Rozdział 14
Carter Kelly P.O.V
-Masz ataki paniki?
-Nie od kiedy zbuntowani chcieli rozmawiać z Tyler'em
-Jak dużo posiłków jesz dziennie?
-Dwa albo trzy.
-Jak dużo jesz?
-Pół mojego talerza, zazwyczaj
-Ile godzin przesypiasz w nocy?
-Od pięciu do sześciu.
-Okay, Carter wszystko wydaje sie polepszać.- Mr. Camry wstaje od swojego biurka.- Jest lepiej niż ostatnio.
Właśnie wraz z Tyler siedzimy w prywatnym pokoju w domu stada. Mam kontrole. Moja waga jest monitorowana. Tyler pilnuje co i ile jem od dwóch i pół miesiąca.
Aleks również jest w pokoju. Tyler mówi że uczy sie na kolejnego Thetę.
-Ostatnia rzecz i jesteście wolni - mówi lekarz
-Okay- kiwam głową
-Zważymy cie
<3 <3 <3
-Carter! Możesz przestać jęczeć i przyprowadzić tu swój gruby tyłek!- warczy moja mama- Musze wiedzieć ile kilogramów musisz zgubić!
-Tatuś mówi że jestem malutka.- mówię jej ze łzami w oczach. Mam sześć lat, od dwóch miesięcy. Jestem o połowę mniejsza od moich rówieśniczek.
-Nie, nie jesteś. Jesteś po prostu niska- warczy mama podchodząc do mnie i szarpiąc za ramiona. Wbija mi paznokcie w skórę prowadząc na wagę.
-Nie! Przestań! Nie chce!- szarpie sie i wyrywam płacząc. Jestem przerażona co pokaże waga.
-Zamknij sie!- policzkuje mnie- skutecznie uciszając.- Stań na wadze.
-Proszę nie zmuszaj mnie- błagam.
-Na. Wagę. Teraz.- popycha mnie powodując że jestem zmuszona do wejścia na ten przedmiot.
-38 kg- wzdycha- Taka niska i 38 kg.
-Rozczarowujesz mnie.
<3 <3 <3
-Carter? Kochanie, co sie dzieje?- Tyler delikatnie ściska moje ramie.
- Nie zmuszaj mnie- mój głos jest odrobinę głośniejszy od szeptu- N-nie mogę...
-W porządku kochanie- pochyla sie i całuje mnie w czubek głowy.
-Alfo nie możemy pozwolić jej wyjść bez zważenia sie. -szepcze lekarz tak bym nie usłyszała.
-Nie zmuszę jej do niczego- warczy na niego Tyler.
-Nie mamy wyjścia- mówi Mr. Camry- Wiem że nie chcesz jej do niczego zmuszać ale jeśli sie nie zważy będzie musiała wrócić do szpitala i zostać tam aż uzyska odpowiednią wagę.
Moje serce ściska sie na te słowa. Ostatnią rzeczą jakiej pragnę jest wrócić do szpitalnego pokoju. Nienawidzę go.
-P-przepraszam- szepcze przygryzając wargę by pohamować napływające łzy.
-Nie musisz za nic przepraszać, kochanie- mówi Tyler po czym wraca do rozmowy z lekarzem. -Rodger, chciałbym z tobą porozmawiać na osobności.
-Tak, Alfo- mówi i wychodzi z pokoju.
Tyler rusza za nim ale szybko obejmuje go w tali by go zatrzymać. Klęka by spojrzeć mi w oczy.
-Zaraz wracam, malutka. - mówi.
-Proszę nie idź- szepczę- Proszę Tyler
-Dwie minuty i obiecuje że wrócę, okay?-całuje mnie w czoło po czym odwraca sie i wychodzi.
Czuje sie jeszcze bardziej skrępowana gdy tylko drzwi sie zamykają. Nienawidzę lekarzy ani ich gabinetów ani szpitali.... ani dentysty. Naprawdę nienawidzę dentysty.
Głęboki wdech. Możesz to zrobić. Po prostu oddychaj.
-To przez twoją matkę, prawda?- moje oczy lądują na Aleksie. Przygryzam wargę i zakładam pasmo włosów za ucho kiwając głową. Posyła mi zrozumiały uśmiech.
-Też tego nienawidziłem. Wciąż tego nie lubię. - zgadza sie ze mną siadając obok mnie na łóżku. -Byłem mniejszy od każdego w moim wieku. Nawet Landon był ode mnie większy, cóż wciąż jest. Ale jestem starszym bliźniakiem a on zawsze znajdował sposób by wszyscy o tym wiedzieli.
-Nie mogłem tak łatwo sie ważyć jak inni chłopcy ze stada. Kiedy w końcu zacząłem rosnąć i przemieniłem sie, wyglądałem normalnie jak na mój wiek odkryłem że nie chce by ktokolwiek przechodził przez to co ja. Nikt nie rozumiał jak czułem sie we własnym ciele. Więc oddałem mój tytuł Bety Landonowi i uczyłem sie na Thetę. Jest dużo dzieci które mają nadwagę, i nie muszą sie czuć tak jak ja.
-Kim chcesz być gdy dorośniesz?- pyta mnie
-Terapeutą, o ile Tyler mi pozwoli oczywiście.
-Nie będzie cie powstrzymywał od spełnienia marzeń. - mówi Aleks.
-Więc mówisz że pozwoli mi skoczyć ze spadochronem?- spoglądam na niego.
-Może nie takie..- uśmiecha sie- Ale będziesz terapeutą którego nigdy nie miałaś, już chcesz pomagać ludziom.
-Yeah- kiwam głową.
-Wtedy będę lekarzem który zrozumie że nie chcesz by ktoś poznał twoją wagę, bo boisz sie że nie będziesz tak normalna jak u innych. - Aleks chwyta mnie za dłoń-Sam był moim dobrym przyjacielem to dlatego moi rodzice zaprosili ciebie i Hudson na obiad. Dużo mi o tobie mówił, kiedy chodziliśmy razem do szkoły miałem na ciebie oko.
-Dziękuje, Aleks- szepcze i obejmuje go za szyje.
-Ufasz mi?- pyta odsuwając sie odrobinę. Potakuje delikatnie- Więc zróbmy to, okay? Chcesz żeby Tyler tu był.
-Nie. Nie chce by wiedział- kręcę głową, obejmując siebie samą. - Nie mogę go rozczarować.
-Nigdy nie był tobą rozczarowany, Carter- mówi Aleks- Ale jeśli nie chcesz żeby wiedział, to niech tak będzie. Tylko ty i ja, mój ojciec tego nie zobaczy.
-Na mały paluszek?- pytam, wyciągając dłoń.
-Na mały paluszek- chichocze i chwyta za mój mały palec swoim.
-J-jestem gotowa.-wstaje i podchodzę do wagi, moje serce wali niemiłosiernie. Głęboki oddech. Aleks to zrobił ty też możesz.
-To co pokaże waga cie nie określi- mówi, ponownie chwytając moją dłoń.
Jeden krok.
To wszystko co muszę zrobić.
Mogę to zrobić.
Zamykam oczy i wstrzymuje oddech, staje na skali. Ściskam dłoń Aleksa.
-Czterdzieści jeden kilogramów.- czyta mi. .
Wzdycham i zeskakuje z wagi, wybiegam z pokoju i szukam wzrokiem Tyler. Gdy go dostrzegam robię to co każe mi intuicja wskakuje na niego robiąc tak zwaną koale, owijam ręce dookoła jego karku a nogi wokół bioder.
-Hej...- Tyler przyciska usta do mojej skroni.
-Zrobiłam to.- oddycham głęboko chowając twarz w jego koszuli.
-Dobra dziewczynka- czuje jak sie uśmiecha. Głaszcze mnie po plecach i szepcze uspokajające słowa.- Sh, kochanie. W porządku. Nie płacz skarbie, jestem tu.
-Nic jej nie jest- mówi mu Aleks
-Moja dziewczynka- całuje mnie w czoło- Idziemy do domu.
-Czekaj!-odsuwam sie od niego i staje przed Aleksem. Patrzy na mnie a ja na niego po czym obejmuje go wokół torsu.
-Bardzo ci dziękuje, Aleks- czkam. Mój tusz do rzęs pewnie już spłyną ale potrzebowałam mu to powiedzieć.
-To nic, Carter- mówi delikatnie- Wiesz że zawsze tu dla ciebie będę, okay?
-Okay.- szepcze ściskając go jeszcze raz.
-Idź do domu i odpocznij- radzi mi gdy sie od siebie odsuwamy. Tyler chwyta moją dłoń i przyciąga bliżej do siebie. Ściskam jego dłoń by go uspokoić bo wiem jaki potrafi być troskliwy.
-Możesz mnie zanieść?- pytam cicho. Uśmiecha sie i podnosi mnie w stylu panny młodej.
-Teraz już chodźmy, księżniczko. Zanieśmy cie do domu. -kiwa na pożegnanie do Mr. Camry i Aleksa po czym szybko wychodzi z gabinetu.- Nic ci nie jest?
-Nie będzie- szepcze w jego koszulkę- Proszę powiedz że cały dzień będziesz w domu?
-Nie opuszczę twojego boku, malutka- całuje mnie w czoło- Chcesz iść do swojego pokoju czy do salonu?
-Do salonu-mówię mu gdy zamyka drzwi od naszego piętra. -Czekaj! Moje kapcie...
-Przyniosę je dla ciebie, malutka. Ale najpierw zamierzam posadzić cie na kanapie.- informuje mnie wchodząc do salonu i sadzając na moim ulubionym miejscu. -Przyniosę twój koc i kapcie i zrobię ci gorącą czekoladę.
Kiwam głową i zwijam sie w kulkę a gdy tylko wraca okrywa mnie moim ulubionym puchatym białym kocem. Znika na kilka minut i wraca z moimi kapciami które chce mi założyć.
-Mogę sama...- mówię.
-Zamierzam sie tobą zaopiekować, kochanie- Tyler uśmiecha sie do mnie głaszcząc po włosach a gdy zjeżdża dłonią w dół głaszcze mnie po policzku.- Zaraz wracam...
-Nie- szepcze obejmując go w tali- Proszę.
Kiwa głową uśmiechając sie po czym zdejmuje buty i podnosi mnie. Sam siada na kanapie a mnie sadza sobie na kolanach.
-Powiedziała to przy wszystkich- mówię cicho.
-Kto?- spogląda na mnie pytającym wzrokiem.
-Moja matka- sztywnieje na moje słowa-Nazwała mnie grubą przed całą szkołą. Od kiedy moja własna matka nazwał mnie grubą wszystkie dzieci zaczęły mi to powtarzać.
-Carter..-odwraca mnie do siebie i chwyta oba moje policzki. Całuje mnie delikatnie w czoło.
-Nie mogę znowu tego przejść. Nie mogę, jeśli przyjdzie do mnie z jakiegokolwiek powodu...- szepcze kręcąc głową-Nie mogę znowu przez to przechodzić. Nie mogę budzić sie każdego ranka ze świadomością że nie jestem bezpieczna. Nie mogę.. Tyler nie mogę.
Mój głos pod koniec całkiem sie załamuje. Tyler głaszcze mnie delikatnie po włosach i przyciska do swojej klatki piersiowej. Jego dłonie pocierają moje napięte mięśnie.
-I nienawidzę faktu że może skrzywdzić innych, zwłaszcza twoje stado. I to że zbuntowani ją znają i wiedzą co mi zrobiła, a to oznacza że ..- płaczę w jego koszulkę.- Nie chce by ktoś ucierpiał.
-Carter, spójrz na mnie- bierze moje policzki w dłonie sprawiając że moje oczy spotykają jego.- Nigdy nie pozwolę żeby ta kobieta jeszcze raz sie do ciebie zbliżyła. Jesteś moja, znaczysz dla mnie wszystko i zawsze cie ochronie i zapewnię ci bezpieczeństwo. Nigdy więcej cie nie skrzywdzi. Nie zamierzam cie stracić, nie zamierzam pozwolić byś cierpiała i jestem peny jak diabli że nie zostawię cie samej z tym.
Obejmuję go za szyje i przytulam. On obejmuje mnie w tali.
-Kochanie nie płacz. Nie jest warta twoich łez, nikt nie jest.- mówi bawiąc sie moimi włosami- A teraz chodź , obejrzę z tobą ten film o którym tak dużo mi mówiłaś. Ten dziwny?
-Naprawdę?- pytam. Mówi na niego dziwny bo jest tam moja ulubiona scena z Zac Efronem. Ten i High School Musical 2
-Oczywiście, ale jeśli będą tam jakieś sceny bez koszulki zamierzam zakryć te twoje wielkie, śliczne, niewinne oczy. - mówi Tyler pochylając sie by pocałować mnie w nos- To cie pocieszy prawda?
Kiwam głową posyłając mu uśmiech.
-Dziękuje- mamrocze układamy sie na kanapie i włączamy film. Moje plecy oparte są o jego klatkę piersiową a on przytula mnie do siebie blisko, mając brodę opartą o moja głowę.
-Za co?- pyta
-Za bycie moim żywym ochronnym kocem- odwracam sie do niego i opieram głowę na jego ramieniu. Chichocze na moją odpowiedź i całuje mnie w czubek głowy.
-Zawsze będę twoim żywym ochronnym kocem.
<3 <3 <3
Kom i *** są mile widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro