dix-sept
Powoli otworzyłam oczy i kilka razy zamrugałam, próbując przyzwyczaić się do światła. Byłam półprzytomna. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że spałam we wczorajszych ubraniach. W mojej głowie nagle pojawiły się wspomnienia z poprzedniego dnia. Wow. Jak długo spałam?
W mieszkaniu panowała cisza, a gdy obróciłam się na bok, zobaczyłam, że mój zegarek wskazuje godzinę dziewiątą. Cholera! Spóźniłam się do pracy! I to bardzo! Wybiegłam z łóżka, szybko umyłam zęby, rozczesałam włosy i zjadłam śniadanie, zanim wyszłam przez drzwi. Samochód już odjechał, więc znalazłam pobliski przystanek autobusowy i wsiadłam do pojazdu, który na nim stanął, nerwowo stukając palcami o rurkę.
Wydawało się, że czas przyspieszył, bo kiedy ponownie sprawdziłam godzinę, była już dziewiąta trzydzieści. Próbowałam nie pokazywać po sobie zirytowania, gdy drzwi się otworzyły i praktycznie wypadłam z busa, biegnąc w stronę szkoły. Ochroniarze wpuścili mnie do środka po tym, jak przyjrzeli się mojej przepustce, a ja rzuciłam się biegiem w poszukiwania kogokolwiek. Nic nie widziałam ani nie słyszałam, więc sfrustrowana przygryzłam wargę. Wtedy zauważyłam kogoś znajomego. Ale również w niego wpadłam. I to dosłownie.
— Jeremy! Och, dzięki Bogu! — zawołałam, łapiąc równowagę. — Gdzie są wszyscy? I dlaczego nikt mnie nie obudził?
— Charlie nam nie pozwolił. Ale nie powiedział dlaczego. Wszystko dobrze?
— Tak. Wszystko jest dobra. Ale muszę wiedzieć, co robimy.
— Masz szczęście, bo właśnie robimy sobie przerwę po nagraniu „Bright". Twoja scena jest dopiero za trzydzieści minut — poinformował mnie, a ja pokazałam mu kciuki w górę i ruszyłam w stronę przyczepy przeznaczonej dla fryzjerów i makijażystów.
— Cześć! — przywitałam się, zajmując miejsce na fotelu.
— Jesteś!
Daisy natychmiast zabrała się do pracy. Udało nam się załatwić cały makijaż w piętnaście minut, dzięki czemu miałam czas, by się przebrać. Włożyłam dżinsy i koszulkę, ponownie narzucając na siebie koszulę Charliego, której koniec związałam w talii. Podwinęłam rękawy do łokci, a następnie wskoczyłam w Martensy i pobiegłam na salę gimnastyczną, gdzie kręcili „Bright". Otworzyłam drzwi, podchodząc do reszty obsady.
— Jestem... — Ciężko wydyszałam, opierając dłonie na kolanach. — I udało mi się w... Dwadzieścia pięć minut! Nowy rekord! Ty! — Odwróciłam się i stanęłam twarzą do Charliego, który powoli zaczął się wycofywać. — Dlaczego mnie nie obudziłeś? Spóźniłam się!
— Miałaś ciężką noc — zauważył. Wywróciłam oczami, po czym wróciłam do reszty. — Ładnie wyglądasz w moich ubraniach.
Zignorowałam go.
— Kenny, bardzo przepraszam za spóźnienie — odezwałam się, kiedy mężczyzna do nas podszedł.
— Nie przejmuj się. Charlie mnie poinformował.
— Co?!
— Skylar, nie masz czego się wstydzić. Zwolniłem go — szepnął. Delikatnie się uśmiechnęłam i go przytuliłam. Nie spodziewał się tego, ale i tak odwzajemnił gest. — Dobrze, zaraz nagrywamy.
Pokazałam mu kciuki w górę, a wtedy przeszliśmy do sceny z „Wow".
— I akcja! — krzyknął reżyser.
Muzyka zaczęła lecieć, a Savannah, Tori i reszta tancerek rozpoczęły choreografię. I szło im świetnie! Przeszłam na sam przód i podskoczyłam dokładnie w chwili, w której nadszedł czas na sapnięcie. Wszystkie upadłyśmy na podłogę, a kiedy kończyłyśmy, Sav się odwróciła i udała, że przeze mnie przenika. Spuściłam wzrok, wyobrażając sobie, że naprawdę przeszła przez moje ciało, po czym ponownie odsunęłam się na bok.
Kenny zarządził cięcie, po czym zaczęliśmy nagrywać tę samą scenę ponownie. Zatańczyłyśmy układ do ostatniego refrenu i wszystkie skończyłyśmy w pozach. Stałam obok Savannah, wyglądając jak jej lustrzane odbicie. Każda z nas ciężko oddychała. One kończyły scenę, a ja „zniknęłam" i stanęłam obok chłopaków. Patrzyli na mnie zszokowani.
— Co? — spytałam. Jeremy wskazał na podłogę, potem na mnie i ponownie na ziemię.
— Chce powiedzieć, że świetnie ci poszło — odezwał się Charlie, klepiąc swojego przyjaciela w klatkę piersiową.
— Tak, E. Było genialnie — dodał Owen, na co się uśmiechnęłam.
— Dzięki, chłopaki. Jak ma się Julie? — szepnęłam. Wszyscy popatrzyli w odpowiednim kierunku, gdy Madi i Jadah prowadziły zaciętą rozmowę, podczas gdy Madison zerkała w kierunku Dirty Candy. Wciągnęłam powietrze przez zęby.
— Cięcie! — zawołał Kenny. Zerknęłam w jego kierunku, a on machnął dłonią, bym do niego podeszła. — Jakie sztuczki potrafisz?
— Potrafię firebird leap, to wyglądałoby dobrze po powrocie w drugim refrenie. Poza tym wydaje mi się, że nie powinnam tańczyć tej choreografii, tylko się pojawić i je przedrzeźniać. Mogłabym próbować je naśladować, a potem zaszaleć na samym końcu.
— Podoba mi się twoje myślenie, dziecko.
Mężczyzna wyciągnął rękę, bym przybiła mu piątkę. Radośnie to zrobiłam, a on udał się do Dirty Candy, podczas gdy ja wróciłam na moje miejsce. Włączyli muzykę, więc „pojawiłam się" na parkiecie i sapnęłam, zanim Savannah udała, że przeze mnie przechodzi. Przeniosłam się na sam koniec, przedrzeźniając ich ruchy, zanim nadszedł czas na drugi refren. Nawiązałam kontakt wzrokowy z chłopakami, którym puściłam oczko. Nie wiedzieli, co mam zamiar zrobić, więc wybiegłam do przodu, lekko podskakując, by zasygnalizować moje pojawienie się i wykonałam firebird leap, następnie dalej tańcząc choreografię. Jak zwykle, razem z Sav wylądowałyśmy obok siebie, imitując swoje pozy.
— Cięcie! — krzyknął Kenny.
Cicho pisnęłam i mocno przytuliłam stojącą obok mnie dziewczynę, zanim odbiegła gdzieś indziej. Dziwne. Nagraliśmy tę scenę jeszcze kilka razy, spędzając nad nią jakieś dwie godziny, po czym w końcu mogliśmy przejść dalej. Wzięłam wodę, by trochę się nawodnić i wyszłam na dwór, by zaczerpnąć świeżego powietrza. A tam zastałam Dylana, który siedział z... Savannah! Krzyknęłam, niemal natychmiast zasłaniając usta, gdy oboje odwrócili się w moją stronę.
— Mogę to wytłumaczyć — zaczęła blondynka, ale szybko przyciągnęłam ją do uścisku.
— Proszę, nie! Jesteście przeuroczy! — zagruchałam, trzymając ją blisko siebie.
— Sky, z niczym się nie spieszymy — pouczył mnie Dylan, a ja nieudolnie ukryłam mój uśmiech i podekscytowana klasnęłam w dłonie.
— Aw, jesteście tacy słodcy.
Mój brat mnie od siebie odepchnął.
— Dobra, dziękujemy.
Kiedy wróciłam na salę gimnastyczną, czyjeś ramię mnie objęło i nawet nie musiałam patrzeć na tę osobę, by wiedzieć, kim jest.
— Co tam, laleczko? — spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
— Nic ciekawego. — Kątem oka zauważyłam jego dłonie, które były całe pozdzierane. — Charlie! — sapnęłam, odwracając się i ujmując jego rękę, by lepiej się jej przyjrzeć. — Co zrobiłeś?
— Uderzyłem worek bez rękawic? — odparł. No cóż, to zabrzmiało bardziej jak pytanie.
— Dlaczego to zrobiłeś?
— Tak po prostu. Griffin jest dupkiem i cię zranił. A ja musiałem jakoś wyładować złość.
— Ponownie, dlaczego to zrobiłeś?
— Bo zrobiłbym dla ciebie wszystko. Wiesz o tym, Skylar — powiedział poważnym tonem, patrząc mi prosto w oczy. Posłałam mu delikatny uśmiech i ścisnęłam jego dłoń.
— Dziękuję, ale proszę, nie rań samego siebie z mojego powodu. — Już otwierał usta, by zaprotestować, lecz szybko ułożyłam na nich mój palec, by go uciszyć. — Obiecaj mi.
Złapał moją dłoń, która znajdowała się w pobliżu jego twarzy i złożył na niej delikatny pocałunek, nie zrywając naszego kontaktu wzrokowego.
O.
Mój.
Moje policzki się zarumieniły, gdy posłał mi uśmiech i wrócił na plan. Ja nadal stałam niczym przyklejona do podłogi, czując, jak moja dłoń wręcz mrowi od przepływających przez nią iskier.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro