27. Lilith
Maze stała za barem, kiedy do Lux weszła niska brunetka. Kojarzyła ją z policji, więc z góry założyła, że chodzi jej o właściciela klubu.
- Lucyfera nie ma - poinformowała ją.
Kobieta spojrzała na nią nieco zatroskanym wzrokiem.
- Nie przyszłam do Lucyfera - stwierdziła. - Przyszłam do ciebie.
- W porządku - powiedziała, lekko zaskoczona. - Czego ode mnie chcesz?
- Porozmawiać - wyznała, a Maze spojrzała na nią zaintrygowana.
- O czym chcesz porozmawiać? - spytała, nieco demonicznym tonem głosu.
Kobieta przez chwilę milczała - po prostu wpatrywała się w Mazikeen dziwnym wzrokiem. Dziwnym, bo nikt nigdy nie patrzył na nią w ten sposób. To było coś dziwnego. Coś, co sprawiało, że czuła się nieco nieswojo, ale jednocześnie miała wrażenie, że znalazła cząstkę domu. Chwilę później poznała odpowiedź.
- Nie poznajesz mnie, Mazikeen? - spytała, nieco zaskoczona, nieco zasmucona, nieco rozczarowana.
Wtedy coś się w niej obudziło. Te głosy w głowie, które słyszała jakiś czas temu... Niedługo znów będziemy razem - przypomniała sobie słowa, które usłyszała tamtego wieczora. - Jestem blisko. - Doskonale pamiętała, kto do niej wtedy przemawiał. Do nie mógł być nikt inny. Spojrzała na kobietę wzorkiem pomiędzy strachem, a radością - była nieco zagubiona. Nie wiedziała co o tym myśleć. Przez moment nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa - potrzebowała chwili, aby to zrozumieć. Była demonem, to fakt, ale nawet demony mają emocje. Nawet demony mają coś, co powoduje w nich strach, ale jednocześnie niemal zmusza do lojalności - dla wszystkich demonów była to ta sama istota - matka ich wszystkich. Na imię jej było Lilith.
Maze w końcu zebrała się, aby wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Było to jedno proste słowo, ale mówiło praktycznie wszystko.
- Mamo? - spytała, mimo, iż znała prawdę. Nie mogła jednak uwierzyć w to, że jej matka stoi teraz przed nią, w ludzkim ciele.
Lilith spojrzała na nią z lekką ulgą. Uśmiechnęła się. To sprawiło, że do Maze wróciły wszystkie wspomnienia. Jej matka była z pozoru charyzmatyczna i sympatyczna, ale tylko z pozoru. Była przecież matką wszystkich demonów, a demony... no cóż - po kimś musiały mieć swoją demoniczną naturę.
- Co tu robisz? - spytała Maze.
- Pora kontynuować to, co swego czasu rozpoczął Lucyfer - powiedziała radośnie.
- Nie rozumiem - powiedziała zdezorientowana Maze.
- Podbijemy Niebo, moje dziecko. Wyruszamy na Srebrne Miasto.
------------
Czy tylko ja mam wrażenie, że nieco schrzaniłam Ellę-Lilith? ;-;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro