Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

vingt-deux


                — Więc... Mój brat — zaczęłam, a policzki Savannah zrobiły się całe czerwone.

— Tak? — odparła. No cóż, to zabrzmiało bardziej jak pytanie. Uśmiechnęłam się i ponownie oparłam głowę o poduszki. — Och, wszystkiego najlepszego!

Po tych słowach wyciągnęła prezent.

— Savannah, nie musiałaś — powiedziałam, ale ona wepchnęła mi go do rąk.

— Otwórz.

Ostrożnie rozdarłam papier, pod którym ujrzałam piękną kartkę, pod którą znajdowała się obudowa na telefon ze zdjęciem całej obsady.

— Sav! To jest niesamowite. Skąd wzięłaś to zdjęcie?

— Nigdy się nie dowiesz.

Posłałam jej rozbawione spojrzenie, na które się zaśmiała.

— Jak idą nagrania?

— Właściwie to je przerwaliśmy, kiedy byłaś nieprzytomna. Kenny chciał, żebyśmy wszyscy mieli trochę czasu dla siebie, ale tak między nami, to chyba było bardziej dla Charliego niż kogokolwiek innego.

Zachichotałam przez jej nagłą zmianę tonu na szept.

— Dlaczego tylko dla niego?

— On chyba zniósł to najgorzej. Przez tyle dni był przekonany, że to jego wina i że jeśli byłby z tobą, to mógłby cię ochronić. Pierwszej nocy stał przed waszym mieszkaniem przez piętnaście minut, rozważając, czy w ogóle powinien wejść — opowiedziała. — A później zaczął spędzać tu każdą chwilę, bo nie mógł znieść, kiedy byłaś sama. Chyba też nie chciał być w mieszkaniu ze świadomością, że cię tam nie ma.

— Wow.

— On cię kocha, Sky.

Nagle zaczęłam kasłać.

— Kocha mnie? — Wciągnęłam powietrze przez zęby. Dziewczyna przytaknęła, a ja pokręciłam. — Nie. Nuh-uch. Wybacz, niemożliwe.

— Bardzo możliwe, Skylar. Musisz przejrzeć na oczy. On cię kocha i zrobiłby wszystko, by cię ochronić, nawet jeśli to on miałby cierpieć zamiast ciebie — powiedziała, układając dłoń na moim kolanie. Siedziałam w milczeniu, nie wiedząc, co powinnam powiedzieć. — Poza tym twój brat i Charlie bez przerwy do mnie piszą, możemy ich już wpuścić?

Zachichotałam. Jasne, że to zrobili.

— Tak — odparłam, a ona wysłała im wiadomość. Po kilku minutach oboje pojawili się w sali. — Jesteście strasznie wymagający, co chłopcy?

— Tylko dla ciebie — odezwał się bezczelnie Charlie, przez co moje policzki zrobiły się całe czerwone. — Popatrz w prawo.

Wykonałam polecenie, a moim oczom ukazało się niewielkie pudełko leżące na szafce. Sięgnęłam po nie, rozwiązując kokardę. Szeroko otworzyłam oczy, gdy zauważyłam srebrny naszyjnik z ametystem.

— Co? Jak? Dlaczego? Kiedy? — wyjąkałam, próbując dobrać odpowiednie słowa, jednocześnie podnosząc biżuterię. — Charlie! Nie powinieneś był.

— Wiem, ale chciałem.

Posłałam mu delikatny uśmiech.

— Zapniesz mi?

Chłopak bez słowa wstał i odgarnął moje włosy, by mógł założyć mi naszyjnik na szyi. Jego palce dotknęły mojej skóry, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Po chwili się odsunął.

— Pięknie — powiedział. Zarumieniłam się, następnie odwracając do mojego brata.

— Gdzie mój prezent? — spytałam żartobliwie.

— Nie istnieje. — Skrzywiłam się na jego słowa, a on odwzajemnił moją minę.

— Okej, będziemy już iść — stwierdziła Savannah, wyciągając go z pomieszczenia.

Pomachałam do nich, po czym westchnęłam, pozwalając mojej głowie opaść na poduszki.

— O czym myślisz, Sky? — zapytał Charlie z krzesła obok mnie.

— O wielu rzeczach. O tym, co się stanie, gdy to wszystko się kończy, wiesz? Nie chcę, żeby to się kończyło. Jesteście moją prawdziwą rodziną i nawet nie mogę znieść myśli, że pewnego dnia wszyscy pójdziemy w swoją własną stronę, być może nigdy więcej się nie widząc.

Chłopak usiadł na łóżku i na mnie popatrzył.

— Hej, zawsze będziemy blisko siebie. Zawsze. Nieważne, z jak ogromną odległością. To może ci o tym przypominać. — Stuknął w naszyjnik. — I zawsze będziemy rodziną. Nie martw się, Skylar.

— Wiem. Ale po prostu nie chcę, żeby to się kończyło, wiesz? Nigdy w życiu sobie tego nie wyobrażałam. Zawsze myślałam, że zostanę nauczycielką, wezmę ślub, będę miała stabilną pracę, urodzę dzieci i w końcu się zestarzeję. W życiu nie pomyślałabym o tym, że będę grała w nowym serialu Netflixa i poznam moją drugą rodzinę, którą tak bardzo pokocham. Po prostu nie chcę, żeby to zniknęło.

Złapał mnie za rękę.

— Nigdzie się nie wybieram. Robię za niańkę — zażartował. Na moje usta wkradł się uśmiech. — A teraz pójdę tam. Przebierz się.

Żartobliwie mu zasalutowałam, a wtedy on się odsunął. Zdjęłam z siebie tę głupią szpitalną odzież, zamieniając ją na koszulę, którą pokochałam oraz dresy.

— Dobra, skończyłam. Możesz się już odwrócić.

Wykonał tę prośbę, po czym przez kilka chwil rozmawialiśmy, zanim do sali nie weszła pielęgniarka z moim wypisem.

— Uważaj na nią — pouczyła Charliego jakoś po raz dwudziesty i dopiero wtedy pozwoliła nam wyjść ze szpitala.

— Wow, jest dość intensywna. — Odetchnął. Zachichotałam, kiedy oboje wyszliśmy na ulicę, na której zastaliśmy zaparkowanego Priusa Owena.

— Ukradłeś mu samochód?

— Nie, nie ukradłem. Wypożyczyłem.

— Okej, po pierwsze, to najgłupsze, co w życiu słyszałam, a po drugie, pospiesz się, bo chcę już wrócić do domu.

Pomógł mi wsiąść do samochodu, po czym odłożył kule na tylne siedzenie i wdrapał się na miejsce kierowcy, wyjeżdżając na drogę, nie puszczając mojej dłoni. Przez cały czas śpiewaliśmy piosenki grane w radiu, a uśmiech nie znikał z mojej twarzy.

— Mam takie szczęście, że jesteś w moim życiu.

— To ja tu jestem szczęściarzem.

Na moje policzki wkradł się rumieniec, gdy usłyszałam jego słowa. Odwróciłam wzrok w stronę okna, obserwując mijane przez nas krajobrazy Vancouver.

— Och! Myślisz, że przekonam Kenny'ego, by wznowił produkcję? — spytałam, a on wzruszył ramionami, skupiając wzrok na drodze. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do mężczyzny, ustawiając połączenie na głośnomówiący. — Hej, Kenny!

— Skylar! Jak się czujesz? Dobrze? Wszystko okej?

Cicho się zaśmiałam.

— Tak, wszystko dobrze. Charlie będzie mnie pilnował przez następne kilka dni.

— Nie martw się, Kenny. Mam ją pod kontrolą — odezwał się wspomniany chłopak, na co prychnęłam.

— Słucham?

— Nic.

Pokręciłam głową, a następnie wróciłam do rozmowy.

— W każdym razie chciałam powiedzieć, żebyście wznowili nagrania. Ja nadrobię i poza tym nie zostało mi zbyt wiele scen. Chyba nie możemy już dłużej tego odciągać.

— Skylar, nie możemy tego zrobić. To nie byłoby sprawiedliwe w stosunku do ciebie.

— Uch! Nie! Wznowicie produkcję od przyszłego tygodnia, jasne, panie Ortega?

Zamilkł.

— Okej — odpowiedział w końcu, na co się uśmiechnęłam.

— Świetnie! Do zobaczenia za tydzień! Pa!

Szybko się rozłączyłam, zanim zdążył zaprotestować.

— Nie idziesz na plan w przyszłym tygodniu — rozkazał Charlie tonem nieznoszącym sprzeciwu.

— Idę tylko pooglądać, Charles. Wyluzuj. — Wywrócił oczami i wtedy zaparkowaliśmy pod naszym budynkiem mieszkalnym. — A teraz się pospiesz, chcę wejść do środka.

— Boże, dzisiaj jesteś po prostu cudowna — zażartował. Skrzywiłam się, a on posłał mi uśmiech.

— Cokolwiek, Gillespie. Pomóż mi wyjść z tego głupiego samochodu.

Brunet podał mi kule i sam zarzucił sobie na ramię mój plecak. W końcu udało nam się wejść do windy, a ja byłam już niebywale zmęczona.

— Wielkie nieba, używanie kuli jest trudniejsze, niż sobie wyobrażasz. — Wydyszałam. Charlie się zaśmiał, przez co uderzyłam go wspominanym przedmiotem, wybuchając śmiechem, gdy się skrzywił.

— Wiesz, powinienem był zostawić cię w szpitalu — wymamrotał. Sapnęłam dramatycznie.

— Nie odważyłbyś się.

— Och, właśnie, że tak.

— Chcesz się bić? — spytałam, stając tuż przed nim.

Zignorował mnie, jedynie składając delikatny pocałunek na czubku mojej głowy. Podszedł do drzwi, które otworzył, zostawiając mnie zszokowaną i trochę zarumienioną. Oczywiście, w mieszkaniu było ciemno, więc włączyłam światło. Jednak nie spodziewałam się zobaczyć Madi, Owena, Jeremy'ego, Carolynn, Jadah, Savannah i Tori, którzy tam stali.

— NIESPODZIANKA! — krzyknęli. Szeroko się uśmiechnęłam.

— Co jest? Skąd wiedzieliście? — odezwałam się, podchodząc bliżej nich. Madi kiwnęła głową, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam Charliego, który opierał się o wyspę kuchenną.

— Wszystkiego najlepszego — powiedział. Szybko do niego podeszłam i mocno go przytuliłam, opierając kule o blat.

— Dziękuję. Jest cudownie.

— Cieszę się. A teraz usiądź i oprzyj o coś nogę.

Niechętnie wykonałam jego polecenie, układając stopę na stoliku do kawy oraz opierając się o jego ciało, podczas gdy on obejmował mnie ramionami w talii.

— Czas na prezenty! — pisnęła Madison i klasnęła w dłonie. Wyciągnęła torebkę, którą mi podała. Gdy wyjęłam zakrywający ją papier, zauważyłam najpiękniejszą sukienkę, jaką w życiu widziałam. — Kupiłyśmy ci ją razem z Jadah.

Szeroko się uśmiechnęłam i rozłożyłam ramiona, byśmy mogły się przytulić.

— Jejku! Jest cudowna, naprawdę.

— Okej, okej. Otwórz ten od nas — wtrącił Jeremy, popychając w moją stronę pudełko. Zaśmiałam się.

— Jesteś niecierpliwy, co?

Kiwnął głową, więc zdjęłam wieko, a moim oczom ukazały się pusty album na zdjęcia. Przycisnęłam go do klatki piersiowej, a wspomnienia zaczęły pojawiać się w mojej głowie.

— Jest cudowny — szepnęłam ze łzami w oczach.

— Okej, najlepsze na koniec — dodał chełpliwie Owen i podał mi mniejsze opakowanie. Popatrzyłam na niego sceptycznie, ale i tak je otworzyłam. W środku był pierścionek z ametystem. — Zgadałem się z Charliem.

— Ludzie! — zawołałam zapłakana. — Kocham was. I naprawdę, żadne z was nie musiało mi niczego kupować.

— Och, ale to zrobiliśmy, Sky — odezwała się Tori. — I przy okazji razem z Sav złożyłyśmy się na obudowę.

— Tak. Zasługujesz, by być rozpieszczana — stwierdził Charlie, zbliżając usta do mojego ucha.

Uśmiechnęłam się i o niego oparłam. Przez resztę nocy rozmawialiśmy oraz żartowaliśmy o wszystkim i o niczym. Okazało się, że Madi razem z Jadah upiekły tort, który ze sobą przyniosły, więc go pokroiłam i oczywiście, jako dziecko, którym jesteś, rzuciłam nim we włosy Charliego, piszcząc, gdy on mi oddał. Skończyliśmy cali ubrudzeni ciastem i roześmiani. Zapozowaliśmy do zdjęcia, które zrobiła Madi, a ja szybko je sobie przesłałam, by mieć nową tapetę na telefonie. Po kilku godzinach, kiedy wszyscy już wyszli, poczułam, jak moje oczy powoli zaczynają się zamykać.

— To chyba pora, żebyś poszła spać — stwierdził Gillespie, ostrożnie mnie podnosząc i upewniając się, że z moją nogą nic się nie dzieje, zanim zaniósł mnie do mojego pokoju.

— Zostań ze mną — wymamrotałam. Moje oczy były zamknięte, a twarz schowana w jego klatce piersiowej, gdy wdychałam zapach mięty i sosny. — Proszę?

Poczułam, jak przykrywa mnie kołdrą i ostatnim, co pamiętam, było jego ramię obejmujące moje ciało oraz przyciągające mnie bliżej niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro