♣ sex
Po pierwsze, nie śmiejcie się z tytułu. Nie moja wina, że "sześć" po łacinie to "sex" XDD Po drugie, ten gif jest śliczny, chociaż nie pasuje :P Po trzecie, dziękuję za każdy rodzaj wsparcia w pisaniu ♥ I chcę powiedzieć, że kolejny rozdział będzie w następnym tygodniu, bo już nam jazdę robią. Czwartek - sprawdzian z funkcji, piątek z inglisza i poprawa z funkcji, poniedziałek z historii, a jestem na rozszerzonej, so...
Enjoy ♥
Siedziałam w tej zatęchłej celi trzy dni. Trzy nudne, męczące dni. Potem uznali, że zostałam wystarczająco ukarana i pozwolili mi wyjść. To znaczy opuścić tę celę, by przejść do innej, tej na górze. Jednak nie było to dla mnie łatwe przez Eve, która musiała się mną żywić. W trzy dni z mojego ciała ubyły dwa kilogramy. Tak mnie poinformowała. Osłabłam, jak jeszcze nigdy. Na szczęście z piersi mało ubyło.
Przez te trzy dni jedyne, co robiłam, to spanie albo rozmawianie z Zaynem. Jednakże przez to, że straszny z niego mruk, niewiele sobie powiedzieliśmy. Ale zawsze coś. Eve znikała na całe noce, żeby "planować", jak mi powiedziała, ale już nie wołałam, nikogo o tym nie informowałam. Demon Zayna też wychodził, z tego co mi powiedział. Czy tam wydusiłam z niego. Kiedy Eve wracała, była wycieńczona. W końcu bezcielesne krążenie wyczerpywało z niej energię. I dlatego brała ją ode mnie.
A wtedy, kiedy otworzono drzwi celi i pozwolono mi wyjść, jedynie zamrugałam i powoli usiadłam. Nie miałam siły wstać. Hallam pokręcił głową z ciężkim westchnieniem i wszedł do środka, po czym podniósł mnie delikatnie. Oparłam głowę o jego ramię i zamknęłam oczy. Czułam, że wynosi mnie ze starych lochów i niesie korytarzem, po którym niosło się ciche echo. Strasznie chciało mi się spać. I jeść. I kąpać. Oddam duszę za prysznic, dość mono przesiąknięta esencją Eve, ale nadaje się do użytku. W którymś momencie usłyszałam z daleka jakiś gwar. Zorientowałam się, że Hallam zabiera mnie do kuchni. Ciekawe, po ilu sekundach wyrzucą nosicielkę.
Hallam posadził mnie przy stole w rogu sali i kazał zaczekać. Kiwnęłam zmęczona głową i oparłam ją o rękę. Owinęłam się bardziej bluzą Zayna i powąchałam ją. Przesiąkła już smrodem podziemi, ale nadal były w tym nuty czegoś dziwnego. I świetnego. Zaynowy aromat. Szlag, przez to zamknięcie zaczyna mi bić.
- Zayn jest niezły - skomentowała Eve. - Aż żal, że nie mam własnej, ludzkiej powłoki.
- Mhm - mruknęłam, zamykając oczy.
- Marsali - zawołał mnie ktoś.
Podniosłam obrażona powieki. Kto śmie mnie budzić z sekundowej drzemki? Hallam postawił przede mną dużą miskę z zupą. O rany. Ten aromat. Zebrałam resztki energii i rzuciłam się na jedzenie. Byłam praktycznie wygłodniała. Spójrzmy prawdzie w oczy, czy chleb i wodę przez trzy dni można nazywać porządnym posiłkiem? Hallamowi udało się raz przemycić mi kilka truskawek i pokrojonych, miękkich gruszek w małym pudełku. Podzieliłam się nimi z Zaynem, choć nie był zbyt chętny do jedzenia. Ciekawe, jak mu tam życie leci w podziemiach. Niby mi go trochę szkoda, ale słabo go znam.
Kiedy skończyłam w rekordowym tempie opróżniać miskę, Hallam zaśmiał się rozbawiony. Podsunął mi talerz z ziemniakami i kawałkiem kurczaka. I sałatka. O mamo, której nie znałam.
- Powiedziałabym "Niebo w gębie", ale trochę nie pasuje - powiedziała Eve, kiedy wzięłam pierwszy kęs.
- Mhm - mruknęłam, zajęta jedzeniem. Zawartość tego talerza zniknęła równie szybko co miski.
Kiedy skończyłam, odsunęłam od siebie naczynie. Kuuuurczę, jak mi dobrze. Ssanie w żołądku zniknęło, nowa energia już płynie w moim ciele. Zadowolona Eve wzięła więcej, żeby się zasycić. Nagle zachciało mi się spać. Wstałam.
Usłyszałam za sobą kaszlnięcie. Odwróciłam się i spojrzałam na zakonnicę, która była tu główną kucharką. Nienawidziła mnie za to, że na początku mojego pobytu tutaj udawałam miłą, żeby wylewać wszystkie jej drogie soki i wysypywać rzadkie przyprawy. Też jej nie lubiłam.
- Jakieś słowo się należy, prawda? - zapytała sucho.
- Dziękuję bardzo za to pyszne danie, które niesłychanie mnie pokrzepiło, amen - wyrecytowałam szybko i podeszłam do niej, żeby ją uściskać. Wzdrygnęła się, ale jej nie puściłam. Nie od razu. Trzęsła się z obrzydzenia i strachu, walcząc z chęcią odepchnięcia mnie. Jak uroczo.
Potem poluzowałam ramiona i pozwoliłam jej gwałtownie odskoczyć. Brzydziła się opętanych. Gdyby tylko wiedziała, że przytuliłam ją z pewnego powodu. Jakiego? Ja akurat byłam brudna przez podziemia, a ona przesoliła zupę. MOJĄ ULUBIONĄ ZUPĘ. Na jej habicie zostały moje zarazki, na które ja, nosicielka, byłam odporna.
Wyszłam z kuchni z zadowolonym uśmiechem. Dość zmęczonym, ale pewnym krokiem szłam do celi. Minęliśmy wariata, który jak zawsze się modlił do Szatana.
- O Panie ciemności, będziemy zawsze czekać na twój sygnał...
- Co za idiota - warknęła Eve. - Wygaduje nasz plan.
- Nie pogryź go - wymamrotałam.
Eve w odpowiedzi jedynie prychnęła. Dotarliśmy do celi. Weszłam do środka i zamknęłam drewniane drzwi. Spojrzałam z ulgą na swoje łóżko, wydające się być darem boskim i padłam na nie bez sił. Opatuliłam się jedynie ciepłą bluzą Zayna i zasnęłam.
Obudziłam się po kilku godzinach. A może kilkunastu? Nie wiem. Z niechęcią wstałam z łóżka. Na małym stoliczku zobaczyłam świeże ubrania. Złapałam je szybko w dłoń, tak samo jak ręczniki pod nimi i podeszłam do drzwi celi. Zastukałam w nie. Po chwili zostały otworzone przez Hallama.
- Co się stało? - spytał zmęczony.
- Idę wziąć prysznic - poinformowałam go, po czym przeszłam obok niego i ruszyłam w stronę łazienek.
Hallam, przeklinając pod nosem, dogonił mnie i odeskortował tam, gdzie chciałam. Poczekał przed drzwiami, kiedy ja weszłam do długiego pomieszczenia z prysznicami, umywalkami i ubikacjami. Wybrałam tę kabinę, w której zawsze się myłam. Trzecią. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Było tu o tyle wygodnie, że wewnątrz była szafka na ubrania, które szybko tam włożyłam. Rozebrałam się i odkręciłam wodę. Poleciał na mnie gorący strumień.
- Co za ulga - westchnęła Eve.
- Nic z tego nie czujesz, kłamczucho - odparłam rozbawiona. Podniosłam twarz do góry, wystawiając ją na uderzenia gorącej wody. Przyjemnie. Jak cholera.
Był tylko jeden mankament.
- Przestań - burknęłam. - Ciągle bierzesz mi energię.
- Sorki - powiedziała nieszczerze Eve. - Muszę.
- Nie musisz. Nie masz może innych źródeł? Wiesz, kiedyś znowu mnie ześlą na dół i skończy się stołowanie u mnie. Bo umrę. Przez ciebie.
- Nie umrzesz - parsknęła Eve. - Potrzebuję ofiary, żeby nie żywić się z ciebie.
- Znowu? - jęknęłam. - Mam jednak jakieś skrupuły i nie lubię zabijać.
Eve zaśmiała się złośliwie. Wredna menda, pomyślałam dobitnie. Wiedziałam, że mnie usłyszy doskonale. Eve, o co chodzi z waszym planem? pomyślałam pytanie.
- Rany, dziewczyno... - westchnęła. - Nasz Pan tu jest i chce zniszczyć to miejsce. Wiesz, że było kilka takich? Już ich nie ma. Wszystkie demony chcą się pozbyć tego miejsca i zabić Inkwizytora.
- Inkwizytora? Kim on jest?
- Inkwizytor jest najbardziej okrutnym egzorcystą tych czasów. - Zamknęłam oczy i zobaczyłam obrazy podsyłane mi przez Eve.
Krzyczące dzieci, torturowanie ludzi, nawet chorych i słabych. Rytuały, gdzie wykorzystano nosicieli. Wzdrygnęłam się przerażona.
- Inkwizytor odwiedza wszystkie ośrodki opętanych, jakie tylko może - mówiła dalej Eve. - Zawsze tam byliśmy. Chcieliśmy go zabić. Ale on jest zbyt potężny. Nie wiem, jak. Teraz jesteśmy tu. I nie możemy zawieść. Sama Gwiazda Zaranna tu jest. I tym razem jedyną krwią, jaka się poleje, będzie jego krew.
Odetchnęłam i oparłam się o ścianę. Inkwizytor. Szatan. Rebelia. Krew. Tu może być rzeź, a ja niespecjalnie chcę wziąć w niej udział.
- I dlatego tak znikasz po nocach - powiedziałam cicho.
- Tak.
- Jak mogę zdobyć więcej energii dla ciebie?
Eve zaniemówiła. Była nieźle, właściwie bardzo zaszokowana moim pytaniem. Ja, Marsali, zawsze marudząca, nagle postanawiam jej pomóc. Z własnej woli.
- Chcę się stąd wydostać - oznajmiłam. - Im szybciej, tym lepiej.
Eve zaśmiała się zadowolona.
- Zdobywałaś zawsze energię poprzez dotyk cielesny - powiedziała. - Ale jest jeszcze jeden sposób. Połączenie zmysłowe.
- Czyli...
- Orgazm.
Parsknęłam śmiechem. Eve zawarczała cicho, wkurzona moją postawą. Ale nie mogłam przestać, sorki. Śmiałam się jak kretynka pod tym prysznicem, a Eve aż się gotowała. Orgazm. Serio? Nie mogła mi wcześniej powiedzieć? Nie musiałaby pochłaniać niczyjego życia za pośrednictwem mojego ciała. A ja sama mogłabym mieć z tego jakieś korzyści. W końcu jeden seks w życiu to nic.
- Skończyłaś? - burknęła Eve.
- Taa - wyrzęziłam. - Kontynuuj.
- Pamiętasz, jak jedyna osoba, którą przeleciałaś, skonała? - zapytała. - Wtedy przełożona zrozumiała, kim jesteś. Gdybyś wtedy zwiała, tak jak ci powiedziałam, nie wyczailiby nas. Ale tobie zachciało się leżeć, chociaż miałaś w sobie całą energię tamtego lovelasa.
- Przestań mi robić z tego powodu wyrzuty - powiedziałam ze złością. - Chciałam sobie odpocząć. Wiesz, przerywanie błony bolało.
- O, biedactwo - zadrwiła Eve. - Ale mam dla ciebie dobrą informację.
- Słucham.
- Jeśli prześpisz się z nosicielem, oboje będziecie mieć korzyści.
Parsknęłam pogardliwie.
- Za wszelką cenę chcesz, żebym spadła na samo dno.
- Wyobraź sobie - mówiła mi. - Namówisz kogoś młodego na seks. Ja będę mieć energię, jaka powstanie z twojego spełnienia, a ty... nie będziesz zbyt sztywna. Chyba, że będzie ostro.
- Kurwa - prychnęłam. - Jesteś walnięta.
- Wiem.
- I niby z kim mam to zrobić? Jest tu ktoś nowy?
- Owszem. Pewni kuzyni, wiesz?
Kuzyni. Azam i Zayn. Zamyśliłam się. W sumie to nie taki zły pomysł. Nie takie rzeczy robiłam przez Eve. Chociaż nigdy się nie pieprzyłam z przygodnymi facetami. Ale co ja mam tu do stracenia? Jedyne "niegrzeczne" rzeczy, jakie robię, to okazjonalne długie prysznice. Wiadomo.
A jakie będę mieć z czegoś takiego korzyści? Ja niezłe przeżycia, Eve energię, która jest jej potrzebna do organizowania rebelii. Jestem człowiekiem, nie demonem, więc nie powinnam im pomagać. Ale jestem też nosicielką. I dobrze wiem, co dawni inkwizytorzy i dzisiejsi robią z opornymi demonami. Blokują w ciele i palą człowieka poświęconym przez papieża ogniem. Raz to zobaczyłam. Miałam wtedy szesnaście lat.
To było kilkanaście dni przed tym, jak mnie złapano. Pędziłam w środku nocy przez las blisko klasztoru, gdzie znajdował się dom dziecka, w którym przebywałam. Coś dziwnego przyciągało mnie do oceanu znajdującego się niedaleko. Kiedy zobaczyłam wielki ogień, schowałam się instynktownie. Ukryta pomiędzy drzewami patrzyłam z fascynacją, jak na plaży płonął wielki stos. Bałam się tego. Chciałam uciekać, ale Eve zmusiła mnie do zostania tam i obserwowania. Kilka wysokich postaci w czarnych płaszczach i kapeluszach z wielkim piórem, takich w hiszpańskim stylu, stało dookoła stosu. Na nim konał człowiek. Nawet z odległości kilkudziesięciu metrów słyszałam jego wrzaski i przekleństwa. Postacie modliły się chóralnie, a płonąca osoba zaczęła ryczeć w języku demonów. Czułam zdenerwowanie Eve. Kazała mi jak najszybciej stamtąd zwiewać, co zrobiłam. Wróciłam chyłkiem do klasztoru i schowałam się w pokoju.
- Więc? - Eve wyrwała mnie z rozmyślań.
Podskoczyłam.
- Co sądzisz o Azamie? Jest chyba zbyt dobrze ułożony, więc lepiej nie z nim. W dodatku ten legion... - cmoknęła z niesmakiem. - Zayn? Gburowaty, cichy, ale jak tak na niego patrzyłyśmy, to całkiem niezły.
- Jasne - zakpiłam. - Podejdę do niego i spytam "Hej, Zayn, co powiesz na niezobowiązujący, kilkurazowy numerek?".
Eve parsknęła, mówiąc coś o nienasyceniu. Kijowy pomysł. Chyba się rozmyśliłam. Złapałam mydło, które po chwili mi wypadło z ręki. A wszystko przez głos z sąsiedniej kabiny.
- Jasne, ale u ciebie. Dziś?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro