6. Ja nie żartuję!
– Ja oczywiście narobiłem potem sporo głupot własnoręcznie, że tak powiem. – Bynajmniej nie próbuje mi ściemniać brunet. – Ale jeśli wyszedłem na ludzi, to tylko zasługa Elijaha. Nigdy mu się nie zdołam odwdzięczyć za to, że mnie wyratował z tamtego piekła.
Czuję, że wysłuchawszy zwierzeń Ashera, mam w gardle wielką kluskę, której chyba nigdy nie zdołam połknąć. Trzęsącymi się rękami sięgam po totalnie już zimną kawę, ale ze wzburzenia tylko oblewam nią bluzkę, na szczęście brązową.
Chłopak parska, z koślawym nieco rozbawieniem, i mówi:
– Teraz muszę nie tylko postawić ci drugą kawę, ale jeszcze zapłacić za pralnię. A najlepiej pewnie kupić ci nową bluzkę.
– Obejdzie się – prycham i ja, bo składając mi hojne oferty, drań wykorzystuje jednocześnie okazję, żeby mnie macać po biuście, niby to wycierając mi mokrą plamę. – I łapy przy sobie!
Faceci!
Brunet bez żenady szczerzy do mnie śnieżnobiałe zęby i przekonuje mnie, jakbym się urodziła wczoraj:
– Jesteś niewdzięczna, a ja tylko chciałem pomóc!
– Dobra dobra, znam ja takich pomagaczy!
– Takiego jak ja, nigdy wcześniej nie znałaś.
Nieruchomieję i przyglądam mu się uważnie. Bo w sumie mówi prawdę. Nie dane mi było dotąd poznać nikogo z tak popapranym życiorysem.
A kto wie, jakie traumy dźwiga jego starszy brat, prawda? Nie, żebym go chciała usprawiedliwić. Tego, co mi zrobił Elio, nic nie zdoła usprawiedliwić.
Ale przynajmniej lepiej go teraz rozumiem. Ich obu.
I wiem już na pewno, że gdyby to wszytko między nami nie było takie popieprzone, gdyby Elijah Holden mnie nie wykorzystał i nie kopnął w tylek, a Zelda Bellamy nie odebrała mi możliwości zostania matką, być może moglibyśmy dzisiaj być szczęśliwą, młodą rodziną.
Elio na pewno byłby cudownym ojcem, Ash jeszcze lepszym wujkiem. I może nawet ja sama jakoś dawałabym sobie radę, jako mama dwójki naszych kochanych szkrabów.
Czując, że za moment znów się rozryczę, nabieram głęboki oddech i szybko pochylam się w stronę chłopaka, żeby złożyć na jego policzku lekki pocałunek.
– Za co to? – pyta, miło zaskoczony.
– To nie dla ciebie, głupku!
– Nie? – Rozczarowanie w jego głosie niemal łamie mi serce, choć wiem, że się tylko nabija.
– Nie. To dla tego jedenastolatka, wiesz...
– Awww.
A wtedy całuję go jeszcze raz, w drugi policzek.
– A to dla Elijaha, który jechał po niego dwa dni pociągiem.
– Sama go sobie pocałuj!
– Jak mogłabym, to narzeczony mojej matki – przypominam mu, dużo już chłodniej.
– Niestety, pamiętam o tym.
– Niestety?
– Tak, niestety. Przykro mi to mówić, ale nie lubię tej kobiety. Ani jej nie ufam.
O, to jest nas dwoje.
– W sposób oczywisty ma na punkcie mojego brata obsesję, ale...
– To się nie skończy dobrze?
– Dokładnie.
– Tego nie wiemy – usiłuję zaprzeczyć swoim własnym słowom sprzed chwili, ale totalnie bez przekonania.
– Wiemy, ta kobieta to bazyliszek. Zamienia ludzi w kamień jednym swoim spojrzeniem.
– Daj spokój!
– Mówię, co widzę, a widzę Zeldellę de Vil*. Jeśli ten debil już musi się z kimś ożenić, to zdecydowanie wolałbym, żebyś to była ty.
– Oszalałeś??? – Tym razem naprawdę mnie mega zaskoczył.
– Bynajmniej. Widziałem, jak na ciebie wczoraj patrzył, Sol.
Serce mi nagle zamiera i całe szczęście, że tym razem nic nie trzymam w ręce, bo znów bym się ochlapała.
– I... widziałem, jak ty na niego patrzyłaś.
Nic nie widziałeś, głupku jeden!
Nie mogłeś widzieć, bo ja nienawidzę twojego brata, kłamcy i naciągacza!
◇◇◇
– Możemy zmienić temat? I w ogóle już stąd iść? – proponuję, po chwili zdyszanego milczenia, bezskutecznie usiłując podnieść się ze stołka, bo Ash mi w tym stale przeszkadza.
Ma uśmiech na idealnych ustach i jednocześnie powagę w granatowych oczach. Piorunująca mieszanka, gdyby ktoś pytał.
– Sol, ja nie żartuję. Elio nie powinien żenić się z twoją matką i chyba tylko ty możesz temu przeszkodzić.
– Mogę to ja zostać zabita przez Zeldellę – marudzę, zapożyczając chwytliwe przezwisko.
– Wczoraj ci to jakoś nie przeszkadzało – podpuszcza mnie. – Wszyscy widzieliśmy, jak ich oboje prowokowałaś.
– To przez lobstera. Powoduje u mnie taką reakcję alergiczną. Przestaję odpowiadać za swoje słowa i czyny.
– Czy zatem mogę cię karmić lobsterem codziennie, dopóki tamtych dwoje nie zerwie swoich idiotycznych zaręczyn?
W sumie to nie wiem, czy w jego słowach nie kryje się jakiś podstęp. Może to wszystko, co mi dzisiaj mówi, to jedna wielka ściema i manipulacja?
Jego brat kłamie z równą łatwością, jak oddycha, nie wolno mi o tym zapominać!
– Nie. I przestań mnie śledzić – burczę. – Żeby mi się to więcej nie powtórzyło!
Ash obejmuje mnie ramieniem i nawiguje nami płynnie w stronę drzwi.
– Jakim cudem miałbym cię dzisiaj wyśledzić? – przekomarza się wesoło. – A może to ty mnie stalkujesz w social mediach i specjalnie pojawiłaś się w mojej ulubionej kawiarni?
No w sumie... Nie zrobiłam tego, ale mogłam. Gdybym tylko miała jakieś, a po tym, co się stało, wszytkie usunęłm, heh.
Próbowałam odciąć się od starego życia. Aż do wczoraj było to nawet dość skuteczne.
– Pochlebiasz sobie! – zapewniam go zatem.
– Pewnie masz rację. Ale gdy cię tutaj dziś zobaczyłem, wiedziałem, że to znak!
– Jaki?
– Mówiłem ci. Żeby zakończyć ten ich dziwaczny związek, żaden facet nie zasługuje na taki los jak Zeldzisko.
Ani żadna kobieta na taki, jak Justin.
– I musimy zacząć współdziałać. Nie zostawię cię z tym samej.
– Ale ze mnie szczęściara.
– A żebyś wiedziała, kocie!
– Phi! A w ogóle, to jak nas sobie mama przedstawiała wczoraj w Hakkasan, patrzyłeś na mnie z obrzydzeniem! Widziałam – przypominam sobie. – A teraz nagle jestem taka super?
– Z obrzydzeniem to niemożliwe – protestuje. – Jesteś na to za ładna. Ale...
– Co: ale?
– Faktycznie, mogło ci się oberwać rykoszetem. Za twoją matkę. Myślałem, że będziesz taka sama, jak ona. Zimna i z kijem w tyłku.
W sumie to go rozumiem, ale nie zamierzam się do tego przyznawać. W zamian oświadczam kpiąco oraz nieco zaczepnie:
– Idiota z ciebie. Ale nie martw się, ja ciebie wzięłam za totalnego narcyza. I za wiele się nie pomyliłam, co?
Jedno, co trzeba przyznać Asherowi Holdenowi, to że oprócz urody ma też poczucie humoru na swój temat. A ja najwyraźniej umiem go rozbawić.
– Pewnie wybrałaś się na zakupy, dobrze zgaduję? – Skończywszy się śmiać, sprytnie zmienia temat.
– Źle – zapieram się fałszywie. – Ale skoro już wspomniałeś o takiej opcji, to chętnie się dowiem, co masz na myśli...
– No mówiłem, że to twój szczęśliwy dzień, gwiazdeczko śliczna – najwyraźniej rozpędza się chłopak i to w sposób mocno niekontrolowany.
– Czyli?
– Tu, niedaleko, moi kumple z akademii otworzyli butik eksperymentalny, taką jakby odzieżową spółdzielnię studencką. Bardzo awangardową.
– Kumple z akademii magii? – sarkam.
– W pewnym sensie, bo przecież sztuka to także magia.
– Aha. A co ty tam studiujesz? Bajkopisanie? Czy magiczne zaklęcia?
– Fotografię. Ale nie o mnie teraz rozmawiamy, tylko o tobie.
– Nie zauważyłam!
– Bo patrzysz tylko pod nogi, a ja już mam niebiański pomysł na balową suknię dla ciebie, Kopciuszku.
– Hmm. No wiesz, myślałam raczej o Versace lub...
– Nudy!
– Nie sądzę.
– Poza tym, ja chyba lepiej wiem, w czym najbardziej spodobasz się mojemu bratu, ptaszyno!
No, to akurat jest dość istotny argument. To znaczy... tylko jeśli chodzi o utrudnienie Holdenowi życia!
Wcale mi nie zależy, żeby mu się podobać!
Nagle przystaję na środku chodnika, doświadczając olśnienia:
– Jesteś gejem, Ash, prawda?
– Skąd ten pomysł?
– No bo... to jak rozmawiasz, jak interesujesz się babskimi zakupami i... i chcesz ze mną szukać sukienki na bal!
Chłopak znowu śmieje się długo i serdecznie, by wreszcie oświadczyć:
– Powiedzmy, że jestem otwarty na propozycje, Sol. Życie jest takie krótkie, po co się mam ograniczać, no nie?
I gadaj tu z takim!
◇◇◇
Wypad na zakupy z Asherem okazał się zaskakująco długi, przyjemny i inspirujący, nie mogę powiedzieć. Na samą myśl o kreacji, którą dla mnie ostatecznie wybraliśmy, czuję w żołądku skurcz ekscytacji i diabelskiej uciechy.
Nie przypadkiem mój nowy najlepszy znajomy kilka razy upewniał się, czy to jest na pewno to, w czym się chcę pokazać na przyjęciu. Trochę go zaskoczyłam.
Ale tak, chcę.
Dziś również jestem bardzo zadowolona z ostatecznego efektu, kiedy mierzę się teraz wzrokiem w ogromnym lustrze, powiększającym optycznie moją i bez tego przestronną sypialnię.
Wyglądam, no cóż, oryginalnie. Zwłaszcza jeśli pamiętać, że wybieram się na głośne wydarzenie sezonu towarzyskiego, jakim jest bal zaręczynowy mojej mamy.
Spodziewam się, że Zelda i Elijah ucieszą się na mój widok porównywalnie, jak dzisiaj rano z prezentu gwiazdkowego ode mnie. Kiedy otworzyli elegancką kopertę z zaproszeniem na weekend dla nich.
Za granicą, oczywiście.
Matka niemal sypnęła okruchami lodu z oczu, a i jej narzeczony wlepił we mnie bardziej jeszcze niż zwykle spochmurniałe spojrzenie. I bardzo dobrze, spodobała mi się rola chodzącego wyrzutu sumienia dla nich.
Wciąż mi się podoba, heh.
Tylko czy ta dwójka posiada sumienia?
Młodszy Holden bezczelnie zapuścił żurawia do koperty, która najwyraźniej za chwilę miała zmienić stan skupienia w dłoniach kobiety, ze stałego w lotny. Jeśli strzępki papieru latają.
– Ooo, Teneryfa, jak bosko! – zachwycił się, nieustająco pełen entuzjazmu.
– Proszę, zabierz tam swoją dziewczynę! – Matka natychmiast wcisnęła mu zmięty i ewidentnie niechciany prezent do ręki.
– Naprawdę, mogę? – ucieszył się chłopak, niczym z wygranej na loterii. I jakby nic się właśnie nie stało, zwrócił się w moją stronę, ze słowami: – Zechcesz mi towarzyszyć, Sol?
Prędzej umrę niż moja noga postanie ponownie na tej cholernej wyspie, ale tylko zaklęłam w duchu, na zewnątrz zaś błysnęłam zębami w szerokim uśmiechu. I zapewniłam go:
– Jasne, z największą przyjemnością, Ash.
– Cudownie, skarbie. Taką okazję grzech byłoby zmarnować! – oświadczył, obejmując mnie ramieniem i nawet składając krótkiego całusa na moim czole.
Całkiem przyjemnego zresztą.
Matka wyglądała na nieco uspokojoną tą demonstracją naszej nowo narodzonej z chłopakiem bliskości, natomiast Elio prezentował się raczej niczym chmura gradowa. Co mnie osobiście bardzo ucieszyło, nawet jeśli nie byłam pewna, skąd się brała ta wściekłość u niego.
Czyżby uważał, że jego brat zasługuje na kogoś lepszego, niż ta mała idiotka, którą jemu samemu udało się kilka lat temu poderwać i przelecieć z taką łatwością? Miałam nadzieję, że tak i że nasza z Asherem zażyłość będzie dla niego bardzo gorzką pigułką do przełknięcia.
Pomimo więc faktu, że miałam do bruneta jak na razie same siostrzane uczucia, przytuliłam się do jego boku ze słodkim uśmiechem i zaszczebiotałam:
– Masz rację, Ash! Spędziłam tam kiedyś niezapomniane wakacje. I bardzo chętnie ci wszystko pokażę!
– Mmm, WSZYSTKO, naprawdę? – wymruczał wprost do mojego ucha ten drań, ale tak, żeby każdy z obecnych go usłyszał. A ja z miejsca oblałam się gwałtownym rumieńcem.
Dobrze, przyznaję, może jednak nie tylko siostrzane i braterskie są nasze uczucia z tym chłopakiem. On jest na to zdecydowanie zbyt piękny i za bardzo zepsuty, a ja jestem dwudziestoletnią kobietą, która od przeszło dwóch lat nie uprawiała seksu.
Właściwie to co ja robiłam przez cały pierwszy rok studiów? Aha, no tak, uczyłam się.
I leczyłam złamane po trzykroć serce.
Mimo zmieszania, posłałam wtedy Asherowi zmysłowe, prowokujące spojrzenie, bo co mi szkodziło. Niech Elijah widzi, co stracił.
Co oboje straciliśmy.
Choć jednocześnie zdawałam i wciąż zdaję sobie sprawę, aż za dobrze, że muszę cholernie uważać z obydwoma braćmi. Starszy już mnie raz straszliwie skrzywdził, a intencji młodszego nie mogę być jeszcze pewna.
Wtedy, podczas wspólnie spędzonego dnia, Ash na zakupach zachowywał się swobodnie i uroczo. Trochę ze mną oczywiście flirtował, ale też parę razy wracał do tematu, że to ja powinnam się jutro zaręczać z jego bratem. Czyli niekoniecznie chciał mnie dla siebie.
A swoją drogą jeszcze nie oszalałam.
Nie aż tak.
Natomiast podczas bożonarodzeniowego śniadania i wymiany prezentów wszedł gładko w rolę mojego wielbiciela, tak słowem, jak i czynem. Najlepiej dowiódł tego jego prezent gwiazdkowy dla mnie, a mianowicie wymyślna, koronkowa koszulka nocna, ze znanym logo Victoria Secret na opakowaniu.
W czymś tak przezroczystym trudno mieć jakieś sekrety, doprawdy!
Poważnie podejrzewam, że trochę mu się podobam, ale jeszcze bardziej chce sprowokować do zazdrości swojego brata. Ryzykowne, ale jeśli rzeczywiście trafnie rozpracował spojrzenia Elijaha, podobno rzucane na mnie od czasu do czasu, to kto wie, odrobina braterskiej rywalizacji mogłaby znacząco urozmaicić Holdenom życie.
I przysłużyć się mojej sprawie.
Może starszy z nich naprawdę jest takim facetem, który musi mieć na własność każdą kobietę w zasięgu wzroku? Cóż, jeśli tak, to bardzo mnie to cieszy.
Oczywiście ze względu na mamę, heh.
Zemsta ma słodki smak.
◇◇◇
Pochłonięta wspominaniem poranka oraz snuciem diabolicznych planów, aż tracę nieco rachubę czasu i teraz muszę na serio zacząć się spieszyć. Goście zjeżdżają się już od dobrej pół godziny, najwyższy zatem czas, żebym i ja zrobiła swoje wielkie wejście.
Specjalnie na to czekam.
Muskam jeszcze szminką Chanel i bez tego idealnie pomalowane usta. Sprawdzam też kreski na powiekach, choć umiem je namalować nawet z zamkniętymi oczami. To w końcu mój ulubiony trick makijażowy.
Wszystko jest tak, jak być powinno, więc poprawiam skręcający się lekko kosmyk włosów, który wymknął mi się uroczo z luźnego koka. Wpinam też w uszy duże, diamentowe kolczyki i wsuwam na nadgarstki szerokie, wysadzane kamieniami bransoletki*.
W końcu tematem przewodnim balu jest zima, a brylanty lśnią jak iskrzący się w słońcu lód. Biżuteria to jedyny ukłon, który robię w stronę organizatorów imprezy.
Tak, wyglądam DOKŁADNIE tak, jak pragnęłam.
Szczerość ze sobą samą to w życiu podstawa. Nabieram głęboko powietrza i opuszczam zaciszne wnętrze mojej sypialni. Przedstawienie czas zacząć.
A właściwie to wojnę!
Obecnie rozważam publikacje we wtorek lub piątek, który dzień wolicie?
I rano czy wieczorem?
Cat 💛
*Cruella de Vil to fikcyjna postać z powieści brytyjskiego autora Dodiego Smitha z 1956 roku, Sto i jeden dalmatyńczyków, wielokrotnie portretowana na ekranie. Stąd Zeldella 😎
*Brylanty i tanzanity Sol, oczywiście od Tiffany & Co:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro