Rozdział 4 cz. 2
Gdy się budzę na zewnątrz jest już ciemno. Słyszę jakieś głosy za drzwiami, ale nie potrafię określić do kogo one należą. Jedno jest pewna, kłócą się o coś.
-Nie jest na to gotowa!- podniósł się znajomy głos- Nie będę jej do niego zmuszać!
-Ona. Tego. Potrzebuje.- drugi znajomy głos odkrzykuje.- Nie chcesz żeby jej się polepszyło?!
-Co to w ogóle za pytanie!- krzyczy- Oczywiście że chce by jej się polepszyło! Jest moją mate! Jest osobą na której zależy mi najbardziej na świecie, jedną i jedyną, jest numerem jeden na liście moich priorytetów. Nie waż się tego podważać!
-Ona tego potrzebuje.- mówi już spokojniej - Nie zmuszałabym jej do czegoś co nie byłby dla niej dobre. Jest moją siostrą, jedyną rodziną jaką mam. Dr. Candace jest moją dobrą znajomą, ufam jej, jest jedną z najlepszych terapeutek w kraju.
-Co jeśli będzie zbyt mocno naciskała na Carter..- wzdycha- Nie chce by moja dziewczynka dostała ataku paniki lub aby płakała..
-Tyler, moja siostra dużo już przeszła. Była w grupie wsparcia i odbyła kilka indywidualnych sesjach.- rozpoznaje Hudson- Tylko proszę, spróbuj choć jedną sesje. Jeśli chcesz by jej się polepszyło, ona tego potrzebuje.
-Jeśli to jej pomoże, zróbmy to.- wzdycha Tyler.
-Dziękuję- mówi Hudson
Siadam przecierając oczy. Wracam na terapie? Znowu? Znaczy się, to chyba ma sens. Większość nastolatek po próbie samobójstwa nie wychodzi ze szpitala bez spotkania z psychologiem.
Kładę się z powrotem i zwijam w kulkę. Nigdy nie lubiła chodzić do terapeuty. Otwierające się drzwi wpuszczają do pokoju odrobinę światła.
-Malutka?- delikatny głos Tyler woła od drzwi.- Twoja siostra jest tutaj. Może spędzicie razem trochę czasu. Może zaczniesz się rozpakowywać?
Wzdycham i siadam z powrotem chwytając za okulary.- Okay
Włącza światło czym oślepia mnie na chwilę po czym podchodzi i siada na brzegu łóżka.
-Będzie tu za sekundę.- informuje mnie zagarniając pasemko włosów za ucho. - Musimy porozmawiać nim pójdziesz spać, okay?
-Okay- potakuje.
-Carter?- dobiega mnie głos Hudson zza drzwi.- Hej, siostra. Gotowa na rozpakowywanie? Nawet nie wiesz ile ważą te twoje wszystkie książki. A to jeszcze nic..
-To dlatego że jesteś idealistką. - wchodzę jej w zdanie.
-Zostawię was same. - odzywa się Tyler i całuje mnie w policzek. - Widzimy się później, kochanie.
Gdy tylko Tyler wychodzi Hudson wzdycha głęboko.
-Nie mogę być na niego zła gdy traktuje ci tak dobrze.- przejeżdża dłońmi po twarzy.- Jak cię traktuje gdy nie ma mnie w pobliżu?
-Uh, więc..- jestem zawstydzona gdy mam jej odpowiedzieć. Nigdy wcześniej tak się nie działo. Biorę głęboki oddech próbując się odprężyć nim odpowiem. - Jak księżniczkę.
-Jak księżniczkę?- śmieje się Hudson- Nigdy nie słyszałam byś tak mówiła.
-On tak mówi!- również się śmieje- Cały czas powtarza że będzie się o mnie troszczył i traktował jak księżniczkę.
-To do niego podobne- Hudson znów wzdycha- Chce byś wiedziała że Tyler nie jest jak inne Alfy. Jest milszy. Dobrze traktuje omegi w naszym stadzie, nie wykorzystuję ich, nie używa zbyt często głosu Alfy i jest obojętny w obliczu wojny. Każdy inny Alfa go lubi.
-Wiem kim są omegi ale zgubiłam się na głosie Alfy i wojnie- krzyżuje nogi i przyciągam kolana do klatki piersiowej marszcząc jednocześnie brwi. Hudson siada na łóżku tuż obok mnie
-Ciężko wyjaśnić głos Alfy. Używa go gdy mówi o czymś poważnym albo chce zwrócić na siebie uwagę albo gdy ktoś nie chce go słuchać.- tłumaczy- Czasami są wojny między stadami, ale nie dzieje się to często. Częściej ze zbuntowanymi.
-Zbuntowanymi?
-Wilkołakami które wybierają życie bez stada. Przyjaźni lubią wolność i chcą robić co tylko im się podoba a nieprzyjaźni dają większą kontrolę sowim wilkom i atakują stada.- wzrusza ramionami- Przyjaźni żyją z nami w zgodzie a czasami wręcz proszę Alfy o zgodę na opuszczenie terytorium. A inni żyją na nieoznaczonym terenie aż tam zdychają.
-Więc, zawsze byłyśmy częścią tego stada?- pytam
-Byłyśmy zaprzyjaźnionymi zbuntowanymi żyjącymi na terytorium Tylera aż do Nata..-urywa zaciskając usta w wąską linie i zamykając oczy, po czym bierze głęboki wdech. - Zdecydowałam że będzie dla nas dobre stanie się częścią stada. Tyler jest dobrym Alfą, ale nigdy nie pomyślałabym że może być twoim mate.
-Dlaczego?- część mnie jest smutna że to powiedziała. To że boje się wychodzić do ludzi i nie jestem w ogóle towarzyska nie znaczy że będę złą mate.
Czekaj ..co ja właśnie powiedziałam. Zareagowałaś Carter. Zawsze reagujesz.
-Jesteś człowiekiem, masz krew wilkołaka ale nie masz swojego wilka, nie przemienisz się. Nigdy wcześniej nie było człowieka i Alfy połączonych więzią mate. Nigdy w historii. - mówi- Ale zawsze byłaś wyjątkowa, zawsze udowadniasz że ludzie się mylą. To ma sens jeśli temu się bliżej przyjrzysz.
-Chyba- wzruszam ramionami- Możemy teraz mnie rozpakować? Mając wszystko na wierzchu i w takim bałaganie, sprawia że czuje się niezbyt komfortowo.
Zaczynam układać ciuchy w szafie a Hudson ścieli łózko. Mój niepokój maleje gdy zaczyna się robić więcej miejsca. Pudła z książkami przesunęłyśmy pod ścianę bo nie mam półek na książki które mają dotrzeć w przyszłym tygodnia.
Tyler miał racje nie mam zbyt dużo rzeczy. Teraz gdy rzeczy są poukładane dostrzegam puste miejsca. To dziwne.
Hudson przesuwa łóżko tak by stało miedzy dwoma oknami. Tak najbardziej lubię. Opadłyśmy na nie i decydujemy się obejrzeć The Breakfast Club jedząc przy tym popcorn.
-Lubisz Tylera?- pyta Hudson
-Yeah jest miły.-mówię.
-Widzisz z nim swoją przyszłość?- bierze łyka lemoniady którą przyniosła wcześniej z kuchni.- Na przykład, potrafisz sobie wyobrazić was starych i siwych z gromadką dzieci i wnuków i to że jesteście razem do końca swojego życia?
Moje myśli powróciły do starszej pary która zaczepiła nas w centrum. Tyler był taki szczęśliwy i podekscytowany. Nigdy w sumie nie zastanawiałam się jak będzie wyglądała moja przyszłość. Zawsze myślałam że zwiedzę wraz z Samem świt bo zawsze o tym rozmawialiśmy i marzyliśmy o tym. Teraz... może wyobrażam sobie przyszłość u boku Tylera. Nie tak od razu, ale za rok może dwa będę zdolna wyobrazić sobie jak odchodzę do innego świata a na końcu tej drogi czeka na mnie Tyler.
-Może- odpowiadam- Mogę to zobaczyć. Tylko ciężko mi jest odpuścić, wiesz?
-Wiem - mówi smutno i chwyta mnie za ramiona przyciągając do siebie. - Z początku myślałam że to że się odnaleźliście jest okropne ale teraz.. sama nie wiem, to może być dla ciebie dobre.
-Może być- wzdycham - Lubię Tylera. Wygląda jakby mu zależało.
-Zależy- zapewnia mnie Hudson- Kiedy .. spałaś jedyne o czym mówił to byłaś ty. Zadawał tak wiele pytań i powtarzał jak dużo dla niego znaczysz. Sama nie wiem, sposób w jaki na ciebie patrzy.. może powiedzieć jak bardzo mu na tobie zależy.
-Nie patrzy na mnie jakoś wyjątkowo..- kręcę głową spuszczając wzrok i zakładając pasmo włosów za ucho.
-Mówisz tak dlatego że nigdy nie zwracasz uwagi gdy to robi. Kiedy odwracasz wzrok albo wybierasz film albo zagarniasz pasmo włosów za ucho patrzy na ciebie jakby nic poza tobą się nie liczyło. -tłumaczy- A kiedy już się do niego odwrócisz albo podniesiesz na niego wzrok nie patrzysz uważnie.
-Może- mamrocze mając nadziej że zmienimy temat. Chodzi o to że, yeah jej słowa wzburzyły stado motyli w moim brzuchu i podoba mi się myśl że komuś na mnie zależy. Tylko... sama nie wiem. Nie przywykłam do tego.
-Zobaczysz to na dniach- stwierdza Hudson opadając na poduszki za nią. -Jak dużo dziś zjadłaś?
-Zjadłam duże śniadanie.- mówię. Szczerze jestem z siebie dumna. Jeśli miesiąc temu gdy ktoś mi powiedział że ponownie będę jadła za żadne skarby świata bym mu nie uwierzyła. Ale czuje się dobrze sama ze sobą. - A kiedy byliśmy na zakupach zatrzymaliśmy się w kawiarni zjadłam dwa kawałki chlebka bananowego i szejka czekoladowego. Był taki dobry. Ostatnio gdy to jadłam grałam w piłkę nożną i był tam tata a za strzelonego gola kupił mi jednego. To moje ulubione wspomnienie z nim związane.
-Zbliżają się jego urodziny. - odzywa się cicho Hudson bawiąc się końcówkami włosów. - Już tylko miesiąc.
-Wiem- szepcze- Bardzo za nim tęsknie.
-Chodź tu- zaciska usta i przyciąga mnie do siebie. Wiem że obie trochę płakałyśmy. Tata był niesamowitym człowiekiem. Robił dla nas wszystko co tylko mógł. Choler, on mnie ocalił nim się jeszcze urodziłam.- Przejdziemy przez to, Cake. Wiem że niektóre rzeczy się posypały ale damy sobie rade.
-Nie mam pojęcia jak mam mu to powiedzieć- kręcę głową.- Nie mogę mu tak po prostu powiedzieć czegoś takiego.
-On zrozumie, Carter. Będzie tam dla ciebie. Wiem że będzie- mówi bawiąc się moimi włosami. - Porozmawiaj z nim, mówił że będzie o dziesiątej trzydzieści. Powinien być..
Przerywa jej pukanie do drzwi. Szybko ocieram oczy i biorę głęboki oddech.
-Carter, kochanie? Mogę wejść?- pyta zza drzwi. Mówię ciche 'yaeh' nim wchodzi. - Skończyłyście?
-Tak- potakuje- Wciąż jest trochę pusto.
-Wiem ale w przeciągu następnych tygodni będziemy mieli więcej mebli.
-Dam ci już spokój, Cake- mówi dziwnie Hudson po czym mnie przytula i wstaje z łóżka. - Dziękuję że robisz to wszystko dla niej.
-Nie musisz mi dziękować, jest moją mate i będę dla niej to robił do końca życia. - Tyler posyła jej uprzejmy uśmiech po czym odwraca się do mnie.- I zasługuje na to.
-Dobrej nocy, Alfo- uśmiecha się .
-Tyler- poprawia ją- Jesteś siostrą moje mate, możesz mówić do mnie po imieniu.
-Dobrej nocy- mówi ponownie uśmiechając się tylko że szerzej, po czym spogląda na mnie i opuszcza pokój.
-Jak ci mija noc, kochanie?- pyta podchodząc do łóżka.
- Dobrze, chciałyśmy upiec babeczki ale byłam zbyt zmęczona.- odpowiadam- I nie mamy żadnych składników.
-Mogę kogoś po nie wysłać. Albo sam mogę po nie iść.- proponuje Tyler siadając na skraju łóżka tuż przy mnie.
-Okay. Nie chce by ktokolwiek gdzieś szedł a poza tym na pewno też coś robiliście. -obstawiam - I jestem zbyt zmęczona byt to robić. Znaczy się, tak wykończyło mnie to rozpakowywanie że marzyłam tylko by zwinąć się na łóżku i obejrzeć film. Choć już nie tak bardzo jak wcześniej ale wciąż chce się położyć. Jestem zmieszana.
Tyler chichocze i uśmiecha się do mnie ciepło.
-Co ty na to żebyśmy jednak poszli do sklepu po te produkty na babeczki?- pyta marszcząc brwi- Pięć minut drogi stąd jest sklep czynny 24h na dobę.
-Naprawdę?- siadam natychmiast. Podniecenie rośnie w mojej piersi. Lubię robić zakupy nocą bo wtedy jest o wiele mniej ludzi. A ja nie lubię ludzi.
-Yeah, no dalej. Przyniosę ci moja kurtkę i możemy ruszać. - Tyler wstaje i wyciąga w moją stronę rękę. Powoli umieszczam swoja dłoń w jego i staj obok. Nim wychodzimy zakładam buty i obydwoje zakładamy kurtki.
Kidy docieramy na miejsce bierzemy szybko koszyk a Tyler nawet na sekundę nie puszcza mojej dłoni. Idziemy na dział z produktami do pieczenia a ja nie mogę od niego oderwać wzroku.
Chce to wszystko mieć.
-Jakie chcesz zrobić, księżniczko?- pyta pochylając się by pocałować mój policzek.
-Nie wiem- przykładam palce do podbródka i przeglądam regały od góry do dołu. Czekoladowe mnie wołają ale tak samo ciągnie mnie do waniliowych i truskawkowych. Wiem że nie zjem dużo góra jedną albo dwie a ich wyjdzie ok 12- Myślę na trzema.
-Weź wszystkie i upieczemy trzy rodzaje. - zapewnia. - Zapewne nie zjemy ich wszystkich ale zawsze możemy je komuś sprezentować.
-Naprawdę?- pytam podekscytowana na co on całuje mnie w czoło.
-Tak naprawdę, malutka- chichocze - No dalej weź je, kochanie.
Biorę czekoladowe, waniliowe i truskawkowe a na koniec umieszczam je w koszyku. Zgarniamy jeszcze lukier, posypki i inne ozdobniki i kilka przyborów do strojenia.
Lubię piec, bardzo. Zazwyczaj gdy coś mnie dręczy, ale wtedy jest już noc. Kiedy kończymy jest już prawie północ ale świetnie się bawiliśmy. Jestem strasznie podekscytowana.
-Będziemy potrzebować jajek i oleju roślinnego. - czyta Tyler z opakowania, choć sama wiem co będzie nam potrzebne. Podejrzewam że nigdy wcześniej nie robił żadnych ciast wiec to rozumiem. Zgarniamy potrzebne rzeczy i udajemy się do kasy.
Jest tu chłopak mniej więcej w moim wieku który wygląda na potwornie znudzonego. Kiedy Tyler kładzie nasze zakupy na ladzie chłopak wybudza się z trasu i skupia na nas swoją uwagę. Cóż, bardziej na mnie niż na Tylerze.
W ciszy kasuje nasze rzeczy ale wciąż się na mnie patrzy tak jak na początku. To sprawia że czuje się niekomfortowo. Nienawidzę gdy ludzie się na mnie gapią. Nienawidzę tego. Tak więc ściskam dłoń Tylera na co on od razu zniża się do mojego poziomu i chwyta za ramiona.
-Wszystko w porządku, kochanie?- patrzy na mnie z koncentracją. - Co się dzieje?
-Uh.. $24.89- odzywa się chłopak. Odwracam się do niego i dostrzegam że skanuje mnie wzrokiem.
Tyler dostaje wskazówkę a warkot wydobywa się z jego gardła, od razu się spina i wygląda na złego. Czuje że wydarzy się coś niedobrego więc wzmacniam uścisk mojej ręki i patrzę na niego.- Proszę nie rań go. Po prostu zapłać i będziemy mogli wyjść.
Tyler potakuje sztywno po czym podaje mu pieniądze i czekamy na resztę. Gdy chłopak ją wydaje Tyler chwyta torby i szybko opuszczamy sklep.
Kiedy docieramy do samochodu kładzie zakupy na tylnym siedzeniu po czym się do mnie odwraca. Jego dłonie wędrują na moją talię a oczy mają inny odcień niż zazwyczaj. Są ciemne. Nie do końca czarne ale ciemne.
-Nie mogę tego zrobić.- warczy i wykonuje następny krok w moją stronę co sprawia że się wycofuje. Ale zbyt się boje. Wygląda na takiego.. takiego złego. -Robię co mogę by tam nie wrócić i go nie zabić.
-P-przepraszam- mamroczę- On po prostu się na mnie gapił..
-Gapił się na ciebie bo jesteś piękna.- Tyler zaciska szczękę- Nie lubię gdy mężczyźni tak się na ciebie patrzą. Mogę zobaczyć tą żądze w ich oczach. Jesteś moja i tylko moja.
-Wciąż p-przepraszam- szepcze trzęsąc się jeszcze od napadu i trochę ze strachu. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak naprawdę złego
-Nie przepraszaj, malutka- mówi, jego gniew słabnie ale wciąż wygląda na wkurwionego. - Chodź tutaj.
Potakuje, robiąc krok w jego stronę i zaplątując ręce na jego szyi. Zniża się do mojego poziomu i kładzie swoje wielkie ręce na mojej tali. Przesuwa dłonie na moje uda i podnosi mnie. Opieram głowę na jego piersi a on wsadza nos w zagłębienie mojej szyi.
-Twój zapach mnie uspokaja.- mówi Tyler przyciągając mnie bliżej. - Wracajmy nim zrobi się późno. Nie chce by moja dziewczyna się rozchorowała.
-Nie rozchoruje się Tyler- śmieje się spoglądając na niego- Przywykłam do pobytu w nocy na zewnątrz.
-Wciąż jest to możliwe a mnie nie podoba się pomysł byś chorowała.- całuje mnie w czoło- Będę się martwił jeśli cokolwiek ci się stanie.
-Przetrwam jedną noc na zewnątrz, to nie jest mój pierwszy raz.- posyłam mu pocieszający uśmiech.
-Wole myśl że prześpisz całą noc w ciepłym łóżku. To uspokaja mnie i mojego wilka. - odpowiada po czym otwiera drzwi od strony pasażera i sadza mnie na siedzeniu. Zamyka drzwi i zajmuje miejsce za kierownicą.
Jazda powrotna upływa nam bardzo szybko zwłaszcza przy lecącej z głośników muzyce. Aż do zaparkowania pod domem Tyler trzymał mnie za rękę i robił na niej małe kółka.
Gdy przekraczamy próg domu Tyler stawia torby na szafce.
-Nigdy wcześniej nie piekłem. - przyznaje się Tyler gdy pomaga mi zdjąć kurtkę i odwiesza ja na haczyk przed salonem. - Więc mogę być bezużyteczny.
-To nie takie trudne, nie martw się. Jeśli ja potrafię to zrobić to każdy potrafi. - mówię cicho zdejmując buty po czym pędzę do pokoju by przebrać się w za duża koszulkę biało -niebieską, która służy mi jako piżama oraz moje ulubione puchate kapcie.
Tyler czekał na mnie w kuchni, gdy mnie nie było rozpakował większość toreb i rozłożył ich zawartość na wyspie kuchennej. Odwraca się do mnie i uśmiecha.
-Wyglądasz ślicznie- mówi po czym wraca spojrzeniem do wyspy- Co robimy najpierw?
-Ustaw piekarnik na 350- mówię podciągając rękawy i podchodząc.- Mamy jakąś miskę i mikser?
-Tak myślę..- rozgląda się i schyla do szafki by coś znaleźć. -No i jest, kochanie.
-Dziękuje - posyłam mu mały uśmiech po czym związuje włosy w wysokiego kucyka. -Podasz jedną i jedną trzecią szklani wody, proszę?
-Okay- potakuje i odwraca się by napełnić naczynie. Ja w tym czasie wlewam odrobinę oleju roślinnego i mieszam z nim wodę i trzy jajka. Robimy to jeszcze dwa razy z różnymi rodzajami proszków do babeczek.
Zaczynam wykładać foremki na blachę.
-A teraz dajemy ciasto i wkładamy do piekarnika- mówię i biorę łyżkę w celu zrobienia tego co powiedziałam.
-To nie takie trudne- uśmiecha się Tyler
-Mówiłam- spoglądam na niego i dostrzegam że przypatruje mi się z nieokreślonym wyrazem twarzy. -Co?
-Jaki jest twój ulubiony kolor?- pyta wkładając blaszki do piekarnika.
-Co?- śmieje się.
-Nie wiem o tobie zbyt dużo. Cóż, wiem co wywołuje u ciebie lęki i to że twoja siostra jest twoją jedyną rodziną oraz że nosisz miseczkę 31A.-tłumaczy uśmiechając się tak szeroko że widać jego dołeczki. - Ale nie wiem taki drobnych rzeczy które sprawiają że jesteś... sobą.
-Biały- mówię zarumieniona na jego wzmiankę o miseczce i podchodzę do niego i ustawiam czasomierz.
-Biały?- marszy brwi w niezrozumiałym geście.
-To mój ulubiony kolor.- wzruszam ramionami- To nudne wiem ale zawsze go lubiłam. Jaki jest twój?
- Zielony- mówi po czym bierze mnie za rękę i prowadzi do salonu. Siadam na ciemno szarej kanapie a on przynosi mi puchaty piały koc i zajmuje miejsce po drugiej stronie.
-Ile masz lat?- pytam zaciekawiona- Wiesz, że ja mam osiemnaście ale ja nie wiem ile ty masz
-Mam dwadzieścia cztery lata- odpowiada
-To sześć lat różnicy- obliczam szybko- Jesteś starszy od Hudson
-Nie przeszkadza ci to prawda?- wygląda na zdenerwowanego.
-Tak naprawdę niezbyt mnie to obchodzi.- mówię szczerze.- Nie mam dobrych skojarzeń z ludźmi w moim wieku.
-Czekaj.. czy jakikolwiek napalony chłoptaś cię dotykał..
-Oh, nie- kręcę głową wyprowadzając go z błędu. - Nigdy się z nikim nie umawiałam. Chodzi o to że większość ludzi w moim wieku minie nienawidziło. Starałam się tak bardzo ale to i tak było na nic.
-Carter...-Tyler spogląda na mnie smutno.
-Później już do tego przywykłam. Przez większość dni mnie ignorowali ale zdarzały się też takie w których mnie dręczyli aż zeszłam im z oczu. - przygryzam wargę- A Sam był jedyną osobą która ich powstrzymywała. Landon co prawda też ale jedynie przez rok a i tak nie widywaliśmy się zbyt często.
-Proszę chodź tutaj...- prosi delikatnie, wyciągając do mnie dłoń. Zastanawiam się kilka chwil nie będąc pewną czy powinnam to robić. Kiedy mnie trzyma, uspokaja mnie... może powinnam...
W końcu chwytam jego dłoń. Delikatnie przyciąga mnie do swojej klatki piersiowej, moje ręce natomiast lądują na jego karku a nogi wokół bioder. Tyler wkłada jedną dłoń w moje włosy bawiąc się nimi a drugą chwyta mnie w tali, przytulając jeszcze bliżej. Jego broda spoczywa na szczycie mojej głowy. Po kilku minutach cudownej ciszy odzywa się.
-Carter spójrz na mnie-głos Tylera jest spokojny i delikatny. Spoglądam na niego. Jego oczy wpatrują się w moje ale wciąż pozostaje poważny. -Nigdy nie pozwolę by cokolwiek takiego ponownie ci się przydarzyło. Nienawidzę widzieć jak płaczesz, to mnie rani. Jesteś dla mnie wszystkim, przejmuje się bardziej tobą niż kimkolwiek innym. Obiecuje ci że nigdy więcej nikt nie będzie cię tak traktował nie teraz gdy ja tu jestem. Będę się tobą opiekował aż moje serce przestanie bić i ochronie cię przed wszystkim co mogłoby cię skrzywdzić. Nie słuchaj tego co gadają, bo nie mają racji. Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką spotkałem, twój uśmiech mógłby leczyć raka, spojrzenie w twoich oczach gdy się czymś ekscytujesz lub robisz coś co kochasz potrafi naprawić czyjś dzień i jesteś najsilniejszą osobą na całej planecie a nie znam nawet połowy rzeczy przez jakie musiałaś przejść. Nigdy nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić ponownie.
Słowa Tylera sprawiły ze moje serce się zatrzymało a z oczu popłynęły łzy.
-Jesteś jedyną osobą która kiedykolwiek mi coś takiego powiedziała. - przygryzam wargę.
-Oh, kochanie...- mówi smutno kiedy umieszczam twarz w zagłębieniu jego szyi. - Shh, skarbie. Nikt więcej cię nie skrzywdzi.
Siedzimy tak jakiś czas. Tyler trzyma mnie tak blisko siebie jakby od tego zależało jego życie. W jego ramionach czułam się bardzo dobrze, jego zapach mnie uspokajał a takie drobne gesty jak masowanie mi pleców czy bawienie się moimi włosami sprawiało że złe myśli wyparowywały z mojej głowy. Charakterystyczny dźwięk z piekarnik wybudził nas z transu.
-Dalej kochanie-Tyler uśmiecha się do mnie i całuje w czoło.- Może udekorujemy nasze babeczki? To zajmie twoje myśli.
-Okay- kiwam powoli zabierając ręce i stawiając nogi na ziemi ale on nie puszcza mojej tali. Nie mogę spojrzeć mu w oczy zamiast tego mój wzrok skupia się na jego koszulce która teraz jest mokra. Przebiegam palcami po plamach. -Przepraszam...
-Nie przepraszaj, malutka. To zaszczyt trzymać cię podczas gdy płaczesz. Nie obchodzi mnie koszulka na którą spadło kilka kropli łez. -Tyler ściera kilka pozostałych na moich policzkach łez. -Chodźmy już nie chce spalić domu. Skończmy babeczki, okay?
Kiwam głową na tak i w końcu spoglądam mu w twarz.- Dziękuje ci.
-Za co skarbie?- zagarnia mi pasemko włosów za ucho.
-Za wspieranie mnie- mówię cicho po czym wspinam się na palce i całuje go w policzek. Szybko jednak go opuszczam i idę do kuchni. Spoglądam jeszcze w lustro. Dzięki Bogu że nie użyłam dziś tuszu do rzęs.
Podchodzę do zlewu by umyć ręce. Rozglądam się w poszukiwaniu rękawic ale nie znajduje ich. Tyler dołącza do mnie w kuchni z ogromnym uśmiecham na ustach.
-Wyjmę dla ciebie blaszki, kochanie- informuje przechodzą obok mnie i skradając mi całusa w czoło po czym podchodzi do piekarnika. Bierze ręcznik i wyjmuje wszystkie blaszki.- A teraz co robimy?
-Dajmy im trochę ostygnąć ale umyj ręce. I możemy zacząć otwierać dekoracje. - mówi przechodząc na drugą stronę kuchni i rozpakowuje lukry, posypki i inne dekoracje.
Tyler staje tuż przy mnie i pomaga ze śmieciami. Na jego twarzy wciąż gości uśmiech jak i urocze dołeczki a oczy aż się świecą.
-No i już.- mówi rozpakowując ostatnią rzecz-Teraz co robimy, malutka?
-Ostudzimy je a potem udekorujemy- mówię zakładając włosy za ucho. Przenosimy się na wyspę kuchenną a Tyler wciąż się uśmiecha.
-Od czego zaczynamy?- pytam wypełniając rękaw kuchenny lukrem. Sprawia że zaczynam czuć się niekomfortowo.
-Czy mówiłem ci kiedykolwiek że mnie uszczęśliwiasz?- pyta Tyler zniżając się do mnie. - Myślę że nie. Musze mówić ci to częściej.
-Tyler powtarzasz takie rzeczy na okrągło..
-Pamiętasz co powiedział dziś starszy mężczyzna w sklepie?- przerywa mi- Nigdy nie ma powodu by przestać mówić komuś co dla nas znaczy.
-Cóż, dużo będzie dla mnie znaczyć jeśli pomożesz mi schłodzić trzy tuziny babeczek....- mówię by zmienić temat plus naprawdę potrzebuje pomocy.
-Wiec pomaganie ci będzie dla mnie zaszczytem.- komentuje i całuje mnie w nos.
Po udekorowaniu pięknie wyglądających babeczek Tyler odłożył kilka dla nas a resztę postawił na stole w salonie dla reszty ludzi mieszkających w domu stada.
-Wykonałem dobrą robotę? Chyba jesteś od tego ekspertem.- pyta sprzątając bałagan który zrobiliśmy na blacie. -Jesteś dobrym cukiernikiem/piekarzem.
-Nie jestem żadnym ekspertem, podążałam wedle instrukcji- mówię trąc oczy. Spoglądam na zegar jest prawie druga nad ranem
-Jesteś zmęczona, skarbie?- pyta podchodząc do mnie.-Chodź do łóżka, kochanie.
Nasze dłonie są złączone gdy idziemy korytarzem do mojego pokoju. Nie zapala żadnego światła, tylko prowadzi mnie za sobą prosto do łóżka. Pozwala mi usiąść po czym przykrywa mnie kołdrą i dodatkowym kocem.
-Proszę bardzo, kochanie- uśmiecha się i całuje mnie w czoło- Pamiętaj jeśli będziesz czegokolwiek potrzebować jestem za ścianą. Potrzebujesz czegoś nim wyjdę?
-M-mógłbyś zostać ze mną aż zasnę, znowu?-pytam cicho. Uśmiecha się i potakuje po czym siada splątując nasze palce.
-Dziękuję.- mówię zwijając się w kulkę zamykając oczy oraz przytulając się do koca i poduszki . On natomiast zajmuje na krześle przy łóżku.
-Za co, kochanie?-mówię sennie
- To był cudowny dzień.
-Cieszę się- szepcze Tyler całując mnie w czubek głowy- Idź spać, malutka.
***
Kom i *** są mile widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro