eight.
— Bardzo się przepraszam, Louis. Naprawdę nie chciałam, aby to tak wyszło. Poszłam po piwa, on się do mnie przyczepił i próbował ze mną flirtować. Chciałam go spławić zanim przyjdziesz, ale wszystko widziałeś i nie dałeś mi tego nawet wtedy wytłumaczyć — powiedział Alex. Siedzieli na jakiejś ławce przy punkcie widokowym w Santa Fe. Spojrzała nieśmiało na szatyna, który siedział obok i podgryzła swoją wargę.
— Wiem, byłem głupi. Ale byłem też zły na ciebie. Nie sądziłem, że będziesz chciała gadać z jakimś innym facetem, a wiesz, że jestem bardzo zazdrosny o ciebie. Tak bardzo nie chcę cię stracić, że nie wyobrażam sobie, abyś mogła odejść z kimś innym — powiedział smutno, patrząc się na swoje dłonie. Westchnął później cicho i pokręcił głową. — Też powinienem cię przeprosić.
— Nie masz za co, Louis. Rozumiem cię — przyznała, chociaż było jej przez niego okropnie przykro. Wiedziała jednak, że z tym człowiekiem czasem lepiej było schować dumę do kieszeni i zrobić pierwszy krok na przód, bo Tomlinson tego by nie dokonał. Przez swoją dumę i upartość tak naprawdę był ciężkim przypadkiem, a pomimo to Alex zdążyła się w nim zakochać i nie chciała kończyć tego związku. — Zawaliłam to, wiem. Przepraszam.
— Nie przepraszaj mnie już. Wystarczy, że się przytulisz — Uśmiechnął się do niej lekko i wyciągnął swoje ramiona do blondynki. - Nie chciałem się kłócić, ale jestem głupi i zazdrosny.
— Gdyby nie to wszystko, to powiedziałabym, że to było całkiem urocze, ale zachowałeś się jak dupek — Zacisnęła swoje małe dłonie na jego koszulce i westchnęła cicho. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego jak bardzo się za nim stęskniła, dopóki jej nie objął swoimi ramionami. Bardzo jej tego brakowało.
— Wiem. Dziwię się, że wciąż ze mną wytrzymujesz. Gdyby był na twoim miejscu już dawno bym ze sobą zerwał.
— Nie zerwę z tobą, bo cię kocham, dupku — zaśmiała się cicho i spojrzała na niego z uśmiechem wymalowanym na twarzy. — Musisz w końcu sobie to zapamiętać.
— Ja ciebie bardziej — Musnął jej czoło, nos i usta swoimi wargami, aby dostała dodatkowe potwierdzenie jego słów. — Myślałem już, że nie będziesz chciała dalej ze mną jechać — dodał, wzdychając ciężko, gdy odwrócił już wzrok w stronę miasta.
— Nie miałam już wyjścia. Zresztą obiecałam ci, że pojadę z tobą, więc jestem — Wzruszyła ramionami, układając swoją głowę u nasady jego szyi. Westchnęła z ulgą, czując przy okazji jego perfumy. Od zawsze je uwielbiała i bardzo jej się podobały.
///
— Brakowało mi tego — przyznał Louis, gdy usiedli przy stoliku w jakimś barze. Zaczęło padać, więc musieli w popłochu uciekać z punktu widokowego. Nie przeszkadzało im to jednak, bo i tak zdążyli już zgłodnieć, więc z całkiem dobrym nastawieniem schronili się, gdzieś gdzie nie musieli się przejmować deszczem. — Na co masz ochotę?
— Sama nie wiem, chcę herbatę, to na pewno — przyznała, pocierając o siebie swoje zmarznięte dłonie. — A ty co chcesz?
— Chyba zjem jakiegoś burgera — przyznał i uśmiechnął się pod nosem, wodząc wzrokiem po menu. Blondynka wyciągnęła szyję, aby zobaczyć, co takiego przeglądał i podgryzła swoją wargę.
— To zamów dwa. I frytki — zaśmiała się cicho i spojrzała na niego. Skinął głową, a gdy zjawiła się przy nich kelnerka, złożył zamówienie, prosząc jeszcze o herbatę dla blondynki. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy zerknął na nią podczas składania zamówienia, a później otuliła się bardziej jego bluzą, którą zabrała z samochodu. Od nowa mogła chodzić bezkarnie w jego ubraniach i bardzo jej się to podobało. Zresztą były o wiele cieplejsze od tych, które miała ona sama. — Jestem głodna. Nic nie jadałam cały dzień.
— Ja też. Ale zaraz wszystko będzie gotowe, przynajmniej taką mam nadzieje. I wypijesz sobie herbatkę. Rozgrzejesz się.
— Mam taką nadzieje. Nie chcę się rozchorować — przyznała, wzdychając pod nosem i rozejrzała się po barze. Miał typowo amerykański wystrój, zaczerpnięty z lat pięćdziesiątych, ale całkiem jej się to podobało. Miało w sobie jakiś urok. — Ładnie tu.
— Też mi się podoba. Chociaż i tak wolę patrzeć się na swoją piękną dziewczynę. Dzisiaj wygląda wyjątkowo pięknie — powiedział, zerkając na nią i uśmiechnął się szeroko. Alex mimowolnie przewróciła oczami i zachichotała pod nosem.
— Przestań już. To, że się pokłóciliśmy, nie oznacza od razu, że musisz mnie zawstydzać cały czas — powiedziała, wzruszając ramionami.
— Ale mi się to podoba i będę cię zawstydzał — powiedział, jakby to nie było nic takiego. Posłał jej przy okazji głupkowaty uśmiech, przez co Alex znowu się zaśmiała i pokręciła głową. — I nie dramatyzuj, bo z rumieńcami jest ci do twarzy.
— Nieprawda.
— Prawda i nie kłóć się ze mną — Spojrzał na nią wymownie, a później zerknął na kelnerkę, która przyniosła herbatę. — Pij, a nie gadaj i kłóć się ze swoim chłopakiem.
— Ja się nie kłócę. Po prostu staram ci się wbić coś do głowy i to wszystko. Nie moja wina, że mnie nie chcesz słuchać.
///
dzisiaj dodam jeszcze dwa ostatnie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro