32
Hejka misie kolorowe!
No dzisiaj rozdział ba który trochę osób czekało :3
Miłego wieczoru kochani <3
Erwin pov
Przebudziłem się rano jak się okazało na kanapie w objęciach Gregorego. Widocznie on też musiał tu zasnąć.
Leżałem na nim obserwując jego spokojną twarz. Czy istnieję coś takiego jak przeznaczenie?
Mam wrażenie jakby to on nim dla mnie był, ciągnie mnie do niego niesamowicie i gdy jest blisko to czuje się bezpiecznie.
- Dzień dobry skarbie.. - mruknął zachrypniętym głosem gdy się przebudził.
Zarumieniłem się na to określenie, któryś raz z kolei zwraca się do mnie pieszczotliwie, mimo wszystko nie przeszkadza mi to zbytnio.
- Hej.. pewnie się nie wyspałeś? - spytałem chcąc się podnieść z bruneta.
Policjant jednak przyciągnął mnie ponownie obejmując mnie rękoma abym nie wstawał.
- Było mi bardzo wygodnie i właśnie się wyspałem. - odparł z uśmiechem.
Wiedząc że i tak nie wstanę oparłem głowę o jego klatkę piersiową słuchając bicia jego serca. Było takie spokojne.
Zastanawiałem się co mam zrobić ze sprawą Doriana. Może rzeczywiście Gregory miał rację, a ja wcale go nie kochałem?
Nie umiem tego określić obiektywnie. Ale wciąż czuję strach na myśl o blondynie.
- Erwin? - usłyszałem i podniosłem głowę patrząc w czekoladowe oczy mężczyzny.
- Hmm? - mruknąłem w odpowiedzi wciąż nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Widziałem jak bije sie ze swoimi myślami, chciał coś powiedzieć lecz chyba nie do końca potrafił.
- Czy.. czy ja mogę cię pocałować? - spytał nieśmiało oblewając się rumieńcem.
Zaskoczyło mnie to pytanie. Nie wiedziałem co mam myśleć, czy on coś do mnie czuł? A co ważniejsze czy ja coś do niego czułem?
Martwił się o moje samopoczucie, chciał uzyskać zgodę abym nie poczuł się zraniony. Opiekuje się mną, pozwolił u siebie mieszkać.
To jemu zaufałem i to on daje mi bezpieczeństwo. Ale czy jestem gotowy na kolejne relacje?
Przecież w końcu Dorian był na wolności a ja jeszcze wczoraj chciałem mu dać szansę, może było to ze strachu ale jednak.
Jeszcze wczoraj całowałem blondyna,a raczej to on mnie całował, ale w końcu mógłbym zobaczyć czy rzeczywiście czuję coś do Monthany.
Patrzyliśmy sobie w oczy, ja byłem zmieszany on natomiast zawstydzony.
Wciąż nie będąc do końca przekonany kiwnąłem niepewnie głową w zgodzie.
Mój oddech przyspieszył a serce zaczęło bić kilkakrotnie razy szybciej. Czułem te zjebane "motylki" w brzuchu. Nie koniecznie z 'miłości' lecz możliwe że ze stresu.
W pewnym momencie brunet delikatnie zetknął nasze wargi ze sobą. Tworzyły one swoje orginalne powolne ruchy.
Całowałem go rytmicznie lecz wciąż niepewnie. On natomiast był odważniejszy lecz wciąż ostrożny i delikatny, jakbym miał się rozpaść na małe kawałki.
Czułem gorąco wewnątrz siebie, nie mogłem zaprzeczyć faktowi że podobało mi się to.
Może rzeczywiście nigdy nie wiedziałem czy kocham doriana do póki nie pocałowałem bruneta. Moje wątpliwości się rozwiały.
Nigdy wcześniej nie czułem czegoś tak wyjątkowego jak teraz gdy go całowałem.
Po kilkunastu sekundach musieliśmy zaczerpnąć powietrza. Z nierównymi oddechami patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
Skanowałem wzrokiem jego twarz. Jego zgrabny nosek, pełne malinowe usta, świecące czekoladowe oczy.
Czułem jak moje policzki robią się ciepłe, dlatego odwróciłem wzrok. Brunet natomiast usiadł poprawiając mnie na sobie tak że siedziałem teraz na jego kolanach. Nakierował moją twarz w swoją stronę abym na niego spojrzał.
- Dziękuję.. - powiedział uśmiechając się lekko i pocałował mnie w czoło.
Jeszcze bardziej się zawstydziłem i schowałem twarz w zagłębieniu jego szyji mrucząc coś po nosem.
Poczułem jak klatka piersiowa mężczyzny zadrżała pod wpływem jego melodyjnego śmiechu.
- Oh.. zamknij się. - wychrypiałem jeszcze bardziej chowając twarz.
- No już dobra, przepraszam! - parsknął - po prostu jesteś uroczy gdy się wstydzisz.
- Grzesiu! - wyburczałem czując jak moja twarz dosłownie płonie.
- Okej! Już nie będę.. - zaśmiał się i uniósł ręce W obronnym geście. Po chwili jednak spoważniał. - Erwin? Co chcesz zrobić z Dorianem? Chcesz aby poszedł do więzienia? - spytał.
Westchnąłem głośno wiedząc że w końcu będziemy musieli porozmawiać o moim wczorajszym spotkaniu z blondynem.
- Nie wiem.. Nie jestem pewny, w sensie nie chcę już z nim byc jeśli o to ci chodzi. Ale on był moim przyjacielem od lat, stał się taki przez zdradę swojej byłej dziewczyny, przez narkotyki i alkohol. - powiedziałem.
Brunet pogładził mnie po policzku i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem wzdychając.
- Skarbie mówiłem ci już, że nic nie może usprawiedliwiać jego zachowania.. Wiesz gdzie on się ukrywa? - spytał.
- Nie do końca.. wiem że to taki domek w lesie ale nie wiem gdzie on jest. - mruknąłem.
Policjant pokiwał głową ze zrozumieniem. Wplątał rękę w moje włosy zaczesujac je do tyłu.
- Chcesz powiedzieć Carbonarze? Albo ogólnie komuś?
Zagryzłem wargę zastanawiając się nad tym. Nie chciałem martwić białowłosego jeszcze bardziej, na dodatek silny miałby problemy przez to.
- Nie.. Nic się w końcu nie stało, po prostu będę unikał Gebbelsa. - odparłem.
- Okej, ale pamiętaj że zawsze możesz na mnie liczyć, jeśli jednak zdecydujesz się powiedzieć komuś to będę cię wspierać. - rzekł uśmiechając się.
Oddałem uśmiech patrząc mu w oczy.
- Dziękuję.. to naprawdę dużo dla mnie znaczy.
Położyłem rękę na jego policzku gładząc go i już trochę pewniej musnąłem jego wargi swoimi.
Brunet położył dłonie na moich plecach jeżdżąc po nich palcami i delikatnie gładząc. Ja natomiast jedną rękę trzymałem wciąż na jego policzku a drugą wplątałem w jego włosy.
To chyba jednak było to..
Może rzeczywiście miłość istnieje?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro