Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Someone special

Chloe i Lucyfer siedzieli przy stole kuchennym, trzymając się za ręce. Diabeł patrzył się troskliwym wzrokiem na panią detektyw. Wiedział, że coś czuł, ale nie umiał tego opisać, nazwać. Czuł coś, czego przez miliardy lat nigdy nie doświadczył. A nazywało się to miłość.

- Pokażesz mi? - spytała łagodnie Chloe, a Lucyfer spojrzał na nią lekko zaniepokojony. 

Wiedział, co się stało, kiedy ostatni raz pokazał komuś swoje prawdziwe oblicze. Jednak pomiędzy panią doktor, a Chloe istniała różnica. Chloe już wiedziała. Nie byłoby to dla niej aż takim szokiem. Mimo to, bał się, że wciąż może ją tym przestraszyć.

- Jesteś pewna? - zapytał ostrożnie, a ona skinęła energicznie głową. - W porządku  - odparł i wtedy jego ludzka twarz zmieniła się w tą diabelską.  Nie było włosów, nie było czarujących, brązowych oczu. Zamieniła je  łysa, ciemnobeżowa twarz i czerwone, nieco przerażające oczy.

Utrzymał tę formę jedynie przez kilka sekund - nie widział potrzeby, aby utrzymać tę formę dłużej. Nigdy nie utrzymywał jej dłużej.

Ku jego zaskoczeniu, Chloe nie spanikowała. Wręcz przeciwnie - mocniej uścisnęła jego dłoń, a Lucyfer spojrzał delikatnie na ich spleciona ręce, po czym znowu skierował swój wzrok w stronę pani detektyw.

Amenadiel i Maze, którzy szpiegowali Lucyfera zza okna zamarli na moment. Postanowili śledzić Lucyfera, kiedy zaczął unikać imprez w Lux i znikał na praktycznie całe dnie i noce. Teraz wiedzieli, gdzie był przez ten cały czas, ale wciąż nic z tego nie rozumieli.

- Dlaczego ona nie ucieka? - zapytała podejrzliwie Maze.

- Nie mam pojęcia - odparł Amenadiel. - Nic z tego nie rozumiem.

- Czy on się zakochał?

- Wątpię. To nie w jego stylu, Maze.

- To znajdź mi inne wytłumaczenie - stwierdziła Mazikeen. - Spędza z nią prawie cały wolny czas, a oprócz tego pracują razem. Siedzą u niej wieczorem, popijając wino. Trzymają się za ręce. On pokazuje jej kim jest, ona nie ucieka.

- Może to... jeszcze niczego nie przesądza.

- Naprawdę tego nie widzisz? - Amenadiel pokręcił głową. - W porządku - stwierdziła Maze, powoli odchodząc w stronę auta. - Ty tego nie widzisz, pogadam z kimś, kto to zobaczy i pomoże mi to przerwać...

Anioł chwycił ją za ramię.

- Czyli z kim, Maze?

- Z waszą Matką - odparła.

- Co? - spytał, niemal niesłyszalnie.

- Marudzi coś o odzyskaniu rodziny - stwierdziła. - Na pewno nie spodoba jej się informacja o innej dziewczynie w życiu Lucyfera, dla której najprawdopodobniej jest w stanie porzucić wszystko.

- To na pewno nie jest aż tak silne...

- Praktycznie zostawił dla niej Lux - przypomniała mu Maze. - To coś więcej niż partnerstwo.

Amenadiel puścił Maze i jeszcze raz wejrzał przez okno. W środku był ktoś jeszcze. Dopiero teraz zauważył, że ktoś przechodzi z drugiego końca domu do stołu, przy którym siedzieli Lucyfer i Chloe - jakaś starsza kobieta o farbowanych, rudych włosach. 

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że znał kobietę. I nie poznał jej teraz, lecz poznał ją trzydzieści pięć lat temu. Nie mógł się mylić. Nigdy nie zapominał twarzy.

Trzydzieści pięć lat temu Ojciec poprosił go, aby pobłogosławił parę, która nie mogła mieć dzieci. To nie zdarzyło się ani nigdy wcześniej, ani później. Wynikiem ingerencji Amenadiela był cud. A ten cud nazywał się Chloe Decker.

- Maze, poczekaj! - krzyknął, kiedy demon odpalił auto.

Maze miała rację - to już nie jest tylko partnerstwo. Teraz to widział.

-----------------

Dzisiaj krócej, ale może wrzucę kolejny rozdział wieczorem - zobaczę jak będę stała z czasem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro