Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. Tak zdecydowałam!

Po całodziennym studiowaniu dokumentów, a następnie trwającym pół nocy śledztwie w internecie, trochę następnego dnia zasypiam. W efekcie docieram do firmy dopiero około południa, z zapuchniętymi oczami, podbitymi głębokimi, fioletowymi cieniami, których nie daje rady ukryć najlepszy nawet korektor. 

Zresztą nie mam już czasu ani siły na takie sztuczki. W sumie nawet się może dobrze składa, że tak fatalnie dzisiaj wyglądam, bo Holden obrzuca mnie na dzień dobry nieco podejrzliwym spojrzeniem, które jednak mięknie na widok mojego zmarnowania.

— Dobrze się czujesz, Sol? Na pewno powinnaś dziś przychodzić do pracy?

— Dziękuję, dobrze. Przepraszam za spóźnienie — odpowiadam apatycznie.

— Nie szkodzi. Gdybyś czegoś potrzebowała...

— Wszystko w porządku. Czy mogę już iść?

— Tak, oczywiście.

Prawie stoję w drzwiach, gdy mężczyzna decyduje się zadać jeszcze jedno pytanie:

— Wybierzesz się później ze mną na lunch?

— Nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł.

— Nie?

— Nie — powtarzam nieco tępo i z uporem.

Skończyły się już czasy, gdy miałam nadzieję, że uda mi się wydobyć od niego jakieś informacje, czy inaczej wpłynąć na jego funkcjonowanie. O tym, że Elio umie trzymać język za zębami, chyba nawet nie tylko w sprawach zawodowych, przekonałam się już aż za dobrze.

Podobnie jak o tym, że on bez problemu potrafi wpływać na moje zachowanie, tak samo jak i pociągnąć mnie za język. Oraz w swoje ramiona.

Dlatego dziś mam na sobie zwyczajną białą koszulę, znowu zapinaną na guziki oraz ciemne dżinsy, a włosy związałam w wysoki koński ogon. Na pocieszenie i aby podnieść sobie morale, w uszy wpięłam śliczne brylantowe kolczyki, oczywiście znów prezent od mojego ukochanego taty.

Jestem Bellamy, posiadam pieniądze i nie zamierzam się tego nigdy wstydzić.

Holden jednak nie zamierza się łatwo poddać:

— Nie sądzisz, że powinniśmy porozmawiać, Sol?

— Nie mamy o czym.

— A ja wręcz przeciwnie.

No to masz problem, typie — myślę sobie w duchu. Niestety to on jest tu szefem, więc muszę przyjąć do wiadomości, gdy mówi:

— Potraktuj to jako polecenie służbowe.

— Przerwa lunchowa to mój prywatny czas, proszę pana.

— Ale dziś spóźniłaś się do firmy o kilka godzin.

Przez kilka sekund mierzymy się nieustępliwie spojrzeniami. Moje na pewno można zaklasyfikować jako wrogie.

Jego, hmm, no cóż... Raczej wydaje się być bardzo uważne, nieco spięte, a nawet wręcz zmartwione.

— Chciałabym, ale coś czuję, że mnie będzie brzuch bolał — stwierdzam po chwili, w oczywisty sposób lekceważąco.

— W takim razie tym bardziej będziesz potrzebować trochę odpoczynku. Wyglądasz na przemęczoną.

Mam ochotę zgrzytnąć zębami, z irytacji na niego, ale i na siebie samą. Ostatnio na plaży popełniłam wielki błąd, pozwalając na nasze ponowne zbliżenie fizyczne i on mi teraz tak łatwo nie odpuści, za dużo mu się zaczęło wydawać.

Już prawie obracam się na pięcie, żeby opuścić pomieszczenie, gdy słyszę:

— I jeszcze jedno, Sol!

— Co takiego, proszę pana?

— Czy dotykałaś tu czegoś wczoraj, będąc w moim gabinecie?

Cholera, ani chybi zauważył brak faktur. Pytanie, na ile serio to mnie podejrzewa o ich zniknięcie.

Dlatego przybieram minę jednocześnie wymijającą i pełną niewinności, wielokrotnie ćwiczoną na tacie, gdy szkoła informowała go o pójściu przeze mnie na wagary. Przez chwilę skanuję wzrokiem jego olbrzymie biurko, dziś dużo bardziej uporządkowane, niż wczoraj, po czym mówię, jak gdyby nigdy nic:

— Oczywiście, że dotykałam.

— Tak? A czego?

— Wazonu z kwiatami.

Między innymi, ale nie wnikajmy w niepotrzebne szczegóły.

◇◇◇

Czas przed przymusowym lunchem upływa mi na telefonicznym umówieniu się na spotkanie z Mariją Lopez oraz na dalszym przeczesywaniu internetu z moich fejkowych kont. Złe opinie o jakości usług oraz produktów, świadczonych od jakiegoś czasu, faktycznie wywołują nieprzyjemny skurcz w moim brzuchu.

Cierpię, czytając je i zastanawiam się, jak bardzo są zasłużone. Nienawidzę, gdy nasze z ojcem nazwisko jest kojarzone z czymś kiepskim.

Gdy cała, wywalczona ciężką pracą, marka Bellamy Publishing traci renomę.

Jak się obawiałam, Holden lekceważy mój sprzeciw i kilka minut przed drugą pojawia się przy moim biurku, cały z siebie zadowolony i promieniujący tą skondensowaną męską energią, która nawet z odległości metra powoduje mrowienie na mojej skórze. Cholera, powinnam była się na niego uodpornić, ale wygląda na to, że moje głupie ciało znalazło się w stanie zbrojnego konfliktu z umysłem i zamiast uciekać od niego z krzykiem, ciągnie mnie do mężczyzny, niczym ćmę do ognia.

Jak mam wygrać tę rozgrywkę, skoro sama sobie jestem tutaj największym wrogiem?!

Zgrzytając zębami, podnoszę na niego wzrok i usiłuję udawać, że nie wiem, o co chodzi. Niestety, nieskutecznie, jak się zresztą można było spodziewać. Elio rzuca mi uśmiech, jakby nigdy nic i pyta:

— Jeszcze niegotowa?

Nigdy nie będę.

— To pan mówił serio?

— Naturalnie.

— Poskarżę się w kadrach.

Jego uśmiech się poszerza.

— Koniecznie im powiedz, że zarezerwowałem dla nas stolik w Opowieściach Rodu Otori.

O rany, na dźwięk tej nazwy moja ręka automatycznie wyciąga się po plecak. Drań wybrał dla nas jedną z najlepszych japońskich restauracji w całym Miami. Kochałabym ją już z racji na skojarzenie z jedną z moich ulubionych książek*. Najwyraźniej mamy je wspólne z właścicielami tego znakomitego lokalu, którzy tak się dla nich szczęśliwie składa, że sami nazywają się Otori, pewnie dlatego udało im się tak nazwać, szczęściarze.

Ale poza tym jedzenie tam po prostu wyprzedza o lata świetlne wszystko inne, co można dostać w okolicy, zna je każdy miłośnik japońskiej kuchni na Florydzie. Czytałam, że dorównuje temu, serwowanemu w najbardziej cenionym restauracjom w Japonii i po tym, czego tam sama kilka razy miałam okazję spróbować, skłonna jestem się zgodzić. Nie przypadkiem od lat piastują zaszczytne dwie gwiazdki Michellina.

Pytanie tylko, jakim cudem Elijahowi udało się nas tam wkręcić, bez wcześniejszej rezerwacji? Nie sądzę, żeby to było łatwe, a już zwłaszcza tak znienacka.

Spoglądam na niego podejrzliwie. Jest żywym potwierdzeniem faktu, że jak facetowi zależy, to stanie dla kobiety na głowie. Żeby z kolei jej totalnie w głowie zawrócić.

I teraz tak się składa, że tą kobietą jestem ja. Holden najwidoczniej nie zamierza odpuścić. Podejrzewam, że pragnie mnie poddać w Otori drobiazgowemu przesłuchaniu na temat ostatnich wydarzeń, tych w hotelowym pokoju, w których nagle odmówiłam dalszego udziału, więc przez całą drogę samochodem nie odzywam się do niego ani słowem, zbierając siły, żeby mu stawić czoła.

Nie jest to łatwe, skoro sama jego fizyczna obecność, tak blisko, na wyciągnięcie ręki, coś mi robi po tamtym wieczorze. Dużo bardziej i gorzej mi robi, niż przed nim. Byłam strasznie głupia, pozwalając sobie tak się z nim zbliżyć.

Te zdyszane, zachłanne i półprzytomne pocałunki, podobnie jak jego doświadczone dłonie na mojej skórze oraz ramiona, zamykające się wokół mnie, otworzyły jakąś cholerną puszkę Pandory, ze wspomnieniami o najlepszych chwilach z nim na Teneryfie. Z tym jakimś przemożnym przyciąganiem między nami.

A powinnam się raczej skupić na najgorszych, prawda? Tak, zdecydowanie, powinnam. Cóż, kiedy ani serce, ani ciało kompletnie nie chcą ze mną obecnie współpracować. Czuję się jak zaczadzona, jakby mnie coś opętało. Zaczynam się zastanawiać, jakim sposobem udało mi się uciec od niego z tego hotelu?

Cud, doprawdy!

Fakt, że w Opowieściach Rodu Otori odziana w jedwabne, ozdobione wiosennymi motywami kimono hostessa prowadzi nas drobnymi kroczkami w stronę dyskretnie oddalonego od głównej sali pomieszczenia dla specjalnych gości, w niczym nie pomaga. Łagodnym gestem kobieta odsuwa dla nas papierowo-drewniany ekran, pełniący rolę drzwi i wskazuje gestem, że mamy zdjąć buty, jak przed wejściem do prawdziwego japońskiego domu.

Jest tutaj zacisznie, pachnąco oraz intymnie. Podłogę wyściełają piękne słomiane maty tatami, a niski stolik to dzieło sztuki. Podobnie zresztą, jak stworzona śmiałym pociągnięciem ręki kaligrafia na ścianie.

Moje oczy rozszerzają się z coraz większego zaskoczenia, a także z niepokoju. Co tutaj się dzieje?

Elio trafnie interpretuje moją minę:

— Jakiś czas temu pomogłem panu Otori uratować jego oszczędności. A nawet je pomnożyć. Staram się tego nie nadużywać, ale zawsze jestem tutaj mile widzianym gościem.

Aha, czyli naprawdę jest tym jakimś specjalistą od inwestycji finansowych, jeśli oczywiście mówi mi prawdę. Czasem wciąż podejrzewam, że najlepiej to on sobie radzi z kobietami, no ale najwyraźniej go nie doceniam.

A to niebezpieczne.

Bo zakładając, że matce nie chodzi tylko o łóżko z nim, to po coś go jednak wynajęła. Czy ma on jej teraz pomóc ratować, a może wręcz przeciwnie, pogrążyć Bellamy Publishing?

Coraz mocniej podejrzewam, że to drugie, nawet jeśli w moich oczach czyni ją to jeszcze bardziej chorą i zaburzoną. Bo naprawdę taka jest, to niebezpieczna psychopatka.

Ale na pewno lubi pieniądze, więc jaki ma obecnie cel, niszcząc naszą firmę?!

◇◇◇

Cel Holdena, który usiłuje zrealizować podczas wykwintnego posiłku, też wciąż pozostaje dla mnie niejasny. Niby twierdził, że powinniśmy porozmawiać, ale jakoś się nie spieszy z zaczęciem żadnego niewygodnego tematu, rozpieszcza mnie tylko wielodaniowym, wykwintnym posiłkiem kaiseki*.

To kuchnia na najwyższym światowym poziomie, bardziej już dzieło sztuki, niż jedzenie. Najlepsze dostępne składniki plus kulinarne mistrzostwo ich przyrządzenia. Czuję, jak znowu się rozpływam, potrawy tutaj zachwycają oczy i dostarczają rozkoszy wszystkim innym zmysłom. Wszystko jest po prostu doskonałe: smak, konsystencja, wygląd oraz kolory.

Dlatego totalnie oczarowana, z minuty na minutę tracę czujność. Co oczywiście w końcu okazuje się błędem, bo kiedy Elijah się odzywa, zupełnie nie jestem przygotowana na jego słowa:

— Zaczynam wierzyć, że jesteś kobietą mojego życia, Sol.

Powiedzieć, że czuję szok, słysząc je, to zdecydowanie za mało. I kompletnie nie wiem, co bym mu miała odpowiedzieć. Dlatego nie mówię nic, a milczenie nad idealnym sashimi coraz bardziej się przedłuża. Wreszcie znów to on je przerywa:

— Obawiasz się, że chcę cię znowu skrzywdzić?

Cóż, tutaj bym wiedziała, co odpowiedzieć, ale z kolei odpowiedź jest tak oczywista, że aż nie czuję potrzeby, żeby otwierać usta. Podobnie, jak kiedy mężczyzna ciągnie:

— To nieprawda, nie mam takich intencji.

Nie?

— Nigdy cię więcej nie skrzywdzę, nie mógłbym.

Wreszcie nie wytrzymuję:

— Ta rozmowa w ogóle nie powinna mieć miejsca, proszę pana.

Przez jego piękną twarz przebiega ledwo zauważalny skurcz. Nie jest szczęśliwy, że tak pilnuję dystansu. Ale cóż, ja w ogóle nie jestem szczęśliwa, że to wszystko się dzieje.

— Wiem — zgadza się, nieco ponuro. — Ale czuję, że nie mogę się oprzeć. Nie mogę się oprzeć tobie.

Tutaj go akurat nieźle rozumiem, bo mam ten sam problem. Wbrew doświadczeniu, wiedzy, przekonaniom część mnie usiłuje właśnie wyłączyć mój mózg i zafundować nam powrót do przeszłości. Tyle, że od tamtej pory zbyt wiele się wydarzyło, zbyt wiele się zmieniło i za dużo straciłam.

Dlatego czepiam się pierwszej, czy raczej ostatniej przytomnej myśli, która jeszcze kołacze się w moim umyśle:

— To ma pan problem, panie Holden.

— Wiem.

— To dobrze, bo to ogromny problem, proszę pana.

— Co masz na myśli, Sol?

— Jest pan narzeczonym mojej matki.

No właśnie.

Choć szczerze mówiąc nie wiem, czy to by wiele zmieniło, gdyby nim nie był. Gdybyśmy siedzieli tutaj niepowiązani siecią skomplikowanych zależności. Jakby słysząc moje myśli, on pyta:

— Czy to by coś zmieniło, jeśli bym przestał nim być?

Raczej nie, za późno już na to. Bo fakt, że moje ciało pragnie Elijaha Holdena i może nawet ta najgłupsza część mojego serca wciąż się ku niemu wyrywa, nie oznacza, że ja, Sol Bellamy, zamierzam się poddać tym wewnętrznym i zewnętrznym naciskom.

To nie jest mężczyzna dla mnie, już to ustaliliśmy.

Dlatego podnoszę się z klęku na macie tatami i oświadczam:

— Na takie pytania sam pan sobie musi odpowiedzieć, mnie nic już do tego.

— Nic?

— Oczywiście. I proszę nie wstawać, niech pan skończy ten pyszny posiłek. Sama wrócę do firmy.

— Sol... — Oczywiście ignoruje moje słowa i podrywa się z podłogi, znów górując nade mną swoją męską posturą.

Instynktownie cofam się o krok. A potem następny.

— Nie ma dla nas powrotu do przeszłości, Justin. — W sumie to nawet się nie dziwię, że wyrywa mi się to stare, kłamliwe imię. I bardzo dobrze, nigdy nie wolno mi zapomnieć o tym, w jakich okolicznościach się poznaliśmy.

Ani w jakich zakończyliśmy naszą znajomość.

— Nieważne, co powiesz i jak bardzo będziesz się teraz znów starał uśpić moją czujność.

— Ale przecież ja...

— Poproszę Mariję o przeniesienie do innego działu. Z tym akurat miał pan rację od początku, w ogóle nie powinnam była zaczynać stażu u pana.

— Ależ nie musisz...!

— Tak zdecydowałam. Niech się pan cieszy wszystkim, co udało się panu osiągnąć w życiu, krzywdząc i oszukując kobiety. Karma właśnie pana dopadła i nazywa się Zelda Bellamy.

— To wszystko nie ma...

— ...sensu? Znaczenia? — wchodzę mu w słowo, coraz bardziej podenerwowana całą sytuacją i sprzecznymi emocjami, które mnie rozdzierają, a których nie mogę mu okazać.

Aż taka głupia nie jestem.

— Ma i to ogromne. Po wszystkim, co pan i ona mi zrobiliście, co przez was straciłam, idealnie na siebie zasługujecie.

— Sol...

— Żegnam.

Teraz jeszcze tylko muszę wytrwać w swojej decyzji.

*Opowieści rodu Otori (ang. Tales of the Otori) – seria pięciu powieści historyczno-fantastycznych autorstwa Gillian Rubinstein, piszącej pod pseudonimem Lian Hearn. Akcja rozgrywa się na fikcyjnej wyspie Trzy Krainy, w epoce japońskiego feudalizmu. Saga opisuje przygody chłopca imieniem Takeo, który jako jedyny ocalał podczas najazdu na wioskę Mino i poddaje się pod opiekę swojego wybawcy, Otori Shigeru, władcy rodu Otori.

*Określenia kaiseki i kaiseki-ryōri dotyczą tradycyjnego japońskiego wielodaniowego posiłku, którego poszczególne dania (dalej znajdziesz listę możliwych 14 dań), ich składniki oraz ich sekwencja są ściśle określone. Termin kaiseki odnosi się także do sposobu przyrządzenia i technik przygotowywania poszczególnych potraw składających się na pełen posiłek.

Aby uzyskać idealny efekt, przygotowując potrawy, wykorzystuje się najwyższej jakości, świeże, najlepiej sezonowe składniki, a sposób przygotowania każdego z nich ma dodatkowo uwyraźnić jego smak. Sezonowość dań jest bardzo ważna, bo dodatkowo podkreśla harmonię potrawy z określoną porą roku.

Poszczególne dania kaiseki są niewielkie, ale skomponowane i podane z niezwykłym pietyzmem. Każde danie serwowane jest na tacy kaiseki-zen (会席膳), która dodatkowo podkreśla charakter dania. Potrawy są ozdabiane sezonowymi kwiatami i roślinami, które często także są jadalne i stanowią uzupełnienie potrawy.

Początkowo kaiseki obejmowało zestaw czterech potraw – była to: zupa miso (miso-shiru) oraz trzy dodatkowe dania. Obecnie kaiseki jest znacznie bardziej rozbudowane. Ilość potraw i ich charakter zależy od pory roku (np. warzywa na zimno hiyashi-bachi serwuje się tylko latem), dostępnych lokalnie produktów i od stylu kucharza, ale często znajdzie się w śród nich przystawka, sashimi (surowe kawałki ryby serwowane bez ryżu), danie duszone, danie z grilla, czy danie przygotowane na parze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro