31. Back to the life
Nie było zaskoczeniem, że ktoś wezwał karetkę, która przyjechała zaskakująco szybko, bo już po kilku minutach. Ratownicy medyczni ruszyli biegiem w stronę Chloe, która płakała w ramionach Lucyfera. Nikt nie rozumiał, co się stało - przez blisko tydzień była uznana za zmarłą, aż nagle na pogrzebie odżyła. Tylko Lucyfer znał prawdę. Prawdę, w którą nikt by nie uwierzył. Albo raczej prawie nikt.
- Proszę się odsunąć - polecił Lucyferowi. - Co się stało? - zapytał jeden z ratowników, zatrzymując się przy Chloe.
Diabeł. spojrzał na niego, nie mając pojęcia, co powinien na to pytanie odpowiedzieć. W prawdę nie uwierzy, a kłamstwo nie wchodziło w grę.
- Nagle się obudziła - odpowiedział za niego Dan, a Diabeł spojrzał na niego z wdzięcznością, podczas gdy on rzucił mu spojrzenie o treści "wal się".
- Po ilu dniach?
- Pięciu.
Ratownik skinął głową i położył apteczkę na posadzce, poświecił jej w oczy, po czym sprawdził puls i ciśnienie Chloe.
- Puls i ciśnienie w normie - stwierdził, widocznie zaskoczony, a następnie sprawdził jej temperaturę. - Temperatura nieco obniżona, ale to normalne. Jednak mimo wszystko, proponowałbym odstawić ja na kilka dni do szpitala na obserwację.
Chloe dalej nic nie mówiła - nie była w stanie. Była zbyt bardzo sparaliżowana. Mężczyzna spojrzał jej w oczy i zobaczył w nich jedynie strach. Strach, którego nie umiał opisać. To nie był zwykły, ludzki strach. To był strach przed czymś, czego żaden inny człowiek nigdy nie doświadczył. Strach przed czymś większym i straszniejszym, niż mógłby sobie kiedykolwiek wyobrazić. Czuł to, a to sprawiło, że na moment sam zaczął się bać. Fakt, że nie wie, czego się boi, nie miał znaczenia.
- Obserwacja nie będzie konieczna - stwierdził Lucyfer. - Jeśli potrzebuje teraz czyjegokolwiek nadzoru, to jest to psycholog, a nie pielęgniarki w szpitalu.
Ratownik spojrzał na niego niepewnie. Wyczuł w nim coś innego, być może nawet zrozumiał, że nie ma do czynienia ze zwykłym śmiertelnikiem, ale oczywiste było, że nie powie tego na głos. Lucyfer wyczuł jednak u ratownika coś w rodzaju lęku. Lęku przed nim. Kiedyś lubił to uczucie - widzieć strach, jaki budzi w ludziach, ale teraz... teraz był inny.
- Niech ją zbadają - zaproponował Dan, a Lucyfer spojrzał na niego z wyrzutem.
- Widzisz w jakim jest stanie? - spytał, a on skinął głową.
- I dlatego proponuję, aby ją zbadali, dla pewności, że wszystko jest w porządku.
- Jest - powiedział krótko i stanowczo.
- Skąd wiesz? - spytał, widocznie na niego wściekły. Lucyfer wiedział, że Dan najchętniej wykrzyczałby słowa "Jesteś Diabłem" jako argument, że nie ma prawa głosu w tej sprawie, ale wiedział też, że tego nie zrobi. Po pierwsze, nikt by mu nie uwierzył, a po drugie, nawet ktoś taki jak Dan zauważył, że coś nie jest po staremu, że w Lucyferze coś się zmieniło.
- Bo jedyny wiem, co się właśnie stało, więc jeśli mógłbyś... - no tak, jego przerośnięte ego pozostało bez zmian.
Ratownik i Dan spojrzeli na Lucyfera zaintrygowani.
- To może nam powiesz? - zapytał Dan i w tym momencie Lucyfera naszła ogromna ochota, aby przyłożyć mu w twarz. Powstrzymał się jednak, z uwagi na Chloe, która wciąż się trzęsła. - Bo gdyby wszystko było w porządku, to nie trzęsła by się z zimna.
- Nie trzęsie się z zimna, tylko ze strachu, idioto.
- Ze strachu przed czym? - Lucyfer nie odpowiedział, więc Dan podszedł bliżej, zmuszając tym samym Lucyfera do wstania. - Przysięgam, że jeśli to twoja sprawka...
- Akurat z tym co ją spotkało, nie miałem nic wspólnego - zapewnił go.
- Czyżby? - spytał Dan, który zaczął tracić nad sobą kontrolę. - Pięć dni temu umarła, potem nagle ty znikasz bez śladu na kilka dni, po czym pojawiasz się na pogrzebie, wyglądając jak jakiś pobity menel i mówisz mi, że pogrzeb był błędem i chwilę później... Chloe się budzi. Dalej twierdzisz, że nie miałeś z tym nic wspólnego?!
- To, że miałem wpływ na jej powrót, nie znaczy, że ja jej to zrobiłem - bronił się Lucyfer.
Dan ironicznie skinął głową i zagryzł wargę.
- Nie masz za grosz honoru.
- Wypraszam sobie! - powiedział ostro Lucyfer.
- To dlaczego przyszedłeś tu w takim stanie? - nie odpuszczał Dan. - Dlaczego nie okażesz szacunku?
- Komu? - mężczyzna rozłożył ręce, co było jednoznaczną odpowiedzią. - Zapomniałeś, że jestem z nim bliżej niż ktokolwiek inny?
- I chyba nikt nienawidzi go bardziej niż ty.
- Wyobraź sobie, że trochę się pozmieniało i... - nie dokończył, bo w tym momencie Chloe straciła przytomność.
Wymienili porozumiewawcze, przestraszone spojrzenia.
- Jedziemy do szpitala - powiedział stanowczo Dan.
- Jedziemy do szpitala - zgodził się Lucyfer.
----------------
W końcu udało się wstawić rozdział o sensownej godzinie :D
Dziękuję za 194 miejsce w rankingu fanfiction!
Dla zainteresowanych - przypominam, że jutro ruszam z Rushem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro