Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Zdjęcie Anna Sophia Rob jako Carter

Carter Kelly P.O.V

Miałeś kiedyś takie dni kiedy budzi cie atak paniki? Tak jakby, koszmar albo złe wspomnienie o którym wiesz że to tylko sen ale i tak sie przeraźliwie boisz. Tak właśnie zaczął sie mój poranek.

To jak przypomnienie o tym że wcale tak bardzo sie nie zmieniłam od kiedy to wszystko sie zaczęło. Przez jakiś czas czułam sie normalnie, jakby wszystko co złe już mnie nie dotyczyło. Ale wtedy takie coś sie dzieje i okazuje sie że to jedynie piękne kłamstwo.

Tyler wpada do mojego pokoju gdy tylko orientuje sie co sie stało. Właśnie stoję w łazience. Wszyscy wiemy czego szukam ale nie ma nawet takiej możliwości bo niczego tu nie ma bowiem Tyler zabrał wszystkie żyletki jak i noże z kuchni.

-Chodź tu do mnie- mówi tylko to.

Mogę powiedzieć, że jest smutny, wiem, że jest. Jestem tego pewna. Nie krzyczy na mnie ani nie ma o nic pretensji. Mówi spokojnie, a jego oczy i wyraz twarzy bardzo delikatny. Gdy do niego podbiegam, chwyta mnie tak jak wtedy w szpitalu kiedy to sie zdarzyło. Szepcze uspokajające słowa do mojego ucha pocierając moje plecy. Poddaje sie mu i pozwalam by jego zapach mnie opanował.

Tyler jest moim ochronnym kocem.

Kiedy sie uspokajam, całuje mnie w czoło i bierze na ręce po czym kładzie na łóżko. Zwijam sie w kulkę i proszę go by ze mną został. Ale tym razem proszę by położył sie obok mnie. Uśmiecha sie obejmując moje ramiona i przyciąga do swojego boku. Przylegam do niego i chowam twarz w jego koszulce, i własnie wtedy to się zaczęło.

Dotarło coś do mnie.

Nie zasłużyłam na to.

Nie zasługuje na Tylera. Cóż spójrzmy na to wszystko co dla mnie zrobił. Traktuje mnie jak księżniczkę każdego dnia, przynosi mi kwiaty, upewnia sie, że czuje sie komfortowo, martwi sie o moje zdrowie...

Wciąż tu leżymy. Ja wczepiona w niego. Chyba myśli, że zasnęłam.

-Przepraszam- szepcze, a mój głos jest strasznie zachrypnięty.

-Nie masz za co przepraszać- całuje mnie w czubek głowy.

-Tak mam- spoglądam na niego- Sprawiam ci tyle problemów i zmuszam cie do robienia tylu rzeczy i tak bardzo sie zamartwiasz...

-Carter- patrzy na mnie tymi zielonymi poważnymi oczami- Jesteś tu teraz ze mną. Trzymam moją drugą połówkę, która wygląda idealnie nie ważne co, w łóżku, a jedyne co zakłóca teraz moje myśli to to borykanie sie, ból, choroba psychiczna i wizyta w szpitalu. Poprawia ci sie, ale to nie oznacza, że problemy całkowicie znikną. Zamierzam tu być, przy tobie na każdym kroku i zamierzam cie kochać nie ważne co sie stanie.

Moje serce zatrzymało sie na sekundę. Po czym zabiło mocno.

-Kochasz mnie?- mój głos jest strasznie cichy. Spoglądam na niego, a on na mnie i na moment zapominam o wszystkim co sie wydarzyło tego ranka.

-Z całego serca. - mówi delikatnie, ale w jego oczach kryje sie niepewność i zdenerwowanie.- Ale ty, malutka, nie odpowiesz tego samego dziś ani jutro. Powiesz to gdy będziesz gotowa.

Kocha mnie.

Chce powiedzieć iż o tym wiedziałam, ale nie jestem tego do końca pewna. Sposób w jaki mnie traktuje, urocze przezwiska i zdrobnienia i pocałunki, wszystko powinno mnie na to nakierować.

Otwieram usta by odpowiedzieć tym samym, ale nie wydobywa sie z nich żaden dźwięk. Lecz nie mogę pozostać cicho, byłam cicho przez całe moje życie. To Tyler jest osobą przy której nie powinnam milczeć. Widział mnie w najgorszym momencie  mojego życia, był tam dla mnie,przed wszystkim zapewnił mi bezpieczeństwo.

Kurwa, widział mnie nago.

Nigdy nie zapomnę o mojej smutnej przeszłości, ale sądzę, że mogę ruszyć dalej. Trudno wyobrazić sobie przyszłość bez przeszłości. Ale muszę odpuścić, muszę odetchnąć. Myślę, że przestałam tonąć. Sądzę, że Tyler mnie uratował.

-Boje sie upaść na samo dno.- szepczę.

-Złapie cie- uśmiecha sie.

-Widziałam to na Tumblr- chichocze. Kręci głową po czym przykłada swoje wargi do moich.

Obydwoje uśmiechamy sie przez pocałunek. Obejmuje mnie w tali i sadza sobie na kolanach więc jestem jeszcze bliżej. Zatapiam palce w jego włosach. Czuje jak przesuwa dłonie pod moją bluzkę i obejmuje mnie w tali. Gdy nasza skóra sie ze sobą styka przeskakują między nami iskierki. Ale gdy przesuwa je wyżej odsuwam sie od niego.

-Przepraszam- mówi Tyler bez tchu.

-Nie potrzebnie- uśmiecham sie i kręcę głową- Ufam ci. Wiesz z czym sie dobrze czuje i na co jestem gotowa.

Tyler uśmiecha sie szeroko, pochyla sie i jeszcze raz mnie całuje. Jedną rękę wyjmuje spod mojej bluzki i wkłada mi ją we włosy.

-Uwielbiam sposób w jaki mówisz- opiera czoło o moje.

-Co jest niby takiego wyjątkowego w moim sposobie mówienia?- pytam chichocząc.

-Cóż, z każdym słowem padające z tych twoich pięknych małych ust..- chwyta mnie za policzek i przejeżdża  kciukiem po mojej dolnej wardze -sposób w jaki twoje usta sie układają. Za każdym razem gdy coś mówisz mały uśmiech wykwita na twoje usta.

-Jakim cudem to zauważyłeś?- pytam.

-Jesteś centrum mojego życia, chce wiedzieć o tobie wszystko, zapamiętać każdy malutki szczegół twojego idealnego, pięknego, malutkiego ciała. - przejeżdża dłońmi po moim ciele i zatrzymuje sie na tali. Przyciąga do siebie tak mocno, że wpadam na jego klatkę piersiową.

-Już wiesz więcej niż ktokolwiek inny- mówię. Uśmiecha sie do mnie i całuje w czoło.

-Jak to?- pyta.

-No wiesz- czuje jak sie rumienie więc chowam twarz w jego ramieniu.

-I wiesz jak bardzo nie lubię gdy sie przede mną chowasz.- chichocze- Ale tym razem to oleje, tylko dlatego, że akurat cie trzymam.

-Nie chce spać- mamrocze w jego ramie- Zawsze śpię gdy jesteś przy mnie

-To dlatego że dobrze sie przy mnie czujesz. Mój zapach cie uspokaja, sprawia, że czujesz sie na tyle bezpiecznie by przy mnie odlecieć.

-Skąd to wiesz?-pytam spoglądając na niego.

-Bo twój zapach uspokaja mnie. Zawsze gdy jestem blisko ciebie jestem zajęty tylko tobą, a fakt, że nic ci nie jest sprawia, że nie muszę sie o nic martwić. - patrzy na mnie- A to sie odrobinę zmienia.

-Jak?- marszczę brwi

-Moje oznaczenie na twoim karku. Fakt, że masz na sobie mój zapach też trochę pomaga.- odpowiada- Właściwie nasz zapach sie ze sobą zmiesza gdy ...

-Łapię- rumienie sie i jeszcze bardziej sie chowam.

-Cóż, jeśli nie chcesz spać, możemy coś zrobić.- Tyler sadza nas na łóżku. -Mogę zabrać cie na coś do jedzenia albo do sklepu albo możemy iść na spacer... cokolwiek zechcesz.

Myślę nad tym przez chwile. Jest cały świat możliwości, ale najlepsze co przychodzi mi do głowy to obejrzeć coś na Netflix.

To mówi coś o mnie, prawda?

-Nie wiem- mówię na co sie uśmiecha.

-Chodź- zsadza mnie ze swoich kolan i podaje mi leginsy. - Pokaże ci coś.

-Co chcesz mi pokazać?- pytam przechodząc na drugą stronę łóżka by nie widział jak sie przebieram. Przebieranie sie przy ludziach jest dziwne.

-Jestem ci to winien- bierze moją małą dłoń w swoją i ciągnie mnie za sobą, schodzimy na dół i idziemy zawiłymi korytarzami aż przed nami ukazują sie podwójne drzwi. Spogląda na mnie z wahaniem.

-O co chodzi?- mój głos jest cichy gdy ściskam jego rękę.

-Nic, kochanie- kręci głową- Minęło trochę czasu.

Odetchnął głęboko, zanim otworzył ciężkie drzwi. Prowadzą one do dużego okrągłego pokoju z obrazami kobiet i mężczyzn na ścianach.

-Co to za miejsce?- spoglądam na niego.

-To są wszystkie dotychczasowe Alfy i Luny naszego stada.- odpowiada niechętnie zanim wskazuje na parę po lewej stronie.- To Angus Markwell i jego Luna Mildred, którzy byli oryginalnymi Alfami.

-Markwell?- ponownie odsuwam wzrok od wielkich obrazów i patrzę na niego- Myślałam że to potomkowie...

-Tak, ale przejdźmy tu jakieś sześć pokoleń później...- ciągnie mnie na środek pomieszczenia- Dla Anastasii Markwell była ona jedynym dzieckiem a ze względu na fakt że jej matka zmarła w młodym wieku, gdy poznała swojego partnera przyjęła jego nazwisko, Evans.

-Podoba mi sie fakt że to dziewczyna jest Alfą- myślę na głos- Cóż, wiem że Luna to samica Alfa ale fakt że to ona kieruje stadem

-Mi też- uśmiecha sie - To było jeszcze w czasach gdy prawa kobiet były ograniczone. Jest to ikona w świecie wilkołaków, początek równości, gdy doszło do parowania Alfy i Luny.

-Fajnie- odsuwam sie od niego kawałek i robię pełny obrót by zobaczyć wszystkie obrazy- Zawsze kochałam historię.

-Naprawdę?- pyta z uśmiechem.

-To od zawsze był mój ulubiony przedmiot w szkole.- odpowiadam- Najbardziej interesowała mnie II wojna światowa, która przypominała mi że moja sytuacja mogła być znacznie gorsz, że powinnam być wdzięczna za to że przynajmniej znała swoją matkę.

Uśmiecha sie teraz smutno, podchodząc do mnie i obejmuje mnie w tali.

-Chodź tu- ciągnie nas w prawo aż do ostatniego zdjęcia.

Był to dość szeroki mężczyzna. W przeciwieństwie do pozostałych zdjęć był sam. Widziałam w nim znajome rysy, jakbym go znała. Miał kruczoczarne włosy, opaloną skórę jak większość wilkołaków, ale gdy spojrzałam w jego zielone oczy od razu widziałam kim on jest.

-To twój ojciec, prawda?- mój głos odbił sie echem po pomieszczeniu. - Dlaczego nie ma z nim Jennifer?

-Wiem o tobie więcej niż ty o mnie i czuje że gdy dowiesz sie o mnie trochę więcej to ułatwi ci to pewne rzeczy. - Tyler podchodzi do ściany, opiera sie o nią i zsuwa po niej, siadając na podłogę. Siadam naprzeciwko niego, wyciągam dłoń- ców oczywiście mam do niego daleko. Przybliża sie do mnie i chwyta moją dłoń w swoje obie.

-W każdym stadzie zawsze jest kilka wilczyc które stają sie zbyt świadome faktu, że są odporne na wiele chorób, w tym seksualnych- wydaje sie nieco zaniepokojony gdy rozmawia o seksie przy mnie, ale jak mogę go winić. Cóż wciąż czuje sie zakłopotana gdy mówi o naszych pocałunkach. - Mówi sie na nie ''dziwki stada" ale nienawidzę tego terminu. Upewniłem sie że kobiety są  tu traktowane z szacunkiem i na równi z innymi.

-Moja mama była jedną z nich, była z wieloma mężczyznami w stadzie, kiedy był w twoim wieki, włączając w to mojego ojca, zawsze do niego wracała. Nie jesteśmy w stanie znaleźć bratnich dusz przed ukończeniem 18 lat więc gdy moja mam siedziała w łazience zalana łzami z pozytywnym testem ciążowym to był problem, ale dwa tygodnie później po skończeniu 18 lat.

-Mój ojciec, wole mówi o nim jak dawcy spermy, jeśli mamy być szczerzy- na jego słowa delikatnie sie uśmiecham ale od razu poważniej.

Nigdy nie pomyślałabym że Jennifer była kimś takim. Ona jest cudowną kobietą, widziałam ją jeszcze raz od czasu obiadu. Przyniosła nam talerz ciasteczek i wtedy zaproponowała żebyśmy razem przygotowały tort urodzinowy dla Lee, na co szybko sie zgodziłam.

-Wezwał ją do swojego pokoju, jak zwykle gdy miał ochotę...Używał jej tak wiele razy ale myślę że gdy byli razem to ona sie do niego przywiązała. Nie była już z tak dużą liczbą mężczyzn jak na początku tego wszystkiego.-Tyler unosi moją dłoń do swoich ust i całuje ją kilka razy. Z pewnością jest u ciężko o tym mówić.

-Poszła do jego pokoju, zapukała do drzwi, a kiedy otworzył, wiedzieli- Tyler spogląda na mnie- Byli swoimi bratnimi duszami.

-Więc mój ociec nie koniecznie chciał żeby jego partnerka był kimś, kto... przepraszam, po prostu nienawidzę odnosić sie do mojej mamy w ten sposób.-potrząsa głową.

-Nie musisz przepraszać- uśmiecham sie do niego ściskając jego dłoń. Odwzajemnia uśmiech. Lubię gdy jest szczęśliwy bo ja jestem dzięki niemu.

-Więc zamiast zrobić to co zaplanował, usiedli i rozmawiali, powiedział jej że nie chce by miała taką reputację, którą miała, chciał żeby zmieniła nazwisko i powiedział jej żeby zmyła makijaż. Wyglądała jak inna osoba, chciał ją zmienić, zamknąć żeby nikt nie widział chciał by ludzie o niej zapomnieli- pokręcił głową- Prawie sie zgodziła, prawie powiedziała "tak". Nikt nie chce zawieść swoich mate, nigdy, ale potem zauważył że jej zapach trochę sie zmienił.

-Widział- szepcze

-Wiedział- Tyler kiwa głową. Odrzucił ją w momencie, nie chciał mieć dziecka nawet by tylko przejęło tytuł.

-Więc ją odesłał. Moi dziadkowie żyli w innym stadzie, kilka stanów dalej, moja babka została tam zesłana z powodu znęcania sie na nią w stadzie- wyjaśnia- Tak więc kiedy wróciła do domu, zmieniła sie, zmyła makijaż i przestała interesować sie mężczyznami, postanowiła że nie zrujnuje życia kolejnej osoby, stała sie kobietą którą jest dziś.

-Dlaczego wróciłeś?- pytam cicho.

-Umarł- jego głos jest napięty- Został zabity przez grupę zbuntowanych.

-Przykro mi.

-Nie, niech nie będzie ci przykro. Nigdy go nie znałem do diabła. Musiałem wcześnie zająć jego stanowisko, ale nie sądzę żebym kiedykolwiek żałował że go nie ma.- marszczy brwi- Czasami myślę że powinienem sie tym bardziej przejąć ale nie potrafię sie do tego zmusić.

-To zrozumiałe, Tyler- mówię.

-Wiesz, kiedy moja mama powiedziała mi o tym, przysiągłem sobie że moja partnerkę będę traktował z szacunkiem jak księżniczkę.- spogląda na mnie - Wydaje mi sie że wtedy zaczęły sie rysunki.

-Robiłeś portrety przedstawiające twoją partnerkę?- nie mogę powstrzymać chichotu.

-Hej, nie chichocze na mnie- uśmiecha sie do mnie- Miałem sześć może siedem lat rysowałem je kredką i wieszałem na ścianie.

-Naprawdę?- nie mogę powstrzymać uśmiechu- Chce je zobaczyć

-Możesz poprosić o nie moją mamę jestem pewny że je zachowała- Tyler wstaje i wyciąga do mnie rękę by pomóc mi wstać. To naprawdę sprawia że czuje sie malutka kiedy staje obok niego i nie sięgam mu nawet do ramienia. Ale kiedy mnie przytula, czuje sie bezpiecznie-jak nigdy, nic nie jest w stanie mnie skrzywdzić.

-Tak, czemu nie- przytakuje - Dawno już nie widziałam Jennifer.

- Ciesze sie- spogląda na mnie, obejmuje i przytula- Dostosowujesz sie.

-Dostosowałam sie zaledwie do dziesięciu osób-mamrocze.

-Hej, krok po kroku- tłumaczy- Tak to ma wyglądać, pamiętasz?

-Czy mimo to mogę wciąż spotykać sie tylko z tymi dziesięcioma osobami?- pytam z nadzieją, ale on kręci głową.

-Mamy kolacje z czołówką wilkołaków, a jest ich odrobinę więcej, a potem jeszcze spotkanie z ok. 300 osobami.

Uśmiecham sie z żalem na jego żart, cicho jęcząc. Nowi ludzie mnie krępują. Jestem zbyt przestraszona by wejść do sklepów które lubię w centrum handlowym, ponieważ ludzie którzy tam pracują mnie przerażają.

Dzięki ci Boże za zakupy online.

-Nie spotkam sie z twoją matką, w takim stroju. - gestykuluję, mam na sobie za dużą koszulkę a moje włosy to jeden wielki bałagan nie wspominając już o braku makijażu. Nie nosze go zbyt dużo ale potrzebuje osłony, która zakryje moje wory pod oczami, plami i blizny, w sumie głównie blizny.- Powinnam sie przebrać...

-Nie, wyglądasz pięknie- przeczesuje moje włosy, kiedy wychodzimy z pokoju na korytarz. - Bardzo mi sie podoba to że chodzisz w moich ubraniach, to znak akceptacji.

-Ale...- patrze na niego- Moja twarz.

-Co z twoją twarzą?- śmieje sie- Kocham twoją twarz.

-Nie wygram, prawda?- wzdycham i opieram sie o niego.

-Nie- akcentuje po czym całuje mnie w czubek głowy. -Nie, kiedy przychodzą ci takie głupoty do głowy, a zawsze powtarzam ci że jesteś piękna.

Wzdycham i dalej idę obok niego aż wychodzimy na zewnątrz.

-Okay, kochanie- otwiera mi drzwi ale wciąż nie jestem przekonana do tego pomysłu.- Carter- malutka, jeśli twoja piękna twarzyczka i słodki tyłeczek w tej chwili nie wsiądziecie do samochodu, dostaniesz ode mnie niespodziankę.

-W takim razie chce niespodziankę. - mówię, stając na palcach.

-Chodź.- uśmiecha sie, obejmując mnie i prowadzi do lasu. Wprowadza mnie między drzewa do polany na której laży rozłożony koc.

-Zaplanowałeś to- spogląda na mnie szczerząc sie.

-Chciałem tylko mieć pretekst by sie z tobą poprzytulać. -wzrusza ramionami gdy siadamy. Kładzie sie na plecach a ja dołączam do niego przytulając sie do jego ramienia a on przyciąga mnie bliżej. Wtedy słyszę szelest kartki w mojej koszuli.

Zazwyczaj, Tyler zostawia mi liściki gdy nie ma go w domu. Czasami znajduje je w bardzo widocznych miejscach takich jak blat w kuchni, ale czasami są w nieco dziwnych tak jak teraz w kieszeni koszuli którą mam na sobie.

"Czy ktokolwiek wcześniej powiedział ci jak słodko wyglądasz w mojej koszuli? Nie? Dobrze, jestem jedynym który może ci to mówić, księżniczko. "

-Dziwie sie że wcześniej jej nie zauważyłaś- chichocze Tyler- Włożyłem to tam trzy dni temu tuż po praniu.

-Jak na to wpadłeś?- pytam chowając liścik do kieszeni, by później dołączyć go do reszty. Tak zachowuje je.

-Cóż, gdy wiem że przez pewien czas będę z dala od ciebie, lubię mówić ci rzeczy które powiedziałbym gdybym był z tobą. -uśmiecha sie do mnie po czym splata nasze palce razem.

-Podobają ci sie?-  pyta niepewnie.

-Oczywiście, że tak-odwzajemniam uśmiech.

-To dobrze- ukazują mi sie jego dołeczki- Pochowałem ich już trochę.

Śmieje sie. Na początku naszej znajomości nigdy bym nie powiedziała że będzie on taki miły i troskliwy. Tak jest atrakcyjny. I tak duży. I tak, jego czy mają piękny kolor. Ale wciąż wokół niego unosi sie aura siły i dominacji.

Ale jest taki śliczny.

Ale wciąż trochę straszny.

Już sie go nie boje. Tyle dla mnie zrobił i bardzo sie o mnie troszczy że po prostu nie mogę sie go bać.

-Czuje sie szczęśliwa gdy je znajduje.- szepcze.

-Ciesze sie, tylko tego dla ciebie chce. Chce byś była szczęśliwa. -uśmiecha sie.

-Zbliżam sie do tego.- potakuje- Przynajmniej próbuje.

-Nie wystarczająco często powtarzam ci jak bardzo jestem z ciebie dumny- mówi- Wiem że czasami o tym zapominam. Musze powtarzać ci jak bardzo jestem z ciebie dumny. Bo naprawdę jestem, bardzo dumny.

-Tyler, codziennie powtarzasz mi ile dla ciebie znaczę, mówisz że jestem piękna nawet z rana gdy sie budzę a moje włosy są w całkowitym nieładzie...

-Kocham ten nieład- Tyler chichocze- Nie ale mówię ci jaki jestem z ciebie dumny. Muszę robić to częściej. I to że masz słodki tyłeczek.

-Dwa razy dziennie- śmieje sie.

-To prawda!- również sie śmieje.

-Lubie to- spoglądam nie niego trochę sie uspokajając.

-Co, księżniczko?- spogląda na mnie.

-To -kładę dłoń na jego piersi- Nim sie poznaliśmy, prawie wcale sie nie śmiałam. Tęskniła za tym. Sprawiłeś że to wróciło.

-Sprawie że zawsze będziesz sie śmiała.- uśmiecha sie, szybko przyciskając swoje usta do mojego czoła- Czy kiedykolwiek chciałaś byśmy sie nie spotkali?

-Na początku- przyznaje- Chciałam wrócić do domu z siostrą i chciałam spędzać dnie na łóżku ze słuchawkami .. ale jeśli mamy być szczerzy myślę że przed końcem wakacji i tak bym próbowała to zrobić.

-Carter...

-Nie, wiem że to dobrze że sie spotkaliśmy i że Benjamin zauważył że coś nie tak i nawet jeśli na początku tego nie chciałam to teraz bardzo sie ciesze że w porę wywołałeś u mnie wymioty. Nidy ci za to nie podziękowałam, wiem to. - zamykam oczy na kilka sekund - Dziękuję Tyler

-Oczywiście, Carter- ściska mnie- Oczywiście, kochanie.

-Cholera, popłacze sie- śmieje sie przecierając oczy by powstrzymać łzy. -Nie chce mieć podpuchniętych oczu.

-Nie przeklinasz zbyt często- zauważa.

-Tylko czasami- mówię- Częściej w głowę niż na złość.

-Zauważyłem- chichocze.-Zawsze cie słyszę, wiesz o tym. Prawda?- pyta.

-Wiem- przytakuje z uśmiechem.

-Kocham cie, okay? Nie zapominaj o tym, jesteś dla mnie całym światem i najważniejszą osobą w moim życiu- mówi cicho- Nic nie mów, tylko pamiętaj o tym

Kiwam głową przyciskając usta do jego policzka. Wiem ile dla niego znaczę, tylko nie wiem jak mu powiedzieć co ja czuje do niego.

-Zależy mi na tobie.- mamroczę w jego koszulę.

-Stresujesz sie przed jutrem?- pyta- Nie będzie tak źle, Lee, Landon i Anthony też tam będą.

-Tylko troszkę. Wciąż pozostaje sześć osób których nie znam- mówię-Bardziej stresuje mnie spotkanie z całym stadem.

-Nie skrzywdzą cie, nie przeżyliby gdyby choćby o tym pomyśleli.- warczy Tyler, wprawiając swoją pierś w drżenie. - Przez cały czas będę przy tobie.

-Wiem - bawię sie jego koszulą rozpraszając go, nie lubię gdy traktuje tak ludzi.- Nie chce o tym myśleć.

-Chciałem powiedzieć co to wcześniej ale nasz dom jest już prawie skończony.- mówi- Nie mogę sie doczekać aż go zobaczysz. Mamy wielki balkon, cztery dodatkowe sypialnie, otwartą przestrzeń na piętrze... Najbardziej jednak lubię kuchnie. Jest cała biała z czarnym blatem i dodatkami.

-Cztery dodatkowe sypialnie?- śmieje sie.

-Cóż, gdy sie tam wprowadzimy zapewne będziemy dzielić razem sypialnie. I potrzebujemy pokoju gościnnego i zawsze chciałem mieć trójkę dzieci. - tłumaczy- Więc, idealna liczba dla nas.

-T-rójkę dzieci?- jąkam sie.

-Dwóch chłopców i malutką dziewczynkę- potakuje- Czy tak może być?

-J-ja, nie wiem.- przygryzam wargę- Mam osiemnaście lat,naprawdę nie myślę jeszcze o dzieciach. Czuje że bym zawaliła, jakby anoreksja mogła być dziedziczna i nawet nie wiem czy mogę mieć dzieci....

-Masz wilkołaczą krew, może nie masz takich zdolności jak my, ale jesteś zdolna by mieć dzieci. - mówi.

-Boje sie że mogę być jak moja matka- mówię szybko- Nigdy nie bałeś sie że będziesz jak swój ojciec?

-Nie od kiedy cie znalazłeś- całuje mnie w czoło- Wiem że nie będę taki jak on bo za mocno cie kocham

-Nie wiem czy to zadziała w mojej sytuacji. Jeśli będziemy mieli dzieci to może wrócić. A jeśli zmienię sie w swoją matkę, odejdę a nie chce odchodzić.

-Carter, wiem że nigdy nie będziesz jak twoja matka. Jesteś miła i delikatna, słodka i troskliwa, malutka. Będziesz świetną Luną i jeszcze lepszą matką.- głaszcze mnie po włosach. - Nigdy nie myślałaś jak to by było trzymać małe dzieciątko z twoimi włosami i takim samym kolorem włosów? Jakie będą ich potrzeby?

-Cóż, nie wiem..- wzruszam ramionami- Chyba tak...

-Gdy pokaże ci dom, zobaczysz to.-mówi delikatnie.- Jestem tam pokój gdzie już mogę sobie wyobrazić małą dziewczynkę z twoimi włosami. Dorastałaby tam. Jest idealny dla niej.

-Skąd wiesz że będziemy mieli dziewczynkę?- marszczę brwi.

-Wiem. I będzie wyglądała tak jak ty. Nie wiem tylko jak ją nazwiemy. Ale będzie miała kręcone blond włosy, jasne zielone oczy i mały słodki nosek.

W tym momencie całuje mnie w nos.

-Kiedy będę mogła go zobaczyć?- pytam.

-Wkrótce.- mówi- Kiedy będzie już całkiem gotowy.

-Nie mogę sie doczekać.

-Dobrze, myślę że ci sie spodoba.- uśmiecha sie. - Chodź księżniczko. Chodźmy do środka, zmarzłaś.

-Nie prawda, po prostu mi zimno- poprawiam go, siadając i przeciągając sie nieco, powodując że moja koszula nieco sie podnosi.

-Nie rozumiem jak możesz być tak piękna i wciąż tego nieświadoma. - Tyler obejmuje mnie w pasie i przyciąga do swojej piersi. Jego dłonie spoczywają na moim brzuchu- wysyłając mrowienie do mojego ciała. Jego usta natychmiast trafiają na moją szyję.

-Nie jestem- mamroczę wijąc sie w jego uścisku.

-Żartujesz sobie, Carter jesteś najpiękniejszą kobietą na całym świecie i taka kusząca, Boże twoje drobne ciało...- jego dotyk i pocałunki są coraz bardzie uzależniające. Jestem prawie pewna. Jestem pewna że będę miała ślady. Gładzi mój brzuch, powodując trzepot motyli. Chce coś powiedzieć ale wszystko wydaje sie takie doskonałe, takie dobre.

-Tyler...- szepcze, obracając moją twarz , aby na niego spojrzeć.

-Wiem. - jego głos jest niski i ochrypnięty. Pochyla sie i mocno mnie całuje. Jego język natychmiast wdziera sie do moich ust, jest szybki i szorstki. Szybko tracę oddech i muszę sie wycofać, ale kiedy to robię oczy Tylera są zimne, ciemne, wręcz czarne.

-T-Tyler?-jąkam sie- Wszystko w porządku?

-Przepraszam- potrząsa głową i przytula mnie- Straciłem kontrolę.

-W porządku- mówię.

-Nie, nie, nie mogę stracić kontroli, kiedy jestem z tobą.- przeczesuje dłonią włosy- Przepraszam.

-Tyler, nie musisz przepraszać- posyłam mu mały uśmiech i wyciągam ręce by chwycić jego.- Jeż wcześniej całowałeś mnie po szyi, dotykałeś mnie już przedtem, dotykałeś mojego brzucha.

-Kiedy miałem kontrolę, Carter- mówi- Jeśli stracę kontrolę, być może zrobię coś z czym nie czujesz sie komfortowo.

-Tyler..- szepcze, przysuwając sie do niego i siadam mu na kolanach - w inny sposób.

Opieram głowę o jego pierś a on niechętnie obejmuje mnie ramionami.

-Ufam ci.

-Po prostu boję sie że cie skrzywdzę- opiera czoło o czubek mojej głowy.

-Nie skrzywdzisz mnie- zapewniam go- Mówisz mi to codziennie, wiem że nigdy byś tego nie zrobił.

-Nie chce w żaden sposób na ciebie naciskać, wiesz o tym, dlatego tak bardzo tego nienawidzę, kiedy tracę kontrolę.-mamroczę w moje włosy- Mam na myśli, kocham to, co robimy ale nie chce robić niczego z czego nie jesteś zadowolona.

-Wiem- podnoszę brodę żeby na niego spojrzeć a on przeszywa mnie wzrokiem.- Powiedziałabym ci lub zaczęłabym sie niezręcznie wykręcać. Tak jak zazwyczaj.

-Zauważyłem- chichocze- Jesteś urocza nawet gdy jest ci niezręcznie.

-Jesteś pierwszy który mi to powiedział...- mamroczę pod nosem i opieram głowę o jego klatkę piersiową.

-Jesteś lodowata, kochanie- gładzi mnie po włosach i całuje w czoło. -Zbierajmy sie.

-Wkrótce nadejdzie zima.- mówię ześlizgując sie z jego kolan i patrzę jak wstaje- Uwielbiam gdy pada śnieg.

-Ja też. -uśmiecha sie do mnie, chwytając moją dłoń i ciągnie by pomóc mi wstać. - Moglibyśmy spędzać czas za zewnątrz i rzucać sie śnieżkami i ulepimy...

-Nie- kręcę głową-Chodzi o to że możemy to robić, ale nie lubię tego...

-Ulepimy...

-Nie!- przykładam mu palec do ust by nie kończył tego zdania.-Naprawdę nie lubię tego filmu.

-Okay- dławi sie śmiechem- Chodź, wejdźmy do środka, zrobię ci gorącą czekoladę i będziemy mogli obejrzeć jakiś film.

-W porządku- przytakuję

-Muszę dziś trochę popracować- mówi chwytając moją dłoń i prowadzi nas do domu stada. -Wyjeżdżamy po obiedzie.

-Czy Lee i Liam dzisiaj będą przy mnie?-pytam.

-Tylko Lee, nie zniknę na długo. I pomyślałem że jutro też możecie być tylko we dwie- mówi- Nie przebieraj sie przy niej.

-Yeah, yeah...- przewracam oczami.

-Ty i te twoje "yeah,yeah" -chichocze- Czasami zapominam jak młoda jesteś.

-Nie jestem taka młoda- kicham cicho gdy wchodzimy do kuchni.- Mam prawie dziewiętnaście lat.

Unosi brwi, sprawiając że zdaje sobie sprawę jak dziecinnie to brzmi.

-Ja mam prawie dwadzieścia pięć- odbija piłeczkę.

-Fakt, jesteś stary- dokuczam mu, co z tego że to nieprawda. -Jakim cudem dostałam dziadka jako partnera?

-Cóż, jeśli byłbym dziadkiem mielibyśmy już wnuki- Tyler uśmiecha sie do mnie- Ale najpierw byłbym tatusiem.

-Będę musiał wprowadzić kontrolę rodzicielską. - uśmiecha sie chytrze mierzwiąc mi włosy.

-Chcesz żebym była brzydka?- jęczę, próbując dojść do ładu z swoimi włosami.

-Nie, uważam że jesteś o wiele piękniejsza gdy masz potargane włosy- mówi- Przeze mnie.

<3 <3 <3

Przepraszam za wszystkie błędy ale nie mam siły po raz kolejny sprawdzać tego rozdziału. Przepraszam również za to że pojawia sie on tak późno ale niestety pisałam go dwa razy bowiem pierwsza wersja jakimś cudem wyparowała i musiałam robić wszystko od nowa. Liczę na waszą wyrozumiałość, a teraz standardowo:

Kom i *** są mile widziane.

Oraz

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego Roku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro