23
Witam ponownie misie kolorowe.
Prosiliście o jeszcze jeden rozdział, nie umiem wam odmówić :3
Wrzucam jeszcze jeden ale to dzisiaj koniec, dobrej nocy kochani <3
Erwin pov
Zanim udało mi się zamknąć drzwi od łazienki, wkurwiony blondyn złapał mnie za włosy ciągnąc do tyłu.
Chwycił mnie za szyję i przycisnął do ściany. Robił to patrząc na mnie zielonymi oczami które pod wpływem emocji były prawie że czarne.
Chwyciłem jego ręce próbując go odciągnąć. Jednak on nie zwracał na mnie uwagi zaciskając ręce na mojej szyji zabierając mi dopływ tlenu.
- Dorian.. puść.. - wychrypiałem coraz bardziej potrzebując powietrza.
Był w amoku nie słuchał mnie. Albo nie chciał słyszeć. Zacząłem zastanawiać się jak to jest po śmierci. Zrozumiałem że za chwilę stracę życie.
Obraz powoli mi się zamazywał a ja resztkami sił drapałem chłopaka próbując go jakoś opanować.
Wbiłem mu paznokcie w rękę tworząc rany na niej.
Blondyn syknął i zamrugał pare razy. Odsunął się ode mnie łapiąc się za ranne ramię.
Upadłem na podłogę łapiąc łapczywie powietrze i kaszląc. Dotknąłem szyji które cholernie mnie bolała. Łzy leciały mi po policzkach.
Dorek nie uspokoił się jednak. Gdy zauważył, że go skrzywdziłem spojrzał na mnie wkurwiony. Nie był teraz moim dorkiem.
Mój Dorian widząc mnie w takim stanie wziąłby mnie przytulił i zaczął przepraszać. Wiedziałby że przegiął..
- Ty kurwo! - warknął podchodząc do mnie.
Zacząłem się cofać, czołgając się po ziemi. Próbowałem jakolwiek uciec.
Blondyn jednak chwycił mnie za włosy podnosząc mnie do pionu. Skrzywiłem się jęcząc cicho z bólu.
Uderzył mnie z pięści w twarz, lecz nie zparzestał na tym. Szarpał mną i rzucał przez dobre 10 minut. Bił, kopał..
Nie miałem siły się ruszyć.. zwinąłem się z bólu cicho łkając. Modliłem się o śmierć.
Kaszlnąłem co jakiś czas wypluwając ślinę z krwią na podłogę. Czułem się chujowo..
Chciałem umrzeć. Chciałem spokoju.. dostałem go gdy moje powieki opadły. Nie mogąc już wytrzymać dłużej przytomnie, odpłynąłem.
***
Ocknąłem się jęcząc z bólu. Znajdowałem się na ziemi w sypialni. Tam gdzie ostatni raz zemdlałem.
Rozejrzałem się wokół wiedząc że za oknem jest już ciemno. Oznaczało to że byłem nieprzytomny kilka godzin.
Nie widziałem nigdzie blondyna co wcale mi nie przeszkadzało. Próbowałem się podnieść lecz nie miałem siły. Wszystko mnie bolało.
Po kilku minutach Doczołgałem się do drzwi próbując je otowrzyć. Udało mi się. Po ciężkich zmaganiach podniosłem się podtrzymując framugi drzwi. Rozjerzałem się lecz w mieszkaniu było ciemno i nie słyszałem żadnego odgłosu. Zerknąłem na kanapę na której spał Dorian trzymając w dłoni butelkę po wódce.
Dłuższy czas stałem i zastanawiałem się co powinienem zrobić. Postanowiłem w końcu z tym skończyć. Nie chciałem tak żyć.
Jak najciszej umiałem z moim stanem ruszyłem do drzwi mieszkania. Założyłem buty i wyszłem z mojego domu biorąc klucz i ostrożnie, nie sprawiając hałasu zamykając drzwi.
Kulejąc i podtrzymując się ścian schodziłem na dół chcąc uciec z tego budynku. Gdy mi się udało odetchnąłem świeżym powietrzem.
Po dłuższym czasie, jękach bólu i mnóstwie łez które wylałem po drodze w końcu doszedłem do komisariatu.
Czułem się chujowo, bolały mnie całe żebra, twarz, nogi, ręce, szyja. Jednym słowem wszystko. Widząc sie w szklanych drzwiach było mi niedobrze.
Wyglądałem okropnie, poharatana twarz, roztrzepane włosy, czerwone spuchnięte mokre oczy, duża ilość zaschniętej krwi na ubraniach, twarzy. Oraz cała posiniaczona szyja.
Drżącą brudną od czerwonej cieczy ręką pociągnąłem za klamkę. Zawahałem się.
Czy napewno chcę to zrobić? Co jeśli mi nie uwierzą? Dorian się dowie a ja znowu zostanę sam.. Co ja powiem rodzinie? Przecież silny, carbo czy ktokolwiek inny nie uwierzy że dorian byłby do tego zdolny.
Ale ja nie chciałem tak żyć, nie chciałem żyć wogóle. Ale jeśli musiałem, to nie tak, nie w ciągłym bólu i strachu.
Przymknąłem oczy i wszedłem do środka. Powolnym krokiem podeszłem do recepcji. Nikogo w niej nie było więc zadzwoniłem dzwonkiem.
Moje ciało drżało ze strachu i stresu a ja podpierałem się lady aby nie upaść.
Usłyszałem kroki i skrzypnięcie drzwiami. Przełknąłem ślinę i jeszcze bardziej się zestresowałem. Zastanowiłem się czy jeszcze nie zawrócić i nie wyjść.
Lecz gdy drzwi się otworzyły i zauważyłem w nich policjanta z teczką w dłoniach czas jakby się zatrzymał.
- W czym mogę pomóc? - spytał Capela nie unosząc głowy z nad papierów.
W moim żołądku mnie zaciskało. Nie mogłem nic z siebie wykrztusić. Stałem stam opierając się i ze łzami kąpiącymi na podłogę. Patrzyłem sparaliżowany na siwowłosego.
Przełknąłem głośno ślinę zaciskając pięść wbijając w nią paznokcie.
Mężczyzna po chwili ciszy podniósł głowę marszcząc brwi na brak odpowiedzi.
Gdy mnie zobaczył jego wzrok zmienił się z zaskoczony, a po chwili w zatroskany.
- Erwin? Co ci się stało? - spytał odkładając teczkę na blat i podchodząc do mnie.
Zagryzłem wargę powstrzymując jej drżenie. Zacisnąłem mocniej pięści gdy chłopak się zbliżył. Zadrżałem lekko się odsuwając.
Spojrzałem w jego oczy widząc w nich zaufanie, rozkleiłem się zaczynając szlochać.
- Ej, ej, ej spokojnie.. - mruknął dotykając mnie powoli.
Objął mnie i zaczął gładzić po plecach. Ja po chwili wtuliłem się w niego zaciskając pięści na jego mundurze.
Znałem Capelę od dłuższego czasu ale nigdy nie miałem z nim bliższego kontaktu. Mimo wszystko teraz potrzebowałem kogokolwiek.
Potrzebowałem kogoś..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro