Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Zdjęcie Josh'a Hutcherson jako Aleks.

-Autor.

Carter Kelly P.O.V

-Psst, Carter- mała dłoń potrząsa moim ramieniem.- Obudź sie!

-Jeszcze pięć minut Ty.- warczę chowając twarz w poduszkę.

-Carter!- nie daje mi spokoju- Twój chłopak zdycha na kanapie.

Otwieram oczy i widzę Lizzie siedzącą obok mnie na łóżku. Pocieram oczy i marszczę brwi.

-Co?

-No chodź! Pokarze ci!- Lizzie ciągnie mnie za rękę. Szybko wstaje i podążam za nią prosto do salonu gdzie na kanapie faktycznie śpi Tyler.

-Spał tu ostatniej nocy...- mamrocze do siebie.

Myślał, że jestem zbyt zła by pozwolić mu spać w naszym łóżku. To jeden z wielu powodów dla których mój Tyler jest dla mnie zbyt dobry, nie chce mnie do niczego zmuszać ani złościć.

-Lizzie może pójdziesz umyć ząbki i sie przebrać?-pytam- A gdy Tyler sie obudzi zrobi śniadanie.

-Ale... co z moimi włosami?- pyta Lizzie- Mamusia zawsze mnie czesała z rana.

-Oh, skarbie...- biorę głęboki wdech. Jej matka została zamordowana przez zbuntowanych tak samo jak Aiden. Biedactwo. -Mogę zająć sie twoimi włoskami zanim zjemy, co ty na to?

-Okay- kiwa głową wracając w podskokach do pokoju.

Szybko idę do mojej i Tyler'a sypialni po czym myje zęby i ogarniam moje włosy po czym wracam do salony. Siadam na kanapie obok Tyler'a i potrząsam nim.

-Ty? Obudź sie- ściskam jego ramię lekko nim potrząsając-Tyler?

Mruczy i powoli otwiera oczy. Uśmiecha sie gdy mnie widzi.

-Dzień dobry piękna- mówi siadając- Jak sie spało?

-Dobrze- odpowiadam- Lizzie mnie obudziła, szykuje sie teraz.

-Zrobię śniadanie- podnosi sie i całuje mnie w skroń. - Naprawdę mi przykro, wiesz?

-Wiem- kiwam głową- Naprawdę.

-Porozmawiamy tak szczerze gdy tylko Lizzie odjedzie, nie chce by usłyszała niektóre rzeczy-mówi- Odbiorą ją o 10.

Potakuje. Naprawdę ciężko jest ukrywać przed nim coś, nie lubię tego. Po prostu nie wiem jak powiedzieć mu o Liam'ie, nie wspominając o tym, że strasznie obawiam sie jego reakcji na wieść iż Sam mnie pocałował. Zabije ich obydwu. Ponad to nie wiem jak zniosę kolejne spotkanie z Benjamin'em. On mnie przeraża.

-Malutka?- odzywa sie- Nic ci nie jest?

-Yeah, zamyśliłam sie tylko. Ostatnio było naprawdę intensywnie, chyba. - wzruszam ramionami.

-Wiem- mówi- Carter, nigdy nie chciałem żebyś tego doświadczyła. Przykro mi, że musiałaś to oglądać. Myślałem, że umrę gdy zobaczyłem cie taką roztrzęsioną, gdy do ciebie dotarliśmy i znaleźliśmy Aiden'a.

-Pojawiłeś sie tak szybko jak tylko mogłeś- uśmiecham sie do niego- To pomogło.

Odwzajemnia uśmiech, chwytając moją dłoń i pocierając moje knykcie. Wstrzymuję oddech by po chwili sie odprężyć.

Nie skrzywdzi cie, nigdy by tego nie zrobił. Przestań zachowywać sie tak jakby już cie zranił. Kocha cie, ufasz mu bardziej niż komukolwiek.

-Zrobię śniadanie- informuje mnie- Może pójdziesz sprawdzić co z Lizzie?

-Yeah-potakuje- Obiecałam, że ją uczeszę.

-To słodkie - chichocze- Pewnego dni też będziemy mieli taką malutką dziewczynkę. Chce żeby miała twoje blond kręcone włosy.

-Oby nie- śmieje sie- To bolesne.

-Ale urocze- uśmiecha sie.

-Może gdy jest sie małym- odpowiadam- Gdy trochę podrośnie będziemy musieli kupić jej prostownice i przejść przez okres buntu aż odkryje, że tego nie zmieni i przywyknie. Specjalne szampony i preparaty by z rana jak najszybciej je ogarnąć. Mówię ci kręcone włosy to nic fajnego.

-Jesteś słodka gdy tak trajkoczesz. - przyciska usta do mojego policzka- Uczesz ją, kochanie.

-Dobrze- wzruszam ramionami i wracam do mojego starego pokoju, a gdy wchodzę do łazienki znajduje Lizzie myjącą zęby.

-Co to takiego?- wskazuje na pudełko z bombami do kąpieli. Chichoczę, przypomina mi Tyler'a.

-Bomby do kąpieli, wrzuca sie je do wody. Zmieniają jej kolor i pięknie pachną. -tłumaczę jej.

-Mogę jedną?- pyta płucząc zęby.

-Yeah, którą byś chciała?- podnoszę ją i sadzam sobie na biodrze tak by swobodnie mogła zajrzeć do pudełka- Jaki jest twój ulubiony kolor?

-Nie wiem- odpowiada- Mamusia lubiła różowy więc też bym taką chciała żeby mi o niej przypominała.

Uśmiecham sie do niej, podając różową bombę do kąpieli. Spodoba jej sie, pachnie różami i ma też płatki tego kwiatu. -Podoba ci sie?

-Yeah!- Lizzie piszczy podnosząc do góry bombę, chichoczę i przytula mnie- Dziękuję!

-Nie ma za co.- mówię- Uczeszę cie, okay?

-Mogę mieć takie włosy jak ty?- pyta dotykając ich, ale szybko zabiera rączkę- Przepraszam.

-Nic sie nie stało- śmieje sie

Sadzam ją na blacie i szukam paru gumek i wsuwek.

Boże ile ona ma tych włosów i jeszcze takie długie.

-Dziękuje!- mówi Lizzi gdy kończę- Wyglądamy tak samo, więc możemy być bliźniaczkami!

-Okay- śmieje sie poprawiając jej włosy- Chodź, Tyler już pewnie skończył robić śniadanie.

-Dlaczego tak często nazywasz go "Tyler'em"?- pyta gdy pomagam jej zejść z blatu- Mamusia zawsze mówiła do tatusia 'kochanie' albo 'skarbie' zanim poszła do tego miejsca.

-Tego miejsca?- marszczę brwi bo naprawdę nie wiem o czym mówi.

-Tatuś mówi, że mamusia poszła do nieba- odpowiada Lizzie. Spogląda na mnie, jej nosek robi sie czerwony, a łzy napływają do oczu. -Czy tatuś też musiał iść do nieba? To tak bardzo boli tęsknić za ich dwójką na raz

-Oh skarbie...- przygryzam dolną wargę, łzy pojawiają sie w moich oczach- Chodź tutaj.

Podnoszę ją i przytulam tak, że czuje je łzy na moim ramieniu. Tak dużo przeszła, to łamie mi serce.

-Ja też nie mam ani mamusi ani tatusia- mówię cichutko pocierając jej plecki-  Straciłam ich dawno temu.

-Dlaczego wciąż nie jesteś smutna?- dopytuje- Czemu nie czujesz sie samotna?

-Tak sie czułam, ale już nie- mówię- Moja siostra sie mną zajęła. Mam przyjaciół którym na mnie zależy. Mój ... brat, Aleks dba o mnie. I Tyler...

-Tyler kocha mnie tak mocno, że przy nim nigdy nie czuje sie smutna czy też samotna.

- A kto sie mną zaopiekuje?- wzdycha Lizzie- Nie mam ani siostry ani brata.

-Twoja ciocia- odpowiadam- I Tyler i ja, możemy sie tobą opiekować kiedy tylko będziesz chciała.

-Naprawdę?- podnosi główkę z mojego ramienia.

-Tak naprawdę. Wystarczy, że do nas zadzwonisz.-zapewniam.

-Dziękuję ci, Carter.- Lizzie przytula mnie jeszcze raz. Wtedy słyszę jak burczy jej w brzuszku.

-Chodźmy na śniadanie.- prowadzę ją do kuchni gdzie Tyler robi naleśniki. Przebrał sie... cóż właściwie to założył tylko spodnie od piżamy.

-Dzień dobry, Lizzie- Tyler uśmiecha sie odwracając do nas. -Masz śliczne włosy.

Lizzie piszczy i zasłani oczy. Ciągnie mnie za rękę bym sie schyliła i szepcze mi na ucho- On ma cycuszki na wierzchu!

Tyler zaczyna sie śmiać i nic na to nie poradzę, ale sama też zaczynam chichotać.

-Dlaczego ma to coś dziwnego na brzuch?- krzyczy cicho.

-Kochanie, załóż koszulkę przy dziecku- śmieje sie. Tyler szczerzy sie do mnie na co tylko wywracam oczami. Ale gdy przechodzi obok mnie nie może sie powstrzymać przed pocałowaniem mnie kilka razy w czubek głowy po czym idzie do naszego pokoju.

-Chodź, Lizzie, usiądźmy- prowadzę ją do stoły- Gdzie chcesz usiąść?

-Obok ciebie- mówi cichutko- Alfa jest naprawdę ogromy, to przerażające.

-Nie jest taki zły- mówię sadzając ją na krześle obok mnie- Jest... prawie jak husky...

-Moja ciocia Meredith ma husky, wabi sie Orca.- mówi Lizzie- Przepraszam, tatuś mówi .. mówił żeby nie przerywać jak ktoś mówi.

-Nic sie nie stało- wzruszam ramionami- Chyba dopiero co odkryłam, że jest podobny do husky. Są słodkie i włochate, są dla ciebie dobre i lojalne. Ale taki piesek jest też twoim stróżem gdy tego potrzebujesz. No i jest duży.

-Kocham husky.- mówi.

-Ja też- uśmiecham sie do niej.

-Okay, zrobiłem naleśniki. Chyba są dobre.- mówi Tyler. -Mamy miód i syrop, a i Nutellę. Jeśli zjesz wszystkie owoce na swoim talerzu to dostaniesz ciasteczko. Carter je robiła więc możesz być pewna, że będą najlepsze jakie kiedykolwiek jadłaś.

Tyler stawia przed nami talerze i kilka miseczek z owocami na środku stołu. Pochyla sie i całuje mnie w głowę.

-Wiem, że moja dziewczyna chce sok jabłkowy i herbatę, a ty co byś chciała do picia Lizzie?-pyta.

-Sok jabłkowy, proszę- uśmiecha sie. Kiedy Tyler idzie po nasze napoje, dziewczynka nachyla sie do mnie i szepcze- Chce być taka jak ty.

Mimowolnie sie uśmiecham.

-Jesteś słodka, Lizzie- mówię.

-Proszę bardzo- Tyler stawia przed nami napoje i siada na swoim miejscu.

-Dziękuję, Ty. - uśmiecham sie do niego i biorę łyka soku, a Lizzie papuguje po mnie. Chichocze, a ja robię to samo.

-Dobrze ci sie spało, Lizzie?- pyta.

-Tak- potakuje- Czy będę mogła tu jeszcze kiedyś nocować?

-Oczywiście, że tak- odpowiadam po czym spoglądam na Tyler'a.

-Mamy teraz nowy dom, więc następnym razem gdy nas odwiedzisz będziesz mogła go zobaczyć. -mówi.

-Okay- dziewczynka uśmiecha sie zabierając sie za jedzenie naleśników, ale niestety kawałek jej spada. Zaciskam usta i pomagam jej- Dziękuję.

Gdy wracam do mojego talerza, czuje na sobie wzrok Tyler'a. Spoglądam na niego i widzę, że szczerzy sie jak idiota.

-Będziesz w tym dobra.- mówi, całując mnie w skroń, policzek i kącik ust .

Biorę głęboki oddech, spuszczając wzrok. Za każdym razem gdy robi takie rzeczy czuje stado motyli w brzuchu. To nie ma znaczenia co zrobił lub czego nie zrobił i tak je czuje.

-Malutka?- uśmiecha sie sprawiając, że sie rumienie.

Naciągam rękawy na dłonie po czym biorę głęboki oddech i dopijam herbatę ukrywając rumieniec.

Tyler kładzie dłoń na mojej i odciąga kubek od moich ust. -Nie pij tak dużo na raz, skarbie. Rozboli cie brzuch, małymi łyczkami.

-Żyjesz po to bym sprawiać bym sie rumieniła?- mamroczę cicho. On tylko chichoczę i uśmiecha sie.

Po śniadaniu zasiedliśmy na kanapie i obejrzeliśmy kolejny film Barbie. Lizzie zachwycała sie swoją fryzurą i stwierdziła, że Tyler'a też muszę uczesać.

-Naprawdę zamierzasz to zrobić?- śmieje sie siadając na ziemi podczas gdy ja wciąż siedzę na kanapie dzięki czemu mam świetny dostęp do jego włosów.

-Sądzę, że masz wystarczając długie włosy by zrobić ci kucyka.- mówię przeczesując ręką jego włosy i zbierając je w malutką kitkę - No i proszę.

Tyler odwraca sie i uśmiecha- Wyglądam pięknie?

-Bosko- śmieje sie.

-Tak długa jak ci sie to podoba, może być- chichoczę- Podoba ci sie Lizzie?

-Wyglądasz... dobrze- dziewczynka uśmiecha sie do niego, jakoś dziwnie. Pochyla sie do mnie i szepcze- Dziwnie wygląda.

-Wiem- odpowiadam.

Wtedy słyszymy pukanie do drzwi. Tyler wstaje, a my idziemy jego ślady. Lizzie wzdycha.

-Nie chce odchodzić- mówi.

-Możesz niedługo wrócić- informuje ją Tyler- Może następnym razem Carter lepiej mnie uczesze.

Lizzie chichoczę i chwyta moją dłoń. Jej ciocia Meredith podnosi ją i przytula jednocześnie wstrzymując łzy. Dziękuje nam, a mnie przytula. Gdy odwraca sie do Tyler'a zaciska usta w wąską linie więc ściskam jego dłoń.

Wybucham śmiechem gdy tylko drzwi sie za nimi zamykają.

-Chyba stracę moją reputację 'złego wielkiego Alfy' przez ciebie. -mówi Tyler podchodząc do lustra i poprawiając swoje włosy.

Uśmiecham sie do niego po czym wracam do kuchni po szklankę wody. Dopada mnie stres bo teraz gdy Lizzie już nie ma muszę mu powiedzieć.

-Chodź tutaj, księżniczko.- woła Tyler z salonu. Biorę głęboki oddech i idę usiąść na kanapie przyciskając twarz do poduszki. -Jesteś zdenerwowana.

-Boje sie twojej reakcji- przygryzam dolną wargę- Nie chce żebyś był zły ani żebyś stracił kontrolę ani..

-O czym ty mówisz?- pyta.

-Muszę ci coś powiedzieć- mówię spokojnie- I nie sądzę, że w jedną z tych rzeczy mi uwierzysz.

-Dlaczego miałbym ci nie uwierzyć?

-Bo chodzi o Liam'a, który robi rzeczy których byś sie po nim nie spodziewał.- odpowiadam. Marszczy brwi- Zachowywał sie dość... dziwnie.

Tłumacze co sie wydarzyło w naszym nowym domu i o tym co stało sie wczoraj. Nie mam pewności czy mi uwierzył, nie wygląda na złego.

-Porozmawiam z nim o tym- odpowiada spokojnie. Nie jestem pewna, ale może po prostu próbuje mnie nie wystraszyć. Przy tym jak sie zachowuje Liam w jego obecności, też bym sobie nie uwierzyła.

-Jest coś jeszcze- wzdycham-Ale najpierw obiecaj mi, że nie stracisz kontroli?

-Nigdy wcześniej tak sie nie denerwowałaś na punkcie mojej kontroli, co sie dzieje?- pyta Tyler- Mam pełną kontrolę i nie zamierzam jej stracić.

Miejmy to za sobą.

-Sam mnie pocałował- wypuszczam z płuc urywany oddech zamykając oczy.

Jedyne co słyszę to oddech Tyler'a, gdy ponownie otwieram oczy i widzę, że już nie jest tak spokojny jak przed chwilą.

-Tyler...

-Co zrobił?!- wstaje- Ten mały skurwiel...

-Nie, obiecałeś. Powiedziałeś, że nie stracisz kontroli- również wstaje, ale staje na kanapie by zrównać sie z nim wzrostem.

-Jesteś moja, nie jego- odwraca sie do mnie, a jego oczy robią sie ciemniejsze. Odrobina strachu wdziera sie do mojego brzucha, więc robię krok w tył. Obejmuje mnie w tali i przyciąga do swojej piersi. Nasze oczy sie spotykają. -Nie chce by ktokolwiek inny cie dotykał. Jesteś moja i tylko moja.

-Nie, jeśli będziesz sie tak zachowywał- kręcę głową, myśląc jak go powstrzymać przed ześwirowaniem- Musisz sie uspokoić.

-Nie mów tak. Jesteś moja.- warczy. Atakuje mój kark, obsypując go pocałunkami. Przyciąga mnie jeszcze bliżej. Jedna jego dłoń wędruje po moich plecach, a drugą zjeżdża na mój tyłek.- Cała moja.

-Tyler...-wzdycham, lepiej żeby mnie obmacywał niż próbował zabić Sam'a. To go uspokaja, mój zapach w szczególności.

-Kurwa, maleńka- to nie Tyler, to Benjamin. Jego głos jest głębszy. Patrzy mi w oczy, a jego są już całkowicie czarne. Całuje mnie głęboko po czym zjeżdża na linie szczęki. Odsuwa sie odrobinę, ale tylko po to by mnie podnieść, owijając sobie moje nogi wokół bioder. Zaczyna prowadzić nas do sypialni i wtedy zaczynam sie na prawdę denerwować.

-Postaw mnie- mówię- Benjamin.

-Jęczenie i mówienie mojego imienia nie pomaga ci księżniczko.- odzywa sie, a jego ręce wędrują w dół i w górę mojej tali. - Jesteś idealna.

-Postaw. Mnie. Na. Ziemie. -akcentuję każde słowo. -Naciskanie na mnie i odmawianie odstawienie mnie także ci nie pomaga.

-Dobra, odstawie cię. - i robi to, popychając mnie  na łóżko. Jęczę zdziwiona, ale nim zdążę wstać on jest już na mnie.

-Taka piękna- szepcze po czym znów całuje mnie po szyi.

Biorę głęboki oddech i z całej siły próbuje go odepchnąć  ale nic to nie daje.

-Czuje sie niekomfortowo, bardzo niekomfortowo. Przestań. Musisz sie uspokoić. - chwytam jego twarz w dłonie, spoglądając mu w oczy.- Tyler, potrzebuje cię, teraz.

Te zielone oczy powracają i obmiata mnie wzrokiem. Tyler schodzi ze mnie i kładzie sie obok. Ja natomiast siadam i spuszczam nogi z brzegu łóżka.

-Przepraszam- mówi.

-Wiem- odpowiadam- Nie rób tego więcej, okay?

-Nie zrobię- kładzie dłonie na moich ramionach. Sztywnieje i wstaje.

-Aleks mówił, że mogę do niego przyjść z każdym pytaniem więc sie chyba do niego wybiorę. - drapie sie nerwowo po karku, wychodząc z pokoju i kieruje sie do swojej starej sypialni. Wyciągam leginsy i sweter.

-Carter, musimy o tym porozmawiać- podąża za mną. - Nie możesz za każdym razem uciekać gdy mamy jakiś problem.

-Nie mogę na ciebie patrzeć nie myśląc, że w każdej chwili Benjamin może sie znowu pojawić i przerazić mnie lub sprawić, że będę sie czuła niekomfortowo.- odwracam sie do niego- Tyler, bardzo mi na tobie zależy i...

-Hej, tylko tyle chciałem usłyszeć- Tyler podchodzi do mnie, zabiera ciuchy z moich dłoni i odkłada je na łóżko. Chwyta moją twarz w dłonie- Nasz związek nigdy nie wypali jeśli nie będziemy ze sobą rozmawiać. Musimy usiąść i porozmawiać.

-Nie wiem..

-Carter.- podnosi mój podbródek tak, że muszę na niego spojrzeć.- Kocham cie całym sobą i nie mogę pozwolić ci odejść za każdym razem gdy sie kłócimy. Nienawidzę z tobą walczyć i jeszcze bardziej nienawidzę gdy jesteśmy w tym samy pomieszczeniu, a między nami tworzy sie napięcie.

-Nienawidzę sie z tobą kłócić.-odpowiadam cicho, chwytając jego dłonie i odciągając je od mojej twarzy. Opiera swoje czoło o moje, a ja wpatruje w podłogę.

-Malutka, spójrz na mnie-mówi delikatnie. Podnoszę wzrok, a on od razu mnie całuje.-Żadnych więcej kłótni, ani tracenia kontroli. Tylko rozmowa.

Wzdycham i czuje że zaczynam sie uspokajać. Tyler'owi zależy, jest uprzejmy i kochany. Wiem że nigdy by mnie nie skrzywdził, Benjamin to już co innego... Najpierw, oznaczył mnie bez mojej zgody, prawie zabił Sam'a na moich oczach i postawił mnie w bardzo niekomfortowej sytuacji.

-Chce tylko żeby wszystko było jak dawniej.- szepcze. To prawda, tęsknie za starymi czasami. Mogłam sie skupić na sobie i wyzdrowieć. Nie przejmując sie w jakim tempie idzie nasz związek. Przywykłam do trzymania sie za ręce, teraz śpimy razem w łóżku i właściwi częściej to ja zaczynam sie do niego tulić. -Byliśmy razem szczęśliwy, nigdy sie nie kłóciliśmy i nie byłam wiecznie przerażona że za chwile sie przemienisz albo stracisz kontrolę...

-Boisz sie że stracę kontrolę?- pyta, obejmując mnie w tali i rysuje małe kółeczka na moich biodrach.

-Troszeczkę.- szepcze

-Czemu?

-Gdy nad sobą panujesz, wiem że jestem bezpieczna i chroniona, ale również kochana i ważna dla kogoś w delikatny i niewinny sposób. Wszystko jest takie wygodne i przyjemne.- tłumaczę- Gdy tracisz kontrolę, Benjamin.. przekracza pewne granice.

-Okay, nim przejdę do sedna muszę cie pocałować za tą pierwszą część która była muzyką dla moich uszu. -uśmiecha sie do mnie co od razu odwzajemniam. Może to dlatego że zawsze gdy sie uśmiecham czuje sie równie szczęśliwa. I może dlatego że te słowa były takie słodkie że moje serce na chwile sie zatrzymało.

To jeden z tych pocałunków gdzie staje na palcach i mocno sie przytulam dzięki czemu to sie o niego opieram. To pocałunek pełen miłości i pasji.

To pocałunek po którym jest ci smutno bo już sie skończył.

Tyler opiera swoje czoło o moje. Uśmiecham sie do niego i próbuje uspokoić oddech. Podnoszę ręce by owinąć je wokół jego szyi i zatapiam palce w jego włosach.

-Kocham cię- mówi. Uśmiecham sie i ponownie go całuje.

Widzicie, to właśnie Tyler. Mężczyzna który kocha mnie kiedy ja nie mogę tego robić. Mężczyzna któremu bardzo na mnie zależy. Mężczyzna który chroni mnie przed wszystkim co mogłoby mnie zranić. Mężczyzna który nigdy by mnie nie skrzywdził.

Nie mogę powiedzieć tego samego o Benjamin'ie.

-Mój wilk, jest częścią mnie, Carter.- mówi spokojnie- Nie zniknie. Będzie z nami już zawsze. Benjamin jest bardzo terytorialny, chce mieć cie całą dla siebie bo tak mu na tobie zależy. Nie podoba mu sie gdy jakiś inny mężczyzna mówi do ciebie jakby znał cie lepiej niż on. Przepraszam, księżniczko, wiem że upłynie trochę czasu aż do tego przywykniesz ale musimy ruszyć dalej.

Spoglądam na niego ale nic nie mówię, myślę o jego słowach. Ma racje. Ponownie spuszczam wzrok i milczę przez krótką chwilę.

-Carter- odzywa sie Tyler upewniając sie że słucham- Kochanie, odpowiedz.

-Masz rację- mówię- Wiem że masz.

-Ufasz mi?- pyta.

-Tyler, nigdy nikomu nie ufałam tak jak tobie- zapewniam wywołując u niego uśmiech a po chwili pochyla sie i całuje mnie w nos.

-Benjamin chce ci wyjaśnić swoje zachowanie- mówi- Myślę że to odpowiedni moment byście oficjalnie sie poznali. Musicie porozmawiać.

****

Kom i ***są mile widziane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro