35
Hejka misie kolorowe!
No cóż wielkimi krokami zbliżamy się do końca książki :3
Miłego dnia/wieczoru, kc <3
Monthana pov
*Kilkanaście minut wcześniej*
Zebrałem moje rzeczy z biurka i jak najszybciej umiałem zarzuciłem na siebie kurtkę.
Ruszyłem na parking i wsiadłem do mojego samochodu ruszając w kierunku mieszkania.
Byłem zdenerwowany informacją o tym, że Dorian znajduję się aktualnie w mieście. Dlatego od razu postanowiłem pojechać do domu do Erwina.
Martwiłem się o niego, tym bardziej że został w nim sam.
Gdy byłem pod budynkiem docelowym, szybko wysiadłem z pojazdu zamykając go i weszłem do środka rozglądając się po salonie i innych pomieszaniach. Nie było w nich siwowłosego dlatego od razu wybrałem jego numer telefonu aby dowiedzieć się gdzie jest.
- Halo? - spytał odbierając po trzech sygnałach.
- Hej, gdzie jesteś? Nic ci nie jest? - od razu spytałem przejęty.
- Na Burgershocie, nie nic mi nie jest. Coś się stało?
- Nie nic się nie stało. Zaraz podjadę.. - odparłem ruszając do wyjścia z domu.
- Okej.. Do zobaczenia. - mruknął.
- Do zobaczenia. - odpowiedziałem i zakończyłem połączenie.
Zamknąłem mieszkanie na klucz i podeszłem do samochodu. Gdy chciałem otworzyć drzwi pojazdu poczułem uderzenie w głowę, świat mi zawirował. Upadłem na ziemię tracąc przytomność..
Erwin pov
*Teraźniejszość*
Gdy tylko zamknąłem drzwi od samochodu, poczułem przy mojej głowie zimny metal. Obróciłem się powoli przełykając głośno ślinę. Zauważyłem pistolet wycelowany w moją skroń.
Za kierownicą nie siedział Gregory, a zamaskowany mężczyzna. Moje serce zaczęło bić kilkakrotnie szybciej.
- Kim jesteś? Czego chcesz? Gdzie jest Monthana? - pytałem drżącym głosem.
- Dowiesz się wszystkiego na miejscu, a tymczasem oddaj mi telefon i wszystko co przy sobie masz. - odparł niebiesko włosy.
Przymknąłem oczy ale wykonałem jego polecenie oddając moje rzeczy osobiste.
Usłyszałem jak ktoś krzyczy moje imię. Obróciłem się i zauważyłem jak Carbonara wybiegł z Burgershota trzymając moja kurtkę w ręce.
- Pomocy! - krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem.
Mężczyzna się zdenerwował i przywalił mi z pistoletu w głowę, po chwili ruszając z piskiem opon z pod restauracji.
Jęknąłem cicho i chwyciłem się za ranne miejsce. Mrugnąłem kilka razy wyostrzając wzrok.
- Lepiej się zamknij bo twojemu psowi coś się stanie! - warknął.
Skuliłem się na siedzeniu widząc w lusterku jak białowłosy zdezorientowany patrzy na odjeżdżającego jugulara ze mną w środku.
Usłyszałem dźwięk telefonu, ktoś próbował się do mnie dodzwonić.
Zirytowany facet wyrzucił urządzenie przez okno.
***
Resztę drogi siedziałem cicho nie chcąc oberwać, a co gorsza aby nikt nic nie zrobił Gregoremu.
Skoro mieli jego samochód, wersja że ktoś go przetrzymuje była prawdopodobna.
Zatrzymaliśmy się przy jakiejś szopie. Facet wyszedł z pojazdu i okrążył go otwierając mi drzwi i wyciągając z niego.
Zachwiałem się wpadając na niego. Złapał mnie boleśnie za nadgarstek i pociągnął do zniszczonego budynku.
Weszliśmy do środka, schodząc po schodach w dół. Byliśmy w jakiejś piwnicy. Rozglądałem się szukając czegokolwiek co mogłoby mi pomóc w tej sytuacji.
W pewnym momencie się zatrzymaliśmy przy jakiś drzwiach które niebiesko włosy otowrzył, wepchnął mnie do pomieszczenia, ulatniając się i zamykając je na klucz.
Upadłem na kolana w ciemnym pokoju. Rozejrzałem się i zauważyłem obdarte ściany. Podniosłem się z ziemi otrzepując kurz ze spodni.
Zmrużyłem oczy próbując dostrzec czegoś w tej ciemności. Jednak gdy tylko zerknąłem w róg pomieszczenia moje serce na chwilę stanęło.
Po chwili szoku, podbiegłem do nieprzytomnego bruneta. Przyklęknąłem przy nim i złapałem go za policzki oglądając jego twarz czy nie ma żadnych ran.
Zbliżyłem się do jego ust aby wyczuć czy oddycha. Na szczęście tak. Poklepałem go po buzi próbując go ocucić lecz to nic nie dało.
Zauważyłem na jego głowie ranne, zapewne w wyniku uderzenia. Leciało z niej trochę krwi. Oderwałem kawałek koszulki przykładając ją do rany.
Westchnąłem i usiadłem na ziemi kładąc jego głowę na swoich kolanach. Co więcej mogłem zrobić?
Zastanawiałem się czy Carbonara zrozumiał że coś jest nie tak i czy mnie teraz szuka.. Miałem nadzieję że tak.
***
Siedziałem na tej ziemi sam nie wiem od jakiego czasu, ale myślę że około od dwóch godzin?
W końcu jednak coś się zadziało i Gregory zaczął odzyskiwać przytomność.
- Grzesiu? Jak się czujesz? Nic ci nie jest? - pytałem patrząc w jego lekko uchylone oczy.
- Erwin? Co ty tu robisz? Gdzie my jesteśmy? - spytał próbując się podnieść lecz przytrzymałem jego głowę na swoich kolanach. Lepiej aby się nie przemęczał.
- Nie wiem.. Myślałem że wsiadam do ciebie do samochodu ale tam ktoś był i we mnie wycelował i mnie porwał z pod Burgershota. - mruknąłem zaczynając gładzić jego włosy.
- Kurwa.. no tak. Ktoś mnie uderzył jak chciałem jechać po ciebie. I straciłem przytomność. - odparł krzywiąc się zapewne na ból głowy.
- Nie martw się, ktoś nas znajdzie. Carbonara widział jak mnie porwali. Krzyczałem do niego. Napewno słyszał. - mówiłem próbując potrzymać go na duchu.
- Chciałem do ciebie przyjechać do domu ale ciebie nie było, martwiłem się bo dowiedzieliśmy się że Dorian był w mieście. - powiedział.
- Odpoczywaj.. mocno oberwałeś. - powiedziałem.
Brunet kiwnął lekko głową i złapał moją dłoń splatając nasze palce razem. Uśmiechnąłem się do niego co odwzajemnił..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro