Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♣ unum triginta

Gdyby ktoś miał ochotę poczytać coś supi ciekawego (zaraz po rozdziale, hehe), proszę wchodzić tu -> localcute i czytać "Silver Lining". Zayn Malik ma kilka problemów: zakochał się w koleżance, u której nie ma żadnych szans, jego życie jest śmiertelnie nudne i jest absolutnym pesymistą. Pewnego dnia do jego drzwi zapuka pozytywnie myśląca blondynka przebrana za króliczka, która wciągnie Zayna w wir optymizmu, spontaniczności i podróży. Malik postanowi odkryć jasną stronę swojego jestestwa.

Polecam ^^

Wesołych świąt, skarby! Mokrego jaja i smacznego śmigusa-dyngusa XDD

-------------------------------------------------------------------------------------

Usiadłam ciężko na ziemi. Zadawałam sobie bezgłośnie jedno pytanie - co tu się właśnie odkurwiło? Zamknęłam oczy i dotknęłam ust, które przed chwilą zostały pocałowane przez Azama. Po sekundzie gwałtownie powycierałam je nadgarstkiem. Nie. Nie ma mowy, żeby miał to zrobić jeszcze raz. Owszem, zrobił najwięcej z nas wszystkich... ale po cholerę mi proponował ucieczkę? I zostawienie Zayna? W życiu bym tego nie zrobiła. I jeszcze pocałunek, którego nie chciałam. I... o kim ja myślałam w ciągu tych kilku sekund? Nie o Azamie, ale...

Chyba miałaś rację, Eve. Chyba faktycznie się zakochałam. Kurwa. 

Nie ma to jak oskarżać mnie o kłamstwo— mruknęła demonica. No wybacz. 

Otworzyłam oczy, słysząc kroki. Zayn ukląkł tuż przede mną z niemym pytaniem zawartym w oczach. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam na nim okrakiem, po czym objęłam go za szyję. Jego ręce owinęły się wokół mojego pasa.

— Azam wywalił te kraty — powiedziałam cicho. — Powiedział, że schowa sacrum.

— I tyle?

Zawahałam się, a on to zauważył. Delikatnie mnie od siebie odsunął i uniósł brew.

— Chciał mnie stąd zabrać. Żebym tu nie zdychała. Ale powiedziałam, że nie zamierzam iść.

— Dlaczego się nie zgodziłaś? — spytał... z niedowierzaniem?

Otworzyłam szerzej oczy. Spodziewałam się po nim bardziej ulgi niż zdziwienia.

— Bo nie chciał zabrać też ciebie.

Zayn uśmiechnął się lekko i pogładził mój policzek. Zmarszczyłam brwi na ten delikatny dotyk. Choć często tak robił, dziś, kiedy w końcu zrozumiałam, że czuję do niego coś więcej, proste gesty wydawały mi się inne.

— Ja bym tu przeżył, a ty schowałabyś się gdzieś. Byłabyś bezpieczna do Dualnej Pełni. Bardziej niż tu. — Kiwnął głową w stronę korytarza, skąd dobiegały dźwięki szybkich kroków. Rozpiął luźną bluzę i owinął mnie nią. Odetchnęłam cicho, czując ciepło i wtuliłam nos w jego szyję, zamykając oczy. Było mi tak dobrze w jego ramionach. Kiedy bardziej przylgnęłam do jego ciała, poczułam, że jego kości biodrowe wystają bardziej, niż kilka tygodni temu. 

Oboje straciliśmy solidnie na wadze. Byłam jeszcze chudsza niż przedtem. Przy kąpieli widziałam swoje żebra. Moja linia szczęki stała się bardziej wyraźna. Oparłam czoło na policzku Zayna, który był naprawdę zapadły.  

— Nie ma sensu was tu trzymać — usłyszeliśmy. Podniosłam niechętnie powieki i razem z Zaynem spojrzeliśmy w kierunku wyjścia. Tam, gdzie przedtem stały kraty, znajdował się obecnie inkwizytor. — Zabierzcie ich do ich pokoi. 

— Chcemy wziąć prysznic — burknęłam. — I zjeść kolację. Porządną.

Inkwizytor nie zaoponował. Wręcz przeciwnie. Rzucił coś o podwójnej porcji, przejeżdżając po mnie i Zaynie wzrokiem. Wydawał się być zatroskany. Jednak wątpiłam w to, zwłaszcza po jego obojętności, kiedy siedzieliśmy w lochach.

Można powiedzieć, że inkwizytor martwi się o mnie, bo jestem jego wnuczką? Nie wiedziałam, czy poprawną odpowiedzią będzie "tak", czy "nie".

***

— Niecałe dwa tygodnie — wymamrotał Zayn. — Co my mamy robić do tego czasu? Co ci mówił Azam?

— Nic — burknęłam. — Pewnie się z nami jakoś skontaktuje. 

Dopiłam herbatę i odłożyłam kubek na stół, po czym owinęłam się ramionami. Byłam po długim, gorącym prysznicu. Dosłownie i w przenośni gorącym. Poza tym, że przekręciłam kurki z wodą na cholernie wysoką temperaturę, to jeszcze przekradł się tam Zayn. Solidny zastrzyk bliskości i energii nas ożywił.

Dostałam czyste ubrania, gorący posiłek i święty spokój. Zayn tak samo. Siedzieliśmy sami w stołówce, podczas gdy strażnicy byli za drzwiami. Oczywiście nie było mowy o prywatności. Kamery z pewnością wciąż działały. Ciekawe, co zrobiłby Ruthven, gdyby Zayn zaczął się do mnie dobierać. Z pewnością byłby zdegustowany. O matko, chciałabym to zobaczyć. Jego minę oczywiście. Nie siebie na kamerze.

— Nie odpływaj, Marsali — usłyszałam. Podniosłam wzrok na Zayna i uśmiechnęłam się krzywo.

— Nie mów mi, jak żyć.

— No nie bądź taka. — Kopnął mnie lekko w kostkę, a ja uniosłam nogę i powoli nakierowywałam na jego krocze.

— Jaka? — spytałam niewinnie. Zayn otworzył szerzej oczy.

— Urocza — palnął szybko, a ja westchnęłam zrezygnowana i opuściłam stopę.

— A miałam nadzieję.

— Nie osłabiaj tej części mojego ciała, która jest dla nas lepsza niż kawa.

W odpowiedzi na to stwierdzenie wybuchnęłam głośnym śmiechem i oparłam łokcie na stole. Zayn także się roześmiał, pokazując równe zęby. Oparł policzek na ręce. Ogolił się. Z dłuższej szczeciny zostały krótkie włoski. Jego policzki były bardziej widoczne. Naprawdę schudł. 

— Nie patrz na mnie tak oceniającym wzrokiem, myślisz, że jesteś ode mnie ładniejsza?— zadrwił Zayn. Kiwnęłam głową, a on przewrócił oczami. — I masz rację.

Poczułam irytujące ciepło na policzkach. Zayn roześmiał się, widząc moje zakłopotanie. No ale, halo, tak rzadko słyszę jakiekolwiek komplementy, że jestem nimi dość zawstydzona. Eve parsknęła w mojej głowie, a ja jedynie szturchnęłam ją mentalnie.

— Myślisz, że będą nas pilnować po nocach? — spytałam.

Zayn wzruszył ramionami i pozbierał nasze naczynia.

— Mam nadzieję, że nie — powiedział i odszedł, by zanieść rzeczy do małego okienka. Wrócił do mnie, a ja wstałam. Zasunęliśmy krzesła i ruszyliśmy do drzwi.

Kiedy szliśmy na korytarz, Zayn delikatnie złapał mnie za rękę.

***

Powrót do celi oznaczał powrót do częściowej normalności. Znowu łaził ze mną strażnik. Jednak nie był to Hallam, czego żałowałam. I jednocześnie cieszyłam się, że go nie widzę. Nie wiedziałam, jak mogłam na niego zareagować, w końcu był moim... ojcem.

— Zjeżdżaj, frajerze — burknęłam do strażnika, który chciał wejść za mną do celi. — Ja idę spać, ty siedzisz tu. A najlepiej idź tam — pokazałam na drzwi do pomieszczenia, w którym przebywali strażnicy z piętra — i nie wnerwiaj mnie.

— Nie wyobrażasz sobie za dużo? — warknął facet. — Pamiętaj, kto tu ma większą władzę.

— Inkwizytor — powiedziałam zjadliwie. — Może nie wiesz, ale jestem pod jego ochroną i jeśli nie chcę mieć wkurwiającego towarzystwa w celi, to mnie do niego nie zmusza. Dalej, idź mu powiedzieć, że włazisz za mną do pokoju bez powodu.

— Mam cię pilnować. — Oho, ktoś pękał. Widziałam w oczach strażnika niezdecydowanie.

— Więc rób to za drzwiami. Nic nie zrobię w pokoju. — Weszłam do środka i zatrzasnęłam drzwi. Nie poszedł za mną. Taaaaak. — Ja pierdolę, jaki idiota.

— Jest po prostu niewyszkolony — usłyszałam dobiegający z ciemnego kąta głos. Kurwa mać. A mogłam go wpuścić.

Walnęłam we włącznik światła. Słaba jasność zalała pomieszczenie, oświetlając siedzącą na krześle w kącie postać w ciemnych ubraniach i kapturze. Zasłaniał oczy, ale rozpoznałam ostrą brodę z krótką, siwą szczeciną.

— Zgaś to, dziecino!

Patrzyłam z zaskoczeniem na wysokiego mężczyznę.

— Hallam? 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro