Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

douze


                — Jestem znudzona — jęknęłam. Połowa mojego ciała zwisała z kanapy, a ja czułam, jak krew napływa mi do mózgu.

— Hej, znudzona. Jestem Charlie — odparł bezczelnie.

Uderzyłam go stopą, po czym zsuwałam się z łóżka, dopóki nie wylądowałam całkowicie na podłodze.

— Która jest godzina?

— Dwunasta — odpowiedziała mi Madi.

— Jest dopiero dwunasta!

Wstałam i ruszyłam do mojego pokoju, z którego wzięłam laptopa i ładowarkę, które przeniosłam do salonu. Ponownie zajęłam miejsce na sofie, otwierając klapę urządzenia.

— Co porabiasz? — spytał Charlie, pochylając się nad moim ramieniem.

— Pracę na studia — odparłam, po czym otworzyłam moje najnowsze zadanie i ciężko westchnęłam.

— Studiujesz?

— Nie musisz być taki zaskoczony.

— Nie... Nie o to... Ja nie... Nie o to mi chodziło! — wydusił w końcu, a ja delikatnie się uśmiechnęłam, wbijając wzrok w tekst. — Po prostu nie spodziewałem się, że tak ciężko pracujesz.

— Muszę ciężko pracować, by zostać reżyserką.

Chłopak oparł podbródek na moim ramieniu, obserwując, jak pracuję. Zachichotałam i posłałam mu uśmiech, gdy poczułam jego ramiona owijające się wokół mojej talii. Odwróciłam się do niego.

— Mogę ci w czymś pomóc?

— Nie, nie trzeba.

Odepchnęłam od siebie jego twarz i oparłam o niego, używając jego klatki piersiowej jako oparcia. Objął ramionami mój pas, a ja oparłam na jego rękach moje.

— Lepiej? — spytałam, a on przytaknął z uśmiechem.

— Tak. O wiele.

— Nieźle, stary.

— Jak myślisz, kiedy przypomną sobie, że tu jesteśmy? — Owen szepnął głośno do Madi.

— Nie wiem — odparła. — Pewnie wtedy, kiedy zaczną się ze sobą umawiać.

— Jak myślicie, kiedy uświadomią sobie, że powinni już dawno was wyrzucić? — powiedziałam, podnosząc głowę, by na nich popatrzeć.

— Wybacz — mruknęła pod nosem Madison.

Gwałtownie wypuściłam powietrze i pokręciłam głową. Po ciągłym namawianiu oraz uświadamianiu mnie w fakcie, że od dwudziestu minut wpatruję się w komputer, w końcu uległam i zgodziłam się z nimi gdzieś wyjść.

— Yay! — zawołała Madi, podekscytowana klaszcząc w dłonie. Zaśmiałam się i zamknęłam laptopa. — Sky, możesz wziąć kluczyki? Musimy zajechać jeszcze po kilka osób. Caro i Jer już tu jadą.

Wywróciłam oczami, wykonując jej prośbę.

— Gdzie w ogóle jedziemy?

Madison posłała mi szeroki uśmiech.

— Musisz się sama przekonać.

— Jeśli mi nie powiesz, to nie możemy pojechać. — Pomachałam jej kluczami przed twarzą, a ona zirytowana wydęła wargę.

— Okej, dobra. Jedziemy do wieży widokowej.

Szeroko otworzyłam usta i popatrzyłam na pozostałych.

— Wiedzieliście? — spytałam, a Owen z Charliem kiwnęli głowami. — To na co czekamy? Chodźmy, ludzie!

Wszyscy podążyli za mną, po czym poczekaliśmy, aż Jeremy i Caroline dotrą na miejsce. Kiedy w końcu się pojawili, uświadomiliśmy sobie, że Jadah i Savannah również z nimi były. Mocno je przytuliłam oraz zaciągnęłam do mojego samochodu.

— Wybaczcie, chłopcy, dziewczyny jadą ze mną — zawołałam. Wszyscy głośno zaprotestowali, każdy z innego powodu. Jer przez Caro. Owen, bo utknął z Charliem i Jerem. A Charlie dlatego, że nie było mnie przy nim. — Ucisz się, Gillespie!

Brunet wsiadł do innego auta, a ja w tym czasie wskoczyłam na miejsce kierowcy. Zaczęłyśmy jechać, po drodze śpiewając nasze ulubione piosenki. Zaparkowałam pojazd, a następnie zaczęłyśmy czekać, aż pozostali do nas dołączą. W końcu pojawili się na parkingu, a ja musiałam praktycznie zaciągnąć ich do kasy.

— Cześć, poproszę siedem wejściówek.

Kobieta popatrzyła na mnie znudzona, a ja powstrzymałam się od wykrzywienia twarzy. Powoli wydrukowała papierki, po czym wszyscy zapłaciliśmy i ruszyliśmy do windy, która zawiozła nas na najwyższe piętro. Szeroko otworzyłam usta, kiedy ujrzałam ten widok oraz podeszłam do szklanej ściany, delikatnie przykładając do niej dłoń.

— Piękny widok, prawda?

Rozejrzałam się, a moje spojrzenie padło na chłopaku wyglądającym na niewiele starszego ode mnie, który stał jakiś metr dalej.

— Tak. Jest pięknie — odparłam. Odwrócił się do mnie.

— Jestem Daniel. — Podał mi rękę.

— Skylar.

— Fajne imię.

— Dziękuję. A więc jesteś stąd?

Kiwnął głową.

— Tak. Właściwie to jutro zaczynam pracować z Netflixem.

— To super! Na pewno będzie super.

— Tak. A ty stąd jesteś?

— Nie, przyjechałam pracować.

— Ach, tak. Nie ma nic lepszego niż stare, dobre, chłodne i deszczowe Vancouver. — Pomachał dłońmi, a ja się zaśmiałam, zasłaniając usta dłonią. — Chcesz zobaczyć coś fajnego?

Kiwnęłam głową, a on ujął moją dłoń, ciągnąc mnie na drugą stronę. Widać było stamtąd wodę i zatokę. Spomiędzy moich warg wydobyło się sapnięcie.

— Fajne, co nie? — spytał Daniel, a ja powoli skinęłam. — Więc znam fajną kawiarnię w centrum. Chcesz się później spotkać? Jako przyjaciele?

Uśmiechnęłam się.

— Tak. Chętnie — odparłam. Kątem oka zauważyła, że Owen przywołuje mnie ruchem dłoni. — Muszę lecieć. Widzimy się o piętnastej?

— Jasne, będę czekał pod Stanley Park.

Przytaknęłam, po czym z uśmiechem mu pomachałam i podeszłam do blondyna.

— Co tam, O? — odezwałam się, biorąc go pod ramię.

— Kto to był? — zapytał z uśmieszkiem.

— Tylko kolega. — Uniósł brew. — Mówię poważnie, Owen. To tylko kolega.

— Na razie — zagruchał, a ja nie odpowiedziałam, na co sapnął. — Podoba ci się?!

— Znam go od piętnastu minut. To chyba tak nie działa — wymamrotałam, moje policzki zaczęły robić się czerwone.

— Podoba ci się, Sky! To świetnie! — zawołał. Uderzyłam go w ramię, by ucichł, po czym podeszliśmy do reszty.





                Szłam w stronę parku. Przed wyjściem włożyłam dżinsy i cieplejszy płaszcz. Nie mogłam pozbyć się słów Owena, które odbijały się w mojej głowie. Czy on mi się podoba? Może? Ale co z Charliem? Jestem strasznie skołowana. Pokręciłam głową, gdy zauważyłam zarys czyjejś sylwetki.

— Hej, Daniel — przywitałam się, podchodząc bliżej niego.

— Milady Skylar. — Cicho zachichotałam, a on wsunął dłonie do kieszeni płaszcza. — Chodź, kawiarnia jest w parku.

Spacerowaliśmy ramię w ramię, podczas gdy chłopak wskazywał na różne części tego miejsca i fajne rzeczy. Przez cały ten czas próbowałam nie wyglądać jak idiotka, bo przypatrywałam się dosłownie wszystkiemu.

— Jesteśmy — ogłosił nagle.

Podniosłam wzrok, moim oczom ukazała się niewielka restauracjo-kawiarnia. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca, a przy nas natychmiast pojawił się ktoś z obsługi.

— Mogę poprosić gorącą czekoladę? — zwróciłam się do kelnerki, która kiwnęła głową, zapisując moje zamówienie.

— Poproszę to samo — dodał Daniel.

Dziewczyna odeszła, by móc przynieść nam nasze napoje, a ja zaczęłam podziwiać widok za oknem.

— To fajne miejsce, co? — zagaił, na co przytaknęłam.

— Tak. Vancouver jest pięknie.

— Wyglądasz jak turystka.

Wykrzywiłam twarz w grymasie. Nasze zamówienie dostało dostarczone, więc spędziliśmy następne półtora godziny na rozmowach o dosłownie wszystkim. Następnie przeszliśmy przez park i zaczęliśmy iść w stronę mojego mieszkania.

— Wiesz, dobrze się dzisiaj bawiłam — przyznałam, gdy powoli zbliżyliśmy się do drzwi.

— Ja też. — Jeszcze przez chwilę na siebie patrzyliśmy, dopóki nie odwróciłam wzroku. — Więc kim jest ten szczęściarz?

Spróbowałam zatuszować moje zaskoczenie.

— Słucham?

— Kim jest ten szczęściarz?

Szeroko otworzyłam usta.

— Skąd...?

— Och, no dalej. Nie byłaś taka dyskretna. Widziałam, jak myślisz i domyśliłem się po tym, z kim widziałem cię wcześniej — stwierdził, a ja skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej.

— Kontynuuj.

— Okej. Gość w środku, potargane, brązowe włosy. Niewiele ponad metr siedemdziesiąt. — Popatrzyłam na niego zszokowana. — Zakładam, że mam rację?

— Jesteś magikiem? Albo jakimś czarodziejem? — spytałam, na co się zaśmiał i pokręcił głową.

— Nie, ale jak już powiedziałem, nie byłaś dyskretna. — Przytaknęłam na jego słowa. — Och, twój facet się zbliża. Do zobaczenia, Skylar.

Zaczął odchodzić, a ja mu pomachałam.

— Jak było na... Randce? — odezwał się Charlie, podchodząc do mnie od tyłu. Zachichotałam i pokręciłam głową.

— To nie była randka — poinformowałam go, a następnie weszłam do środka. Ruszył za mną w stronę windy. — I poza tym podoba mi się ktoś inny.

Powoli kiwnął głową, a ja złapałam go za rękę, na co się uśmiechnął. W końcu znaleźliśmy się w moim mieszkaniu, gdzie zdjęłam płaszcz i opadłam na kanapę.

— Możesz uwierzyć w to, że za miesiąc kończymy nagrywanie?

— Nie, to wydaje się takie surrealistyczny — przyznał.

Brunet mnie podniósł, sam usiadł oraz ułożył moją głowę na swoich kolanach. Zaczął przeczesywać moje włosy, a ja delikatnie się uśmiechnęłam, zamykając oczy.

— Takie surrealistyczne — wymamrotałam, zapadając w spokojny sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro