8. A short party with the Devil
- To Chas i Zed - John Constantine przedstawił Lucyferowi swoich współtowarzyszy.
Nie było zaskoczeniem, że Lucyfer skupił całą swoją uwagę na młodą brunetkę o falistych włosach, a dziewczyna odwzajemniła spojrzenie.
Nie można było się dziwić, że Lucyfer przyciągał jej uwagę - Zed nie była Chloe. To, że była swego rodzaju medium nie broniło jej przed anielskim czarem Księcia Ciemności.
- Witaj - powiedział czarującym tonem, po czym się przedstawił. - Lucyfer Morningstar.
Zed prawie zaczęła się ślinić. Constantine na ten widok przewrócił oczami i złapał ją za ramię i lekko nachylając się w jej stronę, powiedział:
- Nie radzę, kochaniutka - stwierdził. - To Diabeł.
- To prawda - przyznał Lucyfer, widocznie zadowolony, że w końcu ktoś wierzy w jego prawdziwą tożsamość.
- Zaraz - wtrącił się Chas. - Trzymasz z Diabłem, który opętał ludzkie ciało?
- Zapewniam cię, że ciało jest moje - powiedział przekonywującym tonem. - Możesz zbadać moją krew, jeśli chcesz...
- Chyba podziękuję - stwierdził, po czym zwrócił się do Johna. - Zamierzasz pozwolić mu tak zwyczajnie chodzić po Ziemi wśród ludzi?
- Słyszę to - poinformował go, lekko poirytowanym tonem, Lucyfer. - I gwarantuję ci, że nie jestem taki zły, jakim mnie opisują...
- Nie ufam ci - stwierdził Chas.
- Oh - westchnął smutno. - Szkoda. Może dasz szansę, abym cię do siebie przekonał.
- Jesteś Władcą Piekieł. Odpowiedź brzmi nie.
- Emerytowanym - powiedział z naciskiem - Teraz jestem zwykłym Lucyferem. Twój przyjaciel to rozumie.
- Nieszczególnie - przyznał Constantine. - Ale zamierzam dotrzymać słowa. Jeśli stanie się coś w najmniejszym stopniu podejrzanego, nasza nieokreślona relacja przerodzi się dla ciebie w istne piekło.
- Masz charakter - powiedział Lucyfer, wyraźnie zadowolony z takiego obrotu spraw. - Podoba mi się to... Więc, skoro wszyscy wiecie kim jestem, proponuję to uczcić. Zapraszam was do Lux.
- Zaraz - powiedziała Zed. - Ty jesteś właścicielem Lux? - spytała lekko w to niedowierzając, a on przytaknął. - Diabeł jest uczynnym właścicielem klubu nocnego?
- Zgadza się - potwierdził. - I proszę, mów mi Lucyfer.
***
- Przyprowadziłeś Constantine'a?! - zapytała niedowierzająco Maze. - Tego Johna Constantine'a?!
- Znasz go? - odpowiedział pytaniem, sięgając po dolewkę.
John, Chas i Zed zniknęli gdzieś w gęstym tłumie imprezowiczów. Lucyfer nie był jeszcze pewien, czy to dobrze, czy źle, ale był dobrej myśli. A przynajmniej chciał być. Po kilku kolejkach i wymienianiu się wszelkiego rodzaju dylematami, Constantine i Lucyfer wydawali się mieć naprawdę dobre relacje.
- Oczywiście, że go znam - powiedziała poddenerwowana Maze. - Jestem demonem, a on egzorcystą. W dodatku jednym z najlepszych.
- Cóż... osobiście krzywdy ci chyba nie wyrządził, prawda?
Rzuciła mu ostre spojrzenie, które jednak w najmniejszym stopniu go nie ruszyło, czego nie można było powiedzieć o siedzącym obok chłopaku, który widząc taki wyraz twarzy Maze, poderwał się z miejsca i ruszył w stronę parkietu, oglądając się przy tym za siebie, jakby chciał się upewnić, że na pewno nic mu nie grozi.
- Co z Chloe? - spytała, rozumiejąc, że rozmowa o nowym przyjacielu Lucyfera nie ma teraz najmniejszego sensu.
- Nie wiem - odparł. - Widziała wszystko, a wciąż wydaje się nie wierzyć w moją diabelską naturę.
- Dlaczego tak bardzo zależy ci, aby ludzie znali twój sekret? - zapytała, widocznie nie rozumiejąc jego toku rozumowania. - Równie dobrze mógłbyś stanąć na fortepianie i pokazać im wszystkim swoje prawdziwe oblicze.
- Podoba mi się twoje rozumowanie, Maze - przyznał. - Ale nie zrobię tego z dwóch powodów. Po pierwsze: wywołałoby to zbyt dużo strachu, po drugie: szkoda fortepianu.
- Lucyferze! - usłyszał za sobą głos Constantine'a, który widocznie wypił ciut za dużo, ale starał się tego zbytnio nie okazywać. Chwilę później obok niego pojawili się Chas i Zed. - Dziękujemy za gościnę, ale musimy wracać.
- Zostańcie jeszcze trochę - zaproponował.
- Nie możemy. Wypadło nam coś ważnego. - odpowiedział John, podając Lucyferowi wizytówkę.
- Egzorcysta, demonolog i... mistrz czarnej magii? - zapytał z lekkim niedowierzaniem, czytając treść wizytówki.
- Amator - poprawił go. - Zamówiłem już nowe. W każdym razie, gdybyś kiedykolwiek potrzebował pomocy, dzwoń pod ten numer.
- I vice versa - powiedział Lucyfer. - Gdybyś czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie znaleźć.
------------------
I w ten oto sposób żegnamy się z krótką wizytą Constantine'a w Los Angeles. Chcecie, aby John jeszcze się pojawił w którymś z późniejszych rozdziałów?
A może chcecie osobny fanfic o Constantinie? Byłby ktoś zainteresowany?
P.S. Dziękuję za ponad 400 wyświetleń. Minął zaledwie tydzień od premiery opowiadania na Wattpadzie. Jesteście wielcy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro