Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Zdjęcie AnnaSopgia Robb jako Carter.

-Autor.

Alfa Tyler Evans P.O.V

Wizyta zbuntowanych na naszym terenie wywołało więcej stresu niż sobie wyobrażałem. Stresujące było wymyślenie sposobu na zwiększenie bezpieczeństwa i liczy strażników przy granicy. Ale nie obchodzi mnie jak trudne to będzie jeśli Carter będzie bezpieczna jedynie na tym mi zależy.

Carter.

Moja mała mate, Boże kocham ją i jej niski wzrost, i szczupłą figurę, i długi blond włosy, i gładką skórę, i rumieńce, i piękne zielone oczy, i każdą inną rzecz w niej.

Mój wilk i ja wciąż się obwiniamy o to że nie ochroniliśmy jej dostatecznie. To drugi raz gdy zbuntowani wkroczyli na nasze terytorium w ciągu tego miesiąca i drugi raz gdy grozili mojej małej Lunie.

Upuszczam papiery i mapy według których każda z grup robi obchód a westchnienie opuszcza moje usta. Choć na chwili odsyłam moje myśli do osoby dzięki której będę mógł się zrelaksować - Carter.

Przysięgam, znam te kobietę dwa miesiące a już jest dla mnie wszystkim, właściwie już od momentu gdy po raz pierwszy spojrzałem w jej oczy. Będzie idealną Luną, taką na którą zasługuje każde stado.

Szczerze, nie mogę się doczekać kiedy przeniesiemy się do własnego domu a wtedy weźmiemy ślub. Nie mogę się doczekać kiedy będę miał z nią dzieci, chce mieć małą dziewczynkę podobną do niej. Już sama myśl o Carter w ciąży powoduje że mój wilk mruczy. A widok jej z dziewczynką o złotych blond włosach na rękach sprawia że nie chce czekać.

Ale wtedy myślę o naszej załamanej księżniczce, całkowicie rozbitej i przerażonej naszym światem- nie dopuszczę by takie coś się powtórzyło.

-Pewnego dnia- mówi Benjaminowi.

-Kiedy będzie gotowa- zgadza się ze mną- Należy do nas, wiemy o tym. Tak długo jak jej się poprawia, tylko na tym nam zależy.

-Tyler?- głos Landona wyrywa mnie z zamyślenia- Jesteśmy w terenie od kilku godzin. Dajmy sobie spokój na dziś, dokończymy to jutro.

-Nie- Anthony Austin mój Gamma który każe nam mówić do siebie drugim imieniem- Obydwoje macie mate które was potrzebują zwłaszcza po dzisiejszym dniu. Ja to dokończę.

-Jesteś tego pewien, Austin?- zadaje pytanie Landon.

-Yeah moja mała siostrzyczka zostaje na noc u koleżanki więc nie mam nic lepszego do roboty a poza ty to zapewni Lunie bezpieczeństwo. - zapewnia Anthony- Poza tym wiem więcej o obchodach a każdy członek stada zna zasady gdy doszłoby jednak do walki. Weźcie sobie jutro wolne i spędźcie z nimi czas. Ja się tym zajmę.

-Dzięki, Anthony- uśmiecham się do niego klepiąc go w plecy - Ale prześpij się trochę. To rozkaz.

-Yeah, yeah...- mamrocze popychając mnie w stronę drzwi z naszego pokoju spotkań. Mamy jeszcze kilka Zet ale dałem im wolne by mogli spędzić czas z rodziną.

-Dzięki, Austin- krzyczy Landon gdy opuszczamy pomieszczenie. Wiem że chce zobaczyć Lee zwłaszcza po tym co się dzisiaj stało. Cóż, wszystko czego chce to spędzić resztę nocy z Carter, w moich ramionach.

-Nie bądźcie zbyt głośno w nocy, nie chce przestraszyć mojej mate. -mówię wchodząc po schodach.

-Nie wiem, nie dziś stary. Chce tylko spędzić trochę czasu z Ash, wiesz?- szepcze Landon- Ale jeśli ona zechce, nie będę w stanie jej odmówić.

-Idiota- kręcę głową, szybko wbiegając po schodach na moje i Carter piętro. Tęsknie za nią nawet jeśli widzieliśmy się kilka godzin temu.

Przekraczamy próg i wkraczamy do salonu gdzie dostrzegamy nasze mate oglądające film z Lindsay Lohan. Liam i Aleks natomiast jedzą w kuchni lody.

Lee zrywa się ze swojego miejsca i pędzi do Landona obejmując go za kark i całując.

Carter powoli siada, trąc oczy.

-Nasza malutka spała..-zgaduje Benjamin.

Uśmiech powoli wykwita na twarzy Carter gdy wstaje i podchodzi do mnie, wygląda na odrobinę bardziej zdenerwowaną i nieśmiałą niż zazwyczaj. Gdy podchodzi chwytam ją w tali i przyciągam bliżej klatki piersiowej.

-Hej- Carter wita się mamrocząc w moją pierś i obejmując mnie.

-Hej- chichocze, zanurzając dłoń w jej włosach i bawiąc się nimi bo doskonale wiem że to uwielbia a ja będę jedynym który ma do tego prawo.- Wszystko w porządku?

-Yeah- przytakuje podnosząc na mnie wzrok- Czuje jakbym miała się zrzygać. Aleks urządził mi sobotę ze zbyt dużą ilością cukru.

Uśmiecham się kręcąc głową a ona opiera ponownie skroń o moją pierś. Spoglądam na Aleksa i przemawiam do niego w myślach.

-Czy ta sobota była konieczna?- pytam go- Carter ledwo je cokolwiek a dawanie jej słodycz sprawia że źle się czuje!

-Nic jej nie jest a poza tym sama o to poprosiła wiec spełniłem jej życzenie- mówi Aleks- Plus, jestem Theat ... wiem co może a czego nie. Przeglądałem jej kartotekę, nic jej nie jest.

-Dajmy ci coś żeby twój brzuch się uspokoił, kochanie- mówię odgarniając do tyłu jej włosy.- Mam jakieś lekarstwa, przyniosę ci jeszcze szklankę wody.

-My będziemy wracać do naszego pokoju, Ty- odzywa się Landon obejmując Lee w tali.

-Cześć, Lee- krzyczy Carter, wywołując ogromny uśmiech na mojej twarzy. Podoba mi się pomysł że się dogadują. - I dziękuje, że mi o tym powiedziałaś.

-Nie ma problemy- Lee chichocze.

Para opuszcza nasze piętro zostawiając nas z Aleksem oraz Liamem którzy akurat grzebią w spiżarni. Carter śmieje się okrążając blat.

-Ten chicho jest dla nas zabójczy.- komentuje Benjamin.

Nalewam do szklanki wodę i myje kilka winogron mając nadziej że to sprawi że poczuje się lepiej. Kocham ją całą ale nie znoszę faktu że jest chora i ranna.

- Wyglądasz na zmęczonego- mówi spokojnie Carter gdy ja zajmuje miejsce obok niej. Bierze kilka winogron i pakuje je do buzi po czym pije mały łyk wody.

-Nic mi nie jest.- wzruszam ramionami chcą brzmieć wiarygodnie. Wiem że nie spała dobrze chociażby po tym jak się rzucała i kręciła w nocy- A ty jesteś zmęczona?

-Już nie- kręci głową, wprawiając jej włosy w ruch. Śmieje się zagarniając pasmo włosów za jej ucho. -Przepraszam dużo się dzieje.

-Nic nie szkodzi- uśmiecham się, mając ochotę pocałować ją w czoło ale mając na uwadze naszą ostatnią rozmowę powstrzymuje się od tego i wiem że warto.- Jak się czujesz?

-Oh, świetnie. Dużo lepiej, dzięki że pytasz- Liam odpowiada zamiast Carter co powoduje że chichocze.

-Myślę że kilka wilków przetrwało poparzenie słoneczne- klepie go w tył głowy gdy przechodzi obok.

-Racja-mówi Aleks, a jego usta są pełne jedzenia. -Miałbyś dużo gorsze rany po tym.

-Porwali mnie gdy było zimno!- ripostuje Liam rzucając w niego cukierkiem.

Carter pozostaje cicho pod czas ich wymiany zdań a na jej ustach błąka się uśmiecha natomiast w oczach tańczą rozbawione iskierki.

Jest taka piękna.

Jej wzrok napotyka mój przez co na policzki wypływają jej rumieńce i spuszcza wzrok. Nienawidzę gdy ucieka ode mnie wzrokiem. Jesteśmy sobie równi i nigdy nie powinna się kłaniać komukolwiek. Chodzi o to że jest księżniczką. Moją księżniczką.

-Chodź tu kochanie.- wyciągam do niej dłoń którą od razu chwyta i zsuwa się z krzesła. Prowadzę ją do salonu i czekam aż usiądzie na swoim stałym miejscu ale ona po prostu stoi tak jakby na mnie czekała.- Carter? Zamierzasz usiąść?

-Czekam na ciebie?- odpowiada Carter, ściskając moją dłoń. Kiwam głową i siadam, ale ona wciąż stoi. Patrzę na nią zdezorientowanym wzrokiem nim ta mi podpowiada. - Jak w lesie Tyler.

Uśmiech wykwita na mojej twarz gdy przypominam sobie tą dobra część nocy kilka tygodni temu. Krzyżuje nogi a ona w końcu siada na moich udach dzięki czemu mogę oprzeć podbródek o jej głowę. Przysuwa się do mnie trochę bardziej opierając plecy o moją klatkę piersiową. Kocham trzymać ją w ten sposób.

-Awe, wyglądacie na szczęśliwą parę- Liam uśmiecha się do nas chytrze, zajmując miejsce na kanapie z paczką chipsów.

-Są cudowni, naprawdę. - zgadza się Aleks, skacząc na drugi koniec kanapy z buzią wypchaną preclami.

Dostrzegam że Carter się zawstydziła więc całuje czubek jej głowy i zaczynam bawić się końcówkami jej włosów bo wiem że to ją uspokaja.

-Co to za film?- pytam by zmienić temat mając nadziej że to jej pomoże.

-"Wredne dziewczyny"-odpowiada mi spokojny głos Carter- To prawie koniec.

Aktualnie, Lindsay Lohan łamię plastikową koronę i rzuca ją w tłum. Chwile później wielki koleś i mała dziewczynka o krótkich czarnych włosach pochylają się do siebie.

-Carter!- śmieje się zakrywając jej oczy- Nie możesz tego oglądać!

Moja dziewczynka chichocze na moje działania chwytając moje wielkie dłonie w swoje małe zsuwając je na usta.

-Za bardzo- Benjamin zachwyca się naszą mate- Ją kocham.

-Też ją kocham- mówię mu przenosząc dłonie na jej talię przytulając ją do siebie tak mocno jak to możliwe. - Bardzo mocno.

-W porządku gołąbeczki, możecie przestać się obmacywać.- Aleks przerywa miłą cisze trwającą od dobrych dziesięciu minut.

-Zostaw ich samych Aleks- Liam klepie go po ramieniu- Powinniśmy zostawić ich samych, to był długi dzień dla nas wszystkich.

Aleks mamrocze coś pod nosem po czym wstaje. Posyła Carter jeszcze uśmiech i wychodzi z paczą precli.

-Odpocznijcie trochę.- mówi Liam wstając. Następnie klęka przed Carter- Przepraszam Luno.

-To nic, to nie twoja wina- mówi mu- Nie martw się o mnie, skup się na sobie.

-Będziesz świetną Luną- komentuje wstając. Kłania się mi - Zostawię waszą dwójkę samą, Alfo.

-Hej Liam- uśmiecham się do niego nim zostawia mnie i moją mate samych.

Carter bierze głęboki oddech i wraca do mnie. Uśmiecham się i całuje ją w tył głowy.

-Hej, Tyler?- pyta ponosząc na mnie wzrok.

-Tak, malutka?- odpowiadam, zakładając jej pasma włosów za ucho.

-Pamiętasz pierwszy raz jak trafiłam do szpitala, dzień w którym pojawiło się oznaczenie?- mówi Carter.

-Oczywiście, że tak, skarbie- zapewniam- Jeden z najlepszych dni w moim życiu.

-To również dzień w którym powiedziałeś mi o obiedzie z Landonem i Anthonym..- tłumaczy, w jej głosie słychać zdenerwowanie. -Kiedy możemy, uh..Kiedy moglibyśmy..

-Chcesz zacząć to planować?- uśmiecham się szeroko na jej słowa a jeszcze szerzej gdy kiwa potwierdzająco głową. - Kiedy o tym zadecydowałaś?

-Lee opowiedziała mi jak pierwszy raz spotkała Landona i o tym jak od niego uciekła i jak ją złapał, że nie wrzeszczał ani nie krzyczał a wszystko na czym mu zależał to to czy nic jej nie jest.- mówi Carter- A później w nocy, gdy leżeli razem zrozumiała że w tym momencie wszystko jest idealne. Zaakceptowała go wtedy, tam.

-Przemyślałam wszystko i jedyna rzeczą jaką chciałabym żebyś zrobił inaczej było poczekanie z oznaczeniem mnie. Ale nic już z tym nie zrobię a i tak by do tego doszło.

-Z mojego powodu przeszedłeś bardzo dużo, Tyler i zrobiłeś to nie wrzeszcząc, nie krzycząc ani nie tracą kontroli mimo tych wszystkich głupich rzeczy które zrobiłam. Dajesz mi czas, sprawiasz że czuje się komfortowo i dbasz o...

-W lesie, gdy pokazałeś mi twoje-nasze miejsca i gdy siedziałam na twoich kolanach tak jak teraz i opierałeś brodę na czubku mojej głowy jak robisz to teraz..

-Było tak jakby czas się zatrzymał a wszystko było tak jak być powinno- odwraca się do mnie obejmują mnie nogami w pasie a rękami za kark- Tyler Evans, akceptuje cię jako mojego mate.

Jej słowa odbijają się echem w moim umyśle. Nie potrzebuje dużo czasu by zrozumieć ich znaczenie ale potrzebuje chwili by zachować kontrole. Mój wilk zasadniczo wyje z radości.

Czekałem aż to się wydarzy ale nie sądziłem że nadejdzie to tak szybko. Wciąż martwiłem się że moja dziewczynka mnie znienawidzi za to co się wydarzyło kilka tygodni temu.

Ale to przybliża nas do spania w tym samym łóżku i byciu zdolnym do powiedzenia jej że ją kocham bez obawiania się że ucieknie ode mnie i całowania jej kiedy tylko zechce i kiedy ona zechce. Jeden krok bliżej do ślubu- gdzie będzie wyglądała jak księżniczka. Jeden krok bliżej do posiadania dzieci.

Te myśli doprowadzają mnie i Benjamina do szaleństwa.

Oczy Carter spotykają się z moimi podczas gdy przygryza ze zdenerwowania wargę, a zmartwienie maluje się na jej twarzy- Powiedz coś.

-Ja zaakceptowałem cię w chwili gdy cię ujrzałem- mówię przyciągając ją bliżej. Przytula się a ja przenoszę dłoń na tył jej głowy i zaczynam bawić się jej włosami.

-Tyler?- odzywa się Carter, podnosząc głowę by na mnie spojrzeć. Przesuwa dłoń na mój policzek i głaszczę go. Wtedy dzieje się coś o czym nie myślałem że się zdarzy przez najbliższy czas.

Jej usta spotkały się z moimi.

Małe usta Carter spotykają moje, pasując do siebie idealnie. Na początku pocałunek jest powolny, delikatny ale czuły. Wkrótce ciężej jest mi się powstrzymać więc przyspieszam, liżąc jej dolną wargę prosząc o dostęp który zostaje mi udzielony prawie natychmiast.

Przesuwam dłonie na jej talie i przyciskam ją tak blisko siebie jak to możliwe. Jej ręce owinięte są wokół mojego karku a dłonie są zanurzone w moich włosach, które delikatnie ciągnie.

-Boże, doprowadza mnie do szaleństwa. - warczę.

-Nie rozumiem jak ktoś może być tak cudowny, słodki i niewinny a jednocześnie tak cholernie seksowny.- Benjamin również warczy. Robię wszystko co mogę by nie stracić kontroli, nie chce odstraszyć Carter.

Mój język powoli bada każdy cal jej ust, nie chcą pominąć żadnego miejsca. W międzyczasie końcówki moich palców wsuwają się pod jej bluzkę nie dalej niż powinni.

Carter odrywa się ode mnie nabierając powietrza, a jej usta są spuchnięte. Mój wilk i ja jesteśmy dumni że to nasze dzieło, że nikt inny nigdy wcześniej nie doprowadził jej do takiego stanu. Oddycha głęboko a jej policzki są zarumienione. Jest całkowicie i niepodważalnie..

-Piękna- szepcze, chwytając jej policzki i całując jeszcze raz jej usta.

-Pogarszasz jedynie sprawę..- mamrocze.

-Awe.. nie czuj się zawstydzona, kochanie- całuje jej czoło nim wącham jej kark. - Po prostu lubię mówić ci prawdę, moja malutka mate.

-Będziesz mówił "moja" przed każdy zwrotem do mnie?- pyta

-Możliwe- chichocze nim całuje moje oznaczenie. Blada niebieska otoczka księżyca wygląda idealnie na jej gładkiej skórze.

Szczerze kocham fakt że Carter jest człowiekiem. Wilkołaki kobiety zawsze wyglądają tak samo- mają ten sam wzrost, figurę i kompleksy. Carter jest wyjątkowa i bardzo piękna.

Kocham w niej wszystko.

Kocham jej blond włosy sięgające do pasa, nawet gdy są pokręcone kocham je. Uwielbiam jej profile. Bardziej niż cokolwiek kocham jej wzrost, cóż, szczerze kto nie kocha kiedy jego dziewczyna sięga mu ledwo do ramion. To cudowne. Kocham jej mały nosek który został stworzony by go całować. Kocham jej małe, miękkie, różowe usta. Kocham jej małe dłonie i chude nadgarstki. Kocham jej śmiech i chichot, kocham to że jest delikatna. Kocham jej rumieńce. Kocham to że czerwieni się za każdym razem gdy ją całuje, przytulam albo chwytam za dłoń.

Najbardziej kocham oczy. Jej duże zielone oczy które mogły by rozświetlić cały Nowy Jork w nocy.

-Więc uh kiedy ma się odbyć ten obiad?- pyta Carter.

-Nim do tego dojdziemy musimy zrobić coś jeszcze- mówię nerwowo. Podnoszę głowę i spoglądam jej w oczy.

-Okay.- potakuje ale jestem w stanie dostrzec w niej niepokój. Chwytam jej obie małe dłonie w jedną moją ogromną a drugą dłoni pozostawiam na jej tali.

-Najpierw musisz uzyskać przyzwolenie od rodziny.- informuje ją.

-R-rodziny?- jąka się zdenerwowana, przygryzając dolną wargę.

-Okay, nie musisz się martwić o nic. - śpieszę z uspokojeniem jej poprzez pocałunek który składam na jej czole. -Będzie tylko moja mama, pokocha cię.

-Co p-potem?

-Potem, zaplanujemy obiad z moim Betą i jego mate, Gammą i trzema Zetami i ich mate- tłumacze- Nie potrzebujesz ich przyzwolenia, musisz się tylko z nimi spotkać i ich poznać.

-W porządku.- jej głos jest niepewny. Wiem że nie lubi poznawać nowych ludzi więc cały ten proces będzie dla niej bardzo długi i ciężki.

-Później, poznasz resztę stada- mówię, zakładając pasmo jej włosów za ucho.

-Coś jeszcze?

-Ostatnia rzecz- unoszę jej dłoń do ust i całuje, próbując tym razem uspokoić siebie. Wiem że to jedno wyprowadzi ją z równowagi- Udamy się do domu stada Króla Alf by spotkać ze wszystkimi Alfami z tego kraju.

Usta Carter pozostają otwarte przez pewien czas, nie mówi i ledwo oddycha. Niepokój maluje się na jej twarzy.

-Carter?- pytam.

-Ja...- zacina się nie będąc w stanie wydusić z siebie ani słowa- Uh..

Spogląda na minie, wygląda tak jakby nie wiedziała co ma zrobić a ja w sumie też nie wiem. Ale robi coś niespodziewanego.

Podnosi głowę i ponownie łączy nasze usta. Nie tak długo ani żarliwie lecz krótko i słodko. I idealnie bo każdy pocałunek z nią jest idealny.

-Nie wiem jak to zrobię- Carter kręci głową- Ale wiem że mogę to zrobić.

-Oto moja dziewczynka- szczerze się wstając i podnosząc ją by po chwili zakręcić się dookoła. Chichocze gdy ja się śmiej a gdy przestaje przyciskam usta do jej warg bo ona jest zniewalająca.

<3 <3 <3

-Jaka jest twoja mama?- pyta Carter patrząc na mnie.

Aktualnie siedzimy na kanapie oglądając coś w TV. Zmieniliśmy jedynie pozycje, obydwoje leżymy- na łyżeczkę. Jest wtulone we mnie, jej plecy oparte są o moją klatkę piersiową a okrywa nas koc.

-Jest bardzo dobrą, uprzejmą i miłą kobietą- mówię szczerze.

Moja mama jest bardzo troskliwą i kochaną osobą. Przeszła długą drogę by się taką stać a teraz jest najbardziej niesamowitą osobą jaką było dane mi poznać.

-Myślisz że mnie polubi?- pyta

-Ona cię pokocha, skarbie-całuje czubek jej głowy- Nie martw się tym. Jesteś idealna i masz wielkie serce.

-Tyler...-jęczy rumieniąc się na mój komplement.

Śmieje się i zanurzam twarz w jej włosy zaciągając się cudownym zapachem- maliny, biała czekolada i wanilia.

To są chwile za które jestem wdzięczny. Tylko trzymanie Carter w ramionach, z miłością w powietrzu ciesząc się sobą na wzajem. Kocham to.

Będąc małym chłopce dowiedziałem się o mate, o kimś stworzonym jedynie dla mnie. Zakochałem się w idei bratnich dusz.

Często myślałem o tym kim ta osoba będzie i jak będzie wyglądać. Wiedziałem że nie ważne co się wydarzy, nigdy nie odrzucę mojej mate.

Sama myśl o odtrąceniu Carter sprawia że mój wilk chce mnie zamordować.

Carter jest doskonała pod każdym względem, kształtem i formą a ja nie zamierzam się nią dzielić. Jest moją dziewczynką, moją księżniczką, moim wszystkim, moją mate.

-Która godzina?- Carter ziewa pocierając oczy.

-Dochodzi druga trzydzieści nad ranem.- odpowiadam.

-Pozwoliłeś mi zostać do tak późna!- chichocze, przypominając mi jak bardzo martwię się o to czy nie zachoruje.

-Po prostu nie chce żebyś już opuściła moje ramiona- mamrocze w jej kark- Lubię cię trzymać.

Czuje jak się spina w moich ramionach, cholera. Wiem że nie jest jeszcze gotowa by spać w moim- naszym łóżku. Składam całusa tuż za jej uchem by się rozluźniła co trochę pomaga.

-Moje pełen imię to Carter Ashlyn Kelly. Nie jem fioletowych potraw. Boje się zbyt wielu rzeczy by je wszystkie wymienić ale spróbuje chociaż kilka : wysokości, pająków, małych przestrzeni, dużych tłumów, nowych ludzi i głośnych dźwięków. Kocham husky (rasa psów). Zawsze chciałam zwiedzić świat. Moją ulubioną artystką jest Lana Del Rey.- zaczyna mamrotać..-Um.. nic innego nie przychodzi mi do głowy.

-Po co to?- pytam

-Wciąż dużo o mnie nie wiesz- tłumaczy- A ja o tobie jeszcze mniej.

-Na drugie mam Axel. Czekam na dzień wolny od pracy. Nienawidzę brzmienia mego głosu o poranku. Lubię Green Day. Mama to moja jedyna rodzina.- mówię- Nie wiedziałem jak się jeździ na rowerze aż do 12 roku życia.

Carter chichocze na moją ostatnią nowinę.

-Myślisz że nam się uda?- pyta Carter odwracając się do mnie twarzą.

-Ja wiem że nam się uda- odpowiadam szczerze, zakładając jej pasmo włosów za ucho- Bo nic nie zmieni faktu że cię pragnę, całej ciebie, każdego dnia do końca mojego życia.

-Jak możesz być tego taki pewien?- drąży dalej.

-Ponieważ jesteś połową mojej duszy.- całuje ją w czoło- I żadna choroba, zakażenie, morderstwo, śmierć czy zbuntowany nie może zabić duszy. Oto dlaczego, ponieważ nikt nie jest w stanie odebrać komuś duszy i nikt nie zabierze mi ciebie.

-Jesteś uh..- Carter spuszcza wzrok by za chwile znów powrócić do patrzenia mi w oczy.- Jesteś dobry w tłumaczeniu.

-Yeah?- marszczę brwi.

-Yeah- potwierdza kiwając głową.

-Cieszę się że tak myślisz- szepcze, opierając nasze czoła o siebie.

-Ja też- odszeptuje Carter z małym uśmiechem na twarzy.

***

Kom i *** są mile widziane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro