do ciebie dostać. A kiedy cię ujrzałem, leżącą nieprzytomnie, nigdy w życiu nie byłem tak przerażony.

-P-przepraszam- szepcze cichutko.

-Teraz jest dobrze z tobą.- mówi delikatnie, a jego głos się łamie.- Tylko to mnie obchodzi, że z tobą wszystko jest w porządku. Tylko to się dla mnie liczy.

-Tyler...- mówię tak cicho, że jestem zaskoczona, że mnie usłyszał. Spoglądam na niego do góry, a on na mnie w dół, jego oczy błyszczą. Tyler podnosi dłoń i ściera łzy spływające po moich policzkach. Szepcze delikatnie.- Przepraszam, kochanie, nie chciałem byś płakała.

Kręcę głową i zaciskam usta w wąską linię. Nie wiem co we mnie wstąpiło i dlaczego to zrobiłam... ale owinęłam ręce wokół jego szyi, a nogi wokół tali. Chowam głowę w jego szyi, a ciche łzy spływały po moich policzkach.

- Nie masz za co przepraszać.

Tyler również kładzie głowę na moim ramieniu, a jego oddech owiewa jego oznaczeni. Jego ręce zaciskają się na mojej tali przysuwając jeszcze bliżej jego klatki piersiowej. Jego oddech się uspokaja, a westchnienie opuszcza jego usta. Uderza we mnie silne uczucie, miłe. Cieszę się, że czuje się tak dobrze przy nim.

- Naprawdę prawie umarłaś przede mną, wiesz?- mruczy w moje włosy.

Odsuwam się od jego szyi, a on na mnie spogląda. Posyłam mu mały uśmiech i zabieram ręce z jego karku.

-Czekaj, jeszcze pięć minut.- błaga przyciągając mnie na powrót do swojej klatki piersiowej i umieszczając dłoń na moim karku. Cichy śmiech opuszcza moje usta kiedy owijam go dłońmi, ale tym razem nie trzymam go tak blisko. Tyler ponownie mamrocze.- Lubię gdy się śmiejesz.

Nienawidzę mojego śmiechu. Z pełną namiętnością.

Pozostaje jednak cicho pozwalając mu mnie trzymać. Nigdy nie lubiłam dotyku innych ludzi. Wszystko związane z "ludzką interakcją" nigdy nie było przeze mnie lubiane. Nienawidzę ludzi. A ludzie nienawidzą mnie. Wiec to dobry układ, tak sądzę. Ale część mnie uwielbia gdy on trzyma mnie w ramionach.

-Jesteś wspaniała, wiesz o tym?- powtarza Tyler.- Jesteś malutka i masz dobre maniery. Wyglądasz idealnie w moich ubraniach, tak w ogóle.

Czuje się niekomfortowa kiedy tak mnie komplementuje. Nie przywykłam do tego, że ludzie są dla mnie mili. Zazwyczaj ograniczali się do mówienia mi, że jestem gruba i że nigdy do niczego nie dojdę.

-Twój zapach również doprowadza mnie do szaleństwa. - kontynuuje- Czekolada i maliny, ale z odrobiną wanilii. Jak niebo.

-Nie myłam się od tygodnia.- mój głos jest cichszy niż zazwyczaj. - Jestem pewna, że śmierdzę.

-To też czuje, ale twój własny zapach jest silniejszy, skarbie. - Tyler muska moją szyję, powodując dreszcz na moim ciele.- Jest idealny.

Odsuwa się od mojego karku, ale za to owija dłonie wokół mojej tali. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa.- szepcze i nachyla się by mnie pocałować.

Każda cząstka mojego ciała mówi mi bym na to pozwoliła, ale ja wiem, że nie powinnam. Odsuwam się tworząc dystans między nami, a on zaprzestaje swoich poczynań.

-To przytłaczające- szepcze- To wszystko. Jednego dnia, jestem człowiekiem, który myśli, że nadnaturalne istoty wstępują tylko w programach telewizyjnych, a następnego dowiaduje się, że mam wilczą krew i ... jak brzmiało to słowo?

-Mate, teraz masz swojego mate.- pomaga.

-J-ja chce tylko zwolnić- mówię delikatnie.

-Więc będzie powoli- posyła mi pocieszający uśmiech.- Nie dbam o to czy zajmie nam to dni, tygodnie, miesiące, lata.. chce tylko ciebie i będę czekał tak długo jak będziesz tego potrzebować.

-Mogę cię o coś zapytać?

-Oczywiście, że możesz, malutka- zgarnia pasemko moich włosów za ucho.

-Dlaczego dałeś mi to od razu? - przechylam głowę by ukazać oznaczenie.- Landon powiedział ci, że jestem człowiekiem i ...

Na twarzy Tylera pojawia się lekka irytacja.

-Wiem, że wydaje się to szybko, ale szukałem mojej mate o blisko sześciu lat. Jedyną rzeczą jakiej kiedykolwiek pragnąłem było znaleźć moją drugą połówkę. A kiedy cię ujrzałem, stojącą tam z zachwytem w oczach kiedy oglądałaś burze na zewnątrz, twoje duże oczy i piękna twarz..-Tyler nabiera powietrza- Straciłem kontrolę. Większość Alf natychmiast oznacza swoje mate, to w stylu Alf. Nie pojmowałem tego aż do chwili gdy pojawiłaś się w moim życiu. Tak, natychmiast zauważyłem to, że jesteś człowiekiem, ale gdy tylko na ciebie spojrzałem, wiedziałem, że jesteś moja, moją drugą połówkę, moim wszystkim, moją mate...

-I tak, Landon i inni ostrzegali mnie i próbowali powstrzymać, ale mój wilk przejął kontrolę- tłumaczy- Chciałem tylko byś nosiła moje oznaczenie tak by cały świat wiedział że jesteś moja. Ale zazwyczaj kiedy mate się oznaczają mogą czytać sobie w myślach i rozmawiać ze sobą w głowach. Ale nasz przypadek się różni od innych bo zazwyczaj po oznaczeniu on schodzi. Ale my nie możemy do końca tego zrobić..

Kręcę głową i spuszczam głowę.

-Carter, jesteśmy sobie równie. Nie musisz schylać tak głowy.- podnosi mój podbródek więc patrzę na niego.

-Czy Landon wiedział, że jesteśmy swoimi mate nim się poznaliśmy?- pytam cicho- Dlatego był dla mnie cały czas miły?

-Nie, to niemożliwe. Jedynymi ludzi, którzy mogą odkryć, że jesteśmy mate, jesteśmy my sami.- Tyler uśmiecha się delikatnie, ale widać na jego twarzy niepewność.- A dlaczego ty i Landon jesteście tak blisko?

-Nie jesteśmy. Nigdy tak naprawdę z nikim nie byłam blisko. - mówię- Ale Landon wspierał mnie gdy chodził jeszcze do liceum. Zawiesił całą drużynę siatkarek gdy jedna z dziewczyn popchnęła mnie, a ja złamałam nadgarstek i pobił piłkarza gdy ten zrzucił moje książki i popchnął mnie na szafkę. Był po prostu dla mnie miły.

-Landon zawsze taki był- mruczy do siebie po czym spogląda na mnie.- Przypomnij mi ile masz lat, skarbie.

-Osiemnaście- odpowiadam- Skończyłam w ostatnią wiosnę.

Uśmiech wykwita na jego usta- To dobrze, malutka.

Uśmiecham się nieśmiało i nagle ogarnia mnie wykończenie.

-Wyglądasz na zmęczoną, księżniczko- stwierdza głośno- Mogę przynieść ci trochę ciepłego mleka z miodem to pomoże ci zasnąć albo jeszcze jedne koc albo poduszkę. Yeah, tak właśnie zrobię, więc powiem komuś by nam to przyniósł. Niedługo tu będą, skarbie.

-Nie musisz..

-Przyniosę ci wszystko czego będziesz potrzebować lub chcieć, plus dodatki.- Tyler odgarnia mi włosy i całuje w czoło.- Jesteś dla mnie wszystkim i będę się tobą opiekował aż do ostatniego tchnienia.

Pukanie do drzwi zwraca naszą uwagę, Tyler uśmiecha się do mnie i całuje w policzek po czym zdejmuje mnie ze swoich kolan i sadza na łóżku. Wstaje i otwiera drzwi za którymi stoi kobieta trzymająca koc i kilka poduszek oraz szklankę z mlekiem i miodem... jakbym mogła zapomnieć.

Tyler uśmiecha się do niej i mówi dziękuję na co ona skłania głowę. Zamyka drzwi i podaje mi szklankę z mlekiem. Posyła mi zachęcający uśmiech - To pomoże ci zasnąć, kochanie.

Tyler trzepie i układa poduszki na łóżku, a ja w tym czasie biorę łyka napoju. Osobiście jestem od tego uzależniona ponieważ zawsze pomaga mi to zasnąć. Połowa znika nim on zdąży się do mnie odwrócić.

-Dobra dziewczynka- mamrocze, pochylając się by pocałować mnie w czoło i przebiega palcami wzdłuż moich włosów. Nim się orientuje ściąga mi gumkę z włosów tym samym niszcząc kucyka. - Połóż się, malutka.

Wyciąga do mnie dłoń po szklankę, którą mu podaję nim zdąży o nią poprosić. Okrywa mnie dwoma kocami, które przyniosła kobieta po czym zasłania okna i zapala lampkę nocną stojącą przy łóżku. Kręcę się próbując znaleźć wygodną pozycję. Ale nic nie pomoże mi zasnąć gdy się na mnie patrzy.

-Masz problem?- głęboki głos Tylera wyrywa mnie z zamyślenia. Potakuje nieśmiało na co on chichocze.- Wiem, że łóżko nie należy do najwygodniejszych, mam nadzieje, że już za kilka dni będę mógł zabrać cię do domu stada.

-Do domu stada?- mówi głosem cichszym niż oczekiwałam.

-Nie martw się, kochaniutka- posyła mi głupkowaty uśmiech.- Będziesz miała swój własny pokój do spania.

-Okay- potakuje nieśmiało

-Już, skarbie- Tyler przysuwa się na krześle do łóżka i zaczyna głaskać moje plecy co powoduje dreszcze. - Czy to pomaga?

Ponownie nieśmiało potakuje i zwijam się w kulkę tyłem do niego by nie widziało moich rumieńców. Czuje, że powoli zaczynam dryfować w raju czerni.

<3 <3 <3

Pierwsze co rejestruje po przebudzeniu jest delikatne chrapanie. Nigdy nie należałam do osób które przesypiają dobrze cała noc. Jeśli zasypiałam, śniła mi się moja przeszłość.

Powoli otwieram oczy by zobaczyć znajomy pokój, po czym przypominam sobie gdzie jestem, dlaczego tu jestem i co się stało zeszłej nocy.

Umięśnione ramie przerzucone jest przez mój brzuch powodując przyjemne iskierki dzięki czemu rozpoznaje że należy ono do Tylera.

Odwracam głowę w prawą stronę i widzę go siedzącego na krześle w dość dziwnej pozycji. Jego brązowe włosy opadły na oczy a pełne wargi są lekko uchylone. Mały uśmiech wykwita na moje usta, wygląda wspaniale gdy śpi. To dziwne że Tyler będąc najbardziej onieśmielającym mężczyzną na tej planecie, najlepiej wyglądającą osobą jaką kiedykolwiek widziałam, jest taki miły dla mnie i robi takie urocze rzeczy dla mnie.

Przekręcam się, naprzeciw niego, zwijam się w kulkę i próbuje ponownie zasnąć. Próbuje wrócić do błogiej ciemności, ale Tyler zaczyna się na mnie gapić po czym mnie budzi.

-Malutka wiem że się obudziłaś. -chichocze a ja powoli otwieram oczy- Jak się spało?

-Dobrze- odpowiadam prosto i cicho.

-To dobrze- uśmiecha się do mnie ciepło.- Chcesz może jakieś śniadanie?

-Nie dziękuje - mówię cicho- Nie jestem zbytnio głodna.

-Musisz jeść, malutka.-wypomina mi- Co lubisz? Powiedz cokolwiek a ja ci to załatwię.

-Jest okay. Nic mi nie będzie naprawdę. Nie jestem głodna.- upieram się. Nie mogę jeść, jest już wystarczająco gruba.- Później zjem lunch.

-Carter, proszę jedz- Tyler patrzy na mnie błagalnie.-Nazywam cię malutką nie bez powodu, jesteś zbyt mała. Malutka jestem wstanie policzyć twoja żebra i kręgi w kręgosłupie. Potrzebuje byś jadła, proszę zjedz.

-Tyler..

-Zrobię wszystko, kochanie, wszystko. - chwyta moją dłoń w swoja wielką. - Proszę, skarbie.

Co mu zależy czy zjem czy nie? Nie mogę jeść. Nie mogę ani trochę przytyć. Nie mogę być brzydsza jeszcze bardziej niż teraz. Nie mogę tego zrobić. Nie mogę.

-Carter?- mówi Tyler spokojnym tonem, patrzy na mnie a na twarzy maluje mu się desperacja.- Jesteś dla mnie wszystkim, malutka. Proszę zjedz.

Gapie się na niego przez chwile, nie będąc pewną co mam odpowiedzieć w końcu decyduje się wymamrotać- To nie jest takie proste..

-Co powiesz na to?- patrzy mi głęboko w oczu unosząc moją dłoń do swoich ust i całuje ją. - Będziemy zbliżać się do siebie powoli i będę cie powoli wprowadzać w to całe życie wilkołaków i mate jeśli ty powoli przejdziesz na dietę? Możemy ją dla ciebie stworzyć? Zaczynając na jogurtach a kończąc dajmy na to na tostach francuskich albo pancakes?

Ponownie się na niego gapie. Ton jego głosu kiedy mówi brzmi desperacko.. prawie strachliwie. Wywołuje to u mnie niepokojące uczucie. Nie lubię oglądać go w takim stanie.

-Proszę - szepcze delikatnie.

-Mogę zacząć od jogurtu naturalnego?- pytam niepewnie i dostrzegam delikatny uśmiech na jego twarzy.

-Oczywiście że możesz, malutka- wstaje i całuje mnie w czoło.- Zaraz będzie, może chciałabyś wziąć prysznic? Mam dla ciebie ekstra ubranie które przyniosłem kilka dni temu, są w szufladach. Przyprowadzę lekarza by sprawdzi co z tobą, mam nadziej że będziesz mogła wrócić do domu stada już za kilka dni.

-Okay- mówię cicho siadając. Stawiam nogi na ziemi i nie jestem wstanie na nich ustać, moje całe ciało zaczyna drżeć. Już po chwili czuje ramiona wokół mnie.

- Hej ostrożnie kochanie.- przesuwa dłoń na moje plecy a druga umieszcza moje na swoich ramionach.- Pozwól mi sobie pomóc.

Powoli się podnoszę. Moje nogi są jak z waty. Tyler ciasno owija dłonie na mojej tali ale nie na tyle mocno by sprawić mi ból. Pochyla się trochę do mnie ale wciąż nade mną góruje.

Opieram na nim cały swój ciężar. Spacerujemy chwile po pokoju dzięki czemu trochę się przyzwyczajam do ponownego chodzenia. Tyler wciąż mnie trzyma upewniając się że nie upadnę. Po chwili namawiam go by mnie puścił i powoli podchodzę do szafki, a on wciąż jest blisko mnie gotowy na wszystko.

Otwiera mi szufladę w której znajduje się kilka koszul, bluzek i bluz oraz bokserki od Calvina Kleina. Część mnie jest zawiedziona że Hudson nie przyniosła mi żadnych moich ubrań. Ale druga część cieszy się z faktu że będę nosiła ubrania Tylera, one są wygodne jak diabli.

Biorę czarną bluzę i parę bokserek, rumieniąc się gdy dostrzega na jego twarzy chytry uśmieszek.

-Zaprowadzę cię do łazienki, kochanie. - Tyler zabiera ode mnie ubrania po czym idziemy do łazienki a on trzyma się mnie blisko bym nie upadła. Gdy dochodzimy do pomieszczenia, Tyler przepuszcza mnie pierwszą podążając tuż za mną i kładzie ubrania na blacie. - Bądź ostrożna okay? Po prostu zawołaj moje imię a zjawie się w ciągu sekundy u twojego boku. I proszę nie zamykaj drzwi.

-Okay- mówię cicho potakując.-Nie zamknę ich, nie martw się.

-Jesteś moją mate, to moja praca by się o ciebie martwić- pochyla się i całuje mnie w czoło- Ale kocham swoja robotę.

Moje policzki płoną na jego komentarz na co on znów się chytrze uśmiecha.

- Nie siedzi długo, okay?- mówi na co potakuje. Szybko całuje mnie w czoło po czym wychodzi.

Zsuwam bokserki, zerkam na moje zabandażowane uda i powoli odwijam bandaż. Po odwinięciu ud i nadgarstków dostrzegam pełen obraz zniszczenie którego się dokonałam.

Ciecia na nadgarstkach i udach już prawie są nie widoczne. Co jest dziwne bo zaleczenie tego zajmuje mi zazwyczaj więcej niż tydzień. Skóra na lewym ramieniu i fragmencie pleców oraz na udach jest sina. Zapewne od mojego upadku pod prysznicem. Moja skóra wydaje się bielsza niż zazwyczaj a za to cienie pod oczami są ciemniejsze. Tyler miał racje, można policzyć moje żebra. Bardzo prosto. Ale wciąż jestem pyzata i mam grube wałki. Jestem brzydka.

I stoję tak, desperacko zastanawiając się co może posłużyć mi jako nóż. Musze. Musze bardzo. Mój oddech przyspiesza, a ciało zaczyna drżeć, ciche łzy spływają po moich policzkach gdy szybko chwytam bluzę i wbiegam do pokoju w poszukiwaniu czegoś co zabierze ten ból choć na kilka sekund.

Przeszukuje wszystko od szafek, po szafę i biurko na którym leży pełno papierów zapewne należących do lekarza. Moją uwagę przykuwa torba w rogu pokoju wiec podbiegam do niej i szukam czegoś ostrego.

Trwa to aż do momentu w którym silne ramiona owijają się wokół mojej tali i przyciskają do twardej jak skała klatki piersiowej. Szarpie się zdesperowana by odzyskać wolność ale nic to nie daje.

Odwracam się szybko wciąż walczyć o wolność ale uścisk jest zbyt potężny lecz nie szkodliwy. Po chwili chwyta mój policzek i przekręca moją głowę bym spojrzała na mojego napastnika. Moje oczy napotykają zielone tęczówki Tylera.

-Carter- mówi zwracając moją uwagę, na jego twarzy maluje się koncentracja i przerażenie. -To tylko ja, malutka. Tylko ja.

Próbuje zwolnić poruszanie się mojej piersi w górę i w dół by się uspokoić ale nigdy nie była w tym dobra. Kiedy zaczynam popadać w atak paniki Tyler przysuwa dłoń na moje plecy i przeczesuje palcami moje włosy, głaszcząc delikatnie. Natomiast drugą dłonią masuje moje plecy.

-Shhh, kochanie- szepcze uspokajająco do ucha i opiera policzek o czubek mojej głowy.

Moje całe ciało drży a ja nie potrafię tego opanować. Oddech powoli powraca do normy, ale w głowie wciąż mi się kręci a łzy dalej płyną. Wciąż wyobrażam sobie mój brzydki wygląd. Wyglądam obrzydliwie.

-N-nie mogę tego zrobić.- mój głos jest odrobine głośniejszy od szeptu.- W-wyglądam okropnie.

-Już dobrze, słoneczko.- Tyler szepcze całując czubek mojej głowy. Ew., nie kąpałam się od tygodnia. Moje włosy muszą być przetłuszczone. Dlaczego do cholery on całuje moją głowę?

Odsuwa się troszeczkę ode mnie i podnosi moja głowę bym na niego spojrzała- Nie martw się jesteś piękna, malutka nie myśl o tym, okay? Przejdziemy przez to, razem.

Sposób w jaki to powiedział, jak jego głos zabrzmiał, ta mimika jego twarzy gdy to mówił..

Nigdy wcześniej nie widziałam ani nie słyszałam takiego współczucia. Naprawdę poczułam że mu na mnie zależy. Nikt nigdy tak bardzo się mną nie przejmował, tym bardziej po tak krótkim czasie znajomości. Poza Sama, chyba. Grupa wsparcia. Byliśmy w parze a on przyszedł do mnie już w dniu sparowania. W sumie to on zazwyczaj przychodził. Mogę sobie tylko wyobrazić co by powiedział..

-Car, obiecałaś na mały paluszek że przejdziemy przez ten świat razem. - i uśmiechnąłby się i pstryknął mnie w czoło. - Nie poradzę sobie z tym popapranym światem sam.

Bardzo za nim tęsknie.

Tyler ponownie zwrócił moją uwagę, nie zrobił niczego szalonego po prostu zaczął bawić się moimi włosami. Uwielbiam gdy ktoś bawi się moimi włosami. Westchnienie opuszcza moje usta na co na jego twarzy pojawia się mały uśmiech.

-Okay- w końcu odpowiadam szeptem. Na moje słowa jego uśmiech się poszerza. O kurwa on ma dołeczki. Przysięgam że faceci którzy je mają od razu robią się bardziej atrakcyjni.

-Razem?- pyta na co jedynie potakuje. Uśmiecha sie uszczęśliwiony, a jego wzrok pada na moje usta ale od razu powraca do oczu. Całuje mnie w czoło, potem w policzek i w końcu mnie przytulam. Ulga ogarnia moje ciało. Cieszę się że jednak mnie nie pocałował. Podoba mi się że szanuje iż chce by wszystko toczyło się powoli, owszem całuje mnie w czoło i policzek, ale chce poczekać na ten prawdziwy pocałunek. Cóż to będzie mój pierwszy pocałunek. Wiec chce by było to coś specjalnego- nic szalonego, ale wciąż specjalnego.

Pukanie do drzwi zwraca naszą uwagę. Tyler wzdycha i spogląda z powrotem na mnie.- Może szybko się przebierzesz a ja otworze drzwi?

Rumienie się i naciągam niżej bluzę którą założyłam. Teraz jestem wdzięczna że to są jego ubrania bo bluza sięga mi do kolan. Ostrożnie wstaje i wracam do łazienki i szybko naciągam na siebie bokserki.

Kiedy wracam do szpitalnego pokoju, Tyler siedzi na jednym z krzeseł. Drewniana taca leży na łóżku a gdy podchodzę bliżej widzę na niej miseczkę z wiśniowy jogurtem z granolą i jagodami polanymi białą czekoladą na wierzchu. Szklanka z mlekiem i Dun Brothers obok miseczki.

-Kazałem komuś przygotować gorącą czekoladę taką jaką lubisz. - tłumaczy wstając. Siadam na łóżku a on kładzie mi na nogach tacę- A jogurt wiśniowy z białą czekoladą dlatego że to twój zapach.

-Dziękuje- mówię cicho.

-Twoja siostra przyniosła kilka filmów które lubisz, wiec jeśli chcesz możesz je obejrzeć. - proponuje- Przyjedzie późnym wieczorem kiedy skończy zmianę.

-Jesteśmy u niej w pracy?-pytam

-Nie, ale przeniosła się tu na czas gdy ty tu jesteś. - tłumaczy- Jest też bliżej domu stada. Więc zapewne będzie tu dłużej. W każdym razem nie chce cię zostawiać w nowym i nieznanym miejscu.

-To do niej podobne- mówię cicho uśmiechając się. - Kocham ją.

Tyler uśmiecha się do mnie ciepło i pochyla się by mnie pocałować w czoło.- Jaki film chcesz obejrzeć?

<3 <3 <3

Kom i *** są mile widziane.

Przepraszam.

Wiem że rozdział miał być wczoraj ale za to ten jest o wiele dłuższy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro