trente-et-un
— Charlie — jęknęłam znudzona. — Charlie!
On tylko ponownie upewnił się, że wszystko jest dobrze.
— CHARLIE! — krzyknęłam, dzięki czemu podskoczył i na mnie popatrzył. — Nic mi nie jest. Przysięgam.
Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, posyłając mi spojrzenie.
— Mieszkanie dosłownie zaczęło się palić tydzień temu, poparzyłaś sobie ręce i prawie zemdlałaś, bo nawdychałaś się dymu — przypomniał mi.
— Tak. I siedzę w tym pokoju już od tygodnia. Wszystko się zagoiło, a jedynym, co mnie powstrzymuje, jesteś ty.
— Ja tylko próbuję o ciebie dbać.
— I to doceniam, ale już ze mną lepiej.
Zaczęłam szukać kluczy.
— Jesteś pewna? Bo—
— CHARLIE! NIC MI NIE JEST! — zawołałam, odwracając się twarzą do niego. — Po prostu... Chodźmy na plan.
Westchnęłam i złapałam moje rzeczy, po czym ułożyłam dłoń na klamce.
— Myślisz, że lubię patrzeć, jak cierpisz?
Zamarłam, gdy usłyszałam jego przerażony, pełen bólu oraz smutku głos.
— Myślisz, że lubię nie być w stanie nic zrobić, kiedy jesteś ranna? — zapytał ponownie, robiąc krok bliżej mnie. — Sky, to jest okropne! I przepraszam, jeśli nie podoba ci się to, co robię, ale nie mogę znieść patrzenia na twoją krzywdę. Czuję się bezradny. Nie mogłem nic zrobić, żeby ci pomóc i popatrz, gdzie to nas doprowadziło. Boże, Skylar, nienawidzę patrzeć, jak cierpisz. To boli też mnie, nieważne czy jest to ból fizyczny, mentalny, czy emocjonalny. Chcę tylko, byś była bezpieczna.
Pod koniec jego głos ucichł, a ja wzięłam głęboki oddech, ujmując jego rękę.
— Przepraszam — wymamrotałam, opierając głowę o jego klatkę piersiową. — Przepraszam, że się zdenerwowałam. Ale tym razem chyba trochę przesadziłeś.
— Tak, tylko trochę. — Lekko się zaśmiał. Wygięłam wargi w uśmiechu i mocno go przytuliłam. — A teraz chodź, Sky. Musimy jechać do pracy.
— Dziękuję.
Stanęłam na palcach, by móc złączyć nasze usta w delikatnym pocałunku. Oddał go i oparł o siebie nasze czoła.
— Podobają mi się takie podziękowania.
Uderzyłam go w klatkę piersiową i pokazałam mu język, nim złapałam go za rękę, wychodząc za drzwi.
— Poza tym dzisiaj wieczorem idziemy na kręgle.
Uśmiechnęłam się.
— To fajnie. A teraz się pospiesz. Nie chcę się spóźnić.
— Nigdy się nie spóźniamy — przypomniał mi. Jedynie pociągnęłam go wzdłuż korytarza i nacisnęłam guzik windy.
— Jestem bardzo marudna odnośnie tego tematu.
— Zaufaj mi, wiem.
Ponownie go szturchnęłam.
— Przestań mnie bić.
— Przestań być wrzodem na dupie — powiedziałam, na co wydął wargi. — Nie rób takiej miny.
Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej, pokazując mu język.
— To się tak nie zachowuj — zażartował i wszedł do windy. Z chichotem zrobiłam to samo. — Ugh! Nadal tu jesteś.
— W takim razie wyjdę.
Wypadłam przez drzwi, nim on zdążył wyjść i biegiem rzuciłam się do samochodu. Chłopak zaczął mnie gonić, przez co pisnęłam.
— Nie ma mowy, że mnie zostawisz. — Uniósł mnie w powietrze, opierając dłonie na mojej talii, po czym ponownie mnie odstawił. Odwróciłam się do niego z uśmiechem i złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku.
— Musimy już jechać na plan — przypomniałam mu, machając w powietrzu kluczami.
— Ale chcę spędzić z tobą czas.
— To zabawne. Dosłownie pięć minut temu jeszcze tego nie chciałeś.
Wyrwałam się z jego uścisku i wskoczyłam do samochodu, odpalając silnik. Brunet wsiadł na miejsce pasażera, po czym zaczęliśmy jechać w odpowiednie miejsce. Włączyłam radio, dzięki czemu mogliśmy głośno wyśpiewywać różne piosenki, przerywając tylko, by zaczerpnąć powietrza oraz kiedy już dotarliśmy na plan.
— Jesteście strasznie głośni — jęknął Owen, który podszedł do nas, gdy wysiedliśmy z auta.
— Pogódź się z tym. — Zarzuciłam włosami i przepchnęłam się obok niego z uśmiechem na twarzy. Parsknęłam cichym śmiechem, gdy usłyszałam pełną zdziwienia rozmowę. — Boże, jesteście strasznie nudni!
Owen do mnie podbiegł, by uśmiechnięty móc objąć mnie ramieniem. Nawiązałam kontakt wzrokowy z Charliem, który opierał się o maskę pojazdu ze skrzyżowanymi rękami i wargami wygiętymi w uśmiechu. Pomachałam do niego, posyłając mu buziaka.
— Dlaczego mnie porywasz? — spytałam, a blondyn wzruszył ramionami.
— Już nie mogę spędzić czasu z moją ulubioną członkinią obsady?
— Och, powodzenia z ponownym przypodobaniem się Charliemu. — Poklepałam go po klatce piersiowej i uciekłam w stronę przyczepy do makijażu i włosów. — Do zobaczenia później!
☁
— Więc kiedy idziemy na kręgle? — zapytałam Charliego, gdy wchodziliśmy do mieszkania.
— Zobaczysz — odparł z uśmiechem, po czym otworzył nam drzwi. Zdjęłam buty i odłożyłam wszystkie moje rzeczy, zanim opadłam na kanapę, upewniając się, że polecę prosto na Charliego, zamiast usiąść obok niego jak normalna osoba. — Musiałaś?
— Tak, musiałam. — Zmieniłam pozycję, by zająć miejsce obok, wsuwając nogi pod tyłek, podczas gdy on objął mnie ramieniem. — Kiedy powiemy reszcie?
— Co? Że jesteś moją cudowną dziewczyną i to już od jakiegoś półtora tygodnia? Och, tak. Madison się ucieszy.
— Jest dużą dziewczynką, jakoś upora się z tym, że nie wiedziała, tak samo, jak pozostali. — Brunet się zaśmiał, po czym złożył pocałunek na mojej skroni. — Ale tak poważnie, powiemy im dzisiaj?
— Albo dzisiaj, albo na imprezie z okazji zakończenia nagrań we wtorek — powiedział.
— Zobaczymy, kiedy nadejdzie na to pora — odpowiedziałam nonszalancko. — A teraz chcę buziaka.
Wydęłam wargi, a on pokręcił głową i złączył nasze wargi. Po chwili się od siebie odsunęliśmy, a ja się uśmiechnęłam.
— Mogłabym się do tego przyzwyczaić.
— Lepiej, żeby tak było. — Zachichotałam. — Owen dzwoni, czego, do cholery, on chce? Och, wychodzimy za pięć minut.
Po tych słowach odszedł, by odebrać telefon. Przebrałam się w jakieś ładniejsze ubrania, czyli w dżinsy, ładną bluzkę, kurtkę i białe tenisówki. Wsunęłam komórkę do kieszeni, a w tym samym czasie Charlie podszedł do mnie z wyciągniętą ręką. Ujęłam ją, po czym przeszliśmy przez korytarz, zmierzając do windy, a następnie do samochodu, który to on poprowadził. Zatrzymaliśmy się pod kręgielnią jakieś dwadzieścia minut później, a ja z zaskoczeniem zauważyłam, że jest ona zamknięta.
— Um, Charlie. Napisali, że jest zamknięte — zauważyłam, gdy pociągnął mnie w stronę budynku. Całkowicie zignorował moje spostrzeżenie. — Charlie!
— Nic nam nie będzie. — Ani trochę nie przejmował się moją troską o nasze bezpieczeństwo i w zamian otworzył drzwi. Wahałam się, czy podążyć za nim, ale złapał mnie za rękę i do tego zmusił. Przygryzłam wargę, a moje oczy przez chwilę przyzwyczajały się do panującej ciemności.
— NIESPODZIANKA!
Krzyknęłam i ukryłam się za Charliem, bojąc się tego, co mogło mieć miejsce. Zaśmiał się, wyciągając zza swoich pleców, bym zobaczyła wszystkich naszych przyjaciół. Odetchnęłam z ulgą.
— Ludzie. — Puściłam dłoń chłopaka i podeszłam bliżej grupy. — Nie musieliście nic robić.
— W końcu nie mogliśmy zrobić nic na twoje urodziny — zauważyła Madi, przyciągając mnie do uścisku. Uśmiechnęłam się i go odwzajemniłam. Zdecydowanie była dla mnie jak młodsza siostra.
— Więc. — Charlie klasnął w dłonie. — Kto ma ochotę na kręgle?
— O tak.
☁
— Pobij to, Gillespie! — wykrzyknęłam, gdy udało mi się zdobyć punkt. Chłopak założył ramiona na klatce piersiowej, a ja potargałam jego włosy. — To nic. Nadal cię tolerujemy.
Odepchnął od siebie moją dłoń, na co zachichotałam.
— TORT! — zawołał Owen. Wszyscy zebraliśmy się dookoła blatu, na którym stało czekoladowe ciasto.
— Panienko solenizantko, jeśli możesz, to tutaj podejdź — odezwał się Jeremy, wskazując na wysepkę.
— Jesteś idiotą. — Zasalutował, na co pokręciłam głową.
— Znasz zasady krojenia ciasta, zgadza się? — spytał Owen, a ja kiwnęłam głową.
— Tak. Jeśli dotknę dna, to będę musiała pocałować najbliżej stojącego chłopaka — powtórzyłam. Moje spojrzenie na zaledwie milisekundę skierowało się w stronę Charliego.
— Okej, dobrze. Jesteś dokształcona. Możesz zacząć, gdy zdmuchniesz świeczki.
Zapalił je, a wszyscy zaczęli śpiewać „Sto lat". Szeroko się uśmiechnęłam.
— Pomyśl życzenie! — krzyknęła Jadah gdzieś spośród tłumu. Zachichotałam i zamyślona zamknęłam oczy. W końcu z uśmiechem je zgasiłam. — Spełni się.
Pokręciłam głową.
— A teraz obdarowuję cię magicznym nożem do ciasta — dodał Owen, kładąc przedmiot na stole.
— Nie wiem, czy powinnam ufać czemukolwiek, co mi dajesz — zażartowałam, na co posłał mi spojrzenie. — Tylko żartuję. Rany, wyluzuj, O.
Delikatnie uniosłam nóż.
— Po prostu pokrój ten swój głupi tort. — Pokazałam mu język i pozwoliłam ostremu narzędziu przebić się przez ciasto. — DOTKNĘŁA DNA!
— Dobra, chłopcy. Kto jest najbliżej? — Oparłam się o blat, opierając głowę na dłoni. — Wygląda na to, że... Owen!
Odwróciłam się twarzą do niego. Uświadomił sobie, w jakiej sytuacji się znalazł, więc szybko uciekł. Zachichotałam, a moje spojrzenie padło na Charliego i delikatnie kiwnęłam głową, by do mnie podszedł. Zrobił to i oparł się obok mnie.
— Wszystkiego najlepszego — mruknął.
— Dziękuję — odparłam cicho, uśmiechnięta złączając nasze wargi. Oparł dłoń na moim policzku, a wszyscy zamilkli, gdy się od siebie odsunęliśmy.
— Co... Co to było? Co się właśnie wydarzyło? CO SIĘ DZIEJE? OD JAK DAWNA TO SIĘ DZIEJE? — krzyknęła Madison.
— Och, co? To? — Wskazałam pomiędzy nas, a ona szybko kiwnęła głową. — Um, no nie wiem... Uch, Charlie?
— Um, wydaje mi się, że od jakiegoś półtora tygodnia? — Odwrócił się do mnie, na co przytaknęłam.
— Tak, od jakiegoś półtora tygodnia.
— OBIECAŁAŚ, ŻE MI POWIESZ! — pisnęła dziewczyna. Zachichotałam, a ona wzięła trochę ciasta i nim we mnie rzuciła. Sapnęłam.
— Och, sama się o to prosisz. — Przeskoczyłam przez blat, odwzajemniając jej się pięknym za nadobne. Finalnie wszyscy zaczęliśmy rzucać tortem i niewiele z niego faktycznie zostało zjedzone. — ZAKLEPUJĘ BYCIE W DRUŻYNIE Z OWENEM!
Pociągnęłam wspominanego chłopaka ze sobą za ladę.
— Potrzebujemy jakiegoś planu — szepnął, a ja kiwnęłam głową i wyjrzałam, by zobaczyć, jak wszyscy zbierają się w kółku. Ściągnęłam deser na dół. — Proponuję, żebyśmy zostali tutaj z tortem, a potem nagle zaatakowali resztę.
Przytaknęłam, po czym wykonaliśmy nasz uścisk dłoni. Ostrożnie wyjrzałam zza lady, biorąc do dłoni część ciasta. Zauważyłam Charliego i wymierzyłam cios w jego głowę, następnie szybko się chowając oraz zakrywając usta dłonią.
— Właśnie walnęłam Charliego w głowę — powiadomiłam Owena, gdy oboje opieraliśmy plecy o wysepkę. Zaśmiał się, a wtedy usłyszeliśmy kroki. W milczeniu przysunęliśmy się bliżej siebie.
— Mam cię. — Charlie zatrzymał się przede mną. Uśmiechnęłam się, a on złapał tort.
— Mam kłopoty, co?
— Taki małe.
Rzucił we mnie, ale skoczyłam na nogi, zostawiając Owena i uciekając.
— Mam cię. — Złapał mnie i przerzucił sobie przez ramię. Zachichotałam, wycierając tort z twarzy i rzucając go na podłogę. Na moich policzkach zostały brązowe smugi.
— Możesz mnie już odstawić? — poprosiłam, a on zastanowił się nad moimi słowami.
— Jeśli muszę.
Postawił mnie na nogach, ale owinął ramię wokół moich barków. Uśmiechnęłam się i w niego wtuliłam, zamykając oczy. Wiecie, większość osób marzy, by zostać razem już na zawsze. Mam nadzieję, że moje marzenie się spełni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro