Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. Everything for her

Mogłoby się wydawać, że po tym, jak Chloe zabrano do szpitala, Lucyfer i Dan jakoś się dogadają. Nic bardziej mylnego. Dan musiał jakoś odreagowywać fakt, że Diabeł wyszedł z Piekła i obecnie zamieszkuje Los Angeles, a atakowanie go uznał za najlepszy sposób poradzenia sobie z tym problemem, chociaż sam do końca nie wiedział, co w istocie chce tym osiągnąć. Może go spłoszyć? Gdzieś pewnie przemknęła mu taka myśl, ale doskonale wiedział, że nie da rady tego osiągnąć - nie da rady się go pozbyć. A już na pewno nie w taki sposób. Mimo to, wciąż w to brnął, jakby mając gdzieś, czy to coś da, czy nie. Jakby jedyną rzeczą, na której mu zależy, było obrażanie Władcy Piekieł.

- Powiem to tylko raz, więc słuchaj uważnie - powiedział ostro. - Wracaj skąd przybyłeś i raz na zawsze zniknij z naszego życia.

Lucyfer westchnął w geście rezygnacji. Czy on na prawdę nie mógł odpuścić? Nawet teraz? Zaczął żałować, że wtedy na dachu po prostu nie milczał. Mógł nie odpowiadać, kiedy Dan spytał go czy jest Diabłem. Wtedy wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Ale czasu już nie cofnie. Przyznał się do tego, kim jest i musiał się liczyć ze wszelkimi konsekwencjami, które z tego faktu wynikały.

- Spokojnie - powiedział Lucyfer. - Nie chcę nikogo skrzywdzić.

- Już to zrobiłeś.

- Mówiłem już, że nic z tego, co zaszło, nie jest z mojej winy - powiedział stosunkowo łagodnie Lucyfer, próbując się bronić.

- Myślisz, że ci uwierzę?! - niemal krzyknął. Widać było, że buzują w nim emocje, że ma problem, aby nad nimi zapanować. To było w tej sytuacji całkowicie zrozumiałe. - Moja była żona umarła i odżyła w dniu pogrzebu! Nie wmówisz mi, że nie maczałeś w tym palcy. Szczególnie teraz, gdy wyglądasz jakby zaatakowało cię stado wilków.

- Cóż, nie jest to tak dalekie od prawdy... - wyznał Lucyfer. - Chociaż to nie ja zostałem zaatakowany.

Wzrok Dana zmienił się diametralnie z wściekłego na przerażony.

- Co się stało? - zapytał stanowczo, przez zaciśnięte zęby. W głowie już miał najczarniejsze wizje tego, co mógł uczynić Lucyfer, kogo mógł zaatakować, skrzywdzić, nawet zabić. 

- Moja Matka próbowała podbić Niebo.

- Masz Matkę?!

- To jakieś... nie wiem... zaskoczenie?

- I może walczyłeś po jej stronie?

- Właściwie to po stronie Ojca.

- Mam w to uwierzyć?

- Wierz w co chcesz, ale gdyby Tata przegrał, to świat dalej by wariował, a gdybym walczył przeciwko niemu, to raczej by mnie tu teraz nie było, nie uważasz?

Dan zrozumiał, że w istocie, ma to logiczny sens. Wciąż jednak trudno było mu uwierzyć, aby Diabeł mógł się okazać tym dobrym. Szczególnie, jeśli pamiętał, ile złego Lucyfer zrobił podczas swojej obecności tutaj, w Los Angeles, ile przepisów łamał praktycznie podczas każdego śledztwa. Pamiętał, jak upił Trixie. Pamiętał jego kłótnię z pielęgniarką, gdy ta zaproponowała, aby operację przeprowadzał doktor Carlisle, a liczyły się wówczas sekundy.  Jak, po tym wszystkim, co widział, miał uwierzyć, że Lucyfer nie jest zły?

- I tak po prostu pozwolił ci wrócić na Ziemię, do Los Angeles?! - spytał, niedowierzająco Dan.

- Dał mi wybór - odpowiedział Lucyfer, po czym opowiedział, jak wyglądała rozmowa z Ojcem i jaką otrzymał od Niego ofertę.

Z każdym kolejnym słowem, wyraz Dana zmieniał się z wściekłego na bardziej wyrozumiały, wręcz współczujący.

- Zrezygnowałeś z powrotu do Nieba, aby tylko z nią być? - spytał, jakby wciąż mając problem, z uwierzeniem w to, że Lucyfera byłoby stać na taki gest.

- Zrobiłbym dla niej wszystko - wyznał Diabeł, a po chwili dodał - ale nie zrobiłem tego tylko dla siebie. Zrobiłem to także dla Trixie. Wiem co oznacza utrata matki.

Dan pokręcił lekko głową, jakby nie rozumiejąc, do czego Lucyfer zmierza, jaki miałby mieć w tym cel. Przecież musiał chcieć czegoś w zamian - zawsze chciał.

- Od kiedy obchodzą cię inni?

- Odkąd ją poznałem - wyznał, a Dan wiedział, że to prawda.

Przypomniał sobie, jaki był Lucyfer, gdy się poznali - arogancki, myślący tylko o sobie i o seksie, w najmniejszym nawet stopniu nie wydawał się sprawiać wrażenia kogoś, kto myśli o innych. A teraz? Poświęcił dla niej właściwie wszystko i być może jedyną szansę, aby odzyskać wszystko, co utracił lata temu. Był kimś zupełnie innym. A jeśli wpływ na jego zmianę miała Chloe, jeśli to wszystko było tylko częścią jakiegoś większego, bliżej nieokreślonego, planu... może powinien to zaakceptować?

Wciąż nie podobała mu się myśl, że jego była żona spotyka się z Diabłem, tym prawdziwym Diabłem, ale wiedział, że nie ma na to wpływu. Albo to zaakceptuje, albo będzie z tym walczył, najprawdopodobniej bez żadnego, większego efektu. Wybór był prosty.

-----------

Fanfic wciąż bardzo wysoko w rankingu Fanfiction - 220 miejsce - dzięki!

A już dziś wieczorem "Rush" - zapraszam do wyczekiwania w godzinach 20-22 :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro