♣ duo
- Wracamy - powiedział Hallam i pociągnął mnie za rękę.
- Chwila - rzuciłam, wyrywając się z jego uścisku.
Nie ustąpił. On i strażnik Geillis byli nieźle zdenerwowani naszą reakcją na coś, czego nie wiedzieli. Pytali nas, co się stało, że tak się przestraszyłyśmy. Ja jedynie ich wyśmiałam. Bo mnie się nie da wystraszyć. To krzyk Eve mnie zaskoczył. Nie przestraszyłam się obcej i niebezpiecznej mocy, która przeszła przeze mnie z łatwością, obnażając wszystko, co było ukryte wewnątrz mnie. Żadna myśl, żaden impuls nie został oszczędzony. Każda drobnostka została prześwietlona.
Nie przestraszyłam się tego. Ani trochę. Nic.
- Chodź, dziewczyno - warknął Hallam.
- Nie! - podniosłam głos i odepchnęłam go. Przez nagły przypływ siły od Eve strażnik poleciał do tyłu. Z wysiłkiem złapał równowagę.
Pokręcił głową. Zmrużyłam oczy, jednocześnie pilnując, aby nie zmieniły się moich zwykłych, ludzkich na te demoniczne. Przez dwa lata nieco poznałam Hallama i miałam z nim dość dobry kontakt, pomijając to, że ja tu jestem tą niebezpieczną, którą należy pilnować. Oczy demona uznałby jako próbę ataku, co kiedyś już się zdarzyło. A nie chciałam tracić ani jego "zaufania", ani oberwać paralizatorem.
- Kim są nowi? - zapytałam go ostro.
- Nie wiem. A co, poczułyście coś?
- Tak, smród twojej ludzkiej głupoty - syknęła Eve. Nie zareagowałam na jej komentarz.
- Nic - skłamałam. - Po prostu jestem ciekawa.
Hallam wyczuł, że kłamię. Poznałam to po dezaprobacie w jego spojrzeniu. Nie odezwał się, zamiast tego skinął głową, żebym ruszyła do przodu. Wymieniłam szybkie spojrzenia z Geillis. Wiedziałam, że Eve w tym momencie porozumiewa się z demonem dziewczynki. Potem poszłam posłusznie do łazienki. Codzienny prysznic. Dla niektórych męka, dla mnie przyjemność.
Nie wiem, kto był takim idiotą, żeby do rur przyłączyć bojler z wodą święconą, ale to nie było mądre posunięcie. Działa wyłącznie wtedy, kiedy połączy się ją z modlitwą, a i tak nie wypędzi silniejszych demonów. Na te słabsze działa jak płachta na byka. Drażni, piecze i wpędza w furię. Przez to dość dużo osób się nie kąpało. A ja to lubiłam. Miałam więcej ciepłej wody, jedyne, co czułam, to słabiutkie, niewarte mojej uwagi mrowienie. Nie bałam się święconej wody. Jedyne, co kontrolowało odruchy Eve, przez które mogła przejąć ode mnie kontrolę wbrew mojej woli, to... coś innego.
Atmosfera Centro habebant utrzymywała demony w spokoju. Nie można było w pełni użyć swojej mocy. Nie wiedziałam, dlaczego. Eve napomykała coś o pewnym przedmiocie ukrytym pod klasztorem, który służy jako blokada, ale nikt z nas nie wiedział, czym on jest. W każdym razie oddziaływał na cały ośrodek. Na najpotężniejsze demony też. Chociaż ich nie było zbyt wiele. Ja i kilka osób. Bo tylko my byliśmy takimi sierotami i daliśmy się złapać. Przy czym ja byłam także sierotą dosłowną.
Wskoczyłam pod gorący strumień, nucąc radośnie. Hallam za drzwiami musiał czekać. Haha. Myłam się zadowolona ze świadomością, że potem idę na "terapię", czyli rozmowę z przełożonym tego miejsca. Będę odpowiadać na pytania typu "czy twój demon chce wyjść?", "czy demon jest słaby?". Dlatego nie spieszyłam się z prysznicem. Starannie czyściłam każdy fragment swojego chudziutkiego ciała. Szczególnie porządnie myłam brzuch, na którym miałam cieniutkie blizny. Kiedyś Eve była wściekła, bo nie chciałam szukać dla niej ofiary i przejęła kontrolę. Pocięła brzuch nożem, próbując napisać "habentes". Opętana.
Zaczęłam płukać włosy, dlatego zamknęłam oczy. Nie powinnam była tego robić. Bo zamiast zobaczyć ciemność, ujrzałam parę ciemnych oczu, pełnych zimna. Przenikały mnie całą. Podniosłam przerażona powieki i prawie krzyknęłam. Szampon wlał mi się do oczu, wywołując uczucie szczypania.
- Kurwa - klęła Eve.
- Mać - dokończyłam. - Niech mi się ten twój pan nie wcina w głowę, dobra?
Nic nie odpowiedziała. Może i jest demonicą, ale przestraszyła się tak, jak ja. Prędko skończyłam się myć i wyszłam spod prysznica. Wysuszyłam się i ubrałam. Dostałam od Hallama nowe rzeczy. Ciekawe. Dlaczego po dwóch latach noszenia tych dziwnych ciuszków z nieciekawego materiału nagle dostaję miękkie dresy, koszulkę z aniołkiem, któremu wystawiłam język, ciepłe skarpetki i trampki? Zachęcają mnie do ucieczki? Nie ma sprawy!
Zwarta i gotowa wyszłam z łazienki.
- Przyłapany! - zawołałam. - Też chcę!
Hallam parsknął i dał mi pół swojego batona. Złożyłam palce w serduszko, a potem złapałam jedzenie. Spojrzałam zadowolona. Strażnik czasem przynosił mi słodycze. Albo coś do słuchania muzyki. Małe książki, wykreślanki, karty. Obstawiam, że ci, którzy ogarniali tu wszystko wiedzieli o tym, ale nie reagowali, skoro przez to nie sprawiałam problemów. A na początku mojego pobytu tutaj było ich bardzo dużo.
Ugryzłam batona, czując czekoladę rozpływającą się na języku. Westchnęłam. Powiedziałabym, że jestem wniebowzięta, ale niestety u mnie to jest niemożliwe. Gryząc smakołyk szłam z Hallamem do gabinetu "eksperta". Dwa lata i nadal nie wiedziałam, jak ma na imię. Nie, żebym się tym przejmowała.
W środku usiadłam na krześle i obrzuciłam księdza krótkim spojrzeniem.
- Jak się dziś czujesz, moja droga? - zapytał. Wzruszyłam ramionami.
- Tak samo, jak wczoraj. Nudzi mi się.
Ksiądz westchnął. Eve chichotała.
- Czy twój demon...
- Nie - przerwałam mu. - Podoba jej się we mnie i nie planuje wyjść.
- A czy ty chcesz, żeby cię opuściła?
Zmarszczyłam brwi. Czy tego chcę? Czy chcę, żeby jedyna "przyjaciółka", jaką miałam, opuściła mnie? Co mam do zyskania, a co do stracenia? Nie starałam się w życiu. Bez Eve nie miałabym już niczego. Siedziałabym w domu dziecka i szukała pracy jako pomywaczka. Przez Eve przynajmniej siedziałam tu, z darmowym wiktem i opierunkiem, czytałam książki, na jakie nie byłoby mnie stać. Nie byłam wyśmiewana.
- Uważaj, bo się ze wzruszenia porzygam - zaszydziła Eve.
- Stul pysk - odparłam jej. Ksiądz uniósł brwi, zaszokowany moją odzywką. - Nie do ciebie, kolego!
Pokręcił głową.
- Czyli żadnej zmiany? - Chyba miał mnie dość. Po kilku sekundach. To mi ubliża.
- Kim są ci nowi? - wypaliłam. Skoro tu byłam, mogłam go wypytać. A musiałam wiedzieć.
Ksiądz zrobił niepewną minę.
- A dlaczego o nich pytasz?
- A dlaczego ty mnie codziennie pytasz o to samo? Jestem żądna wiedzy i świadomości. Mówię ci codziennie, co czuję, więc odpowiedz chociaż raz na moje pytanie.
- Spokojnie. - Uniósł w górę dłonie. Eve znowu ukazała się w moich oczach, do czego raczej nie był przyzwyczajony. - Jest staruszka, totalnie... stuknięta. - Zachichotał wstydliwie. O nie, powiedział "stuknięta", ale buntownik. - Dwóch mężczyzn, o których nic nie wiem. I jacyś chłopcy.
- Bracia?
- Kuzyni. W każdym razie są dość niebezpieczni.
Niebezpieczni? Chyba dla personelu. Ale nie dla mnie, nosicielki jednego z najpotężniejszych demonów. Pomachałam mu na pożegnanie i wyszłam z gabinetu, a Hallam, który stał przez całą sesję za mną, szedł miarowym krokiem.
- Gdzie są ci nowi? - zapytałam go, na pozór obojętnie.
- Nie mam pojęcia, dziewczyno, siedziałem tu z tobą, a nie z nimi.
Burknęłam coś zawiedziona.
- Chcę pracować w ogrodzie - poinformowałam go.
Spojrzał na mnie jak na kretynkę.
- Pada deszcz.
- I? - Wzruszyłam ramionami. - Mam to gdzieś, chcę pracować w ogrodzie.
Musiałam coś pokopać. Może to być ziemia. Chciałam się trochę wyładować przez dzisiejsze "spotkanie" z mocą diabła. Hallam prychnął ze złością, ale poszedł za mną, kiedy skierowałam się w znajomym mi kierunku. Nagle usłyszałam kroki kilku osób. Eve sapnęła cicho. Zwolniłam nieco. Na zakręcie korytarza zobaczyliśmy grupkę. Trzech strażników i dwóch chłopaków. To byli ci z dziedzińca.
- Eve? - szepnęłam. - Który?
- Nie wiem.
Myślałam, że ich miniemy, ale jednak musiałam się zatrzymać. Strażnicy przywitali się z Hallamem. Mierzyłam dwóch opętanych wzrokiem. Jeden z nich miał ciemnobrązowe, niemal czarne włosy. Odwzajemniał moje spojrzenie. Widziałam, że był pewny siebie. I pewny tego, że był przystojny. Jaka szkoda, że olewałam jego urodę. Kiedy uniosłam szyderczo brew, uśmiechnął się krzywo, a jego ciemnobrązowe oczy zamigotały. Spojrzałam na drugiego. Czarne włosy, ciemna karnacja, wzrok wbity w ręce pokryte tatuażami. Przekrzywiłam nieco głowę i syknęłam cicho. Bawiło mnie to, że na nikogo nie patrzył. Kiedy ten drugi lekko go szturchnął, podniósł głowę, patrząc na niego gniewnie. Potem zerknął na mnie z obojętnością. Widziałam, że pod materiałem czarnej bluzy napinał ramiona. Ale i tak moją jedyną myślą, tak jak u Eve, było "kuźwa, chcę jego rzęsy!".
Spojrzał na mnie ponownie, mierząc mnie wzrokiem. Przejechał jasnymi oczami z góry na dół, a ja zrobiłam to samo i skrzywiłam się. Potem wystawiłam mu środkowego palca i ominęłam ich, zmuszając Hallama do przerwania rozmowy i ruszenia za mną. Usłyszałam cichy śmiech, który z pewnością nie należał do właściciela nieziemskich rzęs. Przewróciłam oczami.
- Ale z ciebie jędza - skomentował moje zachowanie Hallam. Zignorowałam to. - Burak z ciebie, mała. Nawet pogadać nie dasz. Paskuda.
- I do tego opętana - rzuciłam znudzona.
Skierowałam się na zewnątrz. Padało? Hallam zrobił mnie w chuja. Normalnie wiadra wody z nieba leciały! Ale co tam, drugi prysznic jest dobry. Wybiegłam na dziedziniec i zakręciłam się, omal nie wpadając w kałużę.
- Hallam! - zawołałam, przekrzykując szum deszczu. - Podaj wiadra, niech naleje wody, to poświęcicie sobie potem, żeby wam nie brakło!
Kiedy walnął się dłonią w czoło, parsknęłam szyderczym śmiechem. Podniosłam głowę, wystawiając twarz na wodę. Skierowałam wzrok na klasztor, a w jednym z okien mignęło mi kilka postaci. Ciekawe, czy to gabinet przełożonych.
- Może robią orgię? - zadrwiła Eve.
- A może. Zabronisz im?
- Bez tych dobrych? Wiesz, że tu jest ze sześć sukubów?
Otworzyłam szerzej oczy z zaskoczenia. Ile? I ja tu niby jestem bezpieczna?
- Ciesz się, że się mnie boją - dorzuciła z satysfakcją Eve.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro