Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♣ quinque

Hej haj heloł, its mi, otwierać drzwi XDD Dziękuję za każdy głos i komentarz, kocham Was ♥ Jest krótki, przepraszam, ale rozszerzony human nie rozumie i każe zarywać nocki na projekty. Lel. :/ 


Ocknęłam się z uczuciem suchości w ustach. Zadygotałam, czując chłód podłogi, na której leżałam. Kiedy lekko się przekręciłam, ostry ból przeszył moje ciało. Przede wszystkim głowę. Z gardła wydarł mi się cichy skowyt. Umieram.

- Żyjesz - usłyszałam. - Nic ci nie będzie.

- Jesteś suką - wychrypiałam. Mogłam być słaba, ale za ten numer nie zamierzam udawać miłej. - Coś ty odwaliła?

- Musiałam - mruknęła Eve. Słyszałam w jej głosie dziwny ton. - Pan mi kazał.

Z cichym jękiem rozprostowałam zdrętwiałe ciało i powoli usiadłam, po czym oparłam się o ścianę. Rozejrzałam się z niechęcią wokół. Dawno tu nie byłam.

- Półtora roku - poinformowała mnie Eve.

- Zamknij się, jestem na ciebie zła. Przez ciebie tu jesteśmy.

- Odsiedzimy, zobaczymy.

- Mhm, ja odsiedzę w zimnie i wilgoci, a ty się będziesz grzała wewnątrz mnie.

Eve nie odpowiedziała. Ale miałam rację, tak? Gdyby jej nie odwaliło z tym atakowaniem, byłabym w tym momencie na górze. A teraz byłam tu.

Dawne cele, gdzie spaliśmy my, opętani, może nie były luksusowe, ale za to były zawsze czyste. Wyposażone w proste i średnio miękkie łóżka z porządną pościelą. Do tego był jeszcze maleńki stoliczek i krzesło. Półeczka na ścianie, nie wiem, po co, skoro i tak średnio nam pozwalano na przechowywanie swoich rzeczy. Uważano, że demony mogły je kiedyś przeniknąć i przez to ciężko je wyrzucić. Ponoć są jak kotwica w tym świecie. Sucho, czysto, jasno, z małym okienkiem, żeby można było wietrzyć. Zamykano nas jedynie na noc. W dzień mogliśmy chodzić, gdzie chcemy, oczywiście ze strażnikiem.

A tu... gówno. Cele w podziemiach były wilgotne i cuchnące. A do tego ciemne. Słyszałam, jak gdzieś kapała woda. Szkoda było przeciągać tu przewody, dlatego na ścianach wisiały lampy naftowe. Przednia ściana była zwyczajną kratą z mocnym zamkiem. Mury były ukruszone i... cholera, to pleśń. Ukształtowała się na ścianie w coś przypominającego cycki. Boże, patrz, co się dzieje w Twoim przybytku. Grzechy! A wracając do eleganckiego wystroju mojego obecnego miejsca pobytu, to nie ma tu nic. Żadnego łóżka, krzesła, głupiego siennika. Tylko wiadro w kącie, do którego bałam się zbliżać. Normalnie jak w średniowieczu. Spojrzałam w bok. Ściana między moją celą a sąsiednią była zniszczona z przodu. W miejsce dziury wstawiono kraty. Gdyby ich nie było, przeszłabym tam z łatwością. Ale bokiem.

Westchnęłam i owinęłam kolana ramionami, po czym zamknęłam oczy, czując ssanie w żołądku. Oto minusy bycia nosicielką - po pierwsze, obrywało ci się za dokazywania demona. Po drugie - demon czerpał z ciebie energię. On jest zadowolony, bo ma źródło energii, ty już niekoniecznie, bo bierze twoje siły. Chyba że znajdziesz jakąś ofiarę, a tu nie jest o nią łatwo. Nowi strażnicy. Nieuważni. Raz udało nam się zabrać trochę energii jednego z egzorcystów. Cały tydzień tu. I nie było tak źle.

Usłyszałam odległe echo kroków i szmer rozmów. Proszę, powiedzcie, że to śniadanie.

- Prędzej kolacja - powiedziała Eve.

- Kolacja? - Byłam zaskoczona. - Ile spałam?

Eve nie odezwała się ani słowem. Słyszałam w głowie, jak cicho coś nuci. Gdybym ją teraz widziała, zobaczyłabym, jak z niewinną miną patrzy w bok.

- Eve - warknęłam zniecierpliwiona.

- Ponad dwadzieścia cztery godziny.

Cholera, straciłam cały dzień? Niech cię szlag trafi, Eve. W odpowiedzi usłyszałam jedynie ciche prychnięcie.

- Musi mieć więcej - usłyszałam za kratą.

Dwie osoby, które przedtem tu szły, stały blisko mnie i rozmawiały cicho.

- Nie możemy, należy jej się kara - powiedział jeden głos.

- Kara należy się demonowi, nie człowiekowi - bronił mnie inny głos. W każdym razie sądzę, że mnie.

- Goni mnie to, wykonujemy polecenia, to wykonujemy polecenia.

Do moich uszu doszło westchnięcie.

- Marsali - zawołał mnie ktoś.

Powoli wstałam, chwiejąc się na nogach i podeszłam do kraty. Stali tam Hallam i inny strażnik. Hallam ze wzruszeniem ramion i bezradną, pełną żalu miną dał mi wielki kubek wody i ćwiartkę chleba. Kiwnęłam głową i usiadłam z powrotem, po czym szybko to zjadłam. Strażnicy odeszli. Mój żołądek się uspokoił, ale to mało pomogło. Chleb z wodą miały niewiele potrzebnych mi substancji, dlatego Eve niedługo zacznie posilać się mną. O ile już nie zaczęła. Potem odłożyłam kubek pod kratę i ułożyłam się na najczystszym kawałku podłogi. Miałam na sobie luźne dresy i koszulkę, którą dostałam wczoraj. Bluza została w celi. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć.

- Nie martw się, nie pobędziemy tu długo - mruknęła Eve.

- Dobrze ci mówić - szepnęłam. - Ty się jakoś pożywiłaś, kiedy ze mnie wyszłaś. A potem zużyłaś swoją energię i zabierasz moją. Ja nie mam źródła, z którego mogę czerpać. Gdzie byłaś dokładniej? Chodzi mi o wczoraj.

- Musiałam. Ktoś musi wszystkiego pilnować i prowadzić to do przodu.

- Czyli?

Eve znowu zamilkła. Zawsze, kiedy zadaję jej jakieś pytanie, na które nie chce odpowiedzieć, znika. I tym razem było tak samo. Wiedziałam, że w tym momencie zwinęła się w kłębek jak wąż i drzemie, wciąż biorąc ode mnie po troszkę energii. Z prychnięciem ułożyłam głowę na ramieniu.

- Planują coś - rozległ się cichy głos. - Coś, w czym będziemy musieli uczestniczyć.

Podniosłam głowę i rozejrzałam się. Głos dobiegał z tej sąsiedniej celi. Ostrożnie się podniosłam i skierowałam się w stronę krat w murze między naszymi "pokojami". Nie podchodziłam za blisko.

- To może się skończyć albo dobrze, albo źle - mówił dalej mój sąsiad. - I potrzebujesz jedzenia - podniósł głos. - Kiedy jesteś głodny, słabniesz. A demon wykorzystuje twoją słabość i przejmuje kontrolę.

Miałam wrażenie, że te słowa nie są skierowane do mnie. Odbijały się echem w korytarzu. I na pewno słyszeli je strażnicy. Patrzyłam między kraty. Stała za nimi wysoka postać, ukryta w cieniu. Powoli podchodziła do krat.

- Im silniejszy jest człowiek, tym większa jest szansa na wygonienie demona. Sądzenie, że przez pobyt tu lokatorzy zostaną z nas wyrzuceni, a my oczyszczeni, jest błędne. Osłabianie człowieka to dawanie demonom całej baterii.

Mówca stanął przy kratach, a ja mogłam w końcu zobaczyć, kim on jest. Wysoka, czarnowłosa postać. Zayn. Uśmiechnął się do mnie bez cienia radości.

- Im potężniejszy demon, tym większe szanse na przejęcie przez niego kontroli nad zmęczonym nosicielem. - Wsunął rękę przez kratę i podał mi chleb. Swój chleb. Kiedy wzięłam go ostrożnie, podał mi jeszcze bluzę.

Otworzyłam usta, żeby coś z siebie wyrzucić w końcu, ale Zayn bez wypowiedzenia ani jednego słowa więcej odwrócił się i ukrył się w mrokach swojej celi. Ubrałam jego bluzę, która sięgała mi prawie za tyłek i ugryzłam chleb. Zjadłam go szybko i usiadłam przy kratach. Szukałam wzrokiem Zayna.

- Zayn? - zapytałam. - Dzięki.

Myślałam, że nic nie powie, ale po chwili odpowiedział:

- Nie ma sprawy.

- Dlaczego tu jesteś?

- Nie tylko twój demon wpadł na pomysł ataku - zaśmiał się blado. - Ale nikt tu nie atakował przełożonego. Tylko naczelnego strażnika.

- Nie Hallama? - zaniepokoiłam się.

- Nie.

Odetchnęłam z ulgą. Gdyby demon Zayna zabił mojego strażnika, wyrwałabym nogi z dupy i poćwiartowała resztę ciała.

- Twoje sposoby tortur są słabe - zadrwiła Eve.

- Zamknij się - syknęłam cicho.

Zayn zaśmiał się. Kiedy jeszcze raz przeczesałam wzrokiem jego celę, zobaczyłam go w kącie. Siedział nonszalancko oparty o ścianę, jedną nogę wyciągnął przed siebie, drugą ugiął i położył na jej kolanie rękę. Tak sądzę. Widziałam tylko zarysy. Miał na sobie czarne ubrania, a głowę pochylał w dół.

- To zabawne - odezwał się.

- Co?

- Posiadanie takiego pasożyta. - Stukał długimi palcami o nogę, a ja patrzyłam na to jak zahipnotyzowana. - Masz więcej możliwości. Ale i jest z tobą gorzej. Psychika, fizyczna siła... to tak, jak z aktualizacjami w telefonie. Im więcej, tym gorzej z baterią.

Parsknęłam śmiechem na to naprawdę kretyńskie porównanie. Pokręciłam głową, słysząc gniewne fuknięcie i wyzwiska Eve.

- Idiotyczne - skomentowałam. - Nie popisałeś się.

Zayn nie odpowiedział.

- Im silniejsze są, tym bardziej chce się poddać - wyszeptał tak cicho, że ledwo go słyszałam. - Tym bardziej chcesz oddać kontrolę i usunąć się w cień.

- A może masz dla kogo utrzymać kontrolę? - zadałam pytanie.

Zayn prychnął.

- Dla kogo? Dla tych ludzi? Po kilku dniach tu wiem, czego chcą. A nie jest to pomoc nam. Twoja demonica nic ci nie powiedziała?

- Co miała powiedzieć? - Zesztywniałam, nie tylko z chłodu bijącego ze wszystkich stron.

- Czyli ci nie powiedziała - mruknął. - Nie chce cię w to wciągać. Tylko... już to zrobiła.

- O co ci chodzi?

- Ups - rzuciła krótko Eve.

- Musisz ją wypytać sama. - Wstał i podszedł do mnie. Usiadł przy kracie naprzeciwko mnie. Patrzyliśmy na siebie przez chłodny metal.

- Nie kusi cię, żeby oddać jej kontrolę? Żeby nie przeżywać tak tego życia, ale być jedynie obserwatorem?

- A co by się ze mną stało? - zapytałam. - Siedząc schowana w ciele, nadal będę potrzebować energii.

- Bez energii wygaśniesz. - Eve, słuchająca rozmowy, co jakiś czas wtrącała swoje komentarze, co powoli mnie męczyło. 

- Masz dla kogo żyć? 

Zamknęłam oczy. Czy mam dla kogo żyć? Dla ojca, którego nigdy nie poznałam? Dla nastoletniej matki, która zostawiła mnie na progu klasztoru, gdzie mieścił się dom dziecka? 

A potem przypomniałam sobie słowa Hallama, po jednym z moich pierwszych ataków, na samym początku pobytu w ośrodku opętanych. 

"Jest jedna osoba, która jest warta wszelkich poświęceń".

Podniosłam powieki i spojrzałam za Zayna. Patrzył na mnie spojrzeniem wypranym z wszelkich emocji.

- Rodzimy się. Żyjemy. Umieramy. Dla siebie. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro