Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. Mam zapomnieć?

Super filmiki do High Stakes można znaleźć na moim Instagramie: cat_bialcovsky_autorka oraz na fanowskich kontach na TikToku, zwłaszcza u icebreaking666, zapraszam!

◇◇◇

ELIO:

— To jak by miało wyglądać to moje poznawanie prawdziwego Elijaha Holdena?

Patrzę na świeżą, śliczną twarz Sol, zadającej mi pytanie o nasz nowy początek. Widzę, jak bardzo stara się sprawiać wrażenie obojętnej, zdystansowanej, lekceważącej wręcz.

Ale przecież ją znam, wyczuwam prawdziwą, taką jaka jest. Wciąż mam ją pod skórą, mam ją we krwi. W stopniu, którego bym się po sobie ani dla siebie w życiu nie spodziewał.

To aż... przerażające.

Dlatego potrafię rozpoznać, kiedy próbuje pogrywać, jak teraz. Wcale nie jest taka wyluzowana ani beztroska, na jaką chce wyglądać. Oraz nie posiada aż takiej kontroli nad sobą ani nad przebiegiem wydarzeń, jak by tego pragnęła.

Po pierwsze, to mój debilny brat musiał jej wykręcić jakiś grubszy numer. Obawiałem się, że to ona skrzywdzi jego, a wygląda na to, że to jemu się udało znowu zranić tę dziewczynę.

Czuję, jak dłonie zaciskają mi się na samą myśl o tym. Choć jednocześnie zdaję sobie sprawę, że tak czy owak to ja byłem pierwszym, który jej to zrobił.

I wiem, że nigdy sobie tego nie wybaczę.

Może ja ją naprawdę złamałem? I uczyniłem przez to łatwym łupem dla każdego dupka ze sporą porcją uroku osobistego, bo tym w istocie jest Asher.

Wtedy, na Teneryfie, chyba jej jednocześnie nie doceniłem oraz przeceniłem. Wziąłem ją za kolejną rozpieszczoną i spragnioną silnych wrażeń księżniczkę, która dzięki romansowi ze mną po prostu chciała się zabawić i nawet jeśli nie poszedł on po jej myśli, to potraktuje go jako zwariowaną wakacyjną przygodę, nic więcej.

Myślałem, że jest silniejsza i bardziej bezwzględna. Że łatwo się podniesie, otrząśnie i pójdzie do przodu, nie oglądając się za siebie.

Być może bogatsza o jedno cenne doświadczenie: a mianowicie jakimi skurwielami bywają faceci. I że nie należy ufać żadnemu, nieważne, czy się ma lat osiemnaście, czy pięćdziesiąt osiem.

Wierzyłem, że stałem się dla niej szczepionką, zabezpieczeniem przed takimi draniami jak ja sam. I miałem jej wystarczyć na całe życie, żeby nigdy już nie wpadła w sidła kolejnego naciągacza, nieważne jak samotna, nieszczęśliwa czy zdesperowana miałaby kiedyś się stać.

Ale widzę, że chyba się myliłem.

Owszem, Sol jest uparta i dumna, nienawidzi się przyznawać do porażek ani okazywać słabości. Ale jest też zbyt wrażliwa i delikatna, żeby zamknąć swoje serce i nigdy już nie cierpieć przez faceta.

A ja przecież nie chcę, żeby cierpiała!

I coraz dziwniej się czuję z takimi myślami, uczuciami u siebie. Nie znam ich, nie znam siebie takiego... przejmującego się. Dbającego o kogokolwiek poza młodszym bratem, krwią z mojej krwi.

Nie jestem też wcale pewien, czy chcę się takim poznawać? To zakrawa o jakiś kryzys tożsamości i z założenia musi być niebezpieczne. Za mocno wybija mnie z utartych kolein, po których od niemal trzydziestu lat toczy się moje życie.

Pozwoliłem, żeby ukształtowało mnie to, co spotkało nas z Asherem w dzieciństwie ze strony naszych starych i ich zdegenerowanych kumpli od kieliszka. Odciąłem wiele uczuć, bo czuć za dużo było dla mnie cholernie niebezpieczne. Dla młodego też, założę się.

Z drugiej strony mocno uwierzyłem, że co nas nie zabija, to nas wzmacnia. Tylko dzięki takiej filozofii przeżyłem, zawsze mi się sprawdzała i uważałem, że innym też powinna.

Cóż, dopóki nie poznałem Sol Bellamy.

Zastanawiam się, co ja właściwie miałem na myśli, oferując jej dzisiaj ten nieszczęsny nowy początek. W sumie to pewnie najbardziej zajmowałem się sobą samym, jak zwykle.

Oczywiście, że próbowałem zagłuszyć budzące się wyrzuty sumienia. Jakoś spłacić jej dług z Teneryfy i mieć święty spokój. Nie musieć już dłużej myśleć ani pamiętać, co jej zrobiłem ani ile ją to kosztowało.

W sumie to chciałem resetu.

Ale czy na niego zasłużyłem? Wątpliwe. Podobnie jak na dopuszczenie do tego, żeby Sol miała poznać moje prawdziwe oblicze, co w sumie też jej rzekomo zaoferowałem.

Bo znowu skłamałem. Miałem na myśli raczej wykreowanie na jej użytek kolejnego alter ego, co mam wyćwiczone do perfekcji, po dziesięciu latach poznawania i zaspokajania kobiecych fantazji.

Jedyna różnica miałaby polegać na tym, że tym razem nie przewiduję jej wykorzystać ani zranić. Ale pokazać jej się prawdziwym? Jak?!

Tak bardzo stałem się kameleonem, że aż chyba ja sam nie wiem teraz, kim naprawdę jestem? I nie jest miło uświadomić sobie coś takiego o sobie, niestety.

Kolejny raz mam wrażenie, jakby mój świat zatrząsł się w posadach albo przynajmniej ziemia zaczęła mi się usuwać spod nóg. Naturalnie usiłuję jak najszybciej uciec od tego dyskomfortu.

I chyba tylko dlatego, że jestem w takim szoku, sam nie do końca wierząc, że to mówię, proponuję:

— Niech będzie tak, jakbyśmy dziś spotkali się po raz pierwszy. Jakbym nie zdołał cię wcześniej tak strasznie skrzywdzić. Bardzo cię za to przepraszam, Sol. Za wszystko, co ci zrobiłem.

Kobieta przygląda mi się z powagą, wciąż nie przekonana. I trudno jej się dziwić.

W końcu potrząsa głową. Nie kupiła tego. I słusznie. Na pewno jest mądrzejsza, niż mi się kiedyś zdawało.

— Ale jednak się spotkaliśmy — stwierdza oczywisty w sumie fakt. — Nie da się tego cofnąć. Nie potrafię ani nie chcę, Holden. Nie zamierzam nawet próbować.

No cóż, na pewno ma rację, ale przecież nie mogę się za łatwo teraz poddać. Może to moja jedyna, ostatnia szansa, żeby...

Żeby co, właściwie. Co ja tutaj, na Boga, usiłuję właśnie osiągnąć?!

— Masz rację. Ale nie chcę, żeby to nas wiecznie definiowało, sytuacja z Teneryfy. Wydarzyło się, co się wydarzyło, a teraz spróbujmy to zostawić za sobą — proszę ją.

Nic na to znów nie odpowiada, więc tylko się uśmiecham i mówię:

— Mam też kilka zalet, zapewniam cię. Pozwól mi sobie to udowodnić.

— Hmm.

— To nie jest cała prawda o mnie, Sol, uwierz mi. Nie jestem tylko i wyłącznie... skurwysynem.

W jej złoto-zielonkawych oczach pojawia się jakby cień przyzwolenia dla tej opcji. Może jednak mnie jeszcze nie całkiem skreśliła?

— Owszem, znasz mnie od najgorszej strony. Ale chciałbym bardzo, żebyś dała sobie szansę poznać mnie także od tej lepszej. Proszę.

Tym razem dziewczyna pochyla głowę w geście przyzwolenia oraz oświadcza:

— Za wiele się po panu nie spodziewam, Holden. Ale proszę bardzo, niech mnie pan przekona co do prawdziwości swoich słów, czemu nie. Zobaczymy, czy się to Panu uda?

Aha, czyli w istocie rzuca mi wyzwanie.

— Chyba nie mam wiele do stracenia, prawda? W dodatku tak czy owak nieprędko pozbędę się pana ze swojego życia — ciągnie. — Przecież zamierza pan zostać moim ojczymem.

I coraz mniej podoba mi się ten pomysł.

◇◇◇

SOL:

Następnego ranka znajduję u siebie na firmowym biurku gustowny bukiet złocistych róż, a pomiędzy nimi ukrytą kopertę ze znanym mi już czekiem. Po namyśle postanawiam go zatrzymać, choć nie wiem jeszcze, co z nim zrobię. 

W sposób oczywisty nie potrzebuję pieniędzy Elijaha. Mam wrażenie, że to bardziej on potrzebuje, żebym ja je przyjęła. Nie wyłga się tak łatwo, nie przy pomocy jednego czeku, ale co mi szkodzi na chwilę uśpić jego czujność?

Zwłaszcza iż przeczucie mówi mi, że ten świstek może mi się jeszcze przydać.

Również moje rzucone dla świętego spokoju słowa wydają się mieć dla niego zaskakująco duże znaczenie. Od czasu tamtego lunchu w Layli wygląda, jakby mu kamień z serca spadł.

Niemalże od tego wszystkiego odmłodniał i wygląda jeszcze przystojniej, niż zwykle! Czyżby to dla niego aż tak wiele znaczyło? Budzą się w nim ludzkie uczucia? 

Niemożliwe.

Mimo wszystko kilka najbliższych tygodni mija nam dość przyjemnie. Mój szef co najmniej raz, a częściej dwa razy w tygodniu, zabiera mnie na lunch do jakiegoś fajnego miejsca i rozmawiamy o wszystkim, jak coraz lepsi znajomi.

Może nawet przyjaciele, choć wiem, iż w odniesieniu do osoby Elio słowo to może być co najmniej na wyrost. Choć on ciężko pracuje, aby mi udowodnić, jak bardzo się mylę.

Dokładnie tak, jak zapowiedział: jest kimś więcej niż tylko skurwielem.

Uświadamiam sobie, że od czegoś takiego powinniśmy byli zacząć naszą znajomość dwa i pół roku temu. Zamiast od razu wskakiwać do łóżka i na siebie, trzeba było raczej starać się siebie poznać.

Rozmawiać ze sobą, śmiać się, żartować, czasem nawet się sprzeczać. Choć im bliżej i naprawdę poznaję tego mężczyznę, tym mniej mnie dziwi postrzeganie go przez młodszego brata jako fajnego i właściwie bezproblemowego współlokatora bądź gospodarza.

Holden okazuje się być zaskakująco normalny, sympatyczny, współpracujący  oraz nieczepiający się. O ile ja nie mam akurat jakiejś cofki i nie potrzebuję sobie na nim poużywać, on sam z siebie z niczym nie wyskakuje.

A kiedy ja się na nim odgrywam, bierze to na klatę i nawet się nie krzywi.

Co ciekawe, nad wyraz skutecznie udaje mu się rozdzielać sferę zawodową od prywatnej i najwidoczniej tylko w tej drugiej króluje moja matka. Podczas gdy ja czuję, że znajduję się gdzieś pośrodku.

Bo przecież spotykamy się na gruncie zawodowym, lecz jestem traktowana jako ktoś więcej, niż tylko jego praktykantka bądź asystentka. Raczej trochę jako kandydatka na dobrą znajomą lub nawet przyjaciółkę.

Ale może na pasierbicę?

Skończyłam chwilowo z noszeniem przezroczystości do pracy, a przynajmniej nie bez bielizny, za co szef wydaje się być dość wdzięczny. Sama już się trochę znudziłam tymi prowokacjami, ale czasem jednak złe we mnie wstępuje i wtedy znowu wbijam się w coś krótkiego, bardzo dopasowanego i mega seksownego.

Aż tak mu nie muszę ułatwiać, prawda?

Zwłaszcza iż wiem, po prostu czuję to całą sobą, że ten facet po prostu pożera mnie wzrokiem, szczególnie kiedy nie patrzę. Podejrzewam więc, że gdyby tylko mógł, rzuciłby się na mnie choćby na swoim wypasionym biurku.

Choć może to tylko takie moje fantazje, nie wiem. W końcu typ jest narzeczonym mojej matki, co — już nawet poza wszystkim innym — mega przemawia na jego niekorzyść.

Na moją w jego oczach też powinno.

I raczej sam powinien być dość mądry, żeby nie ryzykować swojego z trudem zapewne wywalczonego, nowego życiowego statusu i lukratywnej posadki przy boku Zeldelli, tylko dla możliwości pokątnego bzyknięcia mnie.

Ale z drugiej strony, ja sama jeszcze niedawno miałam mnóstwo seksu z jego młodszym bratem i trudno mi to zapomnieć. Bo teraz nie mam nic.

Oprócz kolejny raz złamanego serca.

No, może tym razem bardziej tylko nadłamanego. Czegoś się jednak uczę.

Na swoje szczęście mimo wszystko wciąż pamiętam też, że starszy Holden to zawodowy żigolak i naciągacz, który jakby mnie teraz nie przepraszał i nie robił słodkich oczu, przy pierwszej okazji wyciął mi niezapomniany numer życia.

Jak to mówią: skrzywdzisz mnie raz, twoja wina. Skrzywdzisz mnie dwa razy — już moja, skoro znając cię od najgorszej strony, znowu ci na to pozwoliłam.

I to samo odnosi się niestety do Ashera. Tak jak podejrzewałam, musiałam go wreszcie zablokować, bo nie ustawał w swoich wiadomościach. Najpierw brzmiących jak gdyby nigdy nic, a potem coraz bardziej pełnych niepokoju i pretensji. 

To się nazywa mieć tupet!

Chyba nawet nie zorientował się, że wróciłam do Miami, najwidoczniej Elijah też mu nie powiedział. Jednak postanowiłam darować sobie wyprowadzanie go z błędu, bo i po co, mam lepsze zajęcia.

Kolejny dupek, który uważa, że może mi robić wodę z mózgu!

◇◇◇

W pracy wciąż brnę przez archiwa i analizy, a Holden jest czasem aż tak mi życzliwy, że superwizuje moje wyniki. To chyba chwilowo największy mój zysk z panującego między nami zawieszenia broni.

Bo czy można to nazwać rozejmem, tego nie jestem pewna, po żadnej ze stron.

Zbliżam się obecnie do podsumowania raportów kwartalnych za lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku. Szczególnie koncentruję się na zestawieniu nakładów ze strony firmy i uzyskanych dzięki nim zysków.

Nudne, lecz szalenie edukacyjne.

Na koszty produkcji w Bellamy Publishing nie składają się tylko stawki dla autorów, artystów, ilustratorów, grafików czy wreszcie płace dla pracowników firmy i załogi. Pod uwagę należy także brać ceny papieru, parku maszynowego oraz całej machiny marketingowej.

Nawet biorąc pod uwagę fluktuację rynku, inflację i tym podobne zmienne, udaje mi się wychwycić i namierzyć zasadnicze tendencje oraz proporcje w stosunku wydatków i zarobków Bellamy Publishing. Widzę, że tata nie lubił ryzykować, starał się utrzymać mniejszą może, ale konsekwentną tendencję wzrostową zysków.

Oczywiście miewał lepsze, bardziej przebojowe lata, jak i lata z mniejszą ilością wydawniczych hitów. Ale zawsze bardzo dbał tak o zadowolenie swoich autorów, jak i o jakość publikowanych książek.

Stawiał na bezpieczeństwo i wysoką jakość.

Cóż, tego się mogłam po nim spodziewać. I aż się nie mogę doczekać, kiedy uda mi się dotrzeć do danych z ostatnich lat, żeby przekonać się na własne oczy, jak też sytuacja wygląda obecnie, pod rządami mojej regentki, to jest Zeldy.

Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby się do nich dobrać! Coś mi mówi w środku, że jakby Elijah nie usiłował mnie przekonać o swoich rzekomo dobrych intencjach i jakby matka nie siedziała zadziwiająco cicho, tolerując moją obecność w domu oraz w firmie, to dzieje się tutaj coś dziwnego.

I muszę się jak najszybciej dowiedzieć, co to takiego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro