27.
Jeongguk wyglądał jak gówno.
Wiedział, że tak wyglął. To nie było czymś trudnym do zauważenia. Nie ćpasz sześć dni kokainy, wciąż wyglądając nieskazitelnie czysto. Więc nie był zaskoczony, kiedy Mark zauważył go z budki, gdzie on i jego przyjaciele stali i marszczyli brwi.
-Wszystko okej, koleś? - zapytał, kiedy Jeongguk do nich doszedł. -Wyglądasz trochę, uh-
-Jak gówno.
Mark zaśmiał się.
-Tak, wyglądasz jak gówno. Ciężka noc?
-Ciężkie życie. - podkreślił sucho.
Jeongguk rozpoznał dwóch chłopaków, którzy siedzieli przy stole, jako przyjaciół, z którymi Mark ostatnio się zadawał. Wyglądali na typ facetów, którzy opijali dziewczyny na imprezie i sekretnie nagrywali z nimi seks-taśmy, tylko by być dupkami. Jeongguk nigdy nie rozumiał, dlaczego Mark się z nimi zadawał, ponieważ chociaż chłopak był dilerem, to na pewno nie był dupkiem.
-Kogo zastępuję? - Jeongguk zapytał.
-Jacksona. - Youngjae odpowiedział. -Wystawił nas w ostatniej minucie, ponieważ był tak napalony na cipkę.
-Myślisz, że jej cipka smakuje tak dobrze? - to był wysoki i chudy chłopak z opaloną skórą i różowymi włosami, który wypowiedział ten prostacki komentarz. Jeśli pamięć Jeongguka go nie zawodziła, był studentem drugiego roku z Tajlandii z imieniem zbyt trudnym do wymówienia, więc wszyscy nazywali go Bambam.
-Musi być Graalem, czy coś w tym stylu. - Youngjae rzucił.
Mark zmarszczył brwi.
-Serio? Nie bądźcie palantami.
-To żart, nie kutas, więc nie bierz tego tak do siebie. - Bambam prychnął, przewracając oczami, zanim chwycił Jeongguka za nadgarstek, usadawiając go obok niego. -Pij to.
Kieliszek tequili został postawiony przed nim i chłopak nawet nie miał czasu, by się zawahać, ponieważ już odchylał swoją głowę do tyłu, pozwalając alkoholowi spłynąć w dół jego gardła.
Youngjae uśmiechnął się.
-Już mogę powiedzieć, że mamy czempiona w naszych rękach.
Jeongguk szybko nauczył się, że kumple Marka byli nierozważnymi i destrukcyjnymi ludźmi, z którymi stwierdził, że powinien się trzymać. Byli pijani i w momencie, kiedy już mieli przejść do następnego baru, Bambam wyciągnął mały woreczek foliowy z białym proszkiem i zaczął wymachiwać nim w powietrzu, poruszając przy tym brwiami.
To był typ haju, którego Jeongguk potrzebował, by jego dłonie stały się mniej klejące. I kurwa - to gówno było dobre. Zamroczenie było lepsze, niż dawała mu jakakolwiek tania kokaina zmieszana z sodą, którą Jeongguk wciągał przez ostatnie sześć dni. Była czysta i gładko przeszła przez jego nos, zanim spłynęła w dól jego gardła. Efekty nie były natychmiastowe z ilością kokainy, którą Jeongguk dostarczył sobie przez ten tydzień, ale kiedy uderzyło go to w niego, czuł się, jakby był na szczycie świata.
-Słyszałem, że teraz jesteś pedałem. - Youngjae powiedział. Była 23 i przeszli już przez wiele barów, zanim zdecydowali się skierować dla odmiany do klubu.
Jeongguk zmarszczył brwi, trzymając szklankę whiskey, odkładając ją na blat z o wiele większą siłą, niż było to konieczne.
-Co?
Youngjae wzruszył ramionami.
-Nie spotykałeś się z Kim Taehyungiem? Nigdy nie podejrzewałem cię za taki typ osoby..
-Bo nim nie jestem. - syknął, a jego dłoń zacisnęła się wokół szklanki, aż jego kłykcie zaczęły przybierać biało-czerwonego koloru.
Ostatnią rzeczą, o której Jeongguk chciał gadać, był chłopak, o którym tak bardzo starał się zapomnieć. Nie chciał myśleć o tym, czy Taehyung był teraz szczęśliwy czy nie. Nie chciał myśleć o tym, czy Taehyung czuł taką pustkę jak on i czy starał się znaleźć sposób, by wypełnić ją czymś poprzez seks, który pozostawiał go jeszcze bardziej pustego, niż wcześniej. Albo może już się zakochał i Jeongguk był jedynym, który nie potrafił ruszyć do przodu. Tak, Jeongguk zdecydowanie nie chciał myśleć o żadnej z tych rzeczy.
-Tak? - Youngjae uśmiechnął się. -To było to, co mówiłeś, kiedy ssałeś jego-
Mocne kopnięcie w łydkę przez Bambama sprawiło, że Youngjae krzyknął w zaskoczeniu, pochylając się, by potrzeć swoją nogę.
-Za co, do cholery, to było?!
Bambam podarował Jeonggukowi pokrzepiający uśmiech, ignorując nieustające przekleństwa Youngjae.
-On tylko żartował.
Jeongguk ledwo spojrzał na bursztynową ciecz, która znajdowała się w jego dłoni.
-Cokolwiek. - wymamrotał, po chwili wstając z siedzenia i odchodząc, by udać się do łazienki.
Było pusto, poza znajdującym się w pomieszczeniu Markiem, który opierał się o wykafelkowaną ścianę z zapalonym, w połowie zużytym, papierosem wiszącym luźno pomiędzy jego wargami.
-Nie powinieneś tutaj palić. - Jeongguk powiedział i zmarszczył brwi na swoje słowa, ponieważ przypominało mu to każdy raz, kiedy Yoongi beztrosko palił w ich wspólnym pokoju.
-Chcesz jednego? - Mark zapytał, podnosząc paczkę. To nie były te, które palił Yoongi.
Jeśli ktoś zapytałby Jeongguka pare miesięcy temu, to odmówiłby i zmarszczyłby nos na odrażający zapach. Ale Jeongguk sprzed kilku miesięcy, nie był tym samym Jeonggukiem, którym był teraz. Teraz, starał się tylko znaleźć więcej sposobów na zabicie jego smutku.
-Tak. - powiedział, wyjmując papierosa z pudełeczka i stając przed Markiem z narkotykiem zwisającym z pomiędzy jego ust.
Mark wyjął swoją zapalniczkę. Była ona zwykłego, metalicznego koloru, która otwierała się, przywołując tym niebieski płomień do życia.
Jeongguk wessał dym głęboko do swoich płuc, przypominając sobie o wszystkich ostrzeżeniach, ale też nie zawracając sobie nimi głowy. Trzymał tam dym, uwięziony, myśląc o tym, jak jego płuca muszą go nienawidzić za te całe zanieczyszczenia, którymi je obdarza. Błagał o tlen, ale nie dopóki jego całe ciało dostało wiadomość, że potrzebuje czegoś, co sprawi, że będzie czuł się mniej zraniony. Wypuścił powietrze, dławiąc się z zaszklonymi oczami, kiedy dym utknął w jego gardle.
-Wszystko w porządku, koleś? - Mark poklepał go po plecach. -Pierwszy raz?
Jeongguk skinął głową.
-Ta.
Mark mruknął.
-Więc nie zaczynaj, facet.
Dym zgromadził się wokół nich i sprawiał, że nos Jeongguka się palił, kiedy w ciszy wypełniali swoje płuca przedwczesną śmiercią.
-Zostało ci coś jeszcze? - Jeongguk zapytał po długim momencie.
-Ta. - Mark odpowiedział, odpychając się od ściany, by wyjąć kolejny woreczek z tylnej kieszeni spodni. Zawahał się na moment, unosząc brwi. -Ale może powinieneś sobie odpuścić?
Jeongguk zmarszczył brwi.
-Dlaczego?
-Wciągnąłeś z piętnaście krech w ciągu ostatniej godziny. Nie chcesz ryzykować przedawkowaniem.
Jeongguk wzruszył ramionami.
-Wybudowałem tolerancje.
Mark zacisnął powieki.
-Ale wciąż-
-Czy wy się bawicie bez nas? - cokolwiek Mark chciał powiedzieć, zostało to przerwane przez Youngjae i Bambama wchodzących do łazienki.
-Nie kryjesz czegoś przed nami, prawda? - Bambam droczył się, rozbawiony.
Mark nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ Youngjae wyrwał z jego dłoni woreczek, by po chwili pociągnąć Jeongguka do kabiny.
-Chłopacy, nie sądzę, że to-
-Nie bądź cipą. - Youngjae powiedział. -Z wszystkimi wszystko okej. Z tobą okej, prawda, Jeongguk?
Bez słów, młodszy chłopak skinął głową, ignorując lekki wstyd, który poczuł, kiedy wyraz twarzy Marka przeraził się w niezadowolenie.
-Cóż, ze mną nie jest okej, więc wy dupki, bawcie się dobrze. - Mark warknął wściekle ze zwężonymi oczami, po czym odwrócił się na pięcie, by wyjść z łazienki.
Logiczna strona Jeongguka wiedziała, że nie powinien być przyciśnięty do ściany kabiny z Youngjae, który przygotowywał krechy na desce toaletowej. To było kurewsko niehigieniczne, ale żadne z nich nie było w dobrym stanie umysłu, by się tym przejmować. Bambam opierał się po drugiej stronie o drzwi od kabiny, będąc w pewnym sensie na straży.
Youngjae robił krechy dłuższe i szersze od tych, które robił Mark. Szybko przyłożył zwinięty banknot do powierzchni, by po chwili odchylić głowę do tyłu, podając go Jeonggukowi.
Przez moment, Jeongguk gapił się na linie proszku z zaciśniętymi ustami.
-Bierz ile chcesz, mamy tego sporo. - Youngjae powiedział, a Jeongguk wiedział, że to był zły pomysł. Był pijany i wciągnął już piętnaście krech za dużo, ale był lekkomyślny i z nim nie było w porządku, a Jeongguk chciał, by było z nim w porządku. Nie było nikogo, kto mógłby go powstrzymać, kiedy pochylał się, trzymając zwinięty banknot pomiędzy drżącymi palcami.
Żałował, że nie było nikogo, kto mógłby go powstrzymać - dobrze przyłożyć mu w twarz. Żałował, że nie było tam Yoongiego, który wyważyłby drzwi i wyprowadziłby go z klubu, wyzywając go od idiotów. Żałował, że nie było tam Yoongiego, który dałby mu kolejną szanse, pozwoliłby Jeonggukowi kompletnie się załamać, by powoli zacząć podnosić kawałki duszy chłopaka, starając się z powrotem je poskładać.
Ale oczywiście, nic z tego się nie stało, więc wciągał już drugą krechę, podczas gdy Youngjae przygotowywał kolejne. Jeśli byłby to film, ktoś uratowałby Jeongguka, zanim odrzucił swoją głowę do tyłu po swojej czwartek turze. Jeśli byłby to film, Youngjae zauważyłby, że źrenice Jeongguka były kurewsko rozszerzone i że jego dłonie były tak roztrzęsione, że nie potrafił trzymać pojedynczego banknotu, kiedy był gotowy na swoją piątą.
Ale to była rzeczywistość, a rzeczywistość była gównem.
I w tej rzeczywistości, Jeongguk nie wiedział jak żyć, więc zamiast tego, pogrywał ze śmiercią.
Haj był przez dobrą chwile milczący. Youngjae zasugerował, że kolejna krecha uderzy w niego, ale Bambam stał się tam głosem rozsądku, mówiącym, by poczekali, ponieważ pięć krech czystej kokainy nie równało się z pięcioma krechami tego taniego gówna zmieszanego z każdym typem chemikaliów.
Więc Bambam schował to, co zostało z narkotyku, w swoim bucie, zanim powrócili do miejsca baru, by zamówić więcej drinków.
Efekt uderzył w Jeongguka minuty później, a siła prawie sprawiła, że szklanka szkockiej wysunęła się z jego dłoni i rozbiła się na miliony drobnych kawałków na marmurowej podłodze. To był dobry typ naćpania, który sprawiał, że Jeongguk czuł się jak Superman. To był typ, który sprawiał, że drętwiał mu umysł. Euforia, która zmuszała go do połykania alkoholu, jakby nie posiadał wątroby, sprowadziła go do tłumu ciał na parkiecie i przywarła go do jakiejś randomowej laski, dopóki nie był w połowie twardy.
Jej twarz nie była taka ładna, ale kokaina zachmurzała jego osąd i sprawiała, że chciał pieprzyć każdego. Ale na szczęście, Bambam, który zobaczył dylemat chłopaka, odsunął dziewczynę od Jeongguka, zanim odciągnął go na bok, by wymamrotać:
-Zaufaj mi, nie chcesz obudzić się obok kogoś, jak ona.
Wszystko było świetnie, a Jeongguk już nie myślał o niczym i o nikim. Myśli o blond włosach i oliwkowej skórze przeniosły się teraz na inną planetę i wszystko, na czym Jeongguk mógł się skupić, to na tym, jak wspaniale się czuł.
Podskakiwał na stopach, na jego czole gromadził się pot. Był na szczycie świata. Barmanowi zajmowało to zbyt dużo czasu, by przygotować mu pieprzonego drinka, a Jeongguk zaczął robić się niecierpliwy. Czuł się, jakby to trwało wieczność, ale kiedy posiadał już szklankę w swojej dłoni, praktycznie pobiegł z powrotem na parkiet z Youngjae, jego drink rozchlapywał się i wylewał na każdą stronę. Jego ciało tętniło życiem i czuł się połączony ze światem wokół niego.
To nie miało znaczenia, że Jeongguk był niekochany. To nie miało znaczenia, że Taehyung nie chciał nic z nim robić. To nie miało znaczenia, że był ogromnym, pieprzonym rozczarowaniem dla swojego najlepszego przyjaciela. To nie miało znaczenia, że zranił Jimina. To nie miało znaczenia, że manipulował i łamał serca przez wiele lat.
Tak, jego dusza była zniszczona, a jego kości trzeszczały pod presją jak opuszczony, stary dom. Tak, prawdopodobnie umrze, zanim dożyje czterdziestki, ale to było dla Jeongguka zwykłym następstwem - i tak nikt nie będzie za nim tęsknił.
Był podartymi stronami starej książki. Był zanikającym cieniem świtu, który krył się za horyzontem, kiedy słońce rozkwitało. Jeongguk nie był poetycko piękny jak mech pod porannym światłem. Nie był krzepiącym zapachem deszczu i nie trzymał wewnątrz siebie galaktyk, a czarną dziurę.
Jeongguk był pustą muszlą. Niczym, jedynie skórą rozciągniętą na szkielecie, zawierającą w sobie pustkę; by przekonać innych, że był kimś, że był czymś. I Jeongguk starał się sobie wmówić, że tak było w porządku. Ale nawet jego usta drżały na myśl o powiedz mi, że jestem czegoś wart. Daj mi powód, by żyć. Ale to nie miało znaczenia.
Nic nie miało znaczenia i Jeongguk pragnął, by nigdy nie musieć schodzić z siódmego nieba.
Więc tańczył, dopóki jego nogi nie krzyczały na niego, by przestał, dopóki sama myśl o alkoholu nie sprawiła, że jego żołądek się wzburzał. Praktycznie pieprzył językiem jakąś laskę, której twarz była zbyt niewyraźna, ale musiała być powyżej siódemki, ponieważ Youngjae wzniósł kciuki do góry, zanim powiedział coś w stylu wiedziałem, że nie jesteś pedałem.
Jeongguk był zbyt naćpany, by się przejmować. Był zbyt naćpany, a bas muzyki rozbrzmiewał po całym jego ciele. Wszystko było euforyczne, nawet laska, z którą się obściskiwał ze smakiem papierosów - smak ten był niczym w porównaniu do tego, który dawał mu Taehyung.
Jeongguk nie wiedział, jak długo tańczyli. Ale finalnie, dwójka chłopaków zaproponowała, by uderzyli na kolejny klub. Marka nigdzie nie dało się znaleźć, ale żadne z jego przyjaciół nie wydawało się tym martwić. Jeongguk był pewien, że Mark miał stuprocentowo dość ich gówna i po prostu wyszedł.
Więc wyszli na zewnątrz i zaczęli kierować się w stronę kolejnego klubu, który, według przekonań Bambama, był parę bloków dalej. Ale każdy z nich był pijany i w pewnym momencie źle skręcili. Przez jakiś czas, żadne z nich nie zauważyło, ale po kolejnych dziesięciu minutach Bambam odwrócił się, by spojrzeć z pustym wyrazem twarzy na dwójkę chłopaków i powiedzieć:
-Jesteśmy zgubieni.
Youngaje zaśmiał się i nazwał swojego przyjaciela debilem i Jeongguk chciał śmiać się razem z nimi, ale coś było nie tak.
Była połowa lutego i drzewa były wciąż pozbawione życia. Oboje chłopaków miało na sobie płaszcze, a końcówka nosa Youngjae była czerwona. To było oczywiste po sposobie, w jaki się do siebie tulili, że temperatura drastycznie spadła. I jeśli para, która wydobywała się z ich ust po każdym wydechu, była oznaką chłodnej pogody, to sposób, w jaki wiatr podnosił i roztrzepywał ich włosy, powinien być więcej niż wystarczający.
Jeongguk wiedział, że powinno mu być zimno, i to okropnie zimno. Jego kurtka zgubiła się podczas jednego z ostatnich wypadów, więc nie miał na sobie niczego, oprócz spodni i podkoszulka, który chronił go przed oziębłym powietrzem. Widoczna była gęsia skórka na całej jego skórze, ale Jeonggukowi nie było zimno; właściwie, to czuł się, jakby znajdował się pod parnym ciepłem letniego słońca. Pocił się, co było normalne po kokainie, ale było mu też w pewnym sensie słabo.
Youngjae i Bambam skręcali w różne kierunki, idąc przez cichą okolice, a ich pijackie głosy tworzyły echo. Jeongguk wlekł się cicho za nimi. Były momentalne chwile słabości, kiedy jego obraz się podwajał, a ziemia niebezpiecznie się kołysała, ale Jeongguk przypisywał to zwyczajnie byciu pijanym.
Minęło trzydzieści minut i część haju Jeongguka powinna już z niego zejść, ale wszystko wydawało się zbyt, kurwa, intensywne i tętno jego serca ani trochę nie zwalniało.
-Jeongguk, wszystko dobrze? - Bambam zapytał ze zmarszczonymi brwiami. -Jesteś blady i spocony.
-Ta. - Jeongguk wydyszał, czując, jakby język w jego ustach stał się nagle zdrętwiały.
Czuł, jak coś w jego klatce się zaciska i to zdecydowanie nie było spowodowane zawodem miłosnym, ale tak czy inaczej wymusił uśmiech.
-Wszystko dobrze.
Dwójka wydawała się zbyt odurzona, by cokolwiek zauważyć, więc ledwo wzruszyli ramionami, by po chwili skręcić w kolejną uliczkę. I Jeongguk starał się za nimi nadążać, ale stawianie jednej stopy przed drugą stało się dla niego trudnym wyzwaniem, a jego ciało stało się nagle tak ociężałe.
Wiatr uderzał w jego odkrytą skórę i Jeongguk pragnął, by to poczuć - by zapewnić siebie, że to tylko chwilowe odrętwienie. Ale wciąż czuł, jak to sączy się w jego żyłach, mrozi jego krew i to bolało. Bolało i Jeongguk nie wiedział, jak to możliwie, by czuć dwie pory roku w tym samym czasie. Ale tu właśnie był, oblepiony potem ze stojącymi włosami na rękach od wiatru.
W tamtym momencie, droga zaczęła rozciągać się w nieskończoność i Jeongguk zaczął uginać się i schodzić na boki, sięgając po słup latarniowy, by się czymś wspomóc. Jego mięśnie były jak w płomieniach i czuł się, jakby właśnie przebiegł cały maraton, pomimo tego, że szedł tak wolno. Jego mięśnie zamieniły się w galaretę, a ospałość zaczęła go przytłaczać i przyprawiać o mdłości.
Zauważając, że Jeongguk po raz kolejny pozostał w tyle, Youngjae i Bambam cofnęli się do miejsca, gdzie chłopak stał, ciężko opierając się o latarnie, z pochyloną posturą i chwiejnymi nogami.
-Wszystko okej?
-Tak, ja-
Słowa nie zdążyły z niego wyjść, ponieważ gorycz wzniosła się w górę jego gardła tak nagle, że Jeongguk ledwo miał czas, by ze sobą nadążyć, zanim jego brzuch gwałtownie się skurczył i prawie upadł, kiedy kwaśne wymioty rozpłynęły się po asfalcie. To pozostawiło odpychający posmak alkoholu, który wywołał u Jeongguka kolejne wymioty, kiedy w kącikach jego oczu gromadziły się łzy.
Bambam nisko zagwizdał.
-Nie wiedziałem, że wypiłeś tak dużo. Koleś, jesteś kurewsko nawalony.
Jeongguk nie potrafił zebrać się na słyszalną odpowiedź, ponieważ jego wnętrzności po raz kolejny się skurczyły tak boleśnie, że to paliło.
-J-jest ok-okej. - wreszcie udało mu się wydusić, zanim jego gardło się zacisnęło i Jeongguk nie potrafił oddychać przez nos. Głęboko dyszał i był prawie, kurwa, pewien, że mógł usłyszeć bicie własnego serca i krew pulsującą w jego uszach.
Nie jest dobrze, pomyślał. Coś jest bardzo nie tak.
Youngjae i Bambam zaczęli rzucać żartami na temat pijackiego stanu Jeongguka i obiecali, by narysować kutasy na jego twarzy, kiedy padnie. Śmiech rozpłynął się w nocnym zimowym powietrzu w momencie, kiedy Jeongguk poszedł do przodu parę kroków, jego ciało kołysało się, świat zaczął się pochylać i upadł na twardą ziemie z taką siłą, że na moment odpłynął.
Pływał pomiędzy czarnym oceanem, zanim powrócił do cierpienia. Jego oddech był nierówny, a serce biło tak mocno, że czuł, jakby miało zaraz przebić jego klatkę piersiową. Jeongguk nie był pewien, co się dzieje. Youngjae i Bambam patrzyli na niego w dół z przerażeniem malującym się na ich zaczerwienionych twarzach i chłopak chciał im powiedzieć, że jest po prostu bardzo wykończony i że musi się przespać, by alkohol z niego spłynął, ale jego ciało go nie słuchało. Było mrowiące ciepło, które zaistniało na dnie jego żołądka i rozprzestrzeniało się aż do palców u stóp i wtedy, Jeongguk zaczął gwałtownie drżeć.
-Cholera jasna! Co, kurwa, robimy, Youngjae?
-Nie wiem. Ja- nie wiem. - Youngjae brzmiał na tak samo spanikowanego i zagubionego.
To boli.
-Musimy wezwać pomoc! Musimy zadzwonić po pogotowie! Musimy-
To boli.
-Nie. - przerażenie w obu ich głosach było wyraźne. -Nie możemy tego zrobić, Bambam. Oboje jesteśmy naćpani i jeśli zadzwonimy po karetkę, to będziemy totalnie w dupie.
-Ale co z Jeonggukiem? Nie możemy go tu tak po prostu zostawić.
Proszę, nie zostawiajcie mnie. To błaganie, które grzechotało w czaszce Jeongguka, tak desperackie, ale też zgubione przez dwóch chłopaków. To było błaganie, które jedynie wpadło do głuchych uszu i przesączyło się głęboko do szczelin jego zaklatkowanego serca.
-Ktoś go znajdzie. - Youngjae zapewnił. -Będzie z nim dobrze.
Był moment napiętej ciszy. Przez ciszę, Jeongguk wciąż błagał proszęproszęproszę, nie róbcie tego, ponieważ to było jak atak paniki, który miał przed Yoongim, ale teraz nie było żadnej chwilowej utraty przytomności, po której obudziłby się w łóżku ze zmartwionym przyjacielem przy jego boku.
Nie, Jeongguk czuł teraz, że jeśli odpłynie, to już nigdy się nie obudzi.
Świat nie był nic dłużny Jeonggukowi, ale nie chciał być sam.
I to był czas, kiedy jakiś absurdalny nawiedzony kaznodzieja powinien powiedzieć coś w rodzaju Bóg miał plany dla nas wszystkich, jak zawsze, kiedy dzieją się jakieś złe rzeczy niezbyt dobrym ludziom. To był czas, gdzie nadeszło całe Bóg wybacza wszystkim swoim dzieciom, które wpuszczą go do swojego serca. Bambam mamrotał drżące przeprosiny do ledwo przytomnego chłopaka i Jeongguk miał nadzieję, że jeśli Bóg istniał, to że nigdy nie zostanie mu wybaczone.
Youngjae szybko się zerwał, podczas gdy Bambam wahał się przez moment, zanim odwrócił się i podążył za nim. Jeongguk mógł usłyszeć buty uderzające o asfalt, podczas gdy dwójka chłopaków została wchłonięta przez noc.
Jeśli Bóg miał jakieś plany, to Jeongguk miał nadzieję, że plan ten wiązał się z dwójką drani wpadających pod samochód.
Jeongguk siedział tam sparaliżowany i samotny na środku nieznanej mu ulicy, porzucony przez dwójkę chłopaków, którzy mieli w dupie to, czy żyje.
Uświadomienie sobie, że jego szczęście się wykończyło, nie było takie przerażające, jak myślał, że będzie. Jeongguk tańczył ze śmiercią już zbyt długo, zawsze krążył po krawędziach, ale nigdy nie skoczył. Ale wyszło na to, że śmierć wreszcie się zmęczyła jego schadzkami i zrzuciła chłopaka z przepaści pomiędzy życiem a śmiercią. Czuł, jak się ześlizguje; jak jego oczy przekręcają się na tył jego głowy.
Ale to było dziwne, ponieważ nie było żadnego strachu, a panika była wyblakła, pomimo faktu, że Jeongguk wciąż nie potrafił oddychać. Nie było żadnych dramatycznych ostatnich ubolewań, jak mówienie sobie, że mógł dożyć starości i zobaczyć, jak jego nieegzystujące marzenia stają się rzeczywistością.
Bardziej było, jakby głos delikatnie szeptał do jego ucha, więc to jest to.
Było pare rzeczy, których żałował; jak pozwolenie Taehyungowi się wymsknąć; jak zawiedzenie Yoongiego; pozwolenie swojej własnej matce umrzeć. Jeongguk żałował, że się urodził. Nie rozumiał, dlaczego, do kurwy, niektórzy ludzie rodzili się na tym świecie, tylko po to, by cierpieć i prowadzić nic nie znaczące życie, zanim tak żałośnie umrą.
Więc to właśnie było to, naprawdę było. To był Jeongguk, oddający się światu, który już wystarczająco dużo od niego zabrał.
Miał nadzieję, że jego zgniłe zwłoki zatrują ziemię, pod którą zostanie pochowany, więc może wtedy przynajmniej pozostawi po sobie coś więcej, poza tragiczną, smutną historią.
Miał nadzieję, że gdzieś, gdzieś głęboko, Taehyung wiedział, że Jeongguk go kochał.
Miał nadzieję, że inicjały JJG pozostawią ślad na szczelinach stawów Taehyunga, ponieważ wtedy przynajmniej, ktoś będzie o nim pamiętał, ponieważ Jeongguk wciąż nie chciał zostać zapomniany.
Mówią, że kiedy ludzie umierają, ich życie przebłyskuje im przed oczami. Ale Jeongguk szybko zdał sobie sprawę z tego, że nic z tego się nie działo. Nie było nic pięknego czy romantycznego w śmierci. Było zimno, samotnie i ciemno. Nie było światła i zdecydowanie nie było ani trochę spokoju. I Jeongguk nienawidził siebie, ponieważ pomimo tego, że chciał umrzeć, nie potrafił tego zaakceptować - przynajmniej nie teraz. Ale życie zawsze było pełne nierozstrzygniętych rozwiązań dla jego niepojętych problemów, których nigdy nie potrafił naprawić.
Więc Jeongguk leżał tam na asfalcie, podczas gdy życie powoli z niego wypływało i prawie żałował, że nie było tam nieba, które otworzyłoby się przed nim i płakałoby na niego, dopóki nie byłby przemoknięty i dopóki jego drżące usta nie stałyby się sine. Ponieważ wtedy, przynajmniej umarłby ze złudzeniem, że rozlane były nad nim pewne łzy, nawet jeśli łzy te nie należały do Kim Taehyunga.
Taehyung. Taehyung, który był tak radosny, że to żałośnie bolało. Taehyung, który trzymał dłoń Jeongguka, jakby chłopak miał w sobie cały świat. Taehyung, którego pocałunki smakowały, jakby były ostatnimi Jeongguka. Wspomnienia były czułe, były pocieszeniem w tą ponurą noc. Jeongguk przypomniał sobie czas, kiedy oglądał z Taehyungiem zachód słońca na ławce, powrócił do czasów, przed tym, jak wszystko tak nagle się rozpadło.
Naprawdę nie przejmujesz się umieraniem? Kiedyś Taehyung zapytał, na co Jeongguk przyznał, że są dni, kiedy się nie bał. Czasem spał dniami i tracił poczucie czasu, a wstawanie z łóżka było ciężkie. Czasem po prostu się nie przejmuję, chociaż wiem, że powinienem. To były dni, kiedy Jeongguk wiedział, że coś działo się z jego głową. Sięgnął po dłoń Taehyunga i złączył ze sobą ich palce, zanim uśmiechnął się i powiedział: Ale dni, kiedy jestem z tobą, są moimi najszczęśliwszymi dniami. Kiedy jesteśmy ze sobą, już nie czuje w sobie tej pustki.
I w tym momencie, Jeongguk uwierzył, że jego własne słowa były prawdą. Ponieważ Kim Taehyung, z jego za dużymi podkoszulkami, z jego obsesją na punkcie Mortal Kombata i z jego kwadratowym uśmiechem, zapierał Jeonggukowi dech w piersiach. To był jedyny powód, dla którego chłopak wciąż był uziemiony; wciąż tam był. Ale wtedy, Taehyung zapytał się raczej otwarcie Czy to nie nazywa się depresją? Na co Jeongguk zmarszczył brwi, odsunął się i powiedział defensywnie, Nie jestem smutny, Taehyung.
I Jeongguk mógł powiedzieć po sposobie, w jaki energia Taehyunga opadła i w jaki unikał kontaktu wzrokowego, że raczej nie wierzył w słowa chłopaka. Nie wiem, Taehyung powiedział cicho. Ale myślę, że jeśli byś się zabił, to ja też bym umarł.
Jeongguk żywo przypomniał sobie sposób, w jaki jego krew zamarzła na słowa jego kochanka. Przypomniał sobie o panice, jaką poczuł na myśl o tym, że Taehyung mógłby nie istnieć.
Ponieważ świat bez Kim Taehyunga nie był światem, w którym Jeongguk chciał żyć.
Więc obiecał wtedy, że nie umrze - że nie zamierza się zabić, zanim złożył na ustach starszego chłopaka pocałunek.
Jeongguk chciał, by to była prawda - by nie był tak smutny. Żałował, że smutek pochłonął go w tak wczesnych latach. Żałował, że nie mógł uprościć bolącej pustki, która gniła w środku niego przez lata. Ale to nigdy tak nie działało i jak dobrze Jeongguk pamiętał, to zwykła czynność jak oddychanie nigdy nie była łatwa. Udawanie, że obchodziły go te wszystkie konieczności, zabierało od niego tą małą energie, która jeszcze w nim pozostała.
I po raz kolejny, Jeongguk nie był w stanie dotrzymać kolejnej obietnicy chłopakowi, którego kochał. Po raz kolejny, ranił Taehyunga, a żal tonął w jego duszy i rozrywał się na kawałki.
Teraz, zaczął się bać. Ale tylko trochę.
Jeongguk nie wierzył w Boga, ale modlił się swoim ostatnim oddechem, że to pozwoli Taehyungowi ruszyć do przodu, by był szczęśliwy. Miał nadzieje, że wszystkie serca, które skradł, powrócą do ich oryginalnych właścicieli, kiedy jego własne przestanie bić.
Jeongguk zwyczajnie zastanawiał się, czy dołączy do swojej matki w niebie, ale wtedy, przypomniał sobie, że był kimś, kto tkwił w ciemności przez całe swoje życie i że nigdy nie mógłby błyszczeć tak jasno, jak ona to robiła. Nigdy nie mógłby być tak dobry, tak hojny, tak łagodny. Jeśli piekło istniało, Jeongguk wierzył, że to tam jego dusza zostanie zamknięta na wieczność.
To był prawie żart; umieranie w samotności. Ale nie bycie samym też było czymś, z czym Jeongguk był obeznany.
Więc może dlatego jego umysł zdecydował się wywołać iluzje Namjoona pochylającego się nad nim. Może dlatego jego umysł wywołał iluzje rąk mocno nim potrząsającymi. Może dlatego jego umysł wywołał iluzje Namjoona błagającego go, by został. Ładna twarz miała w sobie tyle przerażenia, żyła widoczna była na jego szyi, a jego oczy były zaszklone, kiedy krzyczał do chłopaka, ale słowa były stłumione, ponieważ dzwonienie w uszach Jeongguka było zbyt głośne.
-Zostań ze mną, Jeongguk! Otwórz oczy!
Jeongguk chciał zostać, ale wszystko się oddalało.
-O Boże. O Boże. Co się stało? Co się stało, Gukkie? - Namjoon złamał się, jego głos był gardłowy i przepełniony emocjami. Młodszy chłopak myślał, że to musiał być okrutny sposób diabła w wysyłaniu go do piekła, z zrozpaczoną twarzą swojego przyjaciela, na zawsze przylgniętą do jego pamięci.
-Co mam zrobić? - Namjoon pytał desperacko. -Proszę, powiedz mi, jak ci pomóc. N-nie wiem, co mam z-zrobić, by ci, kurwa, pomóc.
Jeongguk otworzył usta, by odpowiedzieć, ale zakrztusił się powietrzem, które wypełniło jego palące płuca. Paznokcie wbijały się w asfalt, dopóki nie krwawiły i nie chwyciły się kamieni. To było prawie, jakby krztusił się swoją własną krwią, bełkocząc, dysząc i, kurwa, w kółko drżąc.
Jeongguk żałował wszyskiego.
Żałował tego wszystkiego.
Chciał przeprosić Namjoona, który starał się go utrzymać w miejscu (czy naprawdę tak bardzo się trząsł?). Chciał powrócić do tej brudnej kabiny i nie wciągnąć tych wszystkich krech. Chciał powrócić do tej alejki, histerycznego bałaganu łez i zignorować telefon od Marka. Chciał powrócić do dnia, gdzie zdecydował się zranić Taehyunga i wszystko naprawić.
Jeonggukowi było przykro. Było mu przykro, ale żaden z jego przyjaciół się o tym nie dowie. Będzie znany jako dzieciak z problemami, który umarł z przedawkowania. Namjoon i Hoseok nigdy nie dowiedzą się, jak Jeongguk bał się nazwać ich przyjaciółmi, ponieważ byli typem dobrych ludzi, na których Jeongguk nie zasługiwał.
Yoongi go znienawidzi. Potarga wszystkie plakaty Jeongguka i spali jego ubrania. Będzie palił, dopóki jego płuca nie staną się czarne i nie skruszą się jak popiół. I będzie pytał dlaczego w kółko i w kółko. Dlaczego, Jeongguk? Ale młodszego chłopaka już tam nie będzie dla drwiącej odpowiedzi. Albo może jego duch będzie skazany na wieczne wędrowanie po ziemi i każde pytanie zadane przez jego starszego przyjaciela, spotka się z cichym Nie miałem w zamiarze umrzeć, hyung, którego Yoongi nigdy nie będzie w stanie usłyszeć.
-No dalej, Guk. Obudź się. Kurwa, otwórz oczy.
Dłonie Namjoona były ciepłe przy jego lodowatej twarzy i Jeongguk w duchu się uśmiechnął. Ciepło już go tak bardzo nie bolało.
Nawet, jeśli to był sen, w którym Namjoon wyglądał na gotowego, by rozedrzeć dla niego pieprzony świat, Jeongguk był wdzięczny, że już nie czuł się taki samotny. I to był moment, kiedy ból ustał. To był moment, kiedy wreszcie mógł przestać biec. Wszystkie cierpienia, żale, łzy - to wszystko zakończyło się w piątek, kiedy noc pochłonęła go całego w cichej dzielnicy w centrum miasta Seulu.
To był moment, w którym Jeon Jeongguk skończył.
Chciał powiedzieć Taehyungowi, że było mu przykro za sposób, w jaki wszystko się skończyło. Chciał przeprosić, ponieważ chociaż się w sobie zakochali, to Jeongguk nigdy nie nauczył się, jak kochać starszego chłopaka w sposób, na który zasługiwał.
Ponieważ nie potrafił nawet kochać samego siebie. Był głos w jego głowie, który prowadził konwersacje z mirażem oliwkowej skóry i orzechowych oczu, która mówiła: Tak, wciąż cię kocham, ale jestem twoją trucizną, a ty jesteś moim Kryptonitem.
I prawdopodobnie w innym życiu, w którym Jeongguk nie będzie tak popieprzony w głowę, spotka Taehyunga w kawiarni, a jego kochanek uśmiechnie się do niego z iskrzącymi oczami i w tym czasie, Jeongguk nie będzie szedł przez grządki kwiatowe, tak jak robił to w tym życiu.
Może wtedy nauczę się, jak właściwie cię kochać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro