Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Zdjęcie Nick Bateman jako Tyler.

-Autor.

Carter Kelly P.O.V

Zniszczona.

Słowo którym opisywałam się przez całe życie- ponieważ właśnie taka byłam. Całkowicie i definitywnie zniszczona. Dlaczego taka byłam? Lista powodów wygląda jakby rosła każdego dnia.

Rzecz w tym, że kiedy jesteś zniszczony od dłuższego czasu, nadzieja jest tak pięknym kłamstwem, że ludzie kurczowo się jej trzymają.

Wszyscy mówią że zawsze jest nadzieja i może jest ale jeśli masz depresje albo jakąś inną chorobę mentalną, to już tak nie wygląda.

Chyba wszyscy znamy znaczenie skrótu nadziei (hope): Hold On Pain Ends. I może to prawda, może nadzieja to nie tylko piękne kłamstwo.

Ale tu chodzi o ludzką naturę: nie wiemy co jest kłamstwem, a co prawdą, a wybieramy to w co wierzymy.

W co wierze kiedy myślę o nadzii?

Ale nadzieja nie jest czymś w co mamy wierzyć. To ktoś lub coś nam ją daje.

Wszyscy jesteśmy zniszczeni- niektórzy bardziej od innych. Wszystkim nam brakuje jakiegoś kawałka. A to żałosne i głupie...

Pewnego dnia, ktoś przytuli cie tak mocno, że wszystkie twoje brakujące kawałki wrócą na miejsce. Tylko tego nam potrzeba- kogoś kto będzie wiedział jak cie poskładać w całość.

Ludzie może nie zawsze mówią ci co do ciebie czują, ale okazują ci to. Zwróć uwagę na tych, którzy robią obie rzeczy.

Niektórzy mówią ci, że jesteś piękna, a potem sprawiają, że tak się czujesz przez całowanie w czoło albo trzymaniem za dłoń.

Niektórzy mówią żebyś położyła się spać, a potem niosą cie do sypialni i czuwają przy tobie aż zaśniesz.

Niektórzy mówią, że się tobą zaopiekować, a potem naprawdę to robią. Myją ci włosy, rozczesują je, gotują dla ciebie...

Niektórzy nie przegapią żadnego dnia by powiedzieć ci jak dużo dla nich znaczysz.

I nie mam pojęcia czym sobie zasłużyłam by znaleźć kogoś takiego. Dlaczego miałby ze mną zostać? Kolejne pytanie bez odpowiedzi.

Przekręcam się na plecy i zarzucam włosy do tyłu leżąc na łóżku. Jest po 4 rano, jestem u siebie w pokoju całkowicie rozmbudzona.

Dziś mam coś do przemyślenia. Możliwość iż zbuntowany mogą kogoś skrzywdzić przeze mnie, fakt, że są oni w jakiś sposób powiązani z moja matką, która mnie przeraża, a na dodatek wie gdzie jestem i jedyną pocieszającą rzeczą jest to, że mam przyjaciółkę- Lee i zaakceptowałam Tylera jako mojego matę.

Jestem kompletnie wykończona, ale nie mogę zasnąć. Ziewam i układam sie w innej pozycji po czym rozglądam sie po pokoju aż mój wzrok pada na bawełnianą meską koszulke należącą do Tyler.

Wstaje powoli i zdejmuje piżamię zostając w samych majtkach i sportowym staniku po czy nakładam na siebie jego koszulkę. Od razu uderza we mnie ten cudowny zapach i teraz nie mam już żadnego problemu by wrócić do łóżka i ponownie zasnąć.

<3 <3 <3

-W porządku! Witam wszystkich! Nazywam sie dr. Andrews - odezwał się głośny głos.

Utknęłam tu siedząc na krześle w gabinecie doktora psychiatry wraz z innymi dzieciakami.

Nie jestem w stanie określić jak bardzo tego nienawidzę.

-Zacznijmy od zapoznania się ze sobą. Pierwsza będzie ta panienka, a później zatoczymy koło.- dr. Andrews pokolepuje delikatnie ramię rudo włosej dziewczyny siedzącej obok niej. -Powiedz nam jak sie nazywasz, ile masz lat i może odrobinę o tym dlaczego tu jesteś.

-Um...- jej głos był cichutki-Nazyam się Sutton Jacks, mam jedenaście lat i trafiłam tu ponieważ mój szkolny psycholog stwierdził, że tego potrzebuje.

Kilka osób cicho skomentowało jej ostatnią część wypowiedzi. A później przyszła pora na następną osobę.

-Nazywam sie Caiden Ryder, mam dwanaście lat jestem tu przez tatę. -powiedział czarno włosy chłopak o niebieskich oczach.

-Jestem Saeah, mam dziesięć lat i jestem tu przez dziewczyny z mojej szkoły. - powiedziała mała blondynka.

Kolejka szła dalej, a ja w sumie nie zwracałam uwagi na nikogo aż doszło do chłopak, który jest mniej wiecej w moim wieku. Ma brązowe włosy i oczy.

-Jestem Sam Waters, mam dziesięć lat i jestem tu ponieważ mój tata i starszy brat umarli, a ja nienawidzę siebie.

Chłopiec jest pierwszym, który nie udzielił głupiej odpowiedzi - właściwie jedynym. Więc gdy nadeszła moja kolej wiedziałam, że muszę zrobić to samo.

-Um, jestem Carter Kelly, mam dziesięć lat i jestem tu ponieważ moja mama mnie nienawidzi, tata zachorował, a starszy brat za chwilę wyjeżdżam, a ja zaczynam siebie nienawidzić.

To była moja odpowiedź. Chłopiec spojrzał się na mnie, a ja na niego i tak się w siebie wpatrywaliśmy cały czas. A gdy Pani doktor kazała nam sie dobrać w pary wybralismy siebie.

-Jestem Sam.- wyciągnął do mnie rękę, którą ujęłam.

-Carter- mówię cicho.

Sam rozkłada ramiona do uścisku. Po chwili decyduje się na ruch i powoli do niego podchodzę.

-Teraz możesz mnie poznać?- pyta- Przepraszam że pytam, ale jesteś taka malutka.

-Mogę?- mówię pozwalając moim dłoniom opaść. Uśmiecha sie do mnie i rozgląda.

W końcu siadamy na ziemi, leży na mnie kiedy schodzi zaczynamy się w siebie wpatrywać aż wybuchamy gromkim śmiechem.

-Jesteś teraz moją najlepszą przyjaciółką Car.- mówi Sam wstając i pomagając w tym mi. -A ja jestem twoim najlepszym przyjacielem?

-Yeah- potakuje.

Sam uśmiecha się do mnie co od razu odwzajemniam. To pierwszy raz gdy się uśmiechnęłam od kiedy mama nas zostawiła. To miłe uczucie.

-Będę cie chronił, Car.- kładzie dłonie na moich ramionach przez co się napinam, ale za raz rozluźniam bo przypominam sobie, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. - Twoja mama nigdy więcej cie nie skrzywdzi.

-Dzięki, Sam- odpowiadam.

Jakby wiedział, że wróci i będzie mi grozić ponownie- ale go nie ma.

Niespodziewanie jego brązowe oczy zaczęły znikać tak samo jak wszystko dookoła. Wszystko jest czarne.

Rozglądam się w poszukiwaniu znajomej twarzy- Hudson, Sam, Tyler- ale nikogo nie widzę.

-Halo?- krzyczę- Jest tu kto? Sammy! Tyler, proszę!!!

Mój głos odbija się echem, które przerywam czyjś chichot.

-Kto tam jest?- czuje niepokój. Ten chichot brzmi tak znajomo, a ta myśl przyprawia mnie o ból serca.

-Oh, Carter...- kobiecy głos przybrał ostry wyraz.- Taka przewidywalna, tak żałosna. W ogóle się nie zmieniłaś.

I wtedy zrozumiałam do kogo należy ten głos. Kobieta, która poluje na mnie przez całe życie i pojawia się w koszmarach. Wróciła.

-Tyler!- jego imię opuszcza moje usta nim sie orientuje, ale potrzebuje go. On zapewnia mi bezpieczeństwo i wiem, że nigdy nie pozwoliłby by matka ponownie mnie skrzywdziła. - Tyler! Proszę Tyler!

-Głupia dziewczyna, ten chłopiec cie nie ocali. - wtedy poczułam uścisk na ramieniu, mocny uścisk.

-Tyler!- krzyczę, potrzebuje by mi pomógł- uratował z tego piekła.

<3 <3 <3

-Carter? Carter, obudź się!-czuje, że ktoś mną potrząsa, dwie silne dłonie wybudzają mnie ze snu.

Jęczę otwierając oczy i łapiąc oddech. Mój wzrok spotykaj Tylera, który siedzi na krańcu łóżka przypatrując mi się uważnie, jakby nie chciał mnie przestraszyć.

Robię to co karze mi instynkt, rzucam się na niego. Owijam ręce dookoła jego szyi, a nogi wokół tali, przytulając go z całej siły.

-Shh, malutka, jestem tu.- szepcze Tyler, przyciągając mnie do siebie jedną ręką, a drugą kładzie na moich włosach i zaczyna sie nimi bawić. Ciche łzy spływają mi po policzkach.- Oh, kochanie nie płacz. Proszę nie płacz.

-J-ja przepraszam- szepcze, odsuwając się powoli od niego i spoglądając mu w oczy- To było takie realne.. Słowa, które mówiła bardzo raniły, było tak jakby naprawdę tu była i...

-Twoja matka?- pyta Tyler, powodując, że powoli potakuje. Jego zmartwiona mina zmienia się w bardziej poważną, ale wciąż skupioną. Jego dłoń przesuwa się z moich włosów na policzek przytrzymując moja twarz tak bym nie mogła odwrócić od niego wzroku. - Ta kobieta nigdy więcej cie nie skrzywdzi, Carter. Nikt tego nie zrobi. Jesteś dla mnie wszystkim, moim światem i nie pozwolę nikomu ani niczemu cie skrzywdzić.

-Wiem- szepcze cicho, zjeżdżam dłońmi w dół jego klatki piersiowej, a potem przenoszę je na jego plecy. On natomiast ujmuje w dłonie moje policzki i całuje w czoło.

-Jesteś niewiarygodnie piękna.- Tyler uśmiecha sie do mnie delikatnie ukazując swoje dołeczki.

-Jest..- odwracam sie by zerknąć na budzik stoją na szafce nocnej- 5:51 rano, a ja potrzebuje wziąć prysznic, włosy mam w nieładzie nawet nie mam makijażu..

-Dokładnie.- przerywa mi- Nie potrzebujesz żadnego makijażu i nie musisz nic robić z włosami by wyglądać pięknie, Carter.

-To nie możliwe.- kręcę głową.

-Kiedy mężczyzna mówi, że jesteś gorąca, komentuje twoje ciało. Kiedy mężczyzna mówi, że jesteś śliczna, komentuje twoją twarz. Kiedy mężczyzna mówi, że jesteś słodka, komentuje twoją osobowość. A kiedy mężczyzna mówi, że jesteś piękna, komentuje twoją duszę.- Tyler zakłada mi pasmo włosów za ucho.

-Więc twierdzisz ...- próbuje zrozumieć co ma na myśli, ale szczerze nie mam pojęcia o co chodzi.

-Twierdzę, że masz niewiarygodnie piękną dusze, Carter Kally- Tyler całuje mnie w nos. - I są jedynie trzy rzeczy, które chce zmienić w mojej dziewczynie.

-Czekaj... co?- niepokój ściska mi klatkę piersiową. Jedyna osoba na tej planecie o której wiem, że nie chciałaby niczego we mnie zmienić właśnie zaprzeczyła tej teorii.

-Trzy rzeczy, które chłopak chce zmienić w swojej dziewczynie to jej nazwisko, adres i jej puntk widzenia mężczyzn.- głaszcze kciukiem mój zaróżowiony policzek- I jedno już mam - twój adres.

-Cholernie mnie wystraszyłeś- mały uśmiech wypływa na moje usta.- Myślałam, że rzeczywiście chcesz mnie zmienić.

-Nigdy, maleńka, nigdy.- mówi poważnie- Jesteś idealna, Carter.

-Nie jestem- kręcę głową. Mówiąc, że sie z nim nie zgadzam to całkowite niedopowiedzenie.

-Tak jesteś, jesteś idealna dla mnie-chwyta moje policzki i łączy nasze czoła-Bo wszystko co robisz sprawia, że coraz bardziej za tobą szalej. Takie małe rzeczy: sposób w który kichasz wydając cichy pisk, to jak tańczysz do muzyki na siedzeniu w samochodzie, sposób w jaki zwijasz sie kulkę gdy zasypiasz, sposób w który sie rumienisz gdy trzymam cie za rękę, całuje lub przytulam w miejscu publicznym, sposób w jaki twoje oczy sie świecą gdy sie ekscytujesz- wszystko co robisz jest perfekcyjne w moich oczach bo jesteś drugą połówką mojej duszy, jesteś wspaniałą połową, a ja tą która ma sprawić, że będziesz szczęśliwa.

Pozostaje cicho, przetwarzając jego słowa i martwiąc sie czy mówi prawdę. Moje życie było beznadziejne i tak nagle najbardziej przerażający, dominując, przystojny, troskliwy, słodki, wyrozumiały człowiek o którym nie miałam pojęcia, że istnieje mówi mi, że jestem piękna.

Serce mówi mi, że mam mu uwierzyć, ale rozum przypomina o wszystkich głupich rzeczach, w które kazało uwierzyć mi wcześniej to samo głupie serce.

Ale mówimy o Tylerze. Wiem, że znamy sie dwa miesiące, a on zna o wiele więcej ludzi.

-O czym myślisz, księżniczko?- pyta, a jego dłoń pociera moje plecy.

-Po prostu jesteś dobry w słowach..- mówię cicho, sprawiając, że chichocze.

-Ciesze sie, że tak myślisz.- Tyler ponownie całuje mój nos. -Co ty na to byśmy zjedli śniadanie.

-Cudownie.- uśmiecham sie do niego.

-Dobrze, zrobiłem rezerwacje w kawiarni za miastem- mówi- Będziemy mieli cały lokal dla siebie. Nie otworzą do 8.

-Jak ty..- zaczynam, ale przypominam sobie, że jest Alfą stada liczącego ponad trzy tysiące ludzi więc zapewne ma wszystko czego zapragnie na skinienie. - Nie ważne.

-Okay- Tyler chichocze.- Założę koszulkę, a ty jakieś leginsy i moją koszulkę bo wyglądasz idealnie w moich rzeczach.

-Nawet jeśli ci nie wierze wiem, że nie pozwoliłbyś wyjść mi bez spodni- zaczynam czuć sie niekomfortowo z faktem, że siedzę na mim w samych majtkach i jego koszulce.- Nie przyjmuje tego i dziękuję.

-A myśl, że zawsze wyglądasz pięknie i pewnego dnia w to uwierzysz.- Tyler całuje mnie w czoło, po czym zsuwa dłonie na moją talię. - Teraz pozwolę ci założyć spodnie na te piękne nogi.

- Tyler..- szybko wstaje i biegnę do garderoby by założyć ciepłe leginsy.

-Kochanie chodź! Pośpiesz sie!- krzyczy zza drzwi. -Marzną mi ręce i potrzebuje by twoje mnie ociepliły!

Na jego słowa od razu sie uśmiecham. Śmieje sie cicho i kręcę głową po czym szybko wchodzę do łazienki by opłukać twarz, nakremować ją i nałożyć tusz do rzęs.

Tyler uśmiecha sie gdy tylko wychodzę, a w dłoni trzyma moją kurtkę i pomaga mi ją założyć.

-Wyglądasz pięknie.- komplementuje mnie chwytając moją małą dłoń w swoją po czym zaczynamy schodzić na dół i opuszczamy dom.

-Jak długo zajmie nam dotarcie tam?- pytam gdy otwiera mi drzwi do samochodu. Zamyka je i zajmuje swoje miejsce.

-Od 15 do 20 minut.- mówi odpalając samochód i chwytając ponownie moją dłoń, splatając nasze palce. - Możemy sie zatrzymać...

-Nic mi nie będzie, Tyler.- przerywam mu. On jedynie spogląda na mnie z uwagą, ale wiem, że będzie pierwszym, który zawiezie mnie do szpitala jeżeli coś mi sie stanie. Co naprawdę boli..

-Po prostu nie chce byś czuła iż nie możesz mi powiedzieć, że czujesz sie niepewnie.-Tyler pociera moje knykcie- Tylko sie o ciebie martwię skarbie.

-A ja ci mówię że nic mi nie będzie. - powtarzam mając nadzieje że tym razem mi uwierzy. Kiedy w końcu znajduje odpowiednie słowa by go przekonać jestem zbyt zestresowana by wypowiedzieć je na głos. Biorę głęboki oddech-Jesteś tu, więc nic mi sie nie stanie.

Uśmiech który wywołałam na jego twarzy powoduje, że moje serce przestaje bić. Wygląda na takiego szczęśliwego, takiego dumnego. Wygląda jak dziecko w sklepie z zabawkami. Oczy mu sie świecą, dołeczki sie ukazują oraz ma iskry w oczach.

Nigdy nie wiedział go w takim stanie.

Samochód staje więc spoglądam na niego z pytaniem w oczach. On tylko uśmiecha sie bardziej i pochyla do mnie by pocałować. Widać w nim tyle pasji i troski oraz miłości.

-Za co to?- pytam gdy sie odsuwa.

-Bo nigdy nikt nie powiedział mi nic co by mnie uszczęśliwiło tak bardzo jak właśnie to co powiedziałaś. - Tyler ściska moją dłoń i kontynuuje jazdę.

Uśmiecham sie do niego po czym odwracam sie by wyjrzeć za okno, patrze na drzewa i mijaną przez nas naturę. W samochodzie panowała perfekcyjna cisza, która została bezczelnie przerwana przez burczenie mojego brzucha, co wywołało u mnie rumieniec.

-Będziemy za kilka minut, kochanie- Tyler chichocze- Dobrze wiedzieć, że jesteś głodna

-Yeah..- mówię cicho.

Jedyną gorszą rzeczą niż wiedzieć że jest się głodnym jest sam fakt że się je.

Wkrótce docieramy na miejsce i dostrzegam ładnie wyglądającą francuską knajpkę. Nim Tyler zdążył wysiąść z samochodu i otworzyć mi drzwi wyjmuje telefon i robię zdjęcie tego miejsca.

Staje na krawężniku a potem na palcach by zrównać się z nim wzrostem.

Głupi niski wzrost.

Wkrótce czuje silne ramiona owijające się wokół mojej tali. Tyler pomaga mi utrzymać równowagę a ja przyciskam się do jego piersi.

-Pozwól, że ja to zrobię. - zabiera mi telefon z dłoni, a ja muszę znów ustać na palcach by upewnić się, że dobrze to robi.

-Przechyl trochę.- mówię kładąc dłoń na jego i nakierowując go. Chichocze po czym całuje mnie w czubek głowy- Czekaj! Ostrożnie, nie ruszaj się. Idealnie.

-Nic nie jest tak idealne jak ty, Carter. - Tyler mówi robiąc kilka zdjęć. -Ale to zdjęcie jest na drugim miejscu.

Spuszczam wzrok z uśmiechem na ustach ukrywając rumieńce. Jego dłonie wracają na moją talię po czym oddaje mi telefon.

-Jest piękne.- zgadzam sie z nim.

-Chodź, malutka.- splata nasze dłonie razem po czym ruszamy do restauracji. -Pamiętaj nie musisz jeść...

-Wszystkiego.- kończę jego zdanie. - Wiem.

-Po prostu nie chce na ciebie naciskać, Carter.- tłumaczy Tyler, ściskają moją dłoń. Otwiera dla mnie drzwi, a gdy wchodzimy do środka okazuje sie, że jest tak samo jak na zewnątrz.

-Alfo, Luno- chudy i wysoki zarazem chłopak kłania nam sie. Był dość przystojny, ciemne włosy i zielone oczy.- Stolik gotowy.

-Dziękuje- mówi Tyler, obejmując mnie w tali. Przyciągam mnie do swojej klatki piersiowej w zaborczym geście. Idziemy do oddzielnego miejsca gdzie stoi stolik z dwoma krzesełkami.

-Miłego posiłku. - mówi nerwowo mężczyzna kładąc przed nami menu. Tyler wciąż stoi, a jego wzrost widocznie przytłacza kelnera.

-Jesteś zwolniony- informuje go, a ten szybko opuszcza pomieszczenie. Odwraca sie do mnie i siada.

-Był tylko miły..- zaczynam,

-W momencie gdy tylko przekroczyłaś próg tego budynki pożerał cie wzrokiem. -warczy, chwytając moją dłoń- Jesteś moja.

-On nie..- kręcę głową, próbując go przekonać.

-Carter, spójrz na siebie. Jesteś najpiękniejszą kobietą na tej planecie i każdy to widzi. - ściska mocniej moją dłoń nie raniąc mnie. - I on z tego korzysta. Nie lubię gdy mężczyźni sie na ciebie gapią bo jesteś moją dziewczynką.

-Wiem, Tyler- używając wolnej dłoni zsuwam jego koszulkę z ramienia by pokazać mu oznaczenie. - Okay? W noc gdy się poznaliśmy powiedziałeś, że to pokazuje, że jestem twoja.

Wyraz jego twarzy od razu sie zmienia, a mały uśmiech pojawia sie na jego twarzy, pociera moje knykcie posyłając iskierki do mojej ręki.

-Jesteś moja?-Tyler pyta jeszcze raz by sie upewnić.

Biorę głęboki oddech ignorując uścisk w żołądku. Powiem to, wiem to. To nieuniknione. Jestem jego- ale powiedzenie tego nagłos to już inna historia. Plus, martwię sie, że pomyśli sobie, że jestem gotowa na małżeństwo i będzie chciał mnie zapłodnić. Nie jestem na to gotowa

-T-tak, Tyler.- mówię cicho- Jestem twoja.

Uśmiecha sie ciepło i całuje słodko w usta. Patrzy mi w oczy gdy sie odsuwa, a ja mogę dostrzec szczęście w jego zielonych tęczówkach.

-Jesteś moją dziewczyną.- mówi- Tak bardzo mnie uszczęśliwiasz, księżniczko.

-Wciąż chce by wszystko toczyło sie powoli...- szepcze.

-Wiem, kochanie- potakuje - Obiecałem, że nie będę cie zmuszał do niczego na co nie jesteś gotowa i dotrzymam tej obietnicy.

-Dziękuje- szepcze ponownie, uśmiechając sie. Całuje mnie jeszcze raz w usta i wraca na swoje miejsce.

Gdy przynoszą nam nasze zamówienie biorę łyk wody i zabieram sie za jedzenie naleśnika z nutellą i truskawkami, Tyler zaczyna zadawać mi pytania.

-Więc jestem jedynym który wcześniej cie całował?- rumienie sie na to pytanie i wolno kiwam głową. - Czy ktokolwiek zabrał cie już na randkę?

Sam i ja spotykaliśmy w piątki i nocowaliśmy u siebie na wzajem. Sobotę spędzaliśmy na spaniu i oglądaniu czegoś na Netfix.

Ale czy to była randka?

Chodzi o to, tak Sam był bardzo atrakcyjny. Ale zawsze był dla mnie jak starszy brat.

-Nie- kręcę głową.

-Ciężko mi w to uwierzyć.- mówi Tyler- Cóż, spójrz na siebie. Spójrz jak wspaniała jesteś. Jak nabuzowani hormonami nastolatkowie mogli nie umówić sie z kimś tak pięknym jak ty?

-Cóż..- kręcę sie niekomfortowo- Nie jestem do końca, uh, utalentowana.

-Utalentowana...?- marszy brwi i przechyla głowę.

-Po prostu jestem zbyt mała do wielu rzeczy- drapie sie po karku i spuszczam wzrok na moje do połowy zjedzone śniadanie.

-Jesteś niska, Carter. - chichocze Tyler.

-Mam rozmiar 32A, Tyler!- mówi szybko rumieniąc sie.

-Wiem- kładzie swoją dłoń na mojej. - Czy to ma znaczenie?

-To dlatego nikt mnie nigdzie nie zapraszał.- mówię- To i fakt że nikt nie chciałby sie umówić z niedoszłą samobójczynią.

-Ej...-Tyler wstaje ze swojego krzesła i obchodzi nasz stolik. Wyciąga do mnie ręce i chwyta za dłonie. Ciągnie mnie za nie przez co wpadam na jego klatkę piersiową.- Jesteś w pewnym stopniu chora wewnętrznie i nic na to nie poradzisz. Nie lubię gdy tak o sobie mówisz.

-Ale...

-Żadnego ale, Carter. Kiedy znalazłem cie nieprzytomną i ledwie oddychającą na ziemi pomyślałem że cię straciłem.- Tyler zniża się do mojego wzrostu i łączy nasze czoła. - Zamierzam przebrnąć przez to z tobą i nie opuścić twego boku nawet gdy już ci się polepszy.

-Nawet jeśli mam mały biust?- spoglądam na niego, a on sie uśmiecha.

-Jesteś zbyt urocza, malutka. - chichocze.

Cichy śmiech opuszcza moje usta. Tyler pochyla sie i całuje mnie delikatnie, powili. Owijam ręce dookoła jego szyi, a on przyciąga mnie jeszcze bliżej trzymając w tali.

-Chodźmy, malutka. - mówi odsuwając sie odrobinę.- Chce cie mieć tylko dla siebie przez resztę dnia.

<3 <3 <3

Dziś, Tyler wykorzystywał każdą możliwą okazje by mnie dotykać. Trzymał mnie za rękę, obejmował w tali, całował w czoło, nos, dłoń, kark, policzek oraz w usta.

Aktualnie, siedzę na jego łóżku, a on przegląda swoją garderobę. Dlaczego? Cytuję- Bo mam za dużo ubrań. Ale wiem, że robi to bo lubi gdy nosze jego ciuchy.

-Ten sweter jest zbyt mały Carter.- mówi wychodząc w swetrze który nie chce przejść mu przez głowę.

-Troszeczkę. - chichocze, wkładając zakładkę do książki zaznaczając stronę na której skończyłam czytać. Podchodzę do niego i pomagam mu go zdjąć.- Ktoś tu nieźle pracuje.

-Oczywiście- mówi skupiony na zdejmowaniu swetra, a gdy w końcu to robi uśmiecha sie do mnie.

-Masz potargane włosy.- śmieje sie, stając na palcach by naprawić ten bałagan. Tyler chwyta moje dłonie i całuje mnie w nos.

-Chcesz może ten?- pyta- Na tobie lepiej wygląda.

-Myślę, że moja garderoba pomniejszyła sie dziś już dwukrotnie. Plus wyglądasz ślicznie w moich ubraniach.

-Czy są jeszcze jakieś za małe dla ciebie rzeczy?- pytam by jak najszybciej zmienić temat.

-W sumie tak.-podchodzi do szuflady z której wyjmuje pudełko pełne bokserek.

-Z niektórych już wyrosłem. A ty jesteś tak malutka że mogłabyś w nich spać.

-Uh...-próbując ukryć zawstydzenie. - Tyler...

-Żartuje.- uśmiecha sie i śmiej głośno z mojej reakcji.

-Nie strasz mnie tak!- opuszczam głowę zasłaniając sie włosami.

-Co ja mówiłem o chowaniu sie przede mną?- chichocze obejmując mnie w tali i odwracając do siebie przodem. Moje dłonie zakrywają twarz i przyciskam sie do jego klatki piersiowej. - Kochanie!

-Nie mówmy o tym!- warczę.

Tyler mnie przytula i rzuca sie do tyłu na łóżko, przekręca sie tak że to ja jestem na dole a moje dłonie umieszcza nad moją głową.

-Nie ma więcej chowania sie przede mną.- mówi, całując mnie. Nie odpowiadam przez co chichocze.

-Jeśli mam być poważny, wyrosłem już z tego, ale mogę ci to zafundować. -uśmiecha sie chytrze.- Niestety chcesz tego...

-Nie dziękuję.- rumienie sie .

-Kocham to jaka jesteś nieśmiała, malutka- całuje mnie w czoło kilka razy. Potem w skroń, policzek, usta... Tak naprawdę całuje mnie po całej twarzy.

Chichocze. Co kilka pocałunków szepcze mi do ucha "moja".

-Moja malutka, niewinna mate- uśmiecha sie kończąc swój atak.- Nigdy sie tym nie zmęczę.

<3 <3 <3

Kom i *** są mile widziane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro