Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♣ sex

Po pierwsze, nie śmiejcie się z tytułu. Nie moja wina, że "sześć" po łacinie to "sex" XDD  Po drugie, ten gif jest śliczny, chociaż nie pasuje :P Po trzecie, dziękuję za każdy rodzaj wsparcia w pisaniu ♥ I chcę powiedzieć, że kolejny rozdział będzie w następnym tygodniu, bo już nam jazdę robią. Czwartek - sprawdzian z funkcji, piątek z inglisza i poprawa z funkcji, poniedziałek z historii, a jestem na rozszerzonej, so... 

Enjoy ♥


Siedziałam w tej zatęchłej celi trzy dni. Trzy nudne, męczące dni. Potem uznali, że zostałam wystarczająco ukarana i pozwolili mi wyjść. To znaczy opuścić tę celę, by przejść do innej, tej na górze. Jednak nie było to dla mnie łatwe przez Eve, która musiała się mną żywić. W trzy dni z mojego ciała ubyły dwa kilogramy. Tak mnie poinformowała. Osłabłam, jak jeszcze nigdy. Na szczęście z piersi mało ubyło.

Przez te trzy dni jedyne, co robiłam, to spanie albo rozmawianie z Zaynem. Jednakże przez to, że straszny z niego mruk, niewiele sobie powiedzieliśmy. Ale zawsze coś. Eve znikała na całe noce, żeby "planować", jak mi powiedziała, ale już nie wołałam, nikogo o tym nie informowałam. Demon Zayna też wychodził, z tego co mi powiedział. Czy tam wydusiłam z niego. Kiedy Eve wracała, była wycieńczona. W końcu bezcielesne krążenie wyczerpywało z niej energię. I dlatego brała ją ode mnie.

A wtedy, kiedy otworzono drzwi celi i pozwolono mi wyjść, jedynie zamrugałam i powoli usiadłam. Nie miałam siły wstać. Hallam pokręcił głową z ciężkim westchnieniem i wszedł do środka, po czym podniósł mnie delikatnie. Oparłam głowę o jego ramię i zamknęłam oczy. Czułam, że wynosi mnie ze starych lochów i niesie korytarzem, po którym niosło się ciche echo. Strasznie chciało mi się spać. I jeść. I kąpać. Oddam duszę za prysznic, dość mono przesiąknięta esencją Eve, ale nadaje się do użytku. W którymś momencie usłyszałam z daleka jakiś gwar. Zorientowałam się, że Hallam zabiera mnie do kuchni. Ciekawe, po ilu sekundach wyrzucą nosicielkę.

Hallam posadził mnie przy stole w rogu sali i kazał zaczekać. Kiwnęłam zmęczona głową i oparłam ją o rękę. Owinęłam się bardziej bluzą Zayna i powąchałam ją. Przesiąkła już smrodem podziemi, ale nadal były w tym nuty czegoś dziwnego. I świetnego. Zaynowy aromat. Szlag, przez to zamknięcie zaczyna mi bić.

- Zayn jest niezły - skomentowała Eve. - Aż żal, że nie mam własnej, ludzkiej powłoki.

- Mhm - mruknęłam, zamykając oczy.

- Marsali - zawołał mnie ktoś.

Podniosłam obrażona powieki. Kto śmie mnie budzić z sekundowej drzemki? Hallam postawił przede mną dużą miskę z zupą. O rany. Ten aromat. Zebrałam resztki energii i rzuciłam się na jedzenie. Byłam praktycznie wygłodniała. Spójrzmy prawdzie w oczy, czy chleb i wodę przez trzy dni można nazywać porządnym posiłkiem? Hallamowi udało się raz przemycić mi kilka truskawek i pokrojonych, miękkich gruszek w małym pudełku. Podzieliłam się nimi z Zaynem, choć nie był zbyt chętny do jedzenia. Ciekawe, jak mu tam życie leci w podziemiach. Niby mi go trochę szkoda, ale słabo go znam.

Kiedy skończyłam w rekordowym tempie opróżniać miskę, Hallam zaśmiał się rozbawiony. Podsunął mi talerz z ziemniakami i kawałkiem kurczaka. I sałatka. O mamo, której nie znałam.

- Powiedziałabym "Niebo w gębie", ale trochę nie pasuje - powiedziała Eve, kiedy wzięłam pierwszy kęs.

- Mhm - mruknęłam, zajęta jedzeniem. Zawartość tego talerza zniknęła równie szybko co miski.

Kiedy skończyłam, odsunęłam od siebie naczynie. Kuuuurczę, jak mi dobrze. Ssanie w żołądku zniknęło, nowa energia już płynie w moim ciele. Zadowolona Eve wzięła więcej, żeby się zasycić. Nagle zachciało mi się spać. Wstałam.

Usłyszałam za sobą kaszlnięcie. Odwróciłam się i spojrzałam na zakonnicę, która była tu główną kucharką. Nienawidziła mnie za to, że na początku mojego pobytu tutaj udawałam miłą, żeby wylewać wszystkie jej drogie soki i wysypywać rzadkie przyprawy. Też jej nie lubiłam.

- Jakieś słowo się należy, prawda? - zapytała sucho.

- Dziękuję bardzo za to pyszne danie, które niesłychanie mnie pokrzepiło, amen - wyrecytowałam szybko i podeszłam do niej, żeby ją uściskać. Wzdrygnęła się, ale jej nie puściłam. Nie od razu. Trzęsła się z obrzydzenia i strachu, walcząc z chęcią odepchnięcia mnie. Jak uroczo.

Potem poluzowałam ramiona i pozwoliłam jej gwałtownie odskoczyć. Brzydziła się opętanych. Gdyby tylko wiedziała, że przytuliłam ją z pewnego powodu. Jakiego? Ja akurat byłam brudna przez podziemia, a ona przesoliła zupę. MOJĄ ULUBIONĄ ZUPĘ. Na jej habicie zostały moje zarazki, na które ja, nosicielka, byłam odporna.

Wyszłam z kuchni z zadowolonym uśmiechem. Dość zmęczonym, ale pewnym krokiem szłam do celi. Minęliśmy wariata, który jak zawsze się modlił do Szatana.

- O Panie ciemności, będziemy zawsze czekać na twój sygnał...

- Co za idiota - warknęła Eve. - Wygaduje nasz plan.

- Nie pogryź go - wymamrotałam.

Eve w odpowiedzi jedynie prychnęła. Dotarliśmy do celi. Weszłam do środka i zamknęłam drewniane drzwi. Spojrzałam z ulgą na swoje łóżko, wydające się być darem boskim i padłam na nie bez sił. Opatuliłam się jedynie ciepłą bluzą Zayna i zasnęłam.

Obudziłam się po kilku godzinach. A może kilkunastu? Nie wiem. Z niechęcią wstałam z łóżka. Na małym stoliczku zobaczyłam świeże ubrania. Złapałam je szybko w dłoń, tak samo jak ręczniki pod nimi i podeszłam do drzwi celi. Zastukałam w nie. Po chwili zostały otworzone przez Hallama.

- Co się stało? - spytał zmęczony.

- Idę wziąć prysznic - poinformowałam go, po czym przeszłam obok niego i ruszyłam w stronę łazienek.

Hallam, przeklinając pod nosem, dogonił mnie i odeskortował tam, gdzie chciałam. Poczekał przed drzwiami, kiedy ja weszłam do długiego pomieszczenia z prysznicami, umywalkami i ubikacjami. Wybrałam tę kabinę, w której zawsze się myłam. Trzecią. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Było tu o tyle wygodnie, że wewnątrz była szafka na ubrania, które szybko tam włożyłam. Rozebrałam się i odkręciłam wodę. Poleciał na mnie gorący strumień.

- Co za ulga - westchnęła Eve.

- Nic z tego nie czujesz, kłamczucho - odparłam rozbawiona. Podniosłam twarz do góry, wystawiając ją na uderzenia gorącej wody. Przyjemnie. Jak cholera.

Był tylko jeden mankament.

- Przestań - burknęłam. - Ciągle bierzesz mi energię.

- Sorki - powiedziała nieszczerze Eve. - Muszę.

- Nie musisz. Nie masz może innych źródeł? Wiesz, kiedyś znowu mnie ześlą na dół i skończy się stołowanie u mnie. Bo umrę. Przez ciebie.

- Nie umrzesz - parsknęła Eve. - Potrzebuję ofiary, żeby nie żywić się z ciebie.

- Znowu? - jęknęłam. - Mam jednak jakieś skrupuły i nie lubię zabijać.

Eve zaśmiała się złośliwie. Wredna menda, pomyślałam dobitnie. Wiedziałam, że mnie usłyszy doskonale. Eve, o co chodzi z waszym planem? pomyślałam pytanie.

- Rany, dziewczyno... - westchnęła. - Nasz Pan tu jest i chce zniszczyć to miejsce. Wiesz, że było kilka takich? Już ich nie ma. Wszystkie demony chcą się pozbyć tego miejsca i zabić Inkwizytora.

- Inkwizytora? Kim on jest?

- Inkwizytor jest najbardziej okrutnym egzorcystą tych czasów. - Zamknęłam oczy i zobaczyłam obrazy podsyłane mi przez Eve.

Krzyczące dzieci, torturowanie ludzi, nawet chorych i słabych. Rytuały, gdzie wykorzystano nosicieli. Wzdrygnęłam się przerażona.

- Inkwizytor odwiedza wszystkie ośrodki opętanych, jakie tylko może - mówiła dalej Eve. - Zawsze tam byliśmy. Chcieliśmy go zabić. Ale on jest zbyt potężny. Nie wiem, jak. Teraz jesteśmy tu. I nie możemy zawieść. Sama Gwiazda Zaranna tu jest. I tym razem jedyną krwią, jaka się poleje, będzie jego krew.

Odetchnęłam i oparłam się o ścianę. Inkwizytor. Szatan. Rebelia. Krew. Tu może być rzeź, a ja niespecjalnie chcę wziąć w niej udział.

- I dlatego tak znikasz po nocach - powiedziałam cicho.

- Tak.

- Jak mogę zdobyć więcej energii dla ciebie?

Eve zaniemówiła. Była nieźle, właściwie bardzo zaszokowana moim pytaniem. Ja, Marsali, zawsze marudząca, nagle postanawiam jej pomóc. Z własnej woli.

- Chcę się stąd wydostać - oznajmiłam. - Im szybciej, tym lepiej.

Eve zaśmiała się zadowolona.

- Zdobywałaś zawsze energię poprzez dotyk cielesny - powiedziała. - Ale jest jeszcze jeden sposób. Połączenie zmysłowe.

- Czyli...

- Orgazm.

Parsknęłam śmiechem. Eve zawarczała cicho, wkurzona moją postawą. Ale nie mogłam przestać, sorki. Śmiałam się jak kretynka pod tym prysznicem, a Eve aż się gotowała. Orgazm. Serio? Nie mogła mi wcześniej powiedzieć? Nie musiałaby pochłaniać niczyjego życia za pośrednictwem mojego ciała. A ja sama mogłabym mieć z tego jakieś korzyści. W końcu jeden seks w życiu to nic.

- Skończyłaś? - burknęła Eve.

- Taa - wyrzęziłam. - Kontynuuj.

- Pamiętasz, jak jedyna osoba, którą przeleciałaś, skonała? - zapytała. - Wtedy przełożona zrozumiała, kim jesteś. Gdybyś wtedy zwiała, tak jak ci powiedziałam, nie wyczailiby nas. Ale tobie zachciało się leżeć, chociaż miałaś w sobie całą energię tamtego lovelasa.

- Przestań mi robić z tego powodu wyrzuty - powiedziałam ze złością. - Chciałam sobie odpocząć. Wiesz, przerywanie błony bolało.

- O, biedactwo - zadrwiła Eve. - Ale mam dla ciebie dobrą informację.

- Słucham.

- Jeśli prześpisz się z nosicielem, oboje będziecie mieć korzyści.

Parsknęłam pogardliwie.

- Za wszelką cenę chcesz, żebym spadła na samo dno.

- Wyobraź sobie - mówiła mi. - Namówisz kogoś młodego na seks. Ja będę mieć energię, jaka powstanie z twojego spełnienia, a ty... nie będziesz zbyt sztywna. Chyba, że będzie ostro.

- Kurwa - prychnęłam. - Jesteś walnięta.

- Wiem.

- I niby z kim mam to zrobić? Jest tu ktoś nowy?

- Owszem. Pewni kuzyni, wiesz?

Kuzyni. Azam i Zayn. Zamyśliłam się. W sumie to nie taki zły pomysł. Nie takie rzeczy robiłam przez Eve. Chociaż nigdy się nie pieprzyłam z przygodnymi facetami. Ale co ja mam tu do stracenia? Jedyne "niegrzeczne" rzeczy, jakie robię, to okazjonalne długie prysznice. Wiadomo.

A jakie będę mieć z czegoś takiego korzyści? Ja niezłe przeżycia, Eve energię, która jest jej potrzebna do organizowania rebelii. Jestem człowiekiem, nie demonem, więc nie powinnam im pomagać. Ale jestem też nosicielką. I dobrze wiem, co dawni inkwizytorzy i dzisiejsi robią z opornymi demonami. Blokują w ciele i palą człowieka poświęconym przez papieża ogniem. Raz to zobaczyłam. Miałam wtedy szesnaście lat.

To było kilkanaście dni przed tym, jak mnie złapano. Pędziłam w środku nocy przez las blisko klasztoru, gdzie znajdował się dom dziecka, w którym przebywałam. Coś dziwnego przyciągało mnie do oceanu znajdującego się niedaleko. Kiedy zobaczyłam wielki ogień, schowałam się instynktownie. Ukryta pomiędzy drzewami patrzyłam z fascynacją, jak na plaży płonął wielki stos. Bałam się tego. Chciałam uciekać, ale Eve zmusiła mnie do zostania tam i obserwowania. Kilka wysokich postaci w czarnych płaszczach i kapeluszach z wielkim piórem, takich w hiszpańskim stylu, stało dookoła stosu. Na nim konał człowiek. Nawet z odległości kilkudziesięciu metrów słyszałam jego wrzaski i przekleństwa. Postacie modliły się chóralnie, a płonąca osoba zaczęła ryczeć w języku demonów. Czułam zdenerwowanie Eve. Kazała mi jak najszybciej stamtąd zwiewać, co zrobiłam. Wróciłam chyłkiem do klasztoru i schowałam się w pokoju.

- Więc? - Eve wyrwała mnie z rozmyślań.

Podskoczyłam.

- Co sądzisz o Azamie? Jest chyba zbyt dobrze ułożony, więc lepiej nie z nim. W dodatku ten legion... - cmoknęła z niesmakiem. - Zayn? Gburowaty, cichy, ale jak tak na niego patrzyłyśmy, to całkiem niezły.

- Jasne - zakpiłam. - Podejdę do niego i spytam "Hej, Zayn, co powiesz na niezobowiązujący, kilkurazowy numerek?".

Eve parsknęła, mówiąc coś o nienasyceniu. Kijowy pomysł. Chyba się rozmyśliłam. Złapałam mydło, które po chwili mi wypadło z ręki. A wszystko przez głos z sąsiedniej kabiny.

- Jasne, ale u ciebie. Dziś?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro