5. Little sins
- Detektyw! - krzyknął radośnie Lucyfer, kiedy Chloe przekroczyła próg jego apartamentu. - Już wróciłaś? Miałaś być z powrotem dopiero w poniedziałek.
- Dan powiedział mi, co zrobiłeś - powiedziała krótko.
- Oh - westchnął, po czym zapadła cisza, podczas której Chloe przyglądała mu się uważnie, widocznie licząc na to, że zacznie się spowiadać.
- Zamierzasz się jakoś z tego wytłumaczyć? - spytała w końcu.
- Detektywie, przepraszam bardzo, ale nie rozumiem z czego konkretnie miałbym się tłumaczyć.
- Dałeś alkohol mojej córce - powiedziała ciut przyostrym tonem. - Coś ty sobie wyobrażał?!
Lucyfer otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili postanowił nic nie mówić, przez co na chwilę znów zapadła cisza.
- Skąd miałem wiedzieć, że tak źle zareaguje?
- To dziecko, Lucyferze! - krzyknęła - Ośmioletnia dziewczynka! Dzieci nie piją alkoholu!
- Skąd miałem to wiedzieć? - zapytał lekko oburzony.
- Piłeś, kiedy byłeś w jej wieku?
- Właściwie to nie - odparł, ponownie lekko się rozchmurzając. - W Niebie nie było alkoholu. Poznałem to dobrodziejstwo zaledwie pięć lat temu.
Chloe rzuciła mu prowokujące spojrzenie.
- Możesz chociaż raz w życiu zachować się poważnie?
- Jestem poważny, detektywie - powiedział stanowczo.
- Zostawię to bez komentarza - odparła.
- Wróćmy do mojego pytania - zaproponował Lucyfer. - Dlaczego wróciłaś tak szybko? Miałaś wrócić za trzy dni.
- Nie wyjechałam - odparła Chloe. - Chciałam cię sprawdzić.
- Chciałaś co?! - spytał, unosząc lekko głos. - Masz pojęcie, jak wielkim było to dla mnie upokorzeniem?! Docinki Maze...
- Posłuchaj - próbowała go uspokoić. - Jest między nami więź, której nie jestem w stanie pojąć...
- To zaskakujące, bo ja z łatwością rozumiem tę więź - stwierdził.
- Czyżby?
- Ależ oczywiście, detektywie! - powiedział, uśmiechając się przy tym czarująco. - Pragniesz mnie.
- Że co?! - zapytała zaskoczona, a Lucyfer uniósł brwi w geście zadowolenia. - Nie - powiedziała stanowczo. - Nie chodzi o to.
- Jesteś pewna? - zapytał, machając przy tym brwiami.
- Tak, jestem pewna! - powiedziała z ogromną pewnością w głosie. - To coś innego. Coś mnie do ciebie przyciąga, ale nie wiem co - wyznała, po czym szybko dodała. - I na pewno nie chodzi o seks.
- To może sprawdzimy czy na pewno nie chodzi o to? - nie odpuszczał.
- W jaki sposób? - zapytała i od razu dotarło do niej, że zna przecież odpowiedź. Lucyfer mógł mieć na myśli tylko jedno. - Nie ma mowy.
- Cóż... - powiedział, lekko rozczarowany. - Więc myślisz, że co to może być?
- Nie wiem - wyznała. - Wiem tylko, że... wpływasz na mnie w jakiś sposób i...
- Wpływam na ciebie? - zapytał, uśmiechając się.
- Powtarzam: nie w ten sposób.
- Fascynujące... - powiedział zaintrygowany. - Na pewno nie miałaś żadnego wypadku, kiedy byłaś mała?
Przewróciła oczami i spojrzała na niego niedowierzając.
- Nie odpuścisz? - zapytała.
- Nigdy - odparł.
Pokręciła głową.
- Dobra, więc wyjaśnijmy to raz na zawsze - stwierdziła. - Nigdy, przenigdy się z tobą nie prześpię. Nie jesteś w moim typie?
- A jaki jest twój typ?
- Po pierwsze: opiekuńczy.
- Jestem taki - zaprotestował.
- Upiłeś ośmiolatkę - powiedziała ostro.
Lucyfer rozłożył ręce i pokręcił głową.
- To był wypadek przy pracy.
- "Wypadek przy pracy"?
- Owszem, detektywie. To się nie powtórzy, przysięgam.
- Wiem, że się nie powtórzy...
- W końcu w czymś się zgadzamy - powiedział radośnie, wchodząc jej w zdanie.
- ...bo nie będzie następnej okazji. - dokończyła, po czym ruszyła w stronę windy.
- Ale nie zamierzasz zakończyć tej znajomości, prawda, detektywie? - zapytał tonem pomiędzy nadzieją i wątpieniem. Chloe go jednak zignorowała i nic nie odpowiedziała. - Detektywie! - krzyknął w ślad za nią, kiedy drzwi windy się zamknęły, ponownie pozostawiając go samego sobie.
---------------------
Cześć i czołem :D
Jak się podoba rozdział?
Jutro postaram się wrzucić kolejny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro