Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36. Fallen Angel

Po usłyszeniu całej historii, Chloe przez dłuższy czas wpatrywała się w Lucyfera, jakby niedowierzając w to, co właśnie usłyszała, w to, co zrobił.

- Mogłeś wrócić do Nieba i to odrzuciłeś? - zapytała, aby upewnić się, czy oby na pewno dobrze zrozumiała tę część opowieści.

- Tak - przyznał, a ona przez dłuższą chwilę nie wiedziała, jak na to zareagować. 

Trudno było jej się dziwić - z jednej strony szanowała jego decyzję, wiedziała, że zrobił to dla niej, ale... może właśnie to, że zrobił to dla niej było problemem. Poświęcił być może jedyną szansę na swoje odkupienie, na powrót do Nieba, aby być z nią. Zdawała sobie sprawę, że zrobił to dlatego, że ją kochał, ale ona też go przecież kochała i chciała aby był szczęśliwy.

- Dlaczego? - spytała w końcu, patrząc mu prosto w oczy. 

- Bo nie chciałem cię znowu stracić.

 - Nie straciłbyś - odpowiedziała. - Byłabym tu, a ty byś...

- Nie - przerwał jej. - Były tylko dwie opcje: albo oboje zostajemy w Niebie, albo na Ziemi.

Zaczęła rozumieć, że ma to pewien sens, ale wciąż nie do końca popierała jego decyzję i poświęcenie.

- Zrobiłeś to tylko po to, aby być ze mną na Ziemi? - spytała. - Nie mogę pozwolić, abyś stracił jedyną szansę...

- Nie myślałem tylko o tobie - wyznał, wchodząc jej w zdanie. Spojrzała na niego zdezorientowana.

- A o kim jeszcze?

Westchnął.

- O Trixie.

- O Trixie?

- Taa... - przyznał nieśmiało i wtedy usłyszeli głośne parsknięcie.

Wszyscy spojrzeli w stronę Maze.

- Nie mogę tego dłużej słuchać - powiedziała, po czym udała się w stronę windy, aby wyjść. Lucyfer i Chloe wymienili porozumiewawczo spojrzenia, po czym spojrzeli na Lindę.

- Potrzebuje czasu - stwierdziła pani doktor.

- Nie wątpię - mruknął Lucyfer.

Przez chwilę zapadła cisza. Nieco krępująca cisza. Nikt nic nie mówił, patrzyli po sobie, jakby w oczekiwaniu kto pierwszy wznowi rozmowę.

- Zostawię was samych - stwierdziła Linda, wstając i, podobnie jak chwilę wcześniej Maze, ruszyła w stronę wyjścia.

Zanim Lucyfer zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, Lindy już nie było. 

Spojrzał na Chloe i ostrożnie chwycił ją za ręce, a następnie spojrzał jej w oczy. Poczekał kilka sekund, aby wyłapać odpowiedni moment, a gdy go dostrzegł, zbliżył się do niej i pocałował ją. Odwzajemniła pocałunek.

Był to pierwszy pocałunek, odkąd wrócił z Nieba. Wcześniej miał wrażenie, że jest za wcześnie, że źle to przyjmie... Nawet teraz nieco się tego obawiał. Prawda jest jednak taka, że wszelkie obawy trysły, kiedy ją pocałował. Nie wiedział, czy to normalne w miłości - nie mógł tego wiedzieć, bo nigdy wcześniej nie doświadczył tego uczucia - ale kiedy ją całował, kiedy chociażby jej dotykał, miał wrażenie, jakby cały świat przestał istnieć. Jakby nie było Nieba i Piekła. Jakby nie było żadnych trosk, żadnych problemów... Jakby byli tylko oni.

- Nie chcę, żebyś przeze mnie stracił szansę na szczęście - powiedziała delikatnie, gdy skończyli się całować.

- Cóż... - powiedział tym swoim czarującym tonem Lucyfer. - Jesteś tutaj. Nic więcej nie potrzebuję.

Tym razem to ona go pocałowała. Odwzajemnił pocałunek, a po chwili, ale wciąż ostrożnie, jakby obawiając się, że może ją tym zranić, włożył doń pod jej bluzkę i wtedy... odepchnęła go.

Odsunął się lekko i zobaczył, że na jej twarzy maluje się lęk. W ułamku sekundy poczuł się winny.

- Pośpieszyłem się? - spytał, ale kiedy nie odpowiedziała, a wciąż patrzyła się w jedno miejsce, zrozumiał, że nie patrzy się na niego, że to nie jego się boi. 

Nieco przestraszony odwrócił głowę i ujrzał... Jimmy'ego Barnesa z bronią wycelowaną w ich stronę.

Tak bardzo skupił się na Chloe, wyłączył od świata zewnętrznego, że nie usłyszał, gdy otworzyła się winda. Nie usłyszał, gdy Jimmy wszedł do apartamentu i podszedł na zaledwie kilka kroków od nich, aby nie mieć możliwości chybienia. 

Kiedy tylko Jimmy spostrzegł, że Lucyfer go dostrzegł, wymierzył broń prosto w jego czoło, co nieco go przeraziło, ale chyba bardziej przeraziło to Chloe.

- Porozmawiajmy - zaproponował spokojnie Lucyfer, ale wtedy Jimmy przeładował magazynek. Zaklął pod nosem wiedząc, jak trudno będzie mu z nim negocjować.

- Zabrałeś mi wszystko - zaczął, a ręka lekko mu drgała, jakby bał się oddać strzał. Jednak tylko osoba, która nie znała ich historii uznała by to za strach przed morderstwem. W rzeczywistości był to strach przed Diabłem, przed Księciem Ciemności, którym Lucyfer już nie był. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale Jimmy nie dał mu tej szansy, bo, wciąż nieco roztrzęsionym, ale i słyszalnie mściwym tonem, kontynuował - pozbawiłeś mnie zmysłów, sprawiłeś, że pomyśleli, iż zwariowałem... - urwał na moment, a Lucyfer nie wiedział, co na to odpowiedzieć. - Chcę, żebyś cierpiał. Zabiorę ci wszystko - groził mu i po tych słowach spojrzał na Chloe. - Zaczynając od tych, na których ci zależy.  

Nie dał im zbyt wiele czasu na reakcję, bo sekundę później wycelował broń w panią detektyw i od razu wystrzelił. Lucyfer, nawet nie zastanawiając się nad tym, co robi, na co zresztą i tak nie miałby czasu, przesunął się na linię ognia, przyjmując strzał.

----------

Przepraszam za ten cliffhanger ;-; Na pocieszenie powiem, że kolejny rozdział dzisiaj wieczorem (chcę nadrobić wczoraj), więc nie będziecie musieli zbyt długo czekać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro