douze
— Jestem znudzona — jęknęłam. Połowa mojego ciała zwisała z kanapy, a ja czułam, jak krew napływa mi do mózgu.
— Hej, znudzona. Jestem Charlie — odparł bezczelnie.
Uderzyłam go stopą, po czym zsuwałam się z łóżka, dopóki nie wylądowałam całkowicie na podłodze.
— Która jest godzina?
— Dwunasta — odpowiedziała mi Madi.
— Jest dopiero dwunasta!
Wstałam i ruszyłam do mojego pokoju, z którego wzięłam laptopa i ładowarkę, które przeniosłam do salonu. Ponownie zajęłam miejsce na sofie, otwierając klapę urządzenia.
— Co porabiasz? — spytał Charlie, pochylając się nad moim ramieniem.
— Pracę na studia — odparłam, po czym otworzyłam moje najnowsze zadanie i ciężko westchnęłam.
— Studiujesz?
— Nie musisz być taki zaskoczony.
— Nie... Nie o to... Ja nie... Nie o to mi chodziło! — wydusił w końcu, a ja delikatnie się uśmiechnęłam, wbijając wzrok w tekst. — Po prostu nie spodziewałem się, że tak ciężko pracujesz.
— Muszę ciężko pracować, by zostać reżyserką.
Chłopak oparł podbródek na moim ramieniu, obserwując, jak pracuję. Zachichotałam i posłałam mu uśmiech, gdy poczułam jego ramiona owijające się wokół mojej talii. Odwróciłam się do niego.
— Mogę ci w czymś pomóc?
— Nie, nie trzeba.
Odepchnęłam od siebie jego twarz i oparłam o niego, używając jego klatki piersiowej jako oparcia. Objął ramionami mój pas, a ja oparłam na jego rękach moje.
— Lepiej? — spytałam, a on przytaknął z uśmiechem.
— Tak. O wiele.
— Nieźle, stary.
— Jak myślisz, kiedy przypomną sobie, że tu jesteśmy? — Owen szepnął głośno do Madi.
— Nie wiem — odparła. — Pewnie wtedy, kiedy zaczną się ze sobą umawiać.
— Jak myślicie, kiedy uświadomią sobie, że powinni już dawno was wyrzucić? — powiedziałam, podnosząc głowę, by na nich popatrzeć.
— Wybacz — mruknęła pod nosem Madison.
Gwałtownie wypuściłam powietrze i pokręciłam głową. Po ciągłym namawianiu oraz uświadamianiu mnie w fakcie, że od dwudziestu minut wpatruję się w komputer, w końcu uległam i zgodziłam się z nimi gdzieś wyjść.
— Yay! — zawołała Madi, podekscytowana klaszcząc w dłonie. Zaśmiałam się i zamknęłam laptopa. — Sky, możesz wziąć kluczyki? Musimy zajechać jeszcze po kilka osób. Caro i Jer już tu jadą.
Wywróciłam oczami, wykonując jej prośbę.
— Gdzie w ogóle jedziemy?
Madison posłała mi szeroki uśmiech.
— Musisz się sama przekonać.
— Jeśli mi nie powiesz, to nie możemy pojechać. — Pomachałam jej kluczami przed twarzą, a ona zirytowana wydęła wargę.
— Okej, dobra. Jedziemy do wieży widokowej.
Szeroko otworzyłam usta i popatrzyłam na pozostałych.
— Wiedzieliście? — spytałam, a Owen z Charliem kiwnęli głowami. — To na co czekamy? Chodźmy, ludzie!
Wszyscy podążyli za mną, po czym poczekaliśmy, aż Jeremy i Caroline dotrą na miejsce. Kiedy w końcu się pojawili, uświadomiliśmy sobie, że Jadah i Savannah również z nimi były. Mocno je przytuliłam oraz zaciągnęłam do mojego samochodu.
— Wybaczcie, chłopcy, dziewczyny jadą ze mną — zawołałam. Wszyscy głośno zaprotestowali, każdy z innego powodu. Jer przez Caro. Owen, bo utknął z Charliem i Jerem. A Charlie dlatego, że nie było mnie przy nim. — Ucisz się, Gillespie!
Brunet wsiadł do innego auta, a ja w tym czasie wskoczyłam na miejsce kierowcy. Zaczęłyśmy jechać, po drodze śpiewając nasze ulubione piosenki. Zaparkowałam pojazd, a następnie zaczęłyśmy czekać, aż pozostali do nas dołączą. W końcu pojawili się na parkingu, a ja musiałam praktycznie zaciągnąć ich do kasy.
— Cześć, poproszę siedem wejściówek.
Kobieta popatrzyła na mnie znudzona, a ja powstrzymałam się od wykrzywienia twarzy. Powoli wydrukowała papierki, po czym wszyscy zapłaciliśmy i ruszyliśmy do windy, która zawiozła nas na najwyższe piętro. Szeroko otworzyłam usta, kiedy ujrzałam ten widok oraz podeszłam do szklanej ściany, delikatnie przykładając do niej dłoń.
— Piękny widok, prawda?
Rozejrzałam się, a moje spojrzenie padło na chłopaku wyglądającym na niewiele starszego ode mnie, który stał jakiś metr dalej.
— Tak. Jest pięknie — odparłam. Odwrócił się do mnie.
— Jestem Daniel. — Podał mi rękę.
— Skylar.
— Fajne imię.
— Dziękuję. A więc jesteś stąd?
Kiwnął głową.
— Tak. Właściwie to jutro zaczynam pracować z Netflixem.
— To super! Na pewno będzie super.
— Tak. A ty stąd jesteś?
— Nie, przyjechałam pracować.
— Ach, tak. Nie ma nic lepszego niż stare, dobre, chłodne i deszczowe Vancouver. — Pomachał dłońmi, a ja się zaśmiałam, zasłaniając usta dłonią. — Chcesz zobaczyć coś fajnego?
Kiwnęłam głową, a on ujął moją dłoń, ciągnąc mnie na drugą stronę. Widać było stamtąd wodę i zatokę. Spomiędzy moich warg wydobyło się sapnięcie.
— Fajne, co nie? — spytał Daniel, a ja powoli skinęłam. — Więc znam fajną kawiarnię w centrum. Chcesz się później spotkać? Jako przyjaciele?
Uśmiechnęłam się.
— Tak. Chętnie — odparłam. Kątem oka zauważyła, że Owen przywołuje mnie ruchem dłoni. — Muszę lecieć. Widzimy się o piętnastej?
— Jasne, będę czekał pod Stanley Park.
Przytaknęłam, po czym z uśmiechem mu pomachałam i podeszłam do blondyna.
— Co tam, O? — odezwałam się, biorąc go pod ramię.
— Kto to był? — zapytał z uśmieszkiem.
— Tylko kolega. — Uniósł brew. — Mówię poważnie, Owen. To tylko kolega.
— Na razie — zagruchał, a ja nie odpowiedziałam, na co sapnął. — Podoba ci się?!
— Znam go od piętnastu minut. To chyba tak nie działa — wymamrotałam, moje policzki zaczęły robić się czerwone.
— Podoba ci się, Sky! To świetnie! — zawołał. Uderzyłam go w ramię, by ucichł, po czym podeszliśmy do reszty.
☁
Szłam w stronę parku. Przed wyjściem włożyłam dżinsy i cieplejszy płaszcz. Nie mogłam pozbyć się słów Owena, które odbijały się w mojej głowie. Czy on mi się podoba? Może? Ale co z Charliem? Jestem strasznie skołowana. Pokręciłam głową, gdy zauważyłam zarys czyjejś sylwetki.
— Hej, Daniel — przywitałam się, podchodząc bliżej niego.
— Milady Skylar. — Cicho zachichotałam, a on wsunął dłonie do kieszeni płaszcza. — Chodź, kawiarnia jest w parku.
Spacerowaliśmy ramię w ramię, podczas gdy chłopak wskazywał na różne części tego miejsca i fajne rzeczy. Przez cały ten czas próbowałam nie wyglądać jak idiotka, bo przypatrywałam się dosłownie wszystkiemu.
— Jesteśmy — ogłosił nagle.
Podniosłam wzrok, moim oczom ukazała się niewielka restauracjo-kawiarnia. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca, a przy nas natychmiast pojawił się ktoś z obsługi.
— Mogę poprosić gorącą czekoladę? — zwróciłam się do kelnerki, która kiwnęła głową, zapisując moje zamówienie.
— Poproszę to samo — dodał Daniel.
Dziewczyna odeszła, by móc przynieść nam nasze napoje, a ja zaczęłam podziwiać widok za oknem.
— To fajne miejsce, co? — zagaił, na co przytaknęłam.
— Tak. Vancouver jest pięknie.
— Wyglądasz jak turystka.
Wykrzywiłam twarz w grymasie. Nasze zamówienie dostało dostarczone, więc spędziliśmy następne półtora godziny na rozmowach o dosłownie wszystkim. Następnie przeszliśmy przez park i zaczęliśmy iść w stronę mojego mieszkania.
— Wiesz, dobrze się dzisiaj bawiłam — przyznałam, gdy powoli zbliżyliśmy się do drzwi.
— Ja też. — Jeszcze przez chwilę na siebie patrzyliśmy, dopóki nie odwróciłam wzroku. — Więc kim jest ten szczęściarz?
Spróbowałam zatuszować moje zaskoczenie.
— Słucham?
— Kim jest ten szczęściarz?
Szeroko otworzyłam usta.
— Skąd...?
— Och, no dalej. Nie byłaś taka dyskretna. Widziałam, jak myślisz i domyśliłem się po tym, z kim widziałem cię wcześniej — stwierdził, a ja skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej.
— Kontynuuj.
— Okej. Gość w środku, potargane, brązowe włosy. Niewiele ponad metr siedemdziesiąt. — Popatrzyłam na niego zszokowana. — Zakładam, że mam rację?
— Jesteś magikiem? Albo jakimś czarodziejem? — spytałam, na co się zaśmiał i pokręcił głową.
— Nie, ale jak już powiedziałem, nie byłaś dyskretna. — Przytaknęłam na jego słowa. — Och, twój facet się zbliża. Do zobaczenia, Skylar.
Zaczął odchodzić, a ja mu pomachałam.
— Jak było na... Randce? — odezwał się Charlie, podchodząc do mnie od tyłu. Zachichotałam i pokręciłam głową.
— To nie była randka — poinformowałam go, a następnie weszłam do środka. Ruszył za mną w stronę windy. — I poza tym podoba mi się ktoś inny.
Powoli kiwnął głową, a ja złapałam go za rękę, na co się uśmiechnął. W końcu znaleźliśmy się w moim mieszkaniu, gdzie zdjęłam płaszcz i opadłam na kanapę.
— Możesz uwierzyć w to, że za miesiąc kończymy nagrywanie?
— Nie, to wydaje się takie surrealistyczny — przyznał.
Brunet mnie podniósł, sam usiadł oraz ułożył moją głowę na swoich kolanach. Zaczął przeczesywać moje włosy, a ja delikatnie się uśmiechnęłam, zamykając oczy.
— Takie surrealistyczne — wymamrotałam, zapadając w spokojny sen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro