Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♣ quattuordecim

Zapraszam na ff "Partnership", na razie Zayn był tam kilka razy, ale wkrótce będzie tam non stop. Będę wdzięczna, jeśli zajrzycie :)) 


- Inkwizytor tu jest - poinformował mnie ponuro Hallam.

Aż się wyprostowałam.

- Kto?

- Inkwizytor. Przyjechał wcześniej.

O kurde. Zerwałam się z łóżka i myślach podziękowałam Zaynowi za to, że ubrał mi spodnie, kiedy spałam, bo zaliczyłabym niezłą wtopę, święcąc Hallamowi gołym tyłkiem. W końcu ma ponad czterdzieści lat. Dokładniej czterdzieści sześć, jak mi kiedyś powiedziała Eve. Czyli między mną a nim jest dwadzieścia siedem lat różnicy. Fuj.

Oczywiście gdyby zaszły pewne okoliczności, w których potrzebowałam energii, a tylko on byłby w pobliżu, pewnie przez Eve i jej wpływ na moje myśli dobrałabym się do niego. Taki szczególik.

Hallam podał mi czyste ubrania.

- Kiedy przyjechał? - zapytałam.

- Jeszcze nie było słońca - burknął strażnik. Nie był zadowolony. Chyba nie lubił Inkwizytora.

Wyszedł z celi, a ja szybko zmieniłam ubrania i rozczesałam włosy małą szczotką, którą miałam na półeczce. Splotłam je w niedbałego warkocza i wyszłam ze swojego lokum. Poszłam razem z Hallamem do łazienki, gdzie załatwiłam podstawowe potrzeby, umyłam twarz i zęby, a potem razem ze strażnikiem skierowałam się na stołówkę.

Każdym zmysłem odbierałam dobiegające mnie ze wszystkich stron podekscytowanie. Napięcie. Przygotowanie. Poza szmerem rozmów opętanych słyszałam... matko. Słyszałam demony. Pierwszy raz.

Nie zwracałam uwagi na to, co biorę do jedzenia. Chłonęłam chropowaty, ale melodyjny język, którym posługiwały się lokatorzy ludzi. Tylko my mogliśmy go słyszeć. Strażnicy i personel jedynie rozumieli nasze zwykłe rozmowy o niczym.

Słyszałam, jak demony ekscytują się przybyciem Inkwizytora. W końcu pojawił się człowiek, który samodzielnie wykurzył i unicestwił kilkadziesiąt demonów. Wszystkie demony, które przebywały tu, wręcz pałały żądzą zemsty na tym człowieku. Eve także była tym podekscytowana. Nuciła bojowe pieśni.

Rozejrzałam się po sali. Nie miałam ochoty siadać z nikim. I tak w ciągu tych dwóch lat nie poznałam się z nimi. Zbytnio. W rogu zobaczyłam pochylonego nad jedzeniem Zayna. Siedział sam, z dala od innych. Podeszłam i usiadłam obok niego.

- Hej, co jest? - spytałam. Miał ukrytą w dłoniach twarz. Jedynie wzruszył ramionami. - Zaaayn. - Poklepałam go po dłoni.

- Odczep się - jęknął cicho. Brzmiał, jakby coś go bolało.

- Zayn, co jest grane? - zaniepokoiłam się.

Mulat ostrożnie odsunął dłonie od twarzy. Pozwolił mi rzucić na siebie okiem, a potem znowu się zakrył. Jasna cholera.

- Takie coś może zrobić bardzo potężny demon. Na przykład Lucyfer - powiedziała Eve, która była równie zaskoczona co ja.

Duże dłonie Zayna zasłaniały czerwoną, poparzoną twarz. Okropne. Wyglądała, jakby dostał piorunem. Jego rzęsy prawie zniknęły. Spuchnięte powieki zasłaniały miodowe oczy. Na szyi także miał podobne ślady. Ja pierdolę.

- To ma niedługo zniknąć - mruknął. - Wkrótce.

Skrzywiłam się i niepewnie poklepałam go po przedramieniu. Nie wiedziałam, jak mogę go pocieszyć. No i czy potrzebował pocieszenia. W końcu to facet, będzie grał twardziela.

- Skąd to się wzięło? - zapytałam.

- Nie wiem - powiedział, pochylając głowę niżej. - Ale niedługo tego nie będzie.

- Wiesz, dlaczego to masz - stwierdziłam, patrząc na niego uważnie.

Zayn obrzucił mnie krótkim spojrzeniem i odwrócił wzrok. Zacisnął zęby, a po chwili skrzywił się z bólu, jaki czuł przez poranioną twarz. Poklepałam go jeszcze raz po ręce.

- Gdzie potem idziesz?

- Spać. - Jakby na potwierdzenie tych słów ziewnął.

- Nie masz energii?

- Po wczoraj? Zostały mi resztki. Mój lokator zabrał prawie wszystko, bo tyle potrzebuje, a te opary poszły na gojenie. Tak, to wyglądało gorzej.

- Chodź - powiedziałam stanowczo. - Nowa energia zawsze się przyda.

- Napalona jesteś. - Uśmiechnął się blado.

- To szczegół. Nieważny. - Machnęłam ręką. Miałam już wstawać, kiedy Zayn złapał mnie za nadgarstek.

- Zjedz - polecił. - Powinnaś się odżywiać czymś więcej.

Przewróciłam oczami, ale zjadłam szybko kanapki. On także dojadł swoją owsiankę i wstał razem ze mną. Nasi strażnicy ruszyli za nami, kiedy szliśmy spokojnie korytarzem. Poszlibyśmy szybciej, ale widziałam, że każdy krok sprawia Zaynowi ból, chociaż starał się go ukryć. Skierowaliśmy się do ogrodu i dawnej kapliczki stojącej kilkanaście metrów od głównego budynku. Wszystko, co było w środku, zostało wyniesione, więc wnętrze było idealnie puste, pomijając jedną rzecz, która tam nadal jest. Kapliczka przestała być święta dawno temu przez to, że ktoś popełnił tam kiedyś niewybaczalny czyn. Tyle kiedyś usłyszałam.

Eve? Teraz możesz się popisać.

- Dobra - rzuciła krótko.

Poczułam, jak z mojego ciała znika część energii. Wiedziałam, że demonica w tym momencie załatwia nam czas. Razem z Zaynem odwróciliśmy się i spojrzeliśmy na to, co się tam działo. Strażnicy skręcili w lewo i skierowali się do jednej z pracownic, która robiła coś w ogródku. Nikt nie zwracał na nas uwagi, dlatego jak najszybciej weszliśmy do kapliczki i zamknęliśmy drzwi.

Ledwo to zrobiliśmy, Zayn odwrócił mnie do siebie. Położyłam dłonie na jego policzkach, a on się skrzywił.

- Sorki, bardzo boli?

- Słabo. Bardziej mnie ciekawi to, czy cię nie brzydzę.

Pokręciłam głową z politowaniem.

- Wtedy ubrałabym ci na twarz papierową torbę albo w ogóle tu nie przychodziła. Ok, wygląda okropnie, ale zniknie. Twój mózg...

- I penis - dopowiedział Zayn.

- ... powinien zostać.

- Dzięki za wierzenie we mnie - prychnął.

- Duży problem, ale da się go rozwiązać - zakpiłam.

Rozejrzałam się. Rzadko tu bywam. Byłam tu ostatni raz... rok temu? Tu nic nie było, nie miałam więc powodu, by tu przebywać. Ze ścian odpadł cały tynk. Okna były ciemne od kurzu i pajęczyn. Prawie na środku stał ołtarz. Był wyłączony z czasu - nie tknął go kurz, nic nie było w stanie go zarysować, potłuc. Stare znaki były wciąż wyraźne. Podeszłam tam i oparłam się o "blat". Zayn stanął między moimi nogami i przejechał palcami po moich policzkach.

- Zaraz będziesz miał podobną skórę, nie martw się - zakpiłam.

- Wiem. - Uśmiechnął się krzywo i pocałował mnie. Chociaż jego wargi nie były tak miękkie i delikatne, jak ostatnio, i tak prawie zaparło mi dech w piersiach. Objęłam go ramionami za szyję i przyciągnęłam do siebie.

Zayn podniósł mnie i położył na dawnym świętym ołtarzu, po czym wspiął się tam i nachylił nade mną.

***

Stanęłam przy drzwiach do celi. Skrzywiłam się, czując przeciąg w korytarzu. Byłam wkurwiona przez to, że musieliśmy wszyscy wieczorem stać przed swoimi celami w oczekiwaniu na jaśnie pana, czyli Inkwizytora. Miał przejść między nami jak król. Zayn stał niedaleko mnie. Stan jego ciała znacznie się poprawił. Jego twarz była różowa, jakby właśnie się zawstydził, ale po wcześniejszych poparzeniach nie było już śladu. Poza tymi rumieńcami.

Owinęłam się ramionami i rzuciłam okiem na Hallama. Stał obok mnie sztywny i zły.

- Co jest? - zapytałam.

Hallam pokręcił głową.

- Znasz Inkwizytora?

Skrzywił się. Czyli znał.

- Kim on jest? - dopytywałam się.

- Nieciekawym człowiekiem - mruknął.

- Miałeś z nim styczność, tak? To powiedz coś o nim.

- Co mam powiedzieć? - burknął strażnik. - Przez pewną sprawę nie jestem z nim na dobrej stopie. Tyle.

Chciałam go o coś jeszcze spytać, ale spojrzał na mnie gniewnie, więc się uciszyłam. Spojrzałam w kierunku końca korytarza. Wszyscy słyszeli dobiegające stamtąd ciężkie, równe kroki. Napięłam się. Widziałam błyski w oczach opętanych i pokręciłam głową. Jeszcze nie czas. Wymieniłam się spojrzeniem z Zaynem. Jego oczy ciemniały. Obecność Inkwizytora sprawiała, że nasze demony były bardzo niespokojne.

Usłyszałam rozmowę. Wszyscy spojrzeli tam, skąd nadchodziło kilka osób. Zobaczyłam straż ubraną w ciemne ubrania. Uzbrojeni po zęby. Strach im podskoczyć. Między strażą szło kilka osób. Przełożony tego ośrodka, jego zastępca i trzech obcych facetów. Jeden z nich, który szedł na czele reszty towarzystwa, sprawił, że w mojej głowie rozdzwonił się alarm. Niemalże białe włosy, niesamowicie gęste, były starannie zaczesane do tyłu i sięgały karku. Czarny garnitur i płaszcz na szczupłym, ale silnym ciele były na pewno szyte na miarę. Zimne, ciemne oczy patrzyły na wszystkich z pogardą znad prostego nosa. Mógł mieć sześćdziesiąt lat. Kątem oka zobaczyłam, jak Hallam odwraca twarz. Nie chciał być rozpoznany?

- Pracujemy nad wszystkimi - mówił gorliwie przełożony do Inkwizytora.

- A mimo to macie tu coraz więcej splugawionych - odpowiedział mu chłodno Inkwizytor.

Wzdrygnęłam się. Splugawieni. Tak też byliśmy nazywani. Ale nie oficjalnie. To słowo, połączone z obojętnym głosem naszego wroga sprawiło, że poczułam zimno w całym ciele.

- Jesteśmy małym ośrodkiem, panie... - zająknął się przełożony.

- Jesteście jedynym ze sacrum - syknął cicho Inkwizytor. - Macie najsilniejszą broń, której nie umiecie wykorzystać. I dlatego tu jesteśmy.

- I dlatego my zdobędziemy sacrum - warknęła Eve. - A potem je zniszczymy.

Oczy aż mi zapłonęły na ten pomysł. Patrzyłam z zimnym uśmiechem na oddalającego się Inkwizytora, który nie miał pojęcia, w co się pakował.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro