Rozdział 31
Zdjęcie Josh Hutcherson jako Aleks.
-Autor.
Carter Kelly P.O.V
Delikatna muzyka rozbrzmiewa w domu późnym wieczorem. Mam na sobie jedną z białych koszulek Tyler'a i parę puchatych skarpetek, a moje włosy związane są w kucyka. Tyler ma na sobie parę spodni dresowych i głupkowaty uśmiech.
Obejmuje mnie w tali i zaczyna ze mną tańczyć. Patrzy na mnie w dół na co ja sie uśmiecham.
-Zawsze w takich chwilach chce znać twoje myśli.- szepcze.
Chichocze- Zawsze myślę o tym jak bardzo cie kocham.
Moje serce przyspiesza i otwieram już usta by odpowiedzieć mu to samo, ale głos mnie zawodzi. Jest jedynym mężczyzną jakiego kiedykolwiek kochałam.
-Jesteś dla mnie wszystkim- szepcze, chwytając jego twarz w dłonie i delikatnie łącze nasze usta. I ja kocham cie bardziej.
-Mogę zadać ci pytanie?- pyta, zakładając mi pasmo włosów za ucho, mruczę w odpowiedzi i podążam za jego dotykiem. -Zakochałaś sie we mnie?
Moje serce sie zatrzymuje.
-Już prawie.
Uśmiecha sie szczęśliwy, a ja zamykam na chwilę oczy pragnąc zatrzymać tą chwilę na zawsze. Jesteśmy młodzi i zakochani i nie ważne ile lat jest między nami różnicy, zawsze będę przy nim.
-Ja...- ziewanie przerywa moje zdanie na co Tyler chichocze.
-Pora spać, skarbie- uśmiecha sie po czym pochyla sie i podnosi mnie by zanieść na górę. Chichot opuszcza moje usta gdy wtulam sie w niego, już wiem, że nigdy mnie nie upuści.
Tyler kładzie mnie na łóżku i opuszcza sie na mnie, ale jednocześnie uważa by mnie nie przygnieść. Całuje mnie po twarzy co tylko wzmaga mój śmiech.
-Sprawiasz, że jestem taki szczęśliwy, wiesz o tym prawda?- mamroczę w moją skórę.
-Ty również sprawiasz, że jestem szczęśliwa- odpowiadam- Bardzo szczęśliwa.
Uśmiecha sie przy mojej skórze co wywołuje uśmiech również na moich ustach. Kocham go.
Schodzi ze mnie i kładzie sie bok mnie. Układa nas na łyżeczkę i trzyma mnie tak mocno jakbym za chwilę miała zniknąć. Chowa twarz w mojej szyi zostawiając tam kilka całusów.
-Nigdy nie zasnę jeśli będziesz tak robił- mamroczę.
Śmieje sie w odpowiedzi, ale nie zaprzestaje swoich czynności. Jego dłonie wędrują pod moją koszulkę i głaszcze mnie po brzuchu.
-Tyler...-zaczynam protestować, ale on tylko bardziej mnie do siebie przyciąga.
Zesztywniałam, a on od razu to wyczuł, bo zaczął rysować małe kółka na moim biodrze. Czuje, że sie odprężam z każdym kolejnym pocałunkiem. Zamykam oczy i wzdycham.
Tyler przekręca nas tak, że to on znowu jest nade mną. Kładzie dłonie na mojej tali, jeżdżąc nimi w górę i w dół. Wkłada je pod moją koszulkę, ale jego oczy wpatrzone są w moje, pytając niemo o pozwolenie. Kiwam na zgodę, nie zdolna do myślenia.
Oczywiście, bo to Tyler, najpierw powoli odpina guziki, ale w końcu i tak rozrywa koszulę. Śmieje sie, a on chichocze.
Pochyla sie, a jego usta opadają na moje. Wiem co próbuje zrobić, chce bym pierwsza sie odsunęła.
-Za dużo?- szepcze przy moich ustach- Tylko mi powiedz...
-Przestań próbować mnie chronić- odszeptuje.- Nie musisz mnie chronić przed samym sobą.
Uśmiecha sie przy moich ustach, całując mnie delikatnie.
-Po prostu nie chce cie zranić- odpowiada- Jesteś dla mnie wszystkim, skarbie. Nie mogę znieść myśli, że mógłbym cie skrzywdzić.
-Nigdy byś mnie nie skrzywdził, kochany- uśmiecham sie do niego, a w jego oczach widzę błysk.
-Powtórz to- całuje mnie po szyi, na co sie uśmiecham. Patrzy na mnie. Patrzy na mnie, a ja czuję motyle w brzuchu- Powtórz to.
-N-nigdy byś mnie nie skrzywdził...- szepcze. Kręci głową, a jego oczy ciemnieją.
Kurwa mać.
-Powtórz to- mówi po raz kolejny.
Powiedz mu. Powiedz mu. Powiedz mu.
Dlaczego nie mogę mu tego powiedzieć.
-Carter?- chwyta moją twarz w dłonie, głaszcząc mój policzek. - Powtórz to. Proszę.
-K-kochany- jęczę, zaciskając oczy i wstrzymując oddech. Nie mogę na niego patrzeć. Nie mogę oddychać.
-Hej...-Ty mówi delikatnie. Zostawia lekki pocałunek na moim czole i policzkach. -Nie ukrywaj sie przede mną, kochanie. Spójrz na mnie.
Robię jak mówi i tonę w jego oczach. Jest taki szczęśliwy. Boże, to takie dobre uczucie uszczęśliwiać kogoś. Jego oczy sie świecą gdy wpatruje sie w moje.
-Hej- uśmiecha sie lekko gdy mówi. Chichoczę.
-Hej- odpowiadam.
-To twoje ulubione słowo, prawda? Bo to oznacza nowy początek?- pyta, a ja kiwam głową- Czy to może być nasz nowy początek?
-Czego?- pytam a moje serce przyspiesza swoją pracę.
-Miłości.
Przez chwilę siedzimy w ciszy, jest tak jakby wszystko sie zatrzymało. Nasze oddechy są spokojne, oczy połączone i w końcu sie rozumiemy.
Mogę jedynie pokiwać głową. I uśmiechnąć sie, szeroko.
Tyler śmieje sie po czym całuje mnie po twarzy i szyi zaczynając mnie łaskotać. Śmieje sie i wiercę, chcąc zapamiętać tą chwilę.
-Ty-Tyler! -krzyczę, a on przestaje. Mój oddech jest urywany, a po twarzy płyną łzy. Ściera je i uśmiecha sie.
-Możemy zachować ten moment?- pytam cicho, a on patrzy na mnie z pytaniem w oczach, więc tłumaczę- Kiedy byłam mała i coś mnie uszczęśliwiało, Nate i Hudson mówili mi bym zachowała to wspomnienie w pamięci w pudełku z dobrymi rzeczami, tak bym mogła do niego zajrzeć gdy coś mnie zasmuci lub rozzłości. To mi pomogło.
-Nate pieczętował to ruchem dłoni...- wzdycham na wspomnienie jak odgarniał włosy z oczy nim łączył nasz palce.
Chwytam dłoń Tyler, zaplatam nasze małe palce i obracam nasze dłonie. Później całuje szczyt mojej dłoni, a on powtarza za mną. Następnie puszczam jego dłoni i zatapiam ją w jego włosach, a on robi to samo.
Przygryzam wargę, próbując pohamować łzy gdy do mojej głowy nalatują wspomnienia siedmioletniej mnie, ze starszym bratem, który był wstanie zrobić wszystko by mnie chronić.
Tyler zauważa moją nagłą zmianę nastroju i całuje mnie w czoło zaczynając bawić sie moimi włosami. - Zachowamy wspomnienia, kochanie. Myśl o nich teraz to nie będziesz smutna.
Uśmiecham sie i zatapiam dłoń w jego włosach, a później przenoszę ją na jego policzek.
-Nigdy nie byłam szczęśliwsza- mówię.- Po prostu za nim tęsknię.
-Wiem, kochanie- pochyla sie i całuje mnie w nos.
-Zepsułam nastrój, nieprawdaż?- śmieje sie nerwowo na co on chichocze.
-Chcesz bym naszykował ci kąpiel?
Jeśli to nie jest miłość, nie wiem co jest.
-Tak proszę- przygryzam wargę.
Marszczy brwi, gdy jego wzrok pada na moje usta. Powoli puszczam wargę, a on nie waha sie ani chwili. Całuje mnie delikatnie, a gdy sie odsuwa ciągnie za moją dolną wargę.
-To moje zadanie- mówi Tyler. Całuje mnie jeszcze raz po czym idzie do łazienki, zapala światło i przygotowuje mi kąpiel. Wzdycham szczęśliwa i idę za nim.
Odwraca sie do mnie plecami podchodząc do moich przyborów do kąpieli. Staje za nim i przytulam sie do jego pleców.
-Jaką kąpieli dziś wybierasz, kochanie?- pyta mnie.
-Z dużą ilością bąbelków- mamroczę.
-Płyn do kąpieli czy bomba?
-Oba.
Chichoczę odwracając sie do mnie i obejmuje mnie w tali przyciągając do siebie. Opieram policzek o jego pierś, a on pochyla sie by pocałować mnie w czubek głowy.
Tyler dodaje płyn i bombę do wody po czym wychodzi by zrobić mi herbatę. Powoli zanurzam sie w wodzie, a bąbelki dosięgają mi brody. Wraca Tyler z moją herbatą i stawia ją na blacie by następnie pozapalać kilka świeczek, a na końcu podaje mi parujący napój.
-Proszę bardzo, kochanie- całuje mnie w czubek głowy i odwraca sie by odejść, ale obejmuję go w tali.
-Zostań- mruczę na co on chichoczę. Przysuwa sobie krzesło od mojej toaletki i uśmiecha sie do mnie- Co?
-Przylepa dziś z ciebie, podoba mi sie to- wzrusza ramionami chichocząc.
Wywracam oczami przerzucając ręce przez próg wanny i opieram na nich głową. Pochyla sie nade mnę i zakłada mi pasmo włosów za ucho.
-Zawsze jestem przylepą- mamroczę na co on sie śmieje.
-Słuszna uwaga- rysuje kciukiem kółka na moim policzku.
Czterdzieści minut spędzamy w łazience na rozmowie o niczym. Zaproponował kolejne spotkanie z jego mamą, a ja powiedziałam, że powinniśmy zaprosić nasze rodziny na obiad. Zgodził sie i postanowił sie zająć tym jutro.
Kiedy woda zrobiła sie zimna, a bąbelki zaczęły znikać, Ty przyniósł mi ręczni i owinął go wokół moich ramion gdy tylko sie podniosłam po czym pocałował mnie w czubek głowy.
-Szykuj sie spać, skarbie, a ja zaniosę to na dół.- bierze mój kubek i wychodzi z pokoju. Wycieram sie, gaszą parę świeczek i ubieram sie w jedną z czarnych koszulek Tyler'a oraz bokserki z Calvin'a.
Szczotkuję zęby gdy wraca Tyler i gasi resztę świec gdy ja kończę. Odwraca sie do niego, a on całuje mnie w czubek głowy, staje na palcach i cmokam go w usta. Uśmiecha sie i pochyla, podnosząc mnie i przerzucając sobie przez ramię.
-Tyler!- śmieje sie gdy on idzie do naszej sypialni gdzie rzuca mnie na łóżko.
Kładzie sie obok mnie gasząc najpierw światło, po czym przykrywa mnie kocem po samą brodę. Śmieje sie i wyciąga swój telefon- Uśmiech, kochanie.
Wiem że wyglądam niedorzecznie i nic na to nie poradzę ale przeraża mnie myśl, że będzie miał to uwiecznione na swoim telefonie. Gdy światło aparatu gaśnie i słyszę jego śmiech już wiem, że to będzie jego nowa tapeta.
-Pokaż mi to !- śmieje sie. Pochyla sie, obejmując mnie w tali i przyciąga do siebie blisko. Pokazuje mi zdjęci, które jest okropne. Moje włosy są wszędzie, oczy mam zamknięte a mój nos jest czerwony gdy ja sie śmieje. To tylko głowa z burzą włosów.- Tyler to jest straszne!
-Mi sie podoba- chichoczę i podnosi sie by zapisać zdjęcie. Jęczę a on całuje mnie w policzek.
Ale to nie przebije jego ekranu blokady. To słodkie zdjęcie naszej dwójki które kocham. Stoimy przed domem, on obejmuję mnie w tali a moje dłonie uniesione są do góry podczas gdy on uśmiecha sie słodko.
Blokuje telefon i odkłada go na stół. Ponownie mnie obejmuję zostawiając delikatny pocałunek za moich uchem
-Idź spać, księżniczko- szepcze chwytając moją dłoń w swoją.
-Dobranoc, kochany- splątuje nasze palce i zamykam oczy.
<3 <3 <3
-Jak to przekroczył granicę?- budzi mnie głos Tyler'a.
Otwieram oczy i spoglądam na budzik stojący na szafce nocnej. 4:22. Wywracam oczami i powoli siadam. Nigdzie nie widzę Tyler'a.
-Jest na naszym terytorium od trzech godzin, a ty dopiero teraz mi o tym mówisz?- podnosi głos po krótkiej pauzie- Nie obchodzi mnie, że jest późno! Mam ludzi pod ochroną!
Wstaje z łóżka i na palcach podchodzę do drzwi. Tyler stoi sztywno na środku korytarza.
-Gdzie ostatni raz był widziany?- pyta- Wiesz jak to blisko mojego domu? Z tym wszystkim co sie teraz dzieje, zwłaszcza z moim ojcem i jej...
Przerywa, a ja z całej siły pragnę by mówił dalej.
-Już jadę- mamrocze.
Tyler sie rozłącza i upuszcza telefon. Jego oddech jest bardzo szybki gdy przeczesuje dłońmi włosy ciągnąc za końce. Wiem, że próbuje opanować swoją złość, ale chyba mu to nie wychodzi zwłaszcza gdy z całej siły uderza w ścianę.
Podchodzę do niego kładąc dłoń na jego plecach. Odwraca sie do mnie i obejmuję w tali. Przyciska usta do mojej szyi zostawiając na niej kilka pocałunków i podnosi mnie do góry.
-Co sie dzieje kochanie?- pytam delikatnie, bawiąc sie jego włosami bo wiem, że to go uspokaja.
-Coś- tylko tyle mówi- Chodź wychodzimy za pięć minut.
-Gdzie idziemy?
-Do domu stada- odpowiada- Zbuntowani wkroczyli na nasze terytorium. Musisz być bezpieczna gdy ja będę sie tym zajmował.
-Nie podoba mi sie to- szepcze, przygryzając dolną wargę.
-Mnie też nie, kochanie- całuje mnie w czoło- Musimy sie zbierać. Okay? Muszę zapewnić ci bezpieczeństwo.
<3 <3 <3
Tyler nie puszcza mojej dłoni przez całą drogę do domu stada. Gdy docieramy do jego biura, sadza mnie na swoim biurku po czym zagląda do niego. Wyrzuca rzeczy z szuflad wpadając niemal w panikę.
-Kochanie?- pytam spokojnie, ale on nie przestaje. Rzuca lampką o ścianę gdy nie znajduje tego czego szuka. Zaciska dłonie na biurku tak iż mam wrażenie, że za chwilę sie złamie.
Zeskakuje z niego i kładę dłonie na jego ramionach. Czuje jak jego mięśnie odprężają sie pod moim dotykiem. Odwraca sie, a jego oddech wciąż jest nierówny.
-Musisz sie uspokoić, kochanie- szepcze chwytając jego twarz w dłonie. - Czego szukasz?
-Małej szklanej buteleczki z fioletowym płynem w środku- wzdycha zaciskając dłonie na mojej tali.
-Gdzie ostatni raz ją widziałeś?- pytam.
-Myślałem, że jest w biurku, ale...- marszczy brwi nie kończąc zdanie- Właściwie...
Tyler ponownie chwyta moją dłoń i prowadzi mnie do regału z książkami. Podnosi czarne pudełko z moim imieniem na wieku. Gdy je otwiera próbuję zajrzeć do środka, ale nie pozwala mi.
-Dlaczego masz pudełko z moim imieniem?- pytam gdy wyciąga małą buteleczkę i ponownie zamyka pudełko.
-W środku są rzeczy dla ciebie.
-Więc powinnam je zobaczyć...
-Niee- kręci głową uśmiechając sie do mnie- Są tam rzeczy, które muszą jeszcze trochę poczekać na odpowiedni moment bym mógł ci je dać.
-Dlaczego była tam ta butelka?
-Ponieważ musisz to wypić- odkręca ją i podaje mi.
-Co to takiego?- przyglądam sie płynowi w butelce. Nie wygląda to dobrze.
-To miks ziół, który zrobiła dla mnie pewna wiedźma kilka dni po tym jak sie poznaliśmy- tłumaczy- Tojad, werbena i wszystko co może obronić cie przed stworzeniami nadnaturalnymi zamknięte w małym flakoniku.
-Wiedźma? Werbena? Tyler...
-Nie mam czasu by to teraz tłumaczyć, księżniczko. Musisz to wypić.- głaszcze mnie po włosach- Musisz być bezpieczna.
-Co sie dziej, Tyler?
Milczy przez chwilę. Wzdycha ściskając nasadę nosa po czym przeczesuje włosy.
-Wojna.
-Co masz na myśli?
-Zbuntowani wypowiedzieli nam wojnę. Od kiedy Carlson i Nia i ich zbuntowani wkroczyli na nasze terytorium... złe rzeczy sie dzieją. Zbuntowani nas otoczyli, mamy wśród nas zdrajców, mój ojciec żyje...-mówi tak szybko, że brzmi jakby miał atak paniki.
-Tyler uspokój sie!- kładę dłoń na jego szybko unoszącej sie piersi.-Co masz na myśli mówiąc, że twój ojciec żyje?
-Ten list, który podesłała ci matka, wspomniała o mężczyźnie imieniem Daman. To mój ojciec. Twoja matka, mój ojciec, Nia i Carlson oraz Liam pracują razem nad Bóg wie czym- odpowiada. - Gdy tylko będę mógł wyjaśnię ci więcej, ale proszę, kochanie, wypij to.
-Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej?- pytam cicho.
-Ponieważ jeszcze nie jesteśmy pewni co dokładnie sie dzieje. Obiecuję, że powiem ci wszystko tak szybko jak będę mógł, kochanie. Proszę, musisz być bezpieczna.- patrzy na mnie błagalnie, a moje serce pęka. Piję fioletowy płyn do dna.
-A ja przypadkiem nie jestem częściowo wilkołakiem? Nie powinno mnie to boleć?- pytam
-Teraz jesteś człowiekiem, księżniczko, a to oznacza, że muszę cie chronić- pochyla sie i całuje mnie w czoło.
Landon, Lee i Anthony wpadają do biura Tyler'a.
-Gdzie był ostatnio widziany?- pyta Ty obejmując mnie w tali.
-Pięć mil od naszych sąsiadów- odpowiada poważnie Landon- Zbuntowani są przy wschodniej i zachodniej granicy, a Alfa zbuntowanych wkroczył na nasze terytorium, sześć wilków zamkniętych jest na dole i są właśnie przepytywani z podejrzeniem o szpiegostwo. Tyler co sie tu kurwa dzieje?
-Chce by każdy Epsilon nawet ten który dopiero sie szkoli udał sie na granicę. Chce by wszystkie Etas udali sie na wschodnią i zachodnią granice, a najsilniejsze z nich, najlepsi wojownicy i najlepsi tropiciele szukali Daman. Gdzie jest Mark, Emily i Andrw? Potrzebuje wszystkich do zaplanowania planu działania-Tyler wydaje rozkazy. Rozpoznaje parę Zets, które poznałam podczas procesu gdzie miałam zostać zaakceptowana jako Luna.
Landon i Lee wyciągają swoje telefony i zaczynają wydzwaniać do ludzi, podczas gdy Antony włącza laptopa i zaczyna wymyślać plan działania. Tyler chce już podejść do Anthony'ego by mu pomóc, ale ściskam jego dłoń i spoglądam na niego.
-Kochanie, gdzie jest Aleks?- pytam cicho. Mojej pytanie przywołuje uwagę również pozostałej trójki, a ja już czuje narastający niepokój. - Co sie stało?
-Carter, nikt nie widział Aleksa od kiedy byłaś w szpitalu. - mówi Lee, a moje serce staje.
-Kiedy jest mu źle lubi zniknąć na jakiś czas. Ciałem i duchem- mówi spokojnie Landon.
-Zostawił mi wiadomość z informacją, że znika na parę dni, ale sądziłam, że już wrócił- mamroczę.
-Wiadomość? Jaką wiadomość?- pyta Anthony.
-Znalazłam ją na moim szpitalnym łóżku w dniu gdy zostałam wypisana. Napisał, że ciesz sie iż mi sie poprawiło i że potrzebuje trochę czasu by zrobić to samo dla siebie. Powiedział, że niedługo sie zobaczymy... - opowiadam mu- To było trochę dziwne, ale ostatnio też sie tak zachowywał wiec o nic nie pytałam.
-Dziwny?
-Po prostu był poważny, nie jak Aleks. To było jego pismo, a przynajmniej tak mi sie wydawało, ale zauważyłam, że jest bardzo podobne do pisma Sam'a- tłumaczę- Wiele razy czytałam jego pismo i ... wyglądało bardzo podobnie. Wiadomość została podpisana jako 'Aleks' ale pierwsza litera była duża.
-Aleks nigdy tak nie robi.- mówi Landon.
-Dlatego wyglądało to dziwnie.
-Wierzysz, że Sam to napisał?- pyta, a ja kiwam głową. - Sam był ostatnią osobą, która go widziała. Też tam byłem, ale śpieszyłem sie do ciebie do szpitala by upewnić sie, że nic ci nie jest. Sam powiedział tylko, że musi zabrać Aleks'a.
-Nie podoba mi sie to- kręcę głową- Aleks nie odszedł, został zabrany.
<3 <3 <3
Siedzę w gabinecie Tyler'a już chyba kilka godzin. Słońce zaczyna wschodzi, a ja opieram głowę o okno, trzymając w dłoni telefon. Piszę do Aleks'a codziennie od kiedy dostałam tą przeklętą wiadomość, ale nigdy nie dostałam odpowiedzi.
Aleks jest moim bratem i szybko stał sie również moim najlepszym przyjacielem. Tak wiele przeszedł że myśl iż został zraniony albo porwany przez moją matkę zabija mnie. Ostatnią rzeczą jaką pragnę dla ludzi których kocham to tego by doświadczyli bólu którego zaznałam w dzieciństwie. Bez wahania zajęłabym jego miejsce jeśli to oznaczałoby że będzie bezpieczny.
Drzwi sie otwierają a ja od razy siadam z nadzieją że to Tyler. Wszystko czego pragnę to to by trzymał mnie w swoich ramionach i powiedział że wszystko będzie dobrze. Lee poprawia swoje blond włosy podchodzą do mnie i siada obok.
-Aleks był całkowicie inny gdy go poznałam- mówi spokojnie- Większość dnia spędzał w swoim pokoju, zawsze miał zgaszone światło a okna były pozasłaniane. Nie mówił też zbyt dużo. Ani nie jadł. Robił to może raz lub dwa w ciągu tygodnia.
-Sposób w jaki mówił zawsze mnie przerażał. Nigdy nie stawiał siebie na pierwszym miejscu, nigdy nie pozwalał sobie czegoś pragnąć, nigdy nie mówił o swoim życiu w pozytywny sposób. W końcu zaczął powtarzać że ciężko mu sie oddycha bo jedynie marnuje przez to powietrze.
Spoglądam na swoje nadgarstki gdy mówi ' marnuje powietrze'. Te słowa zostawiły ślady na mojej skórze na zawsze, jako przypomnienie tego że byłam niechciana. Teraz przypominają mi jedynie że wciąż tu jestem.
-Przywykł do rozmawiania ze samym sobą i rozmyślaniu nad wszystkim co robił. Jego nastrój by zmienny, przez sekundę był szalony i rozrywkowy i już myśleliśmy że mu lepiej ale chwilę później przygasał. Wyłączał sie. I już go nie było.
-Postawiłam sobie za zadanie by mu pomóc. Zmuszałam go do jedzenia, chodziłam z nim na spacery, a co rano przynosiłam mu szklankę wody i odsłaniałam zasłony. Przywykłam do powtarzania tych słów o znaczeniu które miały je tylko dla tej jednej osoby. Kiedy zamykał sie w sobie i czuł sie źle, mówiłam mu je.
-Chciał znaleźć coś znaczącego dla siebie samego. W końcu mu sie polepszyło, ale jego uśmiech nigdy nie sięgał oczu dopóki sie nie pojawiłaś. -uśmiecha sie do mnie wypuszczając drżący oddech.-Był taki szczęśliwy a później przerażony gdy wyszła na jaw ta sprawa z Liam'em. Znów zaczął rozmawiać ze samym sobą i nic nie jadł gdy byłaś nieprzytomna.
-Aleks ma złamaną duszę którą ukrywa za murem, a tym murem są ludzie których kocha i na których mu zależy. Bardzo mu zależy na wszystkim i wszystkich a myśl że jest tam gdzieś i cierpi...-zaciska oczy ale łzy i tak wypływają na jej policzki.
Przysuwam sie do niej i przytulam. Jej oddech jest urywany i głośny, prawie sie zapowietrza. Kołyszę ją lekko głaszcząc po włosach.
-Znajdziemy go- szepcze- Musimy.
Lee płaczę przez dobre pół godziny. Opiera sie o szybę a ja siadam na przeciw niej przy biurku. Ściera łzy i bierze głęboki oddech.
-Tyler i Landon nie powiedzieli ci całej prawdy- mówi na moje serce przyspiesza. - Ojciec Tyler podobno został zabity przez zbuntowanych a tak naprawdę stał sie ich liderem. To nie jest jedna grupa zbuntowanych. To praktycznie każdy nieprzyjazny zbuntowany w kraju. Deman zawsze miał w sobie to zło. Kiedy byłam młodsza i wciąż mieszkałam w moim starym stadzie, moja starsza siostra wraz z przyjaciółmi opowiadali mi te wszystkie straszne rzeczy które zrobił. Na początku myślałam że to tylko historyjki którymi chcieli mnie przestraszyć, ale później zrozumiałam że to była prawda, w każdym razie tak twierdziła matka Landon'a.
-Opowiedział mi historie o Deman i wilczym duchu. Myślałam że to tylko legenda wymyślona dla szczeniaków by sie bały i przestrzegały zasad, ale im starsza byłam, odkrywałam że to wszystko było prawdą.
-Kiedy wilk zajmuje sie jedynie szkodliwymi i samolubnymi rzeczami, traci swoje człowieczeństwo. Pozwala by jego wilcza część przejęła całkowitą kontrolę. Większość nieprzyjaznych zbuntowanych właśnie tak robi. Każdy ma swój powód by wyłączyć swoje człowieczeństwo i każdy rozdziera serce.
-Gdy wilk całkowicie przejmował kontrolę robił wszystko by ranić innych, nawet samą Boginię Księżyca, a wtedy stawał sie Demonicznym Wilkiem.Ostatni raz miało to miejsce w Europie wieki temu, przynajmniej tak wyczytałam w archiwach stada.
-Historia o Anioła Wilka ewoluowała w historie do Demonie Wilka. Bogini Księżyca wierzyła w równowagę więc każde zło musiało mieć swoje przeciwieństwo.By pokonać Demona Wilka stworzyła Anioła Wilka. Często go wspierała i pomagała by nabrał sił. Kiedy nadejdzie odpowiedni moment, pomoże Aniołowi wilka w każdy możliwy sposób by zniszczyć zło.
-Anioł Wilka jest jedynym który może pokonać Demona Wilka. - szepcze Lee i patrz na mnie smutno. -Po tych wszystkich złych rzeczach które zrobił Deman wierzymy że to on jest Demonem Wilka. I po wszystkich dziwnych rzeczach przez które przeszłaś i przetrwałaś oraz fakt że spotkałaś Alysia wierzymy że ty jesteś Aniołem Wilka.
Powoli docierają do mnie jej słowa. To nie może być prawda, nie jestem wystarczająco silna by być Aniołem Wilka. Nie jestem wystarczająco dobra. Nie mam mowy. Nie może.
-Nie sądzie bym nim była, Lee- szepcze- Nie jestem wystarczająco silna.
-Carter jesteś silniejsza ode mnie, Lanona i Tyler'a razem wziętych. Taki wiele przeszłaś a wciąż tu jesteś. Alysia chroniła cie przez całe życie byś dotrwała i pokonała Demona. - mówi.
-Mówiłaś że jest silną duszą, Lee. Ja taka nie jestem, ja jestem zniszczona- kręcę głową- To nie mogę być ja.
-Może sie mylimy, a może nie. Ale wiem cokolwiek o tobie, to to że jesteś waleczna. Znalazłaś sposób na poradzenie sobie ze wszystkim i skopałaś im tyłki. - uśmiecha sie do mnie- Jesteś zajebistą suką która za wszelką cenę chce bronić innych. Więc nawet jeśli nie wierzysz że jesteś Aniołem wilka ja wiem że zrobisz wszystko by ochronić ludzi których kochasz.
-Może tu masz rację. - odwzajemniam uśmiech.
-Muszę tu z tobą zostać by zapewnić ci bezpieczeństwo ale wiem również że jestem tu bo Landon nie chce bym brała udział w walce. - kręci głową- Kiedy sie przemienisz nauczę cie jak walczyć. Będziemy stanowiły duet- Luna i Beta. Skończyłam z byciem chronioną.
Skończyłam z byciem chronioną.
To zdanie coś we mnie budzi.
Byłam chroniona przez całe życie. Była chroniona przez moją siostrę, brata i ojca. Sam zaczął mnie chronić w chwili gdy sie poznaliśmy. Byłam chroniona przez Alysi'e przez całe życie. Była chroniona przez Aleks'a i Lanodna. Była chroniona przez Lee i Anthony'ego. Byłam chroniona przez wojowników stada. Byłam chroniona przez Tyler.
Już nie chce być chroniona , nie przez innych ludzi. Chce być zdolna do obrony samej siebie. Jestem człowiekiem który jest silny w odróżnieniu do tych który twierdzą inaczej, wliczając w to mnie.
Przetrwałam. Jestem silna. Potężna.
-Wiesz co Lee? Ja też. Może jestem Aniołem Wilka, a może nie. Nie ważne, jestem silną suką i nie muszę być chroniona. - uśmiecham sie mówiąc to. To cudowne uczucie wierzyć w słowa które wychodzą z moich ust.
-Moja dziewczyna- uśmiecha sie- Cóż, teraz jesteś człowiekiem, wiec może ochrona to jednak dobry pomysł... na ten moment.
-Może- śmieje sie.
Następną rzeczą jaką pamiętam jest dźwięk tłuczonego szyby i widok wielkiego, owłosionego, czarnego zwierzaka który na mnie skacze.
Później ogarnia mnie ciemność.
<3 <3 <3
Moja głowa pulsuje. Moje ręce są ciężkie. W pomieszczeniu śmierdzi stęchlizną i brudem. Skóra mnie pali a w ustach mam pustynie. Mogę usłyszeć jedynie dźwięk mojego ledwo bijącego serca.
Jakiś ruch obok mnie powoduje że zaczynam kaszleć i zwijam sie w kulkę. Spadłam na ziemie pokrytą twardym cementem przez co bolą mnie żebra oraz biodro. Dźwięk ciężkich kroków powoli znika.
Powoli podnoszę sie do siadu. Dotykam bolącego miejsca na głowie i czuje że jest tam rozcięcie. Kawałki szkła utknęły w moim czole. Mocno przygryzam dolną wargę gdy usuwam odłamki co powoduje mój cichy jęk.
Otwieram oczy i widzę że jestem w celi. Ciemnej, brudnej celi.
-Carter?- zachrypnięty głos wypowiada moje imię na co moje serce staje.
-Aleks!- odwracam sie i widzę go w celi obok.
Oboje szybko podchodzimy do dzielących nas krat. Jego dłoń odnajduję moją i ściska ją mocno. Drugą dłoń kładzie na mojej twarzy.
-Krwawisz. Jak długo to masz?- pyta Aleks na co wzruszam ramionami. Urywa kawałek swojej koszuli i przykłada do mojej głowy. -Naciskaj to pomoże.
-Gdzie jesteśmy? Dlaczego tu jesteśmy?-pytam
-Księżniczko...-marszczy brwi a ja dopiero teraz zauważam jak schudł. Nigdy nie był gruby, zawsze był szczupły. Ale teraz wygląda na wychudzonego. Jego policzki są zapadnięte a koszula wręcz na nim wisi. Wygląda jakby od tygodni nic nie jadł.
-To Deman...
-Oh- przerywam mu szybko.
-Wiesz?
-Wiem- kiwam głową- Dlaczego cie zabrali?
-Bo jestem twoim obrońcą- mówi- Beze mnie nie są w stanie cie porwać. Poza tym nie mogą cie zabić dopóki ja żyję.
Powaga naszej sytuacji powoli do mnie dociera przez co ściska mi sie w żołądki.
-Naprawdę myślisz że jestem...
-Tak- odpowiada od razu- Wiem że jesteś.
-Więc muszą mnie zabić by Daman mógł dokończyć cokolwiek próbował zrobić- szepcze kiwając głową. Pochyla sie i całuje mnie w czoło.
-Ochronię cie- zapewnia mnie- I całe nasze stado. Wiem że Tyler nie spocznie puki nas nie odnajdzie.
-Nie chce by komuś coś sie stało- szepcze- Nie z mojej winy.
-Jesteś naszą Luną, AG i Aniołem Wilka, dzieciaku. Zawsze będziesz chroniona.
-A co jeśli nie chce być chroniona?
-To musisz sie do tego przyzwyczaić- ponownie całuje mnie w czoło- I tak tego nie zmienisz.
Głośny zgrzyt zamka do drzwi i odgłos kroków przeszywa powietrze. Odrażający, wysoki mężczyzna który niesie miskę dla psa i puchar staje naprzeciwko nas.
-Puchar dla laleczki- jego głos jest twardy i szorstki. Umieszcza przedmiot w mojej celi- A miska dla suki- upuszcza miskę przed Aleks'em.
-Pieprz sie- mówię do mężczyzny.
-Że co proszę, laleczko?- warczy zbliżając sie do mojej celi.
-Mam powtórzyć?- pytam a Aleks ściska mocniej moją dłoń mówiąc mi tym bym przestała.
Wielkolud wkłada zaciśnięte pięści do kieszeni a po chwili wyjmuję klucze. Otwiera moją cele a moje serce przyspiesza swoją pracę.- Chyba muszę dać ci pewną lekcję laleczko.
Odciąga mnie od Aleksa, a krzyki protestu mojego brata ranią mi uszy. Zbuntowany zaciska dłonie na moich ramionach podczas gdy ja krzyczę, kopie i próbuję sie mu wyrwać.
-Założę sie że twój mały Alfa nie dał ci takiej lekcji.- szepcze mi na ucho. Jego dłonie zjeżdżają na mój brzuch przez co przechodzą mnie dreszcze.
Gdy nadarza sie okazja gryzę jego dłoń przez co krzyczy z bólu i zabiera dłoń. Szczerzy sie do mnie chytrze.
-Przestań! Nie ją! Nie dotykaj jej!- Aleks krzyczy jak nigdy wcześniej. Zaciska dłonie na prętach mojej celi i próbuje je rozerwać.
-Ja też potrafię gryźć- szepcze a ja czuje jego zimny oddech na skórze. Jego zęby ledwo zahaczają o moją skórę na szyi kiedy z krzykiem agonii odskakuje ode mnie. Jego skóra wręcz płonie a ja w duchu dziękuje Tyler'owi że kazał mi wypić tą truciznę.
-Mała laleczka ma w sowim organizmie tojad.-warczy wychodząc z mojej celi i zamyka ją ponownie na klucz- Mała laleczka jest mądrzejsza niż sądziłem.
Wychodzi zamykając za sobą głośno drzwi. Pędzę do Aleks'a. Przyciąga mnie do siebie tak mocno jak to jest możliwe.
-Nie rób tak nigdy więcej- mamroczę całując mnie w czubek głowy- Cholernie mnie wystraszyłaś.
-Przepraszam. Nie spodobało mi sie to jak cie nazwał- mówię ściskając go.
-To ja powinienem chronić ciebie, dzieciaku.
-Chronimy siebie nawzajem, Aleks- poprawiam go- Wypij wodę.
-Ty też musisz.
Wypijamy na pół wodę i przez chwilę milczymy. Sądzę że oboje tak jakby zasnęliśmy ale nie na długo. Siedzieliśmy tylko przy kratach trzymając sie za ręce ale to Aleks przerwał ciszę.
-Zachorowałem od razu gdy moja mama umarła.
-Moja druga siostra, Delilah i ja nigdy sie nie poznaliśmy. Podróżuje ze swoim mate Adamem po całym świecie robią piękne zdjęcia. To dla niej takie łatwe by szukać piękna. Próbowałem wszystkiego by wydobrzeć. Terapie i tabletki, sztuka i muzyka, nowa rodzina... Nic nie działało. Pomogła dopiero pomoc innym. Kiedy zacząłem szkolić sie na Theta, czułem sie normalnie. Nie musiałem myśleć kiedy byłem na szkoleniu. Tak było przez cały dzień aż do nocy gdzie szedłem do ciemnego pokoju a całe zło powracało.
-Jeśli nie ćwiczyłem byłem w łóżku w ciemności. Moje myśli mnie przytłaczały. Było tak jakbym wieczni śnił ale nie spałem. Zamknąłem sie na wszystko. Pewnego dnia obudziłem sie i nie pamiętałem co wydarzyło sie w przeciągu ostatnich dwóch tygodni. Zacząłem tracić poczucie czasu.
-Kiedy Landon i Lee sie poznali, zaczęło mi sie poprawiać bo Lee była jak pieprzony anioł. Tak bardzo sie starała mi pomóc że nie przyjmowała innej opcji. Nigdy do końca nie wydobrzałem ale zacząłem funkcjonować.
-I wtedy pewnego dnia spotkałem tego chłopca o brązowych włosach i brązowych oczach i kilku pieprzykach który nie chciały opuścić mojego umysłu. Właśnie skończył osiemnaście lat i był w drodze na spotkanie ze swoją najlepszą przyjaciółką, tą małą blondynką której szukałem przez tyle lat. Mój wilk go zobaczył a chwilę później już krzyczał 'mate'.
-Jego oczy sie poszerzyły a następnie odwrócił sie i zostawił mnie na środku ulicy. Chyba od zawsze wiedziałem że jestem inny ale nigdy nie przypuszczałem że jestem gejem.
-Wyrzekł sie mnie kilka tygodni później, a ja udawałem że wszystko jest okay. Udawałem że rozumiem i że nic mi nie jest. Ale żadna z tych rzeczy nie było prawdą.
-Dwa lata później dowiedziałem sie że nie żyje, ale nasza więź nie została zerwana. Moja rodzina zaprosiła pewną pielęgniarkę i jej młodszą siostrę na kolacje by wesprzeć je w ich stracie. Tam zobaczyłem tą samą malutką blondyneczkę z którą nigdy nie byłem w stanie porozmawiać, nawet wiedzą że jest moją młodszą siostrzyczką. Następną rzeczą jaką pamiętam było to jak Alfa oznaczył ją przede mną.
-Małej blondyneczce zajęło trochę czasu przyzwyczajenie sie do sytuacji i wyzdrowienie. Na swojej drodze napotkała kilka problemów, ale nic sie nie stało. Na tym polega poprawa. Obserwowałem jak jej sie poprawia a przez cały czas Alfa trzymał ją za rękę. To sprawiło że zapragnąłem by i mnie sie polepszyło- nawet jeśli nie mam chłopaka z brązowymi oczami który trzymałby mnie za rękę.
-Wtedy miała nawrót a ja myślałem że to moja wina. To mnie niszczyło, ale kiedy sie obudziła wiedziałem że nie zrobiła sobie tego sama. Ktoś ją skrzywdził a mnie nie było przy niej by ją chronić.
-Poświęciłem cały mój czas by to rozwiązać. Znów mi sie pogorszyło ale wszystko było okay bo coś sie niwelowało mój smutek. Miałem powód by wydobrzeć.
-Mój najlepszy przyjaciel okazał sie szpiegiem. Skrzywdził moją siostrzyczkę. Kiedy zapytaliśmy go dlaczego powiedział że grozi jej niebezpieczeństwo. Więc Alfa i ja popędziliśmy do niej. Wtedy, chłopak o brązowych oczach powiedział że musi ze mną porozmawiać, że to pomoże ją ochronić. Nie mogłem odmówić tym brązowym oczom, zwłaszcza gdy chwycił mnie za dłoń.
-Powiedział że musi mnie zabrać, a gdy spytałem o co chodzi, powiedział że mnie zabiją jeśli pojawię sie w szpitalu.
-Chłopak z brązowymi oczami przyprowadził mnie do tego miejsca w lesie i powiedział że to jedyny sposób by ochronić małą bolndyneczke.
-Przyprowadził mnie tu, zamknął w celi i upewnił sie że nie będą faszerować mnie narkotykami. Przynosi mi bezpieczne jedzenie i dodatkową wodę w nocy.
-Może mu zależy a może nie ale próbuje chronić mnie i tą małą blond dziewczynę. - historia Aleksa dobiega końca gdy na mnie spogląda.
-Myślę że mu zależy- szepcze do niego.
-Może- odpowiada
-Wydostaniemy sie stąd,
-Wiem
-Aleks?
-Yeah?
-Kocham cie
-Ja ciebie też księżniczko.
Drzwi sie otwierają a Aleks i ja łączymy nasze dłonie.
-Jak słodko, dwie małe suki wspierają sie.- znajomy głosy rozbrzmiewa w pomieszczeniu.
Moje oczy spotykają wzrok Liam'a i nagle każde wspomnienie z tej nocy wraca.
<3 <3 <3
Przytulam Malakai blisko do siebie siadając na podłodze w łazience. Liże mnie po policzku tak jakby chciał mnie wesprzeć. Następną rzeczą jaką słyszę jest dźwięk otwieranych drzwi i kroki na schodach.
-Tyler?- nie otrzymuje odpowiedzi- Aleks?
Laim wsuwa głowę przez drzwi a ja szybko sie odsuwam. Malkai zaczyna na niego syczeć gdy ten sie zbliża. Liam wpada w złość, podnosi Malakai i wyrzuca go z łazienki. Zamyka drzwi i podchodzi do mnie.
-Stop!- próbuje zachować przestrzeń między nami rozglądając sie jednocześnie po pomieszczeniu szukając jakiejś broni. Niczego nie znajduję- Liam zostaw mnie w spokoju!
-Obawiam sie że nie mogę, mała Luno- jego usta wyginają sie w szyderczym uśmiechu kiedy przyciska mnie do ściany. Kopie, krzyczę i wrzeszczę na niego ale to bezskuteczne.
-Jesteś bardzo ładna, laleczko- szepcze- Szkoda że nie mogę sie z tobą zabawić. To co bym zrobił z twoim malutkim ciałem... Szkoda... Założę sie...
Nie kończy bo kopie go w jaja.Zwija sie z bólu warcząc na mnie gdy próbuję uciec. Chwyta mnie za kostkę przez co tracę równowagę i upadam twarzą na ziemie. Dźwięk jego szyderczego śmiechu roznosi sie po pomieszczeniu gdy sie nade mną nachyla.
-Będzie miło, Luno. Zamierzam cie wykończyć nim to zrobię ale wszystko skomplikowałaś. -Liam kręci głową wyciągając żyletkę. Z łatwością mnie przytrzymuję gdy ja sie szarpie.
Mój krzyk roznosi sie po całym domu i słyszę jak Malakai drapie w drzwi. Liam zaczyna ciąć moje uda w sposób do jakiego przywykłam. Z tą różnicą że robi to o wiele głębiej przez co jest więcej krwi. Widok krwi sprawia że kręci mi sie w głowie.
Oczy Liama błyszczą gdy podziwia jak uchodzi ze mnie życie. Nim przenosi sie na moje ręce, całuje mnie w czubek głowy. Wtedy wymiotuję na podłogę. Śmieje sie.
Przenosi sie na moje nadgarstki, dając sobie czas na każde nacięcie i mój krzyk.
-Już czas byś zasnęła- szepcze siadając na mnie. Nim orientuje sie co sie dzieje, przykłada mi do nosa jakąś ścierka a po chwili zapada ciemność.
<3 <3 <3
-Widzę że ktoś tu sobie wszystko przypomniał- uśmiecha sie Liam wywołując u mnie dreszcze.
Nie odpowiadam a w jego oczach zapalają sie światełka.
-Co sie z tobą stało?- szepcze Aleks- Liam jesteś moim najlepszym przyjacielem od momentu gdy dołączyłem do stada... Nigdy taki nie byłeś. Co sie stało?
-Nie zorientowałeś sie. Byłeś w połowie martwy przez całą naszą znajomość. - Liam warczy na niego.
Wrze we mnie złość. Rozprasza mnie gdy jacyś ludzie ranią Aleks'a. Szczerze, czuje że to on jest Aniołem Wilka. Nie ja. Równie przeszedł dużo w swoim życiu i jest o wiele silniejszy ode mnie. On musi być pod ochroną.
-A teraz pożegnaj sie. Zabieram małą Lunę do laboratorium. Nie możemy pozwolić umrzeć naszej małej laleczce zbyt wcześnie. - Liam otwiera moją cele a moje serce staje. Ściskam mocno dłoń Aleks'a.
Mój brat przyciąga mnie do siebie jak tylko może. Trzyma mnie tak jakby to był ostatni raz gdy sie widzimy, co jak wszyscy wiemy może być prawdą.
Czuję ramiona Liam'a na mojej tali i to jak odciąga mnie od brata. Zrobienie tego nie sprawia mu żadnej trudności. Aleks i ja jesteśmy słabi a on w pełnej kondycji.
-Puszczaj laleczko.
Liam przerzuca mnie przez ramię a ja krzyczę, wrzeszczę i kopie. Aleks krzyczy za nami. Słyszę jak szarpie za kraty przez co łzy napływają mi do oczu.
-Co do cholery....
Upadam i staczam się z paru schodków. Liam spada za mną, lądując twarzą na twardej ziemi. Spoglądam w górę i widzę moją siostrę stojącą nie daleko.
-Carter? Co sie dzieje?- spanikowany głos Aleksa dociera do moich uszu.
-Hudson!- krzyczę cicho gdy uśmiecha sie do mnie ciepło. Podbiega do mnie i pomaga mi wstać, upewniając sie że nic mi nie jest. -Co ty tu do cholery robisz?
-Ratuję twój tyłek- mówi zaciągając Liama do przypadkowej celi i zamyka go. -Zabierzmy Aleks'a i zmywajmy sie.
Całą trójką zbiegamy na dół a Hudson kieruje nas do wyjścia. Gdy wychodzimy na zewnątrz pędzimy do lasu i już czujemy sie wolni ale chyba wszyscy wiemy że niedługo Liam sie obudzi i zacznie nas szukać.
-Tędy- mówi dziewczyna,.
Przez jakiś czas idziemy lasem. Za nami wlecze sie Aleks. Który jest zbyt słaby żeby za nami nadążyć. Nie jadł ani nie pił zbyt dużo od kiedy tu trafił.
-Hudson, musimy zrobić przerwę. Aleks musi odpocząć- mówię spokojnie. Wzdycha kiwając głową po czym pomaga Aleksowi usiąść.
-Skąd wiedziałaś gdzie jesteśmy?- pyta Aleks.
-Pewna wiedźma miała wobec mnie dług wdzięczności. Pomogła mi i powiedziała gdzie jesteście. Nikomu o tym nie powiedziałam.- odpowiada- Jestem pewna że powie o wszystkim Tyler'owi gdy tylko sie u niej zjawi.
-Ile czasu minęło od kiedy nas porwali?-pytam.
-Aleks zniknął miesiąc temu, a ciebie zabrali cztery dni temu.- mówi Hudson- Powinniśmy sie zbierać. Sądzę że już wysłali za nami pościg. Powinno być...
Aleks popycha mnie na ziemie zasłaniając mnie własnym ciałem. Czuję że coś nad nami przeleciało, kiedy spoglądam do góry widzę strzałę która utknęła w brzuchu Hudson. Pada na kolana krzycząc z bólu.
-Hudson!- spycham z siebie Aleks i próbuję podejść do siostry- Puść mnie!
Kolejna trafia w jej ramie. A następna w pierś.
-Aleks puść mnie! Puszczaj!- zaczynam sie trząść i szybciej oddychać. Odpycham go próbując ją ocalić- Muszę ją ocalić! Muszę jej pomóc! Puść mnie!
-Nie mogą cie trafić, Carter!- krzyczy na mnie.
Hudson w końcu całkowicie upada gdy kolejna strzała trafia w jej gardło. Ilość krwi sprawia że kręci mi sie w głowie. Strzały przestają latać a Aleks mnie puszcza.
Szybko przysuwam sie do siostry, która ledwo łapie oddech.
-Co mogę zrobić? Czego potrzebujesz?- mówię na wdechu-Co my zrobimy?
-Możemy spróbować je wyciągnąć by zaczęła sie leczyć ale...-jego wzrok spoczywa n strzale w jej gardle- Nie wiem co z tą.
-Zacznijmy je wyciągać- szepcze. Aleks robi to ale ona zaczyna krzyczeć i wcale sie nie leczy.
-Nie...-jęczy Hudson gdy Aleks chwyta za ostatnią, tą w gardle- I tak umrę, a chce sie najpierw pożegnać.
-Czas sie skończył, laleczko- słyszę głos Liam'a za sobą.
-Pozwól mi sie pożegnać- szepcze i słyszę jego głośnie westchnienie.
-Masz kilka minut- mówi a w ciszy dziękuje choć za te kilka minut.
-Hudson nie możesz odejść- jęczę chwytając jej dłoń i ściskam ją mocno.- Nie możesz zostawić mnie i ty. Potrzebuje cie.
-Będzie dobrze, Cake- jej głos sie łamie a łzy spływają po twarzy, rozmazując jej makijaż. -Teraz masz grupę dobrych przyjaciół i nową rodzinę. Masz Tyler'a. Ruszysz dalej i będziesz miała słodkie dzieciaczki. Zmienisz świat.
-Nie- kręcę głową płacząc mocno- Hudson nie możesz odejść. Nie możesz.
-Weź mój wisiorek- szepcze gdy Aleks jest od niej odciągany, wcześniej całując ją w czoło. To nasz siostrzany wisiorek. Jej jest srebrny a kształcie serca z dziurą od klucza, a mój to złoty klucz. -Jest okay. Teraz masz cząstkę mnie. Wszystko będzie w porządku.
-Nie- jęczę nie mogąc złapać oddechu.- Nie!
-Nie poddawaj sie Carter. Okay? Obiecaj mi. - Hudson ściska moją dłoń a ja jeszcze bardziej płaczę-Carter spójrz na mnie. Obiecaj mi.
-O-obiecuje- patrzę na nią i czuje jakby umierała również cząstka mnie.
-Weź to- szepcze- Tak bardzo cie kocham Carter. I ciebie też Aleks.
-Kocham cie- ściskam jej dłoń. Odwzajemnia mój gest ale widzę ile sprawia jej to bólu. Wciąż oddycha ale jej oddech jest urywany i płytki.
Widzę jak Liam sie zbliża. Aleks delikatnie próbuje mnie odciągną ale ja nie potrafię puścić jej dłoni. Nie potrafię.
-Nie. Nie mogę. Nie!- zaczynam krzyczeć gdy próbują mnie odciągnąć- Nie! Nie mogę jej stracić! Nie mogę !
Mój krzyk i rozpacz są tak potężne że sie tego nie spodziewałam. Moja siostra zasłużyła na dużo więcej.
Zmarła próbując mnie ocalić.
Wpadam w ramiona Aleks'a. Uczepiam sie jego koszuli i wtulam twarz w jego pierś. Słyszę krzyk Hudson po raz ostatni a oczy zachodzą mi mgłą. Od razu żałuje gdy sie odwracam. Liam ją zabił. Część mnie jest wdzięczna bo już nie cierpi ale inna część wie że gdyby otrzymała właściwą pomoc przeżyłaby.
Załamuję sie widząc jak ostatni członek mojej starej rodziny odchodzi. Przez to mur który budowałam od kilku miesięcy burzy sie. Mój wzrok sie zamazuje, ledwo oddycham i zaczynam sie trząść. Aleks stara sie mnie uspokoić ale właściwie nie słyszę co do mnie mówi.
Nim orientuje sie co sie dzieje czuję rozrywający ból w ręce. Po chwili czuje jak moje ciało wiotczeje. Ktoś mi coś wstrzyknął przez co odpływam.
<3 <3 <3
Budzę sie na niewygodnym szpitalnym łóżku. Czuje sie okropnie. Boli mnie głowa i gardło a oczy są suche i szczypią strasznie. Serce mnie boli. Straciłam siostrę. Straciłam ją. Miałyśmy być razem na zawsze. Została mi zabrana.
Moja złość i smutek obracają sie w stan przytłoczenia. To mnie pożera. Chce by Tyler mnie odnalazł. Właśnie teraz. Chce by wyważył te drzwi, podszedł do mnie i chwycił w swoje ramiona powtarzając w kółko jak bardzo mnie kocha. Chce by Aleks tu przyszedł i trzymał mnie za rękę podczas gdy obydwoje będziemy zdrowieć. Chce by przyszła tu Lee i podzieliła sie ze mną swoją pewnością siebie którą zaraża wszystkich podczas rozmowy. Chce moją siostrę i Nata i tatę. Chce Sam'a, Landona i Anthony'ego. Pragnę ludzi którzy stali sie moją rodziną.
Drzwi sie otwierają a ja modlę sie by był to Tyler ale jakież jest moje rozczarowanie. To Nia. Jej rudę kręcone włosy falują gdy podchodzi do mnie.
-Muszę sie tobą zająć. Lepiej nic nie mów- mamroczę zdejmując mi z głowy koszulkę Aleks'a.
Nia uwija sie szybko z opatrywaniem mnie. Po zaledwie kilku zastrzykach, buteleczkach jakiegoś płynu i plastrach podnosi mnie ze stoły trzymając mi dłonie za plecami. Prowadzi mnie gdzieś a gdy otwiera potężne metalowe drzwi wiem że przyprowadziła mnie ponownie do mojej celi.
Aleks od razu odżywa na mój widok. Kiedy wchodzę do mojej celi, szybko do niego podbiegam. Sprawdza czy nic mi nie jest a ja robię to samo.
-Przepraszam- szepcze.
-Straciłam ją- odszeptuje.
-Będzie dobrze. Trzymam cie- chwyta moją twarz w dłonie i całuje w czubek głowy.
-Chce do domu. Jestem taka zmęczona- czyje jak łzy spływają po moich policzkach ale nie mam siły by sie tym przejmować.
-Śpij księżniczko. Ochronie cie. - w dniu gdy został zabrany miał na sobie również sweter którego użył jako poduszki. Podaje mi go a ja kładę na nim głowę. Bawi sie moimi włosami jednocześnie ściska moją dłoń i cały czas powtarza że wszystko będzie dobrze.
Chyba z czasem zaczynam w to wierzyć ale tu jest problem, nic na to nie wskazuje więc nie wiem czy nie szkoda jest marnować energie na nadzieje.
Gdy prawie zasypiam myślę tylko o tym że nie zdążyłam powiedzieć Hudson jak bardzo ją kocham nim odeszła. Po tym wszystkim co sie teraz dzieje, muszę sie upewnić że wyznam miłość Tyler'owi.
-Aleks?- odzywam sie.
-Tak, księżniczko?
-Jeśli z tego nie wyjdę a tobie uda sie uciec, proszę powiedz Tyler'owi że zakochałam sie w nim już w dniu gdy oficjalnie go zaakceptowałam.
-Wydostaniesz sie stąd, Carter.
-Tylko w razie co. Proszę, obiecaj mi?
-Okay, dzieciaku
-Dziękuję.
***
Przepraszam za wszystkie błędy ale chciałam to szybko dodać nie sprawdzając już bowiem przyznaje sie bez bicia trochę zapomniałam o tym tłumaczeniu.
Pewnie kolejny rozdział też będzie tak wyglądał.
Kom i *** są mile widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro