Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34

Hejka misie kolorowe!

Wrzucam kolejny rozdział, niestety już jesteśmy blisko końca opowiadania bo zostało jeszcze tylko 5 części :/

Miłego dnia/ wieczoru, kc <3

Erwin pov

Byłem na Burgershocie już z 3 godziny, dowiedziałem się że Carbonara jeździ z landrynkami i szuka Doriana.

Postanowiłem posiedzieć trochę na zapleczu i porozmawiać z Heidi, Davidkiem i Vasquez'em. Kui musiał gdzieś jechać, a ciemnowłosa stała za ladą obsługując klientów.

- Siwy! Mam świetny plan, pojedźmy pojeździć po mieście! Proszee! - odezwał się David z entuzjazmem.

- I co będziemy robić? - spytałem unosząc brew.

- Pośpiewamy sobie piosenki z radia! I trochę powkurzamy ludzi! No dawaj! Siwy.. - próbował mnie przekonać.

Westchnąłem i przewróciłem oczami gdy zaczął mną potrząsać abym się zgodził.

- No dobra! Ale Vasquez jedzie z nami, bo sam cię nie upilnuje zjebie. - odparłem ze śmiechem.

Gilkenly prychnął ale zgodził się kiwając głową. Spojrzałem pytająco na Vasquez ale uśmiechnął się co oznaczałoby że się zgadza.

Wyszliśmy z restauracji, żegnając się uprzednio z Heidi. Wsiedliśmy do sultana davida i ruszyliśmy do centrum.

Sporo czasu spędziliśmy na przypierdalaniu w losowe samochody, co jak mówił Gilkenly 'było niechcący'.

- OCZY ME! JAK DIAMENTY! - krzyczał David śpiewając, a raczej drąc tekst piosenki z radia.

- TWE DŁONIE, JAK KONWALIE! - dołączyłem do niego śmiejąc się po chwili.

W pewnym momencie uderzyliśmy w czyjś samochód, tym razem rzeczywiście nie celowo.

- Ty zjebie, znowu kogoś uderzyłeś! Musimy jechać na car zone.. - mruknąłem.

- Tylko nie zjebie! - krzyknął podjeżdżając do poszkodowanego samochodu. - Przepraszam wszystko w porządku? - spytał uchylając szybe.

- Kurwa, nie umiecie jeździć?! - odezwał się jakiś mężczyzna.

- Umiemy, po prostu nie mogłem wyhamować. - odparł Gilkenly.

- Zjeb! - warknął blondyn wysiadając z rozwalonego samochodu i próbując go przewrócić z dachu.

- Ej! Tylko nie zjeb! Tylko ja tak mogę na niego mówić! - odezwałem się.

- Zamknij ryj, nikt nie udzielił ci głosu! - mruknął przez ramię mężczyzna.

Wkurwiłem się na niego nie powiem. Ale David był chyba gorzej zły ode mnie. Gilkenly wyciągnął broń i do niego strzelił.

- Co ty Robisz?! - krzyknął Vasquez.

- Nie będzie się tak odzywać do siwego, ma to na co zasłużył. - mruknął chowając broń.

Patrzyłem na postrzelonego mężczyznę lekko zaskoczony.

- Kurwa david! Ale żeby od razu do niego napierdalać? - spytał brunet z tyłu.

Gilkenly tylko wzruszył ramionami szczerząc się.

- Nastepnym razem trochę więcej szacunku zjebie! - krzyknął do rannego blondyna.

- David.. - mruknąłem.

- Jak jeszcze raz usłyszę coś takiego od ciebie to nie będzie tylko kulki w ramię, a w głowę! - dodał.

- David! - krzyknąłem trzęsąc jego ramieniem.

- Co?! - spojrzał na mnie pytająco.

- Policja! - warknałem wskazując na niebiesko czerwone światła w oddali.

- Kurwa, spierdalamy! - odparł i zaczął uciekać.

- Wiedziałem że jak zawsze coś odpierdolisz.. - mruknąłem po chwili ciszy - Vasquez miałeś go pilnować.. - dodałem śmiejąc się.

- Ale ten debil jest nie do upilnowania. - mruknął chłopak z tyłu pojazdu. - Skręć w prawo w tą uliczkę a później w lewo, mamy dużo przewagi może nas nie zobaczą.

***

Po kilku minutach byliśmy wolni od pościgu. Zmieniliśmy samochód i podjechaliśmy na tyły Burgera.

- Nigdy więcej nie jeżdżę z tobą "powkurzać ludzi". - mruknąłem wysiadając z pojazdu.

- HAHA! Oj siwy chuju, przyznaj że było zabawnie. - poczochrał mi włosy śmiejąc się.

Spojrzałem na niego z politowaniem i odepchnąłem go.

- Ale ty jesteś zjebany.. - mruknąłem. - Zaraz przyjdę tylko odbiorę telefon. - dodałem słysząc dzwonek urządzenia.

Chłopacy kiwnęli głowami i weszli do budynku. Wyciągnąłem komórkę i spojrzałem na ekran po chwili odebrałem.

- Halo? - spytałem.

- Hej, gdzie jesteś? Nic ci nie jest? - usłyszałem przyjęty głos Monthany.

- Na Burgershocie, nie nic mi nie jest. Coś się stało? - spytałem marszcząc brwi.

- Nie nic się nie stało. Zaraz podjadę.. - odparł.

- Okej.. - mruknąłem - do zobaczenia.

- Do zobaczenia.

Rozłączyłem się i postanowiłem wrócić do przyjaciół. Wszedłem na zaplecze i zauważyłem Carbonarę. Uśmiechnąłem się i podbiegłem do niego przytulając go.

- Cześć siwy, jak się czujesz? - spytał obejmując mnie.

- Dobrze, ale nigdy więcej nie jeżdżę z tymi zjebami. - mruknąłem odsuwając się od białowłosego.

- Ej wypraszam sobie! - odparł David.

- Ja nic nie zrobiłem! - powiedział Vasquez unosząc ręce w obronnym geście.

Nicollo westchnął patrząc na nas i łapiąc się za głowę.

- Co znowu odjebaliście? - spytał.

- Ja nic! - odparł Vasquez. - Ale on postrzelił jakiegoś typa i spierdalaliśmy przed psami. - dodał.

- David! Co ci mówiłem o strzelaniu do bezbronnych ludzi? - spytał Carbo.

- Ale on nazwał mnie zjebem i kazał siwemu się zamknąć.. - powiedział Gilkenly gestykulując.

Białowłosy tylko schował twarz w dłoniach i Pokręcił głową z niedowierzaniem.

Usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości więc spojrzałem na wyświetlacz czytając ją.

"Jestem na tyłach, wyjdziesz?"

- To Monthana, będę już leciał. Przyjechał po mnie. - mruknąłem i przytuliłem po kolei każdego.

- Trzymaj się siwy! - powiedział Carbo gdy już wychodziłem.

Machnąłem im jeszcze rękom i wyszedłem z restauracji. Rozjerzałem się i zauważyłem jugulara Grzesia więc do niego podeszłem i wsiadłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro