Rozdział 13
Zdjęcie fryzury i stroju Carter- minus buty bo nasza bohaterka jest zbyt niezdarna do nich.
Carter Kelly P.O.V
-Carter! Carter! Kochanie obudź sie!- to napewno Tyler skacze po łóżku budząc mnie pocałunkami na twarzy i szyi. -Obudź sie księżniczko!
-Tyler!- warczę, odwracając sie i próbując znowu zasnąć. -Przestań!
-Nie, malutka!- dalej całuje mnie po szyi- No dalej, wstawaj! Dziś jest ten dzień!
-Co?- mówię z poranną chrypką.
-Dziś jest ten obiad, skarbie! No dalej! Wstawaj! - obejmuje mnie w tali i podnosi do góry. Moje plecy przyciśnięte są do jego piersi gdy mocno mnie przytula.
-Tyler!- piszczę, próbując wyswobodzić sie z jego objęć. Śmieje sie a on kładzie mnie z powrotem na łóżku. Kładzie sie na mnie opierając oba ramiona po bokach mojej głowy.
-Dziś jest ten dzień- szepcze przyciskając swoje usta do moich. Całuje tak delikatnie jak za pierwszym razem ale bardziej intensywnie. Liże moją dolną wargę prosząc o dostęp którego mu udzielam. Bada moje podniebienie. W końcu odrywamy sie od siebie dysząc.
-D-dzień dobry- mamrocze.
-Dzień dobry śliczna- chichocze. Pochyla sie całując mnie w nos. - Cóż, właściwie jest już południe. Pozwoliłem ci trochę pospać.
-Która godzina?- odwracam głowę by spojrzeć na mój budzik ale nie mogę go stąd dostrzec.
- Dochodzi pierwsza po południu. -odpowiada Tyler- No dalej, zrobiłem ci śniadanie.
-Nie musiałeś- kręcę głową z uśmiechem- Ale dziękuje
-Oczywiście, malutka- siada i wyciąga do mnie ręce. Chwytam jego dłoń i razem idziemy do kuchni.
Na stole stoi talerz z pancakes. Polane były syropem i posypane jagodami. Była jeszcze gorąca czekolada, sok, ciasteczka i mleczny shake.
-Tyler...- spoglądam na niego uśmiechając sie szeroko.
-Podoba ci sie, skarbie?- pyta z nadzieją.
-Jest idealnie!- staje na palcach by pocałować go w policzek co wywołuje u niego uroczy uśmiech dzięki czemu mogę dostrzec jego dołeczki. -Dziękuję
-No dalej, kochanie. Musisz coś zjeść.- prowadzi mnie do kuchennego stołu i odsuwa dla mnie krzesło a na końcu składa pocałunek na czubku mojej głowy.
-Jak długo zajęło ci zrobienie tego?-pytam biorąc jednego placuszka i polewając go syropem.
-Chwilkę- chichocze- Chciałem uczynić ten dzień tak wyjątkowym jak tylko sie da.
Zjadłam tylko dwa placki i kilka jagód, popijając shake i gorącą czekoladą. Chciałabym zrobić coś dla siebie bo źle sie czuje z tym że to on zawsze dla mnie gotuje. Tyler zjadł podwójną porcję, ale porównując nasze postury - jest to całkowicie zrozumiałe.
Tyler wstaje zabiera nasze talerze i szklanki. Pochyla sie całując czubek mojej głowy mamrocząc- Dobra dziewczynka.
-Co robisz?- pytam
-Jestem po prostu z ciebie dumny- uśmiecha sie wkładając naczynia do zlewu. Wstaje i zbieram pozostałe miski i talerzy i również wkładam je do zlewu.
-Pójdę wziąć prysznic- spoglądam na niego mówiąc.
Głupi niski wzrost.
-Ale ja lubię gdy jesteś tak ubrana- wzdycha przypominając mi że jestem jedynie w jego koszulce i spodenkach.
Kręcę głową po czym wracam do swojego pokoju i wchodzę do łazienki. Nim wchodzę pod prysznic włączam sobie Lane Del Rey bo jest ona moją królową.
Prysznic pozwala mi odetchnąć. Całe to ciepło i relaks i fakt że mogę sobie pośpiewać. To miejsce gdzie możesz sie odciąć i być sama ze swoimi myślami choć to nie zawsze jest dobre.
-Zostaw otwarte drzwi!- słyszę Tyler zza drzwi. Mruczę jedynie 'yeah, yeah' wątpiąc że to usłyszy.-Słyszałem, skarbie!
Śmieje sie po czym wchodzę do mojego osobistego nieba. Ciepła woda rozluźnia moje mięśnie. Gdy wychodzę osuszam swoje ciało ręcznikiem, owijam sie puszystym szlafrokiem, zawijam włosy w ręcznik i zakładam okulary.
-Uh, głupie blizny- mamrocze podchodząc bliżej lustra by przyjrzeć sie bliznom na twarzy.
-Jesteś piękna- mówi Tyler w odbiciu lustra stojąc w drzwiach do łazienki z rękoma założonymi na piersi. Rumienie sie z dwóch powodów. Tak właśnie reaguje na komplementy i na fakt że jestem w samym szlafroku.
-Rzuciła we mnie szklanką która rozbiła sie o ścianę tuż obok mojej twarzy- szepcze patrząc w umywalkę i przygryzając wargę. -To nie jest piękne.
-Kochanie...- podchodzi obejmując mnie przyciskając do siebie. Moje plecy przyciśnięte są do jego klatki piersiowej a swój policzek opiera o czubek mojej głowy. -Przetrwałaś to, Carter. Przeszłaś przez to i wciąż tu jesteś. Owszem masz blizny ale blizny to znak że wciąż oddychasz. Może ty widzisz je jako oznakę słabości ale dla mnie pokazują jak silna jesteś. Jesteś taka silna że to przetrwałaś i jesteś najpiękniejszą kobietą na tej planecie.
Tyler obraca mnie w sowich ramionach, ściera kilka łez i pochyla sie by oprzeć swoje czoło o moje.
-To wciąż boli- szepcze
-Wiem Carter. Wiem- odszeptuje - I obiecuje że nie pozwolę by ktokolwiek kiedykolwiek zrobić ci kolejną bliznę.
-Wiem- szepcze.
Bo to prawda. Czasami gdy jesteś załamana przez zbyt długi czas , czujesz że już nigdy sie nie naprawisz. Jakbyś zawsze była zniszczona. Ale od kiedy zrozumiałam jak wiele znaczę dla Tyler wiem że nigdy więcej nie będę cierpieć. Ale czuje że jestem naiwna. Jestem przerażona że pewnego dnia okaże sie że to piękne kłamstwo, obudzę sie albo okaże sie że to jakaś sztuczka.
-Jesteś moją silną dziewczyną- Tyler całuje mnie w nos- I jestem dumny że mogę cie tak nazywać.
Mały uśmiech wykwita na mojej twarzy po jego słowach. On zawsze wie co powiedzieć. To wręcz przerażające. Staje na palcach i owijam ręce dookoła jego szyi. Przyciąga mnie bliżej i całuje w skroń.
-Twoja siostra tu jest- mówi odsuwając sie ode mnie odrobinę by spojrzeć mi w oczy. -Lee też tu jest. Przyszły by pomóc ci sie przygotować.
-Okay- potakuje. Pochyla sie i przyciska swoje usta do moich.
-Zobaczymy sie o piątej, malutka- uśmiecha sie po czym całuje czubek mojej głowy po raz ostatni. Ogląda jego umięśnione plecy jak wychodzi z pokoju zostawiając mnie na chwile samą.
Nigdy nie sądziłam że będę miała kogoś takiego. Wszyscy mnie nienawidzili i nigdy nie sądziłam że poznam kogoś komu będzie tak bardzo na mnie zależeć.
To dziwne.
-Carter!- Hudson uśmiecha sie wchodząc do pokoju. - Okay, dobrze że sie już wykąpałaś. Mamy godzinę i dziesięć minut.
-Nie zajmie mi tak długo przygotowanie sie- mówię zakładając sobie mokre włosy za ucho.
-Cóż, włosy są zbyt szorstkie jeśli używasz suszarki więc musimy poczekać aż same wyschną- zaczyna Hudson.
-I wtedy musimy je wystylizować.- mówi Lee- Nie mogę sie zdecydować czy zostawić je rozpuszczone czy może zrobić ci jakiegoś warkocza.
-Wtedy make up...
-Nie za mocny- przerywam siostrze.
-Wiem- Hudson wzdycha- Tylko odrobinę.
-Następnie musimy wybrać buty i dodatki- ciągnie Lee- To będą ostatnie minuty.
-Okay...- biorę głęboki oddech - Miejmy to już za sobą.
<3 <3 <3
-Okay, sądzę że jesteś gotowa- mówi Lee kończąc warkocza. Hudson zrobiła mi już make up.
-Carter wyglądasz perfekcyjnie- szepcze moja siostra podchodząc do nas z butami które stawia przy moich stopach.
-Mogę już spojrzeć?-pytam wstając. Potakują a Hudson zasłania mi oczy i prowadzi do lustra.
-Gotowa?- pyta a ja potakuje w odpowiedzi. Odsłania mi oczy a ja jestem w szoku jak wyglądam.
Mam na sobie kremowy sweter i spódnice w kwiatowe wzory. Moje włosy splecione w warkocza opadają na ramię. Hudson zrobiła mi prostu makijaż , trochę cienia i tuszu oraz korektor zakrywający blizny.
Moje dłonie chwytają skraj spódnicy i ciągną za niego nerwowo. Dociera do mnie że za jakieś dziesięć minut spotkam sie z mamą Tyler i to mnie przeraża. Jeśli zawale zniszczę wszystko na co pracowaliśmy i znów go zawiodę.
-Wyglądasz pięknie- mówi Lee zakładając mi luźny kosmyk za ucho po czym psika mnie jakimiś perfumami.
-Wyglądasz niesamowicie- Hudson sie uśmiecha a jej oczy robią sie mokre. -Nie mogę uwierzyć że to sie dzieje. Zawsze myślałam że przydarzyć ci sie to z Sammy ale też nie sądziłam że masz swojego mate.
-Czy wilkołaki zawsze znajdują swoją drugą połówkę?- pytam
-Nie, naprawdę nie- mówi- Dlatego to takie dziwne że znalazłaś swojego mate, bo jesteś człowiekiem. A jeszcze dziwniejsze jest to że twój mate jest Alfą.
Kiedy to mówi przypomina mi jak Tyler i ja sie poznaliśmy. Powiedział mi że musi mnie bardziej chronić bo jestem człowiekiem.
-Jesteś gotowa?- pyta Lee
-Tak myślę- kiwam głową spoglądając w lustro.
-Będzie dobrze- dodaje mi otuchy- Jeśli jestem wciąż z Landonem po tym jak zawaliłam swoją kolacje, to ty będziesz miała cudowną noc.
-Mam taką nadzieje- biorę głęboki wdech, wygładzając spódnicę.-Wiecie może jaka ona jest?
-Nigdy jej nie spotkałam ale słyszałam że jest miła- mówi moja siostra- Odwiedziła kilka razy szpital, Tyler mówi że trochę tam bywała.
-Tak- odzywa sie Lee- Upiekła mi ciasto gdy wróciłam z Landonem, każdemu piecze jego ulubione ciastka na urodziny, wysyła wszystkim listy z życzeniami na święta.
-No dalej, Tyler już na mnie krzyczy w myślach- Hudson chwyta za ramię Lee-Chce ją już zobaczyć, dajmy im trochę prywatności.
-Miłej zabawy.- uśmiecha sie do mnie Lee.
Biorę głęboki oddech dla odprężenia. Co jeśli nie potrafię tego zrobić? Jestem tak zdenerwowana że to aż boli. Wszystko od tego zależy i załamię sie jeśli to zawale. Nie mogę zawieść Tyler, nie znowu.
-Carter?- Tyler puka delikatnie w drzwi.
-W-wejdź- mamrocze, siadając na brzegu łóżka.
Szybko otwiera drzwi a gdy jego oczy napotykają moją sylwetkę, wielki uśmiech wykwita na jego twarzy. Ale gdy widzi moją minę podchodzi do mnie i klęka a ja po raz pierwszy w życiu patrze na niego z góry.
-Jesteś zdenerwowana. - chwyta moją twarz w dłonie i pociera policzki.
-Odrobinę- rozpływam sie pod jego dotykiem i zamykam oczy.
-Carter kochanie, spójrz na mnie- zmusza mnie do spojrzenia na siebie - Jesteś miłą, delikatną i słodką osobą. Pokocha cie wystarczy że na ciebie spojrzy.
Uśmiecham sie na jego słowa.
-I oto jest, uśmiech mojej dziewczyny.- chichocze cicho- Po prostu uśmiechnij sie do niej tak pięknie a oszaleje na twoim punkcie.
-Będziesz trzymał mnie za rękę? -pytam szeptem, bojąc sie że ktoś mnie usłyszy.
-Zawsze- wstaje i wyciąga do mnie rękę a ja umieszczam w niej swoją dłoń. - Tak w ogóle wyglądasz cudownie.
-Dziękuje- rumienie sie odwracając głowę. Tyler chichocze na moje zachowanie i przyciąga do siebie przytulając po czym ruszamy schodami w dół do drzwi a później do samochodu.
-Ona nie mieszka w domu stada?- pytam.
-Nie przeniosła sie do własnego miejsca jak tylko sie tu wprowadziliśmy.- odpowiada- My również będziemy mieli własny dom gdy tylko go skończą.
-Nie widziałam go jeszcze.- mówię.
-Zobaczysz- uśmiecha sie otwierając mi drzwi. Kiedy zajmuje swoje miejsce i odpala samochód odwraca sie do mnie- Pozwól że pomogę, skarbie.
-P-przepraszam- szepcze- Nie wiedziałam że sie trzęsę aż do teraz.
-Nie przepraszaj za to, kochanie- mówi zapinając mi pasy- Powidz mi jeśli będziesz potrzebowała żebym sie zatrzymał, wiesz że to zrobię.
-Wiem- potakuje, rumienie sie. Uśmiecha sie nim przyciska swoje usta do moich w delikatnym i miły pocałunku. Kiedy wraca na swoje miejsce znów sie odzywam.- Jak długo będziemy jechać?
-Najwyżej dziesięć minut, księżniczko- odpowiada chwytając moją dłoń. - Nie denerwuj sie kochanie. Słuszę bicie twojego serca.
-Poznawanie nowych ludzi mnie przeraża.- mówię wzdychając.
-To nie wszystko. Wciąż myślisz że coś zawalisz, prawda?
- Nie mogę cie znowu zawieść...
-Znowu?- Tyler zatrzymuje samochód gdy to słowo opuszcza jego usta.- Kiedy ty mnie niby zwiodłaś?
-Pierwszej nocy gdy sie poznaliśmy. Noc w lesie...
-Nie zawiodłaś mnie. Carter oszalałaś? Nigdy sie na tobie nie zawiodłem. Kochanie, czy naprawdę tak uważasz?-odwraca sie do mnie. Opuszczam głowę i cicho potwierdzam. -Chodź tu do mnie
Nie ruszam sie więc chwyta mnie i sadza sobie na kolanach. Obejmuje mnie w tali przyciągając do swojej klatki piersiowej.
-Nigdy sie na tobie nie zawiodłem, Carter. Jestem z ciebie taki dumny. Jesteś dla mnie wszystkim, skarbie. Nigdy mnie nie zawiodłaś.-szepcze delikatnie do mojego ucha.- Sh, nie płacz, malutka. Twoja siostra by mnie zabiła za zniszczenie makijażu.
Opieram czoło o jego ramie, uśmiechając sie odrobinę. Głaszcze mnie po plecach i szepcze kojące słowa do ucha
-Jesteś moją dziewczyną i nie zawiedziesz mnie bo już cie widziała, mówi o tobie i już cie kocha. -szepcze Tyler- Od kiedy cie zobaczyła wiedziała. Wiedziała że jesteś moja a ja twój i nigdy sie tego nie wyprze.
-Przepraszam- spoglądam na niego
-Za co?- pyta zakładając mi pasmo włosów za ucho.
-Za zamartwianie sie tak- mówię.
-To nasze zadanie- całuje mnie w czoło- Martwimy sie o siebie, właśnie tak to działa.
Uśmiecham sie i obejmuje go za szyje. A on zaplata palce za moimi plecami.
-Jesteś naprawdę dobry w przytulaniu- szepcze.
-Ciesze sie że tak myślisz bo będziesz przeze mnie przytulana przez resztę swojego życia.- chichocze, ściskając mnie.- Dalej, kochanie, wracaj na swoje siedzenie i możemy ruszać, okay?
-Okay- potakuje w odpowiedzi.
-Czekaj, mogę cie o coś zapytać?- Tyler zatrzymuje mnie przed zejściem ze swoich kolan.
-Yeah, śmiało- spoglądam na niego.
-Wszystko w porządku?- pyta- Chodzi o to czy jest okay z tym? Z nami?
-Ze sposobem w jaki mnie traktujesz...- zaczynam- Yeah myślę że tak. Ale wciąż chce żeby to toczyło sie powoli.
-Jestem całkowicie za- uśmiecha sie całując mnie w czoło.
<3 <3 <3
-Jesteśmy księżniczko- Tyler otwiera mi drzwi od auta. Potakuje biorąc głęboki drżący oddech i wysiadam. Chwyta mnie za dłoń prowadząc nas ścieżką do miłego domku z pięknymi różami w ogrodzie. Dzwoni dzwonkiem przyprawiając moje serce o atak.
Kobieta z brązowymi kręconymi włosami i miłymi brązowymi oczami otwiera nam drzwi. Ma ok. 5'6 wzrostu. Uśmiecha sie do nas ciepło, ukazując dołeczki w policzkach.
-Ty musisz być Carter- wyciąga do mnie dłoń a ja ją chwytam delikatnie. - Jestem mamą Tylera, ale mów mi Jennifer.
-Miło cie poznać- mówię cicho.
-Wejdźcie. Robi sie zimno.-Jennifer otwiera szerzej drzwi a Tyler puszcza mnie w nich przodem.
-Odpręż sie- szepcze mi do ucha Tyler po czym całuje mnie w czubek głowy. Kiwam głową i głęboko oddycham.- Dobra dziewczynka.
-Zrobiłam makaron- kobieta krzyczy do nas z kuchni.- Tyler mówił że włoska kuchnia jest twoją ulubioną.
-Yeah, to prawda- potakuję kiedy Tyler zabiera mi płaszcz i odwiesza go na haczyku przy drzwiach.
-Tędy kochanie- uśmiecha sie do mnie chwytając za dłoń prowadząc korytarzem do kuchni urządzonej w bieli i czerni.
-Może któreś z was napije sie lampki wina?- pyta Jennifer trzymając trunek.
-Zrobię to mamo. Usiądź, ty też księżniczko. - mówi podwijając rękawy koszuli i zabierając od kobiety butelkę czerwonego wina. Rumienie sie bo użył mojego przezwiska przy jego mamie.
Jennifer prowadzi mnie do ślicznej jadalni połączonej z kuchnią i salonem.
-Więc, jak życie w stadzie?- pyta gdy siadamy naprzeciwko siebie zostawiając szczyt stołu dla Tyler.
-Nie poznałam jeszcze całego stada.- kręcę głową spoglądam nerwowo na Tyler.
-Lubisz go?- szepcze.
-Yeah- odszeptuje, kiwając głową.
-Dużo o tobie mówi- uśmiecha sie -Sposób w jaki sie uśmiecha gdy tylko pojawia sie twoje imię i sposób w jaki mówi o tobie za każdym razem gdy spojrzy na róże w ogrodzie, i sposób w jaki na ciebie patrzy gdy opuszczasz jego bok.. wiem jak bardzo mu na tobie zależy.
Uśmiecham sie na jej słowa jednocześnie rumieniąc sie.
-Proszę- Tyler stawia lampkę wina przed swoją mamą i zajmuje swoje miejsce.
-Nie poczęstujesz Carter?- pyta Jennifer- Powinieneś o nią dbać Ty.
-Ma osiemnaście lat. -informuje ją chwytając moją dłoń.-I nie pozwolę jej napić sie żadnego alkoholu aż skończy dwadzieścia jeden.
-Nie pozwala mi nawet pić sody po dziesiątej wieczorem. - mówię cicho, wywołując tym cichy śmiech kobiety.
-Tylko dlatego że sie o ciebie martwię. - podnosi moją dłoń do swoich ust i całuje ją. Rumienie sie i zakładam pasmo włosów za ucho.
-Jak sie z tym czujesz, Carter?- pyta- Z tym wszystkim co sie ostatnio wydarzyło
-W porządku- odpowiadam- Zestresowana i odrobinę przerażona, ale nic mi nie będzie.
-Przykro mi że to wszystko dziej sie teraz gdy dopiero sie do tego przyzwyczajasz. - mówi- Jeśli pojawi sie jakikolwiek problem zawsze możesz przyjść do mnie
-Dziękuje- uśmiecham sie
-Myślę że to czas zacząć kolacje- Jennifer wstaje sprawiając że robimy to samo.
-Usiądź, kochanie- Tyler całuje mnie w czoło i idzie wraz z matką do kuchni.
-Mogę pomóc..
-Nie malutka- uśmiecha sie do mnie- Nie chce żebyś to robiła, Carter. Jesteś moją księżniczką i zajmę sie tobą.
-Ale nie chce żeby twoja mama pomyślała że nie chce pomóc.- mówię cicho.
-Nie martw sie tym.- odzywa sie Jennifer stawiając miskę z makaronem na stole.-Aż zazdroszczę ci tego jak cie traktuje. Już wiem że jesteś dla niego idealna, trzymasz go w ryzach.
Czuje jak wielki ciężar spada z moich ramion. Zmartwienie i zdenerwowanie odchodzą i mogę sie odrobinę zrelaksować.
-Dokładnie- uśmiecha sie do mnie Tyler- Więc usiądź i nie zamartwiaj sobie tym tej ślicznej główki.
-Dobrze-wzdycham. Spogląda na mnie i sie uśmiecha ukazując dołeczki. Chwyta moje policzki w dłonie i przejeżdża kciukiem po moich ustach.
-Usiądź malutka- przyciska usta do mojego czoła a ja robię co każe.
Na chwile zostaje sama ze swoimi myślami. Musze zjeść dziś zdrowy posiłek. Zjadłam dwa pancakes i wypiłam shake rano. Ale właśnie zrozumiałam że Tyler nie zmuszał mnie do zjedzenia kolacji. Nie zmusza mnie do jedzenia, nawet z Hudson nie było tak miło.
-Wiesz że Tyler rysował obrazki wyobrażając sobie jak będzie wyglądała jego mate.- odzywa sie Jennifer gdy grzebie w swoim talerzu ale i tak zjadłam dobrą połowę.
-Naprawdę?-uśmiecham sie zdziwiona.
-Szukałam ich cały ranek- mówi.
-Zachowałaś je?- Tyler'owi aż rozszerzają sie oczy.
-Wszystkie miały blond włosy- mówi Jennifer. - I zielone oczy no i były dość niskie.
-Skąd wiedziałeś?- spoglądam na niego z uśmiechem.
-Właściwie, mate to nasza druga połówka. Wiec w pewnym sensie wiedziałem że ty i ja będziemy do siebie idealnie pasować. - odpowiada chwytając moją dłoń- Ale wszystkie i tak rysowałem kredką.
-Myślę że powinniśmy przejść na trochę poważniejsze tematy.- mówi kobieta, odsuwając od siebie talerz, komunikując nam że skończyła jeść.
Oddech utknął mi w gardle i cała zesztywniałam. Tyler ściska moją dłoń, zauważając moje skrępowanie.
-Czy śpicie w tym samym łóżku?- pyta. Krew napływa mi do policzków gdy słyszę to pytanie...
Kręcę głową- Nie
-Zostaje z nią aż zaśnie- uzupełnia moją wypowiedź Tyler-Nie zamierzam jej zmuszać do niczego z czym nie czuje sie dobrze i na co nie jest gotowa.
-Czy otwiera przed tobą drzwi?
-Yeah
-Czy zanosi cie do łóżka gdy jesteś zmęczona?
-Tak
-Czy trzyma cie za rękę w miejscach publicznych?
-I gdy jesteśmy sami.
-Czy gotuje dla ciebie?
- Tak
-Czy pomaga ci przekraczać kałuże?
-Yeah, cóż nie- marszczę brwi cofając sie do sytuacji gdy tego potrzebowałam. To było tylko raz w dzień gdy była ta noc..
-Tyler!- Jennifer patrzy karcąco na swojego syna po czym wraca do mnie wzrokiem.-Mam ostatnie pytanie.
-Okay- mówię zdenerwowana
-Co zamierzasz zrobić jako Luna?
Na chwile pozostaje cicho- myśląc nad odpowiedzią. Co zamierzam zrobić?
-Nie wiem zbyt dużo o byciu Luną- zaczynam cicho.- Ale wiem że mając pod sobą tysiące ludzi zamierzam im pomagać. Zamierzam upewnić sie że nikt nie poczuje się nic nie wart, że żadne dziecko nie będzie sponiewierane przez rodziców ani prześladowane w szkole, że nikt nie będzie chciał popełnić samobójstwa. Chce równouprawnienia. Nigdy nie byłam traktowana jak wszyscy aż nie spotkałam Tyler i nie chce żeby ktokolwiek poczuł to co ja.
-Nie jestem dobrym przywódcą a ludzie przyprawiają mnie o taki stres że to powinno być zabronione ale będę pomagać. Będę słuchać. Chciałam zostać terapeutą gdy dorosnę, terapeutą którego ja nigdy nie miałam. Chce pomagać ludziom którzy utknęli w ciemnych straszny miejscach. Bo te miejsca są przerażające i nikt nie zasłużył by sie w nim znaleźć.
-Musze sie do tego wszystkiego przyzwyczaić i nie mogę tak naprawdę powiedzieć że będę Luną która poprowadzi wszystkich na wojnę albo coś takiego.
-Ale będę Luną która nie pozwoli nikomu poczuć sie zapomnianym.
Kończe moją mowę. Spoglądam na Tyler który ma wielki uśmiech na twarzy a później patrze na Jennifer by odkryć że ma dokładnie taki sam wyraz twarzy co jej syn.
-Myślę że jest idealna, Tyler- mówi kobieta.
-Wiem że jest-Tyler przyznaje jej racje.
<3 <3 <3
Kom i *** są mile widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro