Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

vingt-neuf


                — Naprawdę musi padać? — spytałam, wyglądając przez nasze okno w salonie.

— Hej, uch, Sky? Jesteśmy w Vancouver — zauważył Charlie i ułożył dłoń na moim ramieniu. — A teraz chodź, musimy jechać na plan.

Nie ruszyłam się z miejsca.

— ŚWIEĆ, TY GŁUPIE SŁOŃCE! — krzyknęłam w kierunku szkła. Chłopak wzdrygnął się przez głośność mojego głosu.

— Okej, skarbie, musimy już iść. — Praktycznie odciągnął mnie od okna. — Musimy iść do pracy.

— Chcę wyjść na deszcz — wymamrotałam. Bezradnie wyrzucił ręce w powietrze i ode mnie odszedł. — Racja, mamy pracę. Chodźmy, Charlie.

Wyrwałam mu klucze z dłoni i wybiegłam przez drzwi, chichocząc, gdy mnie gonił.

— Mam cię — powiedział, owijając ramiona wokół mojej talii i lekko mnie podnosząc. — Wow, wyglądasz uroczo, kiedy robisz takie rzeczy.

W końcu mnie odstawił, po czym ujął moją dłoń.

— Ja tylko próbuję być sobą — wymamrotałam, wydymając wargi i krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

— I możesz dalej być sobą.

— Straszny z ciebie pochlebca.

— Tylko dla ciebie.

Uderzyłam go w ramię i pokręciłam głową.





                Wybiegłam na deszcz i położyłam się na ziemi, pozwalając kroplom uderzać o moją skórę. Dzięki temu odprężyłam się przed tym, co miało mieć miejsce tego popołudnia. Zgadliście, „Unsaid Emily". Skrzyżowałam nogi w kostkach i przekręciłam się na brzuch, biorąc kilka głębokich oddechów.

Przez jakiś czas myślałam o różnych rzeczach. Minęło już kilka dni od... Mojego pocałunku z Charliem. I za bardzo o nim nie rozmawialiśmy. Okej, nie rozmawialiśmy w ogóle. Po prostu nie chciałam wszystkiego zepsuć, dopóki jeszcze czujemy się komfortowo w swoim towarzystwie. Jeśli bym go straciła... Nie wiem, co bym zrobiła. Ale najwidoczniej jutro wieczorem ma mieć miejsce jakieś wydarzenie, o którym nie chcą mi powiedzieć i to ani trochę mi się nie podoba.

W tamtym momencie uświadomiłam sobie, że mój makijaż nie był wodoodporny. Cholera. Wróciłam do przyczepy makijażowej.

— Daisy — jęknęłam, nieśmiało wchodząc do środka.

— Chodź tutaj, skarbie. — Machnęła do mnie ręką i zaczęła wyjmować swoje rzeczy. — Mogłabyś mi wytłumaczyć, co robiłaś w deszczu?

— Rozmyślałam nad życiem — odparłam jedynie, otrzepując się w wody.

— Głęboko. — Złapała chusteczkę do demakijażu, doprowadzając moją twarz do porządku. Posłałam jej uśmiech.

— Wiem. To moja specjalność.

— W każdym razie już skończyłam. Leć już. A jeśli chodzi o twoje włosy... Zobaczymy się później.

Chichocząc, pomachałam jej i zbiegłam po schodkach. Nagle zostałam pociągnięta w bok, przez co pisnęłam.

— Hej.

Uśmiechnęłam się.

— Cześć, Charlie. Co się dzieje?

— Chciałem tylko cię zobaczyć. — Założył mi kosmyk włosów za ucho, pozwalając swojej dłoni dotknąć mojego policzka. — Tęskniłem za tobą.

— Charlie... — szepnęłam i delikatnie przechyliłam głowę w bok. — Nie.

— Ale dlaczego nie? — Popatrzył na mnie, delikatnie gładząc kciukiem moją twarz. Zamknęłam oczy, łaknąc jego dotyku. — Lubię to. Lubię nas. Lubię ciebie.

— Bo jesteśmy w pracy — wymamrotałam, po czym otworzyłam oczy. — I nie chcę, żeby wszyscy dowiedzieli się w taki sposób.

— W jaki? By zobaczyli, jak robię to...? — Pochylił głowę i złączył nasze usta. Owinęłam ramiona wokół jego szyi, przysuwając się bliżej niego. Po chwili się odsunął. — W taki sposób?

— Tak. Dokładnie — mruknęłam, ponownie przyciągając go do siebie. — Dokładnie w taki.

— Myślałem, że martwisz się, że ludzie się o nas dowiedzą — zażartował. Złapał garść moich włosów i je powąchał. Wydęłam wargi.

— Bo się martwię. Ale minął już jakiś tydzień, odkąd ostatnio to robiłam. Jakby prawie tydzień? I tak myślałam... — Wzięłam dolną wargę pomiędzy zęby. — Skoro tak dobrze się ze sobą dogadujemy...

Spuściłam wzrok, a on uniósł mój podbródek.

— Chcesz, żeby to było oficjalne? — Przyciągnął mnie bliżej siebie, na co patrzyłam na niego z uśmiechem.

— A co, chcesz?

— Bardzo. Więc Skylar Davis, czy być może, jeśli tylko chcesz, pójdziesz ze mną na randkę?

— Bardzo chętnie.

Popatrzył na mnie zszokowany.

— Chwila, naprawdę? — Kiwnęłam głową, ponownie przygryzając wargę. Chłopak mnie podniósł i ze śmiechem okręcił nas dookoła. — Mówisz podwójnie poważnie?

— Mówię podwójnie poważnie.

Moje nogi zwisały po jego bokach, gdy nadal byłam w powietrzu. Głośno zaczął wiwatować. Zaśmiałam się i ułożyłam dłonie po obu stronach jego twarzy, a on w tym czasie mnie odstawił, złączając nasze usta.

— Jesteś szczęśliwy.

— No cóż, jest taka dziewczyna, która podoba mi się już od naprawdę dawna. Właśnie zaprosiłem ją na randkę i nie zgadniesz, co powiedziała.

— Odmówiła?

Skrzywił się.

— Zgodziła się, ty głuptasie. — Zachichotałam, bawiąc się końcówkami jego włosów. — Więc nadal przejmujesz się tym, czy ludzie nas zobaczą?

— Och, zdecydowanie nie. — Po tych słowach stanęłam na czubkach palców i oparłam o siebie nasze czoła. Brunet ponownie mnie podniósł, kręcąc się dookoła, a ja w tym czasie roześmiana odchyliłam głowę. Owinęłam nogi wokół jego pasa. — Jestem koalą.

— Jesteś przeurocza — wymamrotał. Parsknęłam, natychmiast zasłaniają usta. — Pocałujesz mnie?

— Nie musisz powtarzać.

Przycisnęłam do siebie nasze wargi.

— Co się tu dzie...? OWEN! JEREMY!

Gwałtownie się odsunęłam i zeskoczyłam na ziemię, a moim oczom ukazała się zszokowana Madi.

— CO TO BY...? CO? KIEDY TO? JAK? KIEDY? CO? — wykrzyknęła, próbując wypowiedzieć jakieś składne zdanie. — Potrzebuję chwili.

Dziewczyna wróciła na plan, a ja odwróciłam się do Charliego z uśmiechem na ustach, z których wydobył się chichot.

— Słyszeliśmy krzyk Madi, co się dzieje? Kto jest ranny? Co się stało? — Owen do nas podbiegł.

— Nic się nie stało — powiedziałam ze zmarszczonymi brwiami. — Nie wiem, o co jej chodzi.

— Jeśli tak mówisz — mruknął chłopak, po czym zaczął odchodzić. — Poza tym mamy dla ciebie niespodziankę na planie.

Charlie zasłonił mi oczy i pokierował... Gdziekolwiek zamierzał mnie zabrać. Wyciągnęłam ręce przed siebie, gdy usłyszałam ściszone głosy.

— Wszystkiego najlepszego — szepnął mi do ucha, zabierając dłonie.

Moja szczęka opadła na ten widok. Na stole stała lampa pierścieniowa, statyw i kamera, do której zakupu zabierałam się już od kilku miesięcy.

— T-to naprawdę? — wydusiłam i odwróciłam się do Charliego, który z uśmiechem na twarzy przytaknął. Podeszłam do stołu, podnosząc aparat. — Ale moje urodziny były już dawno? I już daliście mi prezenty?

— Gillespie powiedział, że chcesz założyć kanał na YouTube, więc wszyscy się złożyliśmy — wytłumaczył Jeremy.

Uśmiechnęłam się do Charliego i go przytuliłam.

— Dziękuję.

— Nie ma za co, laleczko. — Złożył pocałunek na czubku mojej głowy, a ja szybko włączyłam nagrywanie.

— Cześć wszystkim! Witajcie na moim kanale. Nazywam się Skylar Davis i zapewnię wam wysokiej jakości treści.

— Właśnie zwymiotowałem sobie do ust — wymamrotał Owen, a ja skierowałam na niego obiektyw.

— To jest pan Maruda, znany także jako Arc z „Knight Squad" i Crispo ze „Sto rzeczy do przeżycia przed liceum", pan Owen Patrick Joyner — powiedziałam, a on popatrzył na mnie bez żadnych emocji. — A oto pan Człowiek Finn, Jeremy. Mój starszy brat. — Przytuliłam go. — A to... Wiecie co? Nawet nie będę o nim mówić. — Pominęłam Charliego. — Gdzie jest moja żona?

— Tutaj! — odezwała się Madi, a ja owinęłam wokół niej ramiona.

— Oto moja przepiękna żona, Madison Reyes—

— SKYLAR! — zawołał mnie Kenny.

— Muszę lecieć. Pa! — Pomachałam do kamery.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro