30.
Kiedy Jeongguk wreszcie odzyskał przytomność, zastanawiał się, czy znalazł się w czyśćcu czy w piekle.
Ale w momencie, kiedy otworzył swoje powieki, jego wzrok pływał, światło było oślepiające i zdał sobie sprawę z tego, że śmierć nie powinna śmierdzieć środkami odkażającymi i że odgłos bicia dzwonów nie powinien zostać zastąpiony piszczeniem urządzenia, które monitorowało bicie jego serca.
Jeongguk żył. Nie umarł.
Powinien być szczęśliwy, ale wszystko, co czuł, to paraliżujący umysł wstyd. Ponieważ on powinien był umrzeć. Powinien był umrzeć samotnie w pustej ulicy w środku nocy w centrum Gwangju. Pogodził się z tym, że potwory jak on nie powinni żyć.
Więc dlaczego wciąż tam był?
To nie było sprawiedliwe, że świat wciąż tak sobie z niego drwił. To nie było sprawiedliwe, ponieważ umieranie? Tak, to było łatwe. Ale życie? Jeongguk nie chciał robić nic, co było z tym związane. I to była hipokryzja, ponieważ Jeongguk pamiętał, jak ostatnimi słowami jego błagań było Nie chcę umierać. I może nie chciał, tylko po prostu chciał wymrugać swoją egzystencje. Chciał być niczym - ponieważ nicość go nie pochłonie.
Jeongguk prawie chciał przeprosić kogokolwiek, kto miał takiego pecha, znajdując jego ciało. Nie planował się obudzić. Nie planował ranić kolejne osoby. Ale to wydawało się być wszystkim, w czym był dobry.
Kiedy jego wzrok w końcu się wyostrzył, Jeongguk skrzywił się. Jego umysł był zamglony, a jego ciało było ociężałe. Musiał włożyć naprawdę dużo siły, by odwrócić głowę, ponieważ wszystko wydawało się być takie wolne, ale kiedy już to zrobił, prawie zakrztusił się swoim językiem.
Tam właśnie był; powód każdego bolesnego oddechu, który Jeongguk brał - jego Kryptonit w postaci Kim Taehyunga. Siedział na krześle przy jego szpitalnym łóżku, jego ciało pochylone było do przodu, głowa opierała się na jego ręce obok uda Jeongguka, a wolna dłoń luźno trzymała dłoń młodszego chłopaka. Było w niej ciepło, które Jeonggukowi wydawało się, jakby nie czuł całą wieczność. Ciepło, które wypłynęło z jego dłoni jak piasek i zostało rozwiane z wiatrem w dniu, kiedy Taehyung złamał mu serce.
Wahał się nad tym, czy spleść ze sobą ich palce. Ale minęły trzy miesiące i parę dni i Jeongguk wciąż nie wiedział, jak odpuścić, więc trzymał mocno jego dłoń, rozkoszując się momentem, zanim znowu będzie musiał odpuścić. Zanim znowu zostanie sam.
Albo: Taehyung zostanie. Chciał, by został.
Starszy chłopak poruszył się i w momencie, kiedy otworzył oczy i ich spojrzenia się spotkały, Jeongguk poczuł, jak strach opanowuje jego serce. Taehyung powoli podniósł głowę, nie spuszczając go z oczu. Co Jeongguk powinien powiedzieć w tej sytuacji? Dlaczego Taehyung w ogóle tam był?
Uświadomienie sobie, że obecność Taehyunga oznaczała, że chłopak wiedział, co Jeongguk zrobił, było przytłaczające. To oznaczało, że Taehyung wiedział, że znowu spieprzył. To oznaczało, że Taehyung wiedział o narkotykach. Naprawdę musiał nienawidzić teraz Jeongguka. Musiał myśleć, że chłopak był obrzydliwy. Bezwartościowy wytwór społeczeństwa, który dobry był tylko w niszczeniu wszystkiego wokół siebie. I Jeongguk wiedział, że był niczym, prócz skóry rozciągniętej na wyniszczonych kościach, które ledwo utrzymywały go w całości - sam nawet nie chciał, by go trzymały. Chciał rozbić się na milion kawałków i zostać poniesionym przez ocean, po czym utonąć w głębinach czarnego morza. I kurwa, to brzmiało tak nazbyt dramatycznie, ale Jeongguk nie wiedział, jak inaczej opisać dziurę w jego sercu.
Jeongguk wolał umrzeć, niż stawić w tym momencie czoła Taehyungowi. Wolał zrzucić się z okna, mając nadzieję, że znajdował się przynajmniej na piątym piętrze, skąd mógłby śmiertelnie uderzyć w ziemie. Wszystko było nie tak z Jeon Jeonggukiem. Nic nigdy nie było dobrze. To była gra, a on nie chciał być już jej częścią.
-Hej, hej. - Taehyung ścisnął jego dłoń, próbując uspokoić chłopaka. Jeongguk zdał sobie sprawę z tego, że cały się trząsł, a bicie jego serca, widoczne na monitorze, przyspieszyło, oddech wychodził z niego jako krótkie i ciężkie sapanie. -Jest dobrze. - mruknął delikatnie. -Z tobą jest dobrze, Guk.
Nic nie było dobrze.
-Jak się czujesz?
-Jak gówno. - Jeongguk powiedział, jego głos był znużony.
Taehyung puścił jego dłoń, by przejść przez pokój, a Jeongguk zmarszczył brwi na utratę ciepła.
-Ciężko? - zapytał, wracając ze szklanką wody.
Jeongguk skinął głową, a Taehyung nacisnął przycisk, który podniósł górną część łóżka do góry do pozycji siedzącej, zanim podał mu szklankę i Jeongguk prawie westchnął na to, jak kojąco woda spływała w dół jego gardła.
-Nie dziwię się. - Taehyung powiedział z napiętym śmiechem. -Wypełnili cię tonami benzodiazepiny, by utrzymać cię, uh, w stabilizacji. Doktor powiedział, że będziesz czuł się trochę dziwnie, kiedy się obudzisz.
-Och. - to wszystko, co Jeongguk mógł wymamrotać.
-Tak.
Był długi moment niezręcznej ciszy, kiedy Taehyung bezwstydnie gapił się w Jeongguka, a Jeongguk rozglądał się po pokoju. Jego oczy wędrowały wszędzie, oprócz kierunku, w którym znajdował się Taehyung, zguba jego egzystencji. Tykanie zegara, który wisiał na ścianie, było zbyt głośne z czasem, który wskazywał godzinę 18:43 i Jeongguk zastanawiał się, na jak długo odpłynął.
-Taehyung. - imię wydawało się być tak obce na jego języku i Jeongguk wzdrygnął się, tak jakby właśnie został ukąszony. Starszy chłopak czekał z niepewnością tak, jakby wiedział, co nadchodziło. Jeongguk wreszcie na niego spojrzał. -Dlaczego tutaj jesteś?
To był moment, w którym Taehyung przerwał kontakt wzrokowy, patrząc się w ściany, siadając na boku łóżka.
-Martwiłem się.
-Myślałem, że nie chcesz mnie już nigdy widzieć. - Jeongguk nie chciał, by jego komentarz był cięty czy gorzki, ale słowa wyszły z niego chłodniej, niż miał w zamiarze.
Taehyung wzdrygnął się na szczerość w słowach Jeongguka.
-Nie miałem tego na myśli. - powiedział. -Byłem.. Zraniony.
-Wiem. Ja też byłem.
Ton Jeongguka był szorstki i nieczuły i chociaż nie chciał niczego bardziej od trzymania Taehyunga blisko siebie i od idiotycznego wycałowania go, to głos na tyle jego głowy wciąż mu powtarzał on cię nie chce. Nikt cię nie chce. Więc ten dystans był dobry. Tak powinno być. Jeongguk byłby frajerem, pozwalając by płomienie się rozstąpiły, więc zamiast tego, ciężko stąpał po ogniu, dopóki nie pozostanie nic, oprócz bólu i spalonych liści. W ten sposób było lepiej.
-Przepraszam, Jeongguk. Naprawdę przepraszam.
Chłopak prychnął.
-Za co przepraszasz? To ja jestem złym wilkiem w tej historii, pamiętasz?
Jeongguk nie wiedział, dlaczego czuł się tak wściekły. Nie wiedział, dlaczego czuł się jak uśpiony wulkan, gotowy, by wybuchnąć i zniszczyć wszystko, co stanie na jego drodze. Nie wiedział, dlaczego przeprosiny Taehyunga przedostawały się do jego kości w tak gorzki sposób, który sprawiał, że nie chciał nic więcej, niż zwrócić mu je.
Był po prostu- wściekły.
-Jeongguk. - Taehyung wypowiedział jego imię tak delikatnie i to było złe. To było kurewsko złe.
-Nie. - Jeongguk potrząsnął głową z tak dużą siłą, że jego mózg zagrzechotał, a jego wzrok się zdeformował. -Nie możesz przepraszać, nie po tym wszystkim. Nie po tym, jak już przemyślałeś to, kim jestem. Czym jestem. - przerażenie podniosło się w jego gardle. -Nienawidzisz mnie, pamiętasz? Żałujesz, że się kiedykolwiek poznaliśmy.
-Nie nienawidzę cię. Nie miałem tego na myśli-
-Nie możesz tego cofnąć! - wykrztusił. -Nie możesz tego cofnąć, Taehyung.
Taehyung patrzył się na niego w ciszy.
-W-wiem, że jestem obrzydliwy. Wiem, że cię zraniłem. Wiem, że jestem popieprzony w głowę i że niszczę ludzi, ale ty-
Jeongguk czuł się, jakby w jego płucach znajdowało się błoto i to go dusiło od środka. Młody i wyniszczony dziesięciolatek, który się w nim znajdował, krzyczał na niego, by po prostu wciąż uciekał, ale dzisiaj, Jeongguk nie chciał już kłamać. Był zmęczony kłamstwami. Był zmęczony uciekaniem.
-Byłeś najlepszą rzeczą, która mnie w życiu spotkała. Byłeś jedynym światłem w ciemności, a potem odszedłeś i ja- - spojrzał w dół na swoje dłonie, które kurczowo trzymały się kocyka. -Czułem się, jakby cały mój świat legł w gruzach. Zawsze starałeś się mnie rozgryźć, a ja miałem to głupie urojenie, że nie odejdziesz. Chciałem, byś mnie zrozumiał, nie ważne, jak bardzo byłem popieprzony.
-Więc dlaczego mi nie powiedziałeś? - Taehyung zapytał, jego głos był niski i drżący. -Dlaczego mi wszystkiego nie wyjaśniłeś?
Jeongguk spojrzał wtedy do góry, w kącikach jego oczu nagromadziły się łzy, które starał się tak bardzo powstrzymać przed wypłynięciem.
-Ponieważ się bałem. Jak, do kurwy, miałem powiedzieć ci coś takiego? 'Chcę byś wiedział, że jestem pieprzonym psychopatą, który umawia się z ludźmi, tylko po to, by zerwać z nimi i na początku to samo zamierzałem zrobić z tobą, ale przypadkowo się zakochałem.' Czy dałbyś mi wtedy szanse?
Taehyung pozostał cicho.
-Dobre rzeczy nie przytrafiają się takim ludziom jak ja, Taehyung. A kiedy już przytrafiają, to nigdy nie zostają na długo.
Nikt nigdy nie zostaje.
I to był sposób, w jaki Taehyung spojrzał na niego przez zaszklone oczy i powiedział:
-Ja chcę zostać.
To był moment, kiedy Jeongguk wreszcie się złamał. Jego blade ciało drżało z nieustającym wzrostem przy każdym szlochu i to bolało. To bolało bardziej niż wtedy, kiedy był zmuszany do obciągnięcia jakiemuś kolesiowi na bocznej uliczce, czy kiedy budził się z bielizną w połowie zwisającą z jego pośladów.
To bolało, ponieważ Jeongguk żył i Taehyung znów patrzył się na niego, jakby był człowiekiem.
Czy nawet potwory zasługują na wybaczenie?
-P-przepraszam, Tae. - płakał, przeprosiny wymykały się pomiędzy zachłyśnięciami powietrza. -Tak kurewsko cię przepraszam za sposób, w jaki cię kochałem, kiedy nie potrafiłem nawet pokochać samego siebie. - chwycił materiał szpitalnego fartucha tuż nad swoim sercem. -Ale to była miłość. Boże, to była miłość i dalej jest.
-Więc dlaczego, Jeongguk? Dlaczego? - Taehyung delikatnie popłakiwał z drżącym oddechem. -Jeśli naprawdę mnie kochałeś, to dlaczego to sobie robiłeś? Dlaczego robiłeś to mi? T-tak bardzo się bałem, że umrzesz.
Odgłos krztuszącego się śmiechu wydostał się z jego ust.
-Ponieważ to było czymś w rodzaju gównianego rewanżu. Myślałem, że jeśli zniszczę siebie, zanim ty- zanim świat to zrobi, to wygram. To życie już i tak wzięło ode mnie tak dużo, Tae.
Jeongguk pochylił się do przodu, z dłonią wciąż ściskającą jego klatkę piersiową, jakby emocjonalny ból przeobrażał się w fizyczną ranę. Nie powinien czuć się tak zraniony. Jego serce nie powinno pragnąć niczego innego, prócz alkoholu i kokainy, ale wszystko, czego Jeongguk pragnął, to chwycenie Taehyunga i nigdy go nie wypuszczanie, ponieważ teraz był pewien, że piękny chłopak skradł księżyc. To było, jakby Jeongguk zdrapywał swoje własne strupy, chociaż wiedział, że powinien zostawić je w spokoju. Ale one nigdy się nie wyleczyły, ponieważ Taehyung był pieprzonym opatrunkiem, którego potrzebował i to brzmiało tak banalnie, ale czasem banały były prawdą.
Kim Taehyung był ulotnym szczęściem, którego Jeongguk nie potrafił wystarczająco się trzymać. Był typem miłości, za którą Jeongguk gonił, nawet, jeśli niszczyła w procesie.
-Chciałem utrzymać to, co we mnie zostało, póki mogłem. Myślałem, że w ten sposób wygram.
Ale Jeongguk nie potrafił nawet pokonać tego gównianego świata i nigdy nie będzie potrafił tego zrobić.
-Usiłowanie się zabić nie jest wygraną. - Taehyung powiedział trochę zbyt głośno.
Jeongguk spojrzał do góry z rozszerzonymi oczami i mokrymi policzkami.
-N-nie próbowałem się zabić! Nie miałem w zamiarze wziąć tak dużo. N-nie m-miałem w zamiarze.
Taehyung przetarł swoje oczy.
-Ale nie starałeś się też żyć. - zaznaczył gorzko. -Zawsze miałeś to spojrzenie w swoich oczach, kiedy wypytywałem cię o życie. Nigdy nie wiedziałem, co to było, ale to mnie przerażało, wiesz? Ale teraz uświadomiłem sobie, że to są oczy kogoś, kto jest gotowy poddać się światu. - spojrzał na sufit, starając się, ale ponosząc też porażkę w kontrolowaniu gorących łez, które spłynęły w dół jego twarzy. -Jestem idiotą, że nie zauważyłem wcześniej, w jak bardzo dużym byłeś bólu.
-To nie jest twoja wina. - Jeongguk pociągnął nosem i Taehyung spojrzał na niego, kiedy chłopak chwycił w swoje dłonie lekko mniejsze dłonie chłopaka. -Nigdy bym cię nie obwiniał, Tae. Nigdy.
Taehyung przysunął się do niego i Jeongguk nie mógł się powstrzymać od podniesienia swojej ręki do góry, by przesunąć kciukiem przez jego mokre rzęsy, delikatnie kładąc dłoń na policzku starszego chłopaka.
-Jesteś wciąż tak samo piękny, jak zapamiętałem. - wyszeptał.
Taehyung zaczerwienił się, nieśmiało patrząc się na młodszego przez rzęsy, gryząc dolną wargę.
-Naprawdę mnie kochasz? - pytanie było cichym mamrotem, którego Jeongguk prawie nie wychwycił.
-Czy pamiętasz naszą pierwszą rozmowę? - Jeongguk zapytał.
Blondyn skinął głową, kąciki jest ust lekko uniosły się ku górze.
-Tak, to było wtedy, kiedy prawie przywaliłeś tej dziewczynie, która chciała chwycić cię za kroczę.
Jeongguk oblizał usta, słabo chichocząc.
-Sądziłem, że jesteś piękny już w momencie, kiedy się poznaliśmy. Było ciemno, a ja byłem trochę pijany, ale pamiętam sposób, w jaki tak jasno błyszczałeś pod tą gównianą lampą w kuchni. Myślę, że zakochałem się w tobie zanim byliśmy razem. Może to było w Halloween, kiedy byliśmy pijani w trzy dupy i leżeliśmy pod gwiazdami, jak jacyś stereotypowi licealni kochankowie, i błysk księżyca padał na ciebie. Pamiętam, że pomyślałem nigdy nie widziałem w swoim życiu czegoś tak kurewsko wspaniałego, ale właśnie wtedy, kiedy pomyślałem, że doszedłem do jakiegoś typu wniosku, ty spojrzałeś na mnie i to trochę bolało, wiesz? Ponieważ byłeś tak piękny, a ja gdzieś głęboko w środku wiedziałem, że nigdy nie mógłbyś być mój. Bycie z tobą, było jak trzymanie dłoni w długim, ciemnym tunelu - wtedy nie czułem się taki samotny. I chociaż nigdy nie mogłem wyjść z cienia, przynajmniej miałem cię przy sobie, nawet jeśli wiedziałem, że to nie będzie trwało długo.
Przeszedł dłonią w dół, jego kciuk otarł się o usta Taehyunga, wywołując tym westchnięcie, kiedy pochylił się do przodu w stronę dotyku Jeongguka.
-Nie wiem, dlaczego pozwoliłem ci tak odejść. - przyznał. -Być może za bardzo bałem się odrzucenia, więc myślałem, że tak będzie najlepiej.. Może byś został, jeśli miałbym jaja, by ci, kurwa, powiedzieć. Jeśli uwierzyłbym, że jestem czegoś warty, byś został. - Jeongguk uśmiechnął się delikatnie. -Więc tak, kocham cię. Tak bardzo cię kocham, Kim Taehyung.
Wypowiedzenie tych słów na trzeźwo, było kompletnie inne, niż wybełkotanie je, waląc w drzwi Taehyunga w środku nocy. Wypowiedzenie ich, było jedną rzeczą, ale usłyszenie ich, było drugą.
Jedno uderzenie serca później, Taehyung powiedział nieśmiało, ale wyraźnie:
-Też cię kocham.
I Jeongguk zamarzł, oddech ugrzązł w nim, jakby właśnie dostał prosto w klatkę piersiową, ponieważ to nie mogło dziać się naprawdę. Słowa, które Jeongguk tak desperacko pragnął, by opuściły usta Taehyunga, nie mogły być prawdziwe. Jeon Jeongguk nie powinien być kochany. Ale tam właśnie był Taehyung, jego ciemno-orzechowe oczy przeszywały duszę Jeongguka, rozrywając kotarę i otwierając klatkę, którą chłopak obiecał, że nigdy nie tknie. To byłaby jego automatyczna reakcja, by go odepchnąć; by znów się zamknąć.
Ale Jeongguk biegł i krył się przez tyle lat i był już tym tak zmęczony.
Jeongguk był przerażony, tak przerażony, ale kiedy Taehyung pochylił się i zamknął dystans między nimi, cały strach, który czuł, odpłynął i wszystko, na czym potrafił się skupić, było to, jak gładkie były wargi Taehyunga. Taehyung całował go z taką delikatną namiętnością, że to bolało. Nie było zębów czy języka, jedynie powolne ruchy ich ust i kurwa, Jeongguk czuł się, jakby znowu miał się popłakać.
-Zostań ze mną. - powiedział w momencie, kiedy Taehyung odsunął się, ich twarze znajdowały się od siebie parę centymetrów. -Wiem, że nie zawsze mówię to, co mam na myśli i nie jestem dla ciebie właściwy, ale chcę, byś został. Proszę, zostań ze mną.
Jeongguk wiedział, że był samolubny. Wiedział, że powinien pozwolić Taehyungowi być z kimś mniej uszkodzonym, mniej zniszczonym. Ale Jeongguk nie sądził, że będzie w stanie żyć bez Taehyunga. Życie bez niego byłoby bez znaczenia.
Taehyung skinął głową.
-Tym razem, nigdzie się nie wybieram.
-Obiecujesz?
Złożył pocałunek na czole Jeongguka, przejeżdżając palcami przez jego roztrzepane, brązowe włosy.
-Obiecuję. Będziemy kombinować krok po kroku, okej?
Młodszy wymamrotał ciche okej.
-Guk?
Dwójka chłopaków odwróciła głowę w zaskoczeniu. Taehyung westchnął w uldze, kiedy zobaczył Yoongiego i Jimina stojących w drzwiach. Jeongguk nie wiedział, jak dokładnie zareagować na zobaczenie swojego najlepszego przyjaciela po raz pierwszy od ich kłótni.
Czy starszy na niego nakrzyczy? Nazwie go kawałem gówna i powie, by przepił swoje życie? Jeongguk nie wiedział, ale tak czy inaczej spiął się w sobie.
-Hej, hyung. - powiedział.
Jedyną odpowiedzią, jaką Jeongguk uzyskał, było zaciśnięcie warg jego przyjaciela, podczas gdy jego dłonie wsunięte zostały do kieszeni jego spodni. Jeongguk zastanawiał się, ile razy musiał zawieść Yoongiego, zanim chłopak na dobre go opuści. Zastanawiał się, czy to naprawdę było ostatnie przelanie miarki.
Jimin przebiegł przez pokój w sekundę, praktycznie rzucając się na Jeongguka, jego ręce mocno objęły jego szyję. Młodszy chłopak po prostu tak siedział, nie będąc pewnym, co powinien zrobić, kiedy kontynuował dziwną walkę kontaktu wzrokowego, która toczyła się pomiędzy nim a najstarszym.
-Jestem tak wdzięczny, że z tobą wszystko dobrze. - Jimin wydyszał. -Naprawdę nas przestraszyłeś, wiesz? - następną część wyszeptał w ucho Jeongguka. -Nie przyzna tego, ale Yoongi hyung naprawdę dużo płakał i ani na sekundę nie zmrużył oka.
I kiedy oczy Jeongguka przeskanowały Yooongiego, zauważył ciemne półokręgi pod jego oczami i bladość jego skóry. Wyglądał na tak wynędzniałego, jego włosy były tłuste, jakby nie kąpał się od wielu dni. Jego postura była zgarbiona, ociężała i kiedy Jeongguk odwrócił wzrok, by spojrzeć na Taehyunga, w blondynie zobaczył ten sam typ zmęczenia.
Jeongguk poczuł, jak nowy szturm świeżych łez napiera na jego oczy. Po raz kolejny, starał się je powstrzymać, ale widok jego przyjaciół był jak kopnięcie w brzuch, ponieważ nie zasługiwał na nich: nie zasługiwał na ich miłość, wsparcie, czy troskę. Ludzie jak Jeon Jeongguk nie zasługiwali na ludzi jak tych trzech chłopaków, którzy znajdowali się z nim w tym pomieszczeniu.
Więc po raz kolejny, tama się otwarła i Jimin mocniej uścisnął chłopaka, kiedy poczuł, jak jego ciało zaczyna trząść się ze szlochów, kiedy jego łzy uderzały w jego ramię.
-P-przepraszam. - Jeongguk znów przeprosił. -T-tak b-bardzo przepraszam. N-nie chciałem n-nikogo zranić.
-Wiemy. - Jimin wykrztusił, głaszcząc go po plecach. -Wiemy, Jeongguk.
Yoongi wykonał wolny, stabilny krok do przodu, jego wyraz twarzy był beznamiętny, kiedy powiedział:
-Jesteś tak cholernym idiotą.
-Tak, w-wiem.
-Naprawdę, wielkim idiotą.
-Wiem.
I wtedy zaostrzone rysy twarzy Yoongiego złagodniały.
-Tęskniłem za tobą. - powiedział szczerze, jego policzki przybrały jasnoróżowego koloru, kiedy podrapał się nerwowo w końcówkę nosa. -I jestem wdzięczny, że wciąż tu jesteś. - zamrugał parę razy, marszcząc nos na sekundę, kiedy oblizał swoje usta. -Czy mogę cię, uh, przytulić?
Jeongguk ugryzł się w język, kiwając głową, kiedy Jimin odsunął się od niego i zszedł mu z drogi. Przez moment, Yoongi zwyczajnie stał tam niezręcznie, opierając ciężar swojego ciała na jednej stopie, by zaraz przenieść się na drugą, zanim odchrząknął, usadawiając się na skraju łóżka i pochylając się, by przyciągnąć Jeongguka w swoje ramiona.
Na początku, było dziwnie. Min Yoongi nie był chłopakiem, który pokazywał przywiązanie do kogokolwiek, kto nie był Park Jiminem i Jeongguk był przyzwyczajony do rzucania zniewag jako formy podnoszenia na duchu. Na początku, niezręcznie poklepał Jeongguka w plecy, ale po chwili uścisk na chłopaku się zacisnął i Jeongguk położył swoją brodę na małym ramieniu Yoongiego.
Yoongi nie wypuścił go przez długi czas, nic przy tym nie mówiąc i Jeongguk wiedział, że starszy po prostu starał się opanować, więc dał mu cichy moment. I wtedy, poklepał tył głowy Jeongguka, wydając z siebie głębokie, drżące westchnięcie.
-Witaj w domu, dzieciaku. - wyszeptał.
Jeongguk udawał, że jego słowa nie sprawiły, że zaczął płakać jeszcze bardziej.
-Jestem w domu. - powiedział. -Wreszcie jestem w domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro