16. Jestem do pańskich usług!
ELIO:
Sol i rozmyślanie o tym, co mnie czeka z jej strony, wisi nade mną od paru tygodni, niczym przysłowiowy miecz Damoklesa*. Dziewczyna najwyraźniej aż dotąd nie powiedziała matce, że to ja omotałem ją i zapewniłem wakacje życia na Teneryfie.
Tak pod względem rozrywek, jak i kosztów, no cóż.
Gdybym tylko wtedy wiedział, gdybym zdawał sobie sprawę... Ba, gdybym chociaż podejrzewał, jaki skarb — i to dosłownie — wpadł mi w ręce, moje życie byłoby dzisiaj zupełnie inne!
Popełniłem wówczas błąd życia, niestety.
Nawet jeśli zdaję sobie sprawę, że pokonać smoka o imieniu Zelda, stojącego na straży młodziutkiej córki Silasa Bellamy'ego, nie byłoby wcale łatwo. Ale może dałbym radę, bo kobieta od początku, odkąd się tylko poznaliśmy, praktycznie je mi z ręki.
Jednak wiadomo, teraz ma mnie dla siebie, a dwa lata temu musiałaby mi oddać swoją córkę, co zapewne byłoby o wiele trudniejsze do przeprowadzenia. No, ale cóż, tak czy owak mleko się rozlało, nawaliłem jak ostatni idiota.
Mam nauczkę na całe życie, że nawet na wakacjach powinienem mieć oczy dookoła głowy oraz wszystko sprawdzać dwa razy. I nie lekceważyć nawet najmłodszych swoich zdobyczy.
Nie tylko pieprzyć je do nieprzytomności, ale też słuchać ich równie uważnie kiedy mówią. Poznawać je tak dogłębnie oraz wszechstronnie, jak to tylko możliwe. I jak zawsze to robię z moimi starszymi klientkami.
Niestety, głupota oraz arogancja lubią się mścić, jestem tego żywym dowodem, gdy tak siedzę przy wielkim biurku w swoim absurdalnie obszernym gabinecie w Bellamy Publishing. I mogę tylko obserwować ponuro pochłoniętą przerzucaniem stert starych dokumentów moją nową, nie do końca chcianą asystentkę.
Może niechcianą, lecz bardzo pożądaną.
Też nie jest jej teraz do śmiechu, ale ma, o co poprosiła, tak? Od razu pierwszego dnia, kiedy wparowała do mojego gabinetu, wyglądając jak warte milion dolarów uosobienie grzechu i żądając informacji o istocie mej pracy audytora oraz specjalisty do spraw inwestycji.
Idę o zaklad, iż od początku wiedziała, co robi, przynajmniej jeśli chodzi o to, jak się wystylizowała. Bo że z czasem zasypię ją starymi raportami kwartalnymi Bellamy Publishing, tego zapewne nie przewidziała.
A te konkretne są tak stare, że nawet nie zostały jeszcze zdigitalizowane, heh.
Cóż, musi sobie teraz z nimi radzić, tak jak ja usiłuję nie stracić resztek rozsądku w jej obecności. Bo ta kobieta nie dość, że sama w sobie jest tak cholernie w moim typie, to jeszcze umie idealnie wyeksponować swoje walory.
Czasem porusza się niemalże na pograniczu dobrego smaku. A jednak zawsze udaje jej się uchronić przed wulgarnością, tak że znowu wygrywa jej wrodzony seksapil.
Aż muszę się uśmiechnąć sam do siebie, na wspomnienie jej wielkiego wejścia na mój i Zeldy bal zaręczynowy. W rzeczywistości miałem ochotę bić jej brawo, ale musiałam ratować sytuację, a konkretnie to nadwyrężone do granic wytrzymałości nerwy jej matki, a swej narzeczonej.
Cóż, biedaczka z pewnością nie tak sobie wyobrażała udział jedynaczki w jej wielkim towarzystkim triumfie. Nawet ja nie przewidziałem, że Sol wystąpi w charakterze Czarnego Łabędzia albo innej roztańczonej Salome*, omotanej zaledwie cienką warstwą niemal całkowicie przejrzystego tiulu.
A w dodatku nie wyglądała w tych przejrzystościach tanio, ordynarnie ani nawet nieprzyzwoicie. Bynajmniej, prezentowała się przepięknie, zmysłowo i nieco tylko bezwstydnie oraz prowokująco .
Wszystko w granicach dobrego smaku, czemu z pewnością pomogła jej wciąż niewinna, promienna uroda, młodość i... brylanty. Bo kobieta, która nosi taką biżuterię*, nigdy nie będzie wyglądać prostacko.
Swoją drogą ciekawe, że nawet jej własna matka nie dysponuje niczym porównywalnie okazałym pod tym względem. Domyślam się, że to wszystko prezenty od ojca, dla którego ukochana jedynaczka musiała być oczkiem w głowie, a może wręcz kobietą jego życia.
W sumie to by się zgadzało z niechętnymi urywkami imformacji, jakie udało mi się na temat jej pierwszego małżeństwa uzyskać od Mrs. Bellamy. Nie jest na ten temat wylewna, ale od początku mam wrażenie, że czuje się przez starego Silasa w jakiś sposób wykorzystana, oszukana wręcz.
I na pewno mniej ważna w jego oczach niż ich córka.
Cóż, my z Asherem byliśmy dla naszych wykolejonych starych jedynie parą uciążliwych szczeniaków i wiecznie nienażartych gąb do wykarmienia. Jak widać, można posiadać miliony dolarów, a ciągle mieć problem, nawet tylko z jednym dzieckiem.
I mimo iż teoretycznie przynajmniej powinienem skłaniać się mocniej ku lojalności wobec narzeczonej, to jakoś bardziej muszę sympatyzować z jej niczemu zapewne niewinną jedynaczką. Jakie by nie były wzajemne stosunki i napięcia między jej rodzicami, w czym ona sama mogła im zawinić?
W niczym, oczywiście.
A czy zawiniła mnie? I tak, i nie. Bo niestety, lecz wciąż nie wiem, co planuje, jak ma wyglądać jej zemsta na mnie, bo chyba już ustaliliśmy, że nie zamierza mi odpuścić.
Czuję przez to, jakbym stale stąpał po bardzo cienkim lodzie, ale ponieważ sam sobie jestem winien, to nawet nie mam się siły ani ochoty na nią wściekać. Liczę jedynie, że cokolwiek by w końcu nie zrobiła bądź powiedziała, mój wpływ na jej matkę okaże się dostatecznie silny, bym nie wypadł z jej łask.
Ale nawet jeśli wypadnę to, no cóż... Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka.
Choć przez wiele lat udawało mi się z sukcesem nawigować po mętnych wodach mojego dodatkowego biznesu, zawsze towarzyszył mi pewien fatalizm. Przekonanie, że dobra passa w każdej chwili może się skończyć, a ja zostanę ukarany, jak zasłużyłem.
Dlatego może bywałem tak potwornie bezwzględny w interesach, które moje biedne ofiary tak ochoczo myliły z miłością. Żeby zarobić ile się da, dopóki jeszcze mogłem.
I oto przyszedł najwyraźniej czas zapłaty. I to teraz, kiedy postanowiłem przejść na emeryturę oraz skończyć żerowanie na spragnionych uczuć, bogatych lecz nieszczęśliwych kobietach.
Dopadła mnie sprawiedliwość i to przez tę dziewczynę o włosach złotych jak słońce i oczach turkusowych, jak wody wokół Teneryfy. Moja słoneczna nimfa, a zarazem moje przekleństwo i bogini zemsty, Nemesis.
Wszystkie one zjednoczone w doskonałym ciele filigranowej Miss Bellamy.
Czy zatem powinienem z nią walczyć, czy raczej pokornie przyjąć od losu zasłużoną karę? Jakbym nie był sam zdegenerowany, zdemoralizowany i wykolejony, kiedy chodzi o tę dziewczynę, jednak odzywają się we mnie resztki dawno pogrzebanej przyzwoitości i poczucia sprawiedliwości.
Czemu? Co w niej jest takiego?
◇◇◇
Aż mi się znienacka przypominają słowa piosenki Eda Sheerana, Tenerife Sea*, tak idealnie opisujące Sol tamtego lata. Wiem, że już na zawsze będą mi się z nią kojarzyć:
Wyglądasz wspaniale w tej sukience
Uwielbiam, gdy twoje włosy
Spływają tak, jak teraz, po jednej stronie szyi
W dół twoich ramion i pleców
Otaczają nas te wszystkie kłamstwa
I ludzie, którzy zbyt dużo gadają
Masz taką minę
Jakbyśmy tylko my znali tajemnicę
Cóż, kiedy jedynie ja znałem wówczas moją tajemnicę. Dlatego największym kłamcą w jej życiu byłem i pewnie nadal jestem ja sam, niestety.
Jeśli to miałaby być ostatnia rzecz, jaką zobaczę na świecie
To chcę, żebyś wiedziała, że to by mi wystarczyło
Bo jesteś wszystkim, czego kiedykolwiek potrzebowałem
I mimo iż Sol naprawdę dawała mi wszystko, czego potrzebowałem, to jednak zniknąłem wtedy, niszcząc jej zaufanie i marzenia. I zapewne powinienem także zniknąć teraz, jak mi to ostatnio wyrzuciła na basenie.
Wyglądasz tak pięknie w tym świetle
Twoja sylwetka nade mną
I błękit twoich oczu
Jak morze wokół Teneryfy
I wszystkie te otaczające nas głosy,
Po prostu znikają, z każdym twym oddechem
Powiedz tylko słowo, qa przepadnę
Na pustkowiu
Czy mnie na to stać? Nie wiem, ale jeszcze nie teraz. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał, choć na dobrą sprawę nie mam pojęcia, na co liczę.
Na jakiś cholerny cud.
Zwłaszcza iż dziewczyna nad wyraz przypadła do gustu Asherowi. A on jej. I nie mogę im się nawet dziwić.
Są praktycznie rówieśnikami, młodzi i piękni, wciąż pełni nadziei na świetlaną przyszłość, na dobre życie. Oboje bez zobowiązań, bez ciągnących się za nimi grzechów, a już na pewno bez tych, popełnionych przez nich samych.
Ale od tygodnia, od kiedy Sol wróciła do Miami, nie widzę jej u nas, jakoś przestała odwiedzać Asha, a on odmawia rozmawiania ze mną na temat ich związku czy cokolwiek tam zaczęli budować, jeśli w ogóle. Więc nie mam zielonego pojęcia, co między nimi zaszło.
Albo co nie zaszło, bo jednak znam mojego brata idiotę i z łatwością potrafię sobie wyobrazić wiele rzeczy, które mogły pójść nie tak. Chociaż gdy widziałem, jak na nią patrzył i jak się przy niej zachowywał, skłonny byłem wierzyć, że tym razem będzie inaczej, że on także spotkał w osobie Sol Bellamy kobietę swojego życia.
I naprawdę miałem przez chwilę nadzieję, że chociaż on tego nie spieprzy, że jemu się z nią uda.
Co prawda przez jakiś czas skłonny byłem podejrzewać dziewczynę, że próbuje użyć Ashera, żeby dopaść mnie i w ten sposób się zemścić. Że go w sobie specjalnie rozkocha, a potem odepchnie i zrani, przy okazji szargając moją opinię w jego braterskich oczach.
I byłem gotów ją za to zabić, serio. Biedny szczeniak dość się już w życiu wycierpiał, dość przeszedł, żeby miał jeszcze cierpieć i przeze mnie.
Ale wystarczyła jedna rozmowa z Sol na ten temat — jeśli można to nazwać rozmową — a zdołała mnie przekonać, że to moje własne zbydlęcenie podpowiada mi takie czarne scenariusze. I miała rację, bo to, że ja bywam psychopatycznym potworem, nie czyni automatycznie potworów z innych.
A już na pewno nie z niej.
Więc choć przez cały ten czas, kiedy widziałem ich razem, zżerała mnie zazdrość, równie silna jak moje własne, nigdy nie wygasłe pożądanie wobec tej kobiety, skłonny byłem ją sobie odpuścić, na rzecz młodego. Może tylko dwa razy mnie poniosło, ostatnio na basenie, ale i mnich pustelnik by nie wytrzymał, mając w ramionach niemal nagą i całą mokrą Sol.
Dała mi zresztą zasłużoną nauczkę.
Jednak teraz widzę, że już nic między nimi nie ma. Dziewczyna nie wgapia się godzinami w telefon, najwyraźniej nie wyczekuje wiadomości od mojego durnego brata, cała jest pochłonięta tylko stosami starych raportów oraz... wodzeniem mnie za nos.
Że tak powiem, bo bynajmniej nie nos dokucza mi w jej obecności najbardziej, huh.
Więc między nimi chyba naprawdę skończone i może tak będzie lepiej dla wszystkich. Nawet chory paranoik we mnie może wreszcie odetchnąć, że Asherowi nie oberwie się rykoszetem za moje własne grzechy i przewinienia.
Tego bym nie zniósł.
◇◇◇
Lecz między nami, czy też jest już skończone? To serio bardzo dobre pytanie: czy coś jeszcze jest między mną i Sol Bellamy?
Biorąc pod uwagę, że za niespełna trzy miesiące prawdopodobnie ożenię się z jej matką, w ogóle nie powinienem sobie pozwalać na takie rozważania. Zwłaszcza biorąc pod uwagę plany mojej narzeczonej co do przyszłości Bellamy Publishing i mojej roli w niedalekiej ich realizacji.
A przecież złożyła mi nadzwyczaj intratną propozycję. Z gatunku tych nie do odrzucenia. Musiałbym być idiotą, żeby w to nie wejść. Współpracując z nią, będę ustawiony na całe życie, nie tylko jako jej mąż, ale także wspólnik w firmie.
Zrazu Zelda o mało co nie eksplodowała na wiadomość, że jej jedynaczka zamierza odbyć wymagane na studiach praktyki w firmie ojca, choć mnie ten wybór akurat szczególnie nie zdziwił. Szczerze mówiąc podejrzewam, że to w związku z moją osobą — albo może początkowo Ashera? — dziewczyna wpadła na ten pomysł.
I wytrwała przy nim, nawet mimo nacisków matki, które musiały mieć miejsce. Ja usiłowałem się w te ich rozgrywki nie wtrącać, tym bardziej iż czułem, że sam byłem na cenzurowanym, przynajmniej dopóki Zelda wszystkiego nie przetrawiła.
Najpierw chodziła podminowana przez dobre trzy dni, aż wreszcie najwyraźniej podjęła jakąś decyzję i postanowiła przyjąć do wiadomości wybór niezłomnie obstającej przy swoim córki. To zazwyczaj dość rozsądna kobieta, nawet ja to muszę przyznać.
Do tego stopnia, że w końcu sama poprosiła mnie o pomoc, a mianowicie monitorowanie poczynań Sol podczas stażu. Tak, żeby dziewczyna jak najrzadziej kręciła się po firmie oraz miała jak najmniej okazji, by zorientować się w zachodzących w organizacji zmianach, a już zwłaszcza w planowanych przekształceniach.
Cóż, tyle z pewnością mogę próbować dla Mrs. Bellamy zrobić.
Mimo owego zawarcia porozumienia, czy bardziej może zbrojnego zawieszenia broni, wzajemne kontakty obu kobiet uległy dalszemu ochłodzeniu, o ile się zdołałem zorientować. A nikt by się nie spodziewał, że po naszym balu zaręczynowym było to jeszcze możliwe.
Ale jednak.
Moja narzeczona nie wybacza takich prowokacji i ja sam też powinienem o tym pamiętać. Zwłaszcza iż Sol wydaje się obiekcje oraz chłód ze strony matki totalnie lekceważyć.
W tym celu, jak sądzę, specjalnie pojawia się codziennie w pracy w coraz to bardziej wymyślnych fatałaszkach, błyszcząc wśród reszty pracowników niczym drogocenny klejnot, zabłąkany pośród szarych polnych kamieni. I w efekcie przyciągając nawet niechętną, lecz powszechną uwagę.
Ta dziewczyna ma bardzo specyficzne pojęcie o służbowym dress codzie, doprawdy. Wczoraj nawet zmusiłem się do podjęcia próby rozmowy dyscyplinującej z nią na ten temat, choć podejrzewałem, że to może być błąd.
I był. Ponieważ wówczas jedynie roześmiała się perliście, tak bardzo po swojemu, wyraźnie nic sobie nie robiąc z moich słów. Ale dzisiaj mam za swoje.
Bo jeśli zrobiłem jej uwagę, że poprzednio założyła obcisłe jak rękawiczka spodnie w lamparcie cętki, a do tego dopasowany czarny top bez rękawów i swoje ukochane kozaki na szpilce, sięgające jej pod kolano*, to dziś przyszła w stroju, który pobił na głowę nawet ten niezapomniany, w którym pojawiła się na praktykach pierwszego dnia.
Jednak, skoro już ubrała się dzisiaj tak, jak się ubrała, to uznaję, że taki widok nie powinien się marnować. Zwłaszcza iż znów darowała sobie zakładanie biustonosza.
I chwała jej za to.
Dlatego naciskam guzik interkomu i rzucam, ledwo przezwyciężywszy nagłą chrypkę w głosie:
— Sol, czy mogę cię prosić do mojego gabinetu?
Albo mi się zdaje, albo naprawdę w jej odpowiedzi pobrzmiewają nuty rozbawienia, gdy oświadcza:
— Ależ oczywiście, panie Holden. Zawsze jestem do pańskich usług.
Gdybyś tylko naprawdę była, skarbie!
Jak wrażenia po Elijah's POV? Kogo obecnie shipujecie? 😁
*Miecz Damoklesa —
wyrażenie oznacza stałą groźbę, wiszącą nad kimś używającym beztrosko życia i korzystającym z dobrodziejstw swego stanowiska.
*Biżuteria Sol, od Tiffany's:
*Salome – przedstawicielka dynastii herodiańskiej. Wnuczka Heroda Wielkiego. Córka Heroda III i Herodiady. Znana głównie z roli, jaką odegrała przy śmierci Jana Chrzciciela – zachwycony zmysłowym tańcem Salome Herod Antypas, tetrarcha Galilei i Perei, obiecał spełnić każde jej życzenie, a ta – na polecenie matki – zażądała głowy żydowskiego proroka. Taniec ów bywa zwany tańcem zasłon bądź welonów.
*Tenerife Sea Eda Sheerana:
*Jedna z najnowszych stylizacji Sol do pracy, jak Wam się podoba?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro