Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

*Rok później*

Erwin pov

Czasem życie bywa przewrotne. Daje nam wiele zagadek, czy różnych zaskoczeń na naszej drodze.

Moje życie potoczyło się inaczej niż bym chciał. Nie ułożyło się jak w wymarzonym filmie fantasy. Mimo wszystko sie potrafiłem go zmienić na lepsze. Możliwe że ze strachu, a może z przezwyczajenia lub wstydu?

Sam do końca nie byłem przekonany z jakiego powodu.
I bardzo żałowałem wielu decyzji.

Nienawidziłem siebie.
Nienawidziłem swojego życia.
Nienawidziłem tego że to ja je takim stworzyłem.

-Erwin? Jesteś z nami?- spytał Carbonara machając mi ręką przed twarzą.

Wzdrygnąłem się i zamrugałem pare razy aby powrócić myślami do życia.

-Um.. tak przepraszam, zamyśliłem się trochę.- wymusiłem uniesienie kącika ust ku górze.

Naciągnąłem rękawy mojej bluzy na nadgarstki trochę bardziej. Było chłodno, w końcu był listopad.

-Możesz chociaż raz słuchać? Potem nie będziesz rozumiał planu i znowu coś zepsujesz.- warknął Dorian.

Skrzywiłem się lekko na jego ton głosu. Zacisnąłem ręce w pięści.

-Przepraszam..- wychrypiałem po czym odkaszlnąłem aby odgonić chrypkę z gardła.

-Nic się nie stało, okej więc powtórzę. Weźmiemy Sultana i odjedziemy nim w kanały, ewentualnie jeśli nie będzie helikoptera po prostu uliczkami.- powiedział Carbo.

Przytaknąłem kiwając głową, a reszta grupy również mruknęła twierdząco.

-Kto bierze udział w akcji?- spytał Dia.

-Ja, Dawid, Labo i Erwin.- odparł Nicollo.

-A znajdzie się jeszcze jedno miejsce?-spytał blondyn siedzący obok mnie.

-Sorki Dorek ale pass.. mamy czwórkę i jeszcze Dia w kanałach.

Dorian skrzywił się na jego słowa ale przytaknął.

Poczułem dotyk na ramieniu. Lych objął mnie i przybliżył się do mojego ucha.

-Mam nadzieję że będziesz grzeczny..- wyszeptał.

Gęsia skórka opanowała moje ciało na jego oddech na karku.
Przełknąłem ślinę kiwając twierdząco głową i uśmiechając się sztucznie.

-Dobra zakochańce, musicie się pożegnać bo zaraz zaczynamy. Podskoczymy jeszcze do mieszkania.- powiedział Dawid w naszym kierunku.

Zaczerwieniłem się lekko. Chrząknąłem znacząco podnosząc się z kanapy. Blondyn również wstał i objął mnie chwytając za biodra.

-Macie dosłownie chwilę! Minuta! Erwin pospiesz się!- usłyszałem Carbo który wraz z innymi wyszli z pomieszczenia zachrysti.

-Pośpieszcie się, nie lubię gdy nie ma cię w domu..- powiedział Dorian wydymając wargę jak małe dziecko.

-Mhm..- mruknałem cicho.

Chłopak złapał mnie za pośladki i przycisnął bliżej siebie. O ile było to możliwe. Pisnąłem cicho na jego gest.

-Bądź grzeczny.. pamiętaj żeby dobrze zhackować.- uśmiechnął się i cmoknął moje usta.

Oddałem pocałunek po chwili sie odsuwając.

-Muszę lecieć, chłopacy czekają.- powiedziałem niepewnie.

-Zawsze mi cię zabierają.- powiedział niezadowolony.

-Wrócę za godzinkę max półtorej..- uśmiechnąłem się i pocałowałem go w policzek szybko wyplątując się z jego objęć i ruszając do wyjścia.

-Trzymam cię za słowo!- krzyknął gdy byłem już daleko.

Przełknąłem ślinę i wsiadłem do samochodu ruszając wraz z chłopakami.

***

-Okej, Erwin pamiętasz wszystko? Udajesz zakładnika, my "zmuszamy" cię do otwarcia sejfu, a potem my spierdalamy. Im mniej osób ucieka tym mniej złapią. Jasne?- spytał Carbo.

-Tak, wchodzimy?

Brunet kiwnął głową i wysiadł z samochodu celując do mnie.

Mieliśmy za zadanie dojechać na miejsce z samochodem do ucieczki. Dawid i labo ogarnęli zakładników z którymi czekali w środku banku.

Weszliśmy do środka budynku widząc klęczących ludzi i chłopaków którzy do nich celowali.

-Ty! Na zaplecze już! Będziesz hackował!- warknął brunet i pchnął mnie wgłąb korytarza.

Bez słowa ruszyłem w stronę sejfu. I wyjąłem sprzęt gdy nikt nas nie widział.

Dosyć szybko udało mi się obejść system i po chwili otworzylem drzwi.

-Dobra! Teraz wypierdalasz do innych!

Podniosłem się i ruszyłem z podniosionymi rękoma do reszty zakładników. Uklęknąłem obok jakiegoś faceta i spuściłem wzrok na ziemię.

Wciąż to samo, banki, jubiler, kasyno, porwania, wyłudzenia. Miałem już tego dość. Chciałem normalnego życia. Ale nie chciałem zawieść przyjaciół.

Nie mogłem przecież powiedzieć 'hej słuchajcie u mnie jest chujowo". Przecież z jakiego powodu miałoby tak być? Inni mają gorzej. Przecież mam 'zajebiste' życie.

Z moich kolejnych zamyśleń wyciągnął mnie dotyk chyba dawida który złapał mnie za ramię podnosząc do góry.

Wstałem posłusznie wciąż trzymając ręce na widoku.

-Wychodzimy! Dziękujemy za pomoc, w końcu się jakiś zakładnik na coś przydał!- powiedział specjalnie przy policji.

Spojrzałem na niego zirytowany. Ale wyszedłem na ich celowniku z budynku.

-Wsiadamy do samochodu, cały czas do niego celuje!- mówił brunet.

W końcu odjechali, a za nimi 4 radiowozy.

-Dzień dobry, zapraszam za mną, przeszukam pana.- powiedział policjant.-kadet numer odznaki 74, John Deere. 

Przytaknąłem lekko i ustawiłem się pod ścianą. Po chwili mężczyzna zaczął jeździć rękoma po moim ciele w poszukiwaniu niebezpiecznych bądź nielegalnych przedmiotów.
Czułem się nieswojo i wzdrygnąłem się gdy dotknął kawałka nagiej skóry.

Bluza mi się podwinęła i dlatego czułem chłód gdy szukał w tamtym miejscu ziemnymi rękoma.

W końcu skończył i odsunął się trochę. Poprosił mnie o dowód osobisty.
Wyciągnąłem z kieszeni portfel i drżącymi rękoma zacząłem szukać dokumentu.

-Oj chyba nie ubrał się pan stosownie jak na pogodę.- zaśmiał się funkcjonariusz.

Wymusiłem uniesienie kącika ust i wyjąłem dowód z jednej z przegródek podając go Johnowi.

Mężczyzna go sprawdził i spisał dane do notatnika.

-Dobrze w takim razie, spytam w prost. O co chodziło napastnikom przed odjazdem? Z pomocą?- spytał.

-Kazali mi otworzyć sejf..

-Mhm.. rozumiem że się udało? W jaki sposób?- spytał.

-Znam się trochę na informatyce. Umiem co nieco.

-Dobrze, widzę że ta rozmowa zajmie nam trochę dłużej. Pojedziemy na komendę złożyć zeznania dobrze? Musi to zrobić wyższa ranga a jedyna znajduje  się na komendzie.- powiedział.

Westchnąłem i skrzywiłem się nieco na myśl że zajmie mi to dłużej niż powiedziałem dorkowi. Kiwnąłem głową i wsiedliśmy do pojazdu ruszając na mission row.

***

Usiadłem na krześle czekając na pojawienie się funkcjonariusza który miał mnie przesłuchiwać. Wyjąłem telefon z kieszeni i napisałem sms do Doriana:

"Jestem na komendzie, chcą mnie przesłuchać. Nie wiem ile mi jeszcze zejdzie. Przepraszam."

Drzwi do przesłuchaniówki otworzyły się i wszedł przez nie wysoki brązowo włosy mężczyzna. Był przystojny i ubrany w mundur oraz kamizelkę. Miał brązowe oczy które patrzyły się w tablet który trzymał w dłoniach.

Zasiadł na miejscu na przeciwko i wyrecytował swoje imię:

-Gregory Monthana, numer odznaki 105, kapitan.

***********
Jak wrażenia po pierwszym rozdziale?

Mam nadzieję że w porządku :D

Miłego dnia wam życzę misiaki <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro