20. #TeamDeckerstar
Usłyszeli krzyk. Ale nie taki zwykły krzyk, a taki, który brzmiał straszniej niż krzyk kogoś, kogo właśnie obcierali ze skóry. Lucyfer z Chloe niemal odskoczyli od siebie i ruszyli w stronę pokoju Trixie. Dziewczynki tam nie było.
- Jasna cholera - zaklął Lucyfer, kiedy dotarło do niego, co się stało i to, jak wielkim okazał się idiotą.
Nie miał pojęcia, co zrobić. Miał tylko jedną monetę, którą przed paroma minutami dał Trixie. Nie było innej możliwości powrotu do Piekła, aby wyciągnąć stamtąd dziewczynkę. Wpatrywał się ślepo w pusty pokój, po czym spojrzał na Chloe i przypomniał sobie, że przecież może zostać przy niej ranny. Oczywiste było, że jeśli umrze, to ponownie trafi do Piekła. Niebo nie wchodziło w grę. Nicość też nie - nie zginąłby przecież od Ostrza Azraela, którego nieobecność wciąż go niepokoiła, ale, przynajmniej jak do tej pory, nie było żadnych niepokojących sygnałów, aby ostrze wpadło w niepowołane ręce, więc postanowił się tym na razie zbytnio nie przejmować. Miał ważniejsze sprawy na głowie - na przykład wyciągnięcie Trixie z Piekła, na co miał nieco ryzykowny plan.
Wiedział jednak, że nie ma teraz innego wyjścia. Nie mógł tak tego zostawić. Spojrzał na panią detektyw i wziął głęboki oddech. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak dziwnie mogą zabrzmieć słowa, która zamierzał wypowiedzieć. Starał się więc o to, aby ton jego głosu był jak najbardziej poważny.
- Detektywie, poproszę cię teraz o coś bardzo trudnego - powiedział Lucyfer, a Chloe spojrzała na niego niepewnym, pytającym wzorkiem. - Musisz mnie zabić.
- Co?! - zapytała totalnie osłupiała.
Lucyfer westchnął. Do przewidzenia było przecież, że pani detektyw nie potraktuje go poważnie. Ponownie wziął głęboki oddech, położył dłonie na ramionach Chloe i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Chcesz odzyskać dziecko? - spytał, a ona skinęła głową. - W takim razie musisz mnie zabić, to jedyny sposób...
- Mam stracić wszystko?! - głos jej się łamał, a mimo to niemalże krzyczała. - Co się w ogóle stało?! Gdzie Trixie?!
Lucyfer westchnął. Dawno nie prowadził z nikim tak trudnej rozmowy. Szczerze mówiąc, tak trudnej chyba nigdy.
- W Piekle - wyznał. Chloe spojrzała na niego wzrokiem pomiędzy strachem i nienawiścią. Z jednej strony nie wierzyła w to, że Lucyfer mówi prawdę i miała ochotę mu przyłożyć za brak powagi w tej sytuacji, ale z drugiej... nie miała innego wytłumaczenia na to, co mogło się stać z jej córką. - Musisz mi uwierzyć, detektywie - kontynuował. - Zrozumieć, kim jestem i co się przed chwilą stało.
Chloe nic nie mówiła. Nie była w stanie. Lucyfer wziął więc głęboki oddech, zdjął dłonie z ramion pani detektyw i kontynuował.
- Wiem, że nikt mi nie wierzy, ale, detektywie, proszę. Chociaż ty, ten jeden raz, zaufaj mi. Musisz mi uwierzyć.
Ciągle nie był w stanie nic powiedzieć. Stała w miejscu i nic nie mówiła. Próbowała zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Lucyfer podszedł do komody i sięgnął po leżącą tam broń, odbezpieczył ją, po czym wraz z pistoletem wrócił do Chloe i wręczył pistolet pani detektyw. Spojrzała na niego zdezorientowana.
- Nie zastrzelę cię - powiedziała wciąż łamiącym się głosem.
- To jedyne wyjście, detektywie - stwierdził Lucyfer, zaczynając uśmiechać się przy tym nerwowo. - I wcale nie jest trudne. Strzelałaś już przecież.
- Ale nie do osób, na których mi zależy, Lucyferze - z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Przecież nie umrę - powiedział stanowczo, jak nigdy ignorując informację o tym, że komukolwiek na nim zależy. Zdawał sobie sprawę, że to nie jest pora na droczenie się. - Znaczy umrę, ale chwilę później wrócę z twoją córką na rękach.
- Jak?
- To proste, detektywie - powiedział łagodnie. - Jestem Diabłem, pamiętasz?
- Diabeł powinien być nieśmiertelny - odparła.
- Bo jestem nieśmiertelny, ale nie przy tobie - wyczuł, że Chloe zaczyna go mieć za świra. Cóż, zbytnio się nie myliła. - Chodzi o to, że w jakiś sposób sprawiasz, że jestem śmiertelny, ale to się dzieje tylko w twojej obecności i...
- Nie zastrzelę cię - powtórzyła.
Lucyfer rozłożył bezradnie ręce.
- Detektywie, chcesz odzyskać córkę czy nie?
- Chcę. Oczywiście, że chcę.
- Cudownie - odpowiedział Lucyfer. - W takim razie mnie zastrzel.
- Nie.
Zaklął pod nosem.
- Ufasz mi?
- Tak.
- Więc strzelaj! - niemal krzyknął, jednak to nie wystarczyło. - Detektywie, jeśli kiedykolwiek mi ufałaś, strzelaj! Teraz!
Pokręciła głową, a Lucyfer skierował wzrok ku górze, niemalże błagając o litość. Wiedział, że jakoś musi ją zmusić do oddania strzału.
- Im dłużej tam jest, tym trudniej będzie ją odzyskać - poinformował ją, ale to wciąż nie wystarczyło. - Daj spokój, detektywie - powiedział niemal błagalnym tonem. - Widziałaś jak rozmawiam z demonem, widziałaś moje oczy... To tylko jeden strzał.
Dalej nic.
- Mam cię sprowokować? - spytał. - Wyrwać broń i popełnić tymczasowe samobójstwo?
Znowu nie odpowiedziała.
- Dobra - stwierdził i spróbował wyrwać broń Chloe. Pani detektyw wiedziała jednak, co jej partner zamierza zrobić z tą bronią, więc nie chciała pozwolić na to, aby Lucyfer dostał pistolet.
Szarpanina o odbezpieczoną broń nie okazałą się być najlepszym pomysłem. Chociaż zależy jak na to spojrzeć... Po chwili z brzucha Lucyfera zaczęła płynąć krew. Chloe spojrzała na niego przerażona. Chciała mu pomóc, ale on zatrzymał ją gestem ręki.
- Po prostu pozwól, aby to się stało - powiedział, po czym padł bez życia na podłogę.
Wizyta w Piekle nie trwała długo, ale przywołała wspomnienia z czasów, kiedy był katem, kiedy tu rządził. Z jednej strony te wspomnienia sprawiły, że chciał wrócić, a z drugiej upewniły w przekonaniu, że nie chce już pełnić tej roli. Wziął jedną z monet, które wciąż trzymał w Piekle, w dobrze zabezpieczonym miejscu i zabrał się za szukanie Trixie. Nie zajęło mu to długo, a przynajmniej tak mu się wydawało - czas w Piekle płynie bowiem nieco inaczej niż na Ziemi. Dziewczynka od razu go rozpoznała. Ale nie tylko jako przyjaciela swojej mamy - zobaczyła w nim Księcia Ciemności. Była przerażona Każdy by był.
Lucyfer zobaczył strach w jej oczach i od razu poczuł się winny. Nie wiedział jednak, że strach nie wynikała z jego obecności, a z miejsca, w którym się znajdywali. Delikatnie wyciągnął rękę w stronę duszy dziewczynki.
- Zabiorę cię do mamy - obiecał.
Chciał jeszcze coś dodać, ale nie musiał - dziewczynce to wystarczyło. Lucyfer sięgnął po monetę i chwilę później oboje leżeli na podłodze, w domu Chloe Decker.
Kiedy ich zobaczyła, na początku spanikowała, a potem rzuciła się w stronę przerażonej Trixie i objęła mocno córkę, próbując ją tym samym uspokoić. W międzyczasie Lucyfer zebrał się w sobie. Naciągnął lekko koszulę, aby zobaczyć ranę po postrzale - nic tam nie było. Zostawił więc koszulę w spokoju, ostrożnie wstał i spojrzał, nieco speszonym wzorkiem, w stronę Chloe i Trixie.
Ośmiolatka odwzajemniła spojrzenie i rozpromieniła się, zupełnie jakby nic z tego, co przed chwilą się stało, w rzeczywistości nigdy się nie wydarzyło.
- Mamusiu, Lucyfer ma rogi? - spytała entuzjastycznie, co sprawiło, że nawet sam Diabeł się uśmiechnął.
Chloe odwróciła się w stronę swojego partnera. Tylko jej nie było do śmiechu. Owszem, uśmiechała się lekko, ale w jej oczach było widać strach. Strach, z którym jednak chciała walczyć.
- Nie kłamałeś - powiedziała. Wciąż była przestraszona, ale widocznie starała się zapanować nad swoim głosem.
- Nigdy nie kłamię - przyznał. - Sprawa honoru.
Pani detektyw stanęła naprzeciwko Lucyfera i złapała Trixie za ręce, jakby chcąc się upewnić, że jej córka wciąż tu jest. Że nie zniknęła.
Przez chwilę panowała cisza. Żadne z nich nie wiedziało, jak na to zareagować. Co powiedzieć. Jak się zachować.
Lucyfer stał, jakby czekając na osąd, a w tym samym czasie Chloe przechodziła prawdziwą wewnętrzną walkę. Oto miała przed sobą prawdziwego Diabła. Powinna się go bać, ale jednak... nie czuła strachu.
Był dziwny - temu nie zaprzeczy.
Miał podejrzanych znajomych i prowadził podejrzane interesy - temu też nie mogła zaprzeczyć.
Ale jednemu na pewno mogła zaprzeczyć - temu, że Lucyfer jest do szpiku kości zły. Znała go i nie był tym złym. Zdawała sobie co prawda sprawę, że większość uważała Diabła za kłamcę i bezwzględnego manipulatora, ale jeśli nie był kłamcą, to czemu ma wierzyć w to, że jest manipulatorem?
Nigdy nie wierzyła w Boga, w Diabła, w Niebo czy Piekło, a kiedy dowiedziała się, że to wszystko jest prawdziwe, kiedy stał przed nią Lucyfer, ten Lucyfer... Odkryła, że o dziwo jej to nie przeszkadza.
- Małpko, możesz zostawić nas samych? - poprosiła Trixie, która ostrożnie ruszyła w stronę swojego pokoju.
Chloe podeszła w stronę Lucyfera i stanęła dosłownie kilkanaście centymetrów przed nim, co widocznie go zadowoliło, gdyż spodziewał się zupełnie innej reakcji - spodziewał się krzyków, lamentów... Na pewno nie spodziewał się, że Chloe dobrowolnie stanie tak blisko niego. Starał się jednak ukryć uśmiech, gdyż zdawał sobie sprawę z tego, iż sytuacja wciąż jest bardzo poważna.
- Więc... - zaczął, ale nie dała mu dokończyć i pocałowała go.
Tego tym bardziej się nie spodziewał.
Odwzajemnił pocałunek.
----------------------
Taaaa, jeśli mam być szczera, to sama nie mam pojęcia, co tutaj narobiłam...
P.S. Dziękuję za 2,5K!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro