19. In love with an angel
Podczas powrotu do domu po spotkaniu z Green Arrowem, Lucyfer próbował zrozumieć dlaczego nie krwawił, gdy łucznik go postrzelił. Dotarło do niego, że może nie do końca jest śmiertelny, że jest coś, co go osłabia. Albo raczej ktoś. Nie miał zbyt dużego pola manewru, jeśli chodzi o sprawdzenie osób, które mogły czynić go śmiertelnym - mógł to sprawdzić tylko w obecności Chloe Decker. Malcolm nie żył, a nie miał najmniejszych szans namierzenia jego kolegi z dnia postrzału. Poza tym, tylko ona mogła być w Lux, kiedy zaciął się przy Maze. Postanowił więc, że uda się do niej następnego dnia i tak też uczynił.
Pani detektyw wydawała się być nieco zaskoczona, kiedy zobaczyła go o tak wczesnej porze.
- Cześć - powiedział łagodnie Lucyfer.
- Cześć - odpowiedziała Chloe. - Co tu robisz?
Lucyfer przez moment zawahał się, nie bardzo wiedząc, co na to odpowiedzieć, a zawahanie na twarzy partnera nie uległo uwadze detektyw Decker.
- Sprawdzam... jak... się czujesz - wydukał, a ostanie dwa słowa powiedział nieco zbyt mocno entuzjastycznie, wchodząc do środka.
Zatrzymał się tuż przy progu i spojrzał na nią uważnie.
- Posłuchaj, detektywie - zaczął. - Jest coś... - urwał, nie będąc w stanie dokończyć. Wiedział, co chciał przekazać, ale nie bardzo był w stanie ująć to w słowa.
Po kilku sekundach ciszy, Chloe zdecydowała się odezwać.
- Oglądałeś rano wiadomości? - zapytała.
- Jakie wiadomości?
- Smith nie żyje.
- Ah, te wiadomości... - powiedział, a w jego głosie było słychać coś pomiędzy zaskoczenie, radością i obawą.
Chloe przyjrzała mu się uważnie, będąc widocznie zaniepokojona tonem głosu swojego partnera.
- Lucyferze, powiedz proszę, że nie miałeś z tym nic wspólnego...
- Nie zabiłem go - zapewnił ją, uśmiechając się łagodnie.
Przyjrzała mu się uważniej.
- Czyli twierdzisz, że nie znasz tajemniczego zamaskowanego łucznika?
- Tego nie powiedziałem - przyznał, czego od razu pożałował, widząc wzrok Chloe. - Znaczy, bawiłem się kiedyś w Robin Hooda, ale to było dawno temu...
Detektyw Decker przyglądała mu się uważnie, nie wierząc w to, co słyszy.
- Że co?
- Nieistotne - stwierdził Lucyfer i w końcu miał wrażenie, że udało mu się zebrać myśli w miarę logiczne zdanie. - Detektywie, przyszedłem tu, bo...
- Lucyfer! - krzyknęła Trixie, radośnie podbiegając do Diabła i przytulając go, a wyraz jego twarzy jednoznacznie mówił, że za tym nie przepadał.
Rozejrzał się nerwowo dookoła, szukając czegoś, czym mógłby odwrócić uwagę dziewczynki, ale niczego nie znalazł. Westchnął więc i wyjął z kieszeni marynarki diabelską monetę i zakręcił ją w powietrzu, co wzbudziło zainteresowanie ośmiolatki i jednocześnie zaniepokoiło Chloe.
- Podoba ci się? - spytał, a Trixie energicznie pokiwała głową. - W porządku, pobaw się tym i daj mi porozmawiać z twoją mamą, dobrze? - zapytał, dając dziewczynce monetę, a ona radośnie pobiegła do swojego pokoju. - Tylko ostrożnie z tym!
Chloe wpatrywała się w Lucyfera nieco zaniepokojona, ale nic nie powiedziała. Spojrzał na nią niepewnie, przygotowany na ewentualne żądanie wyjaśnień. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
- Więc... - zaczął. - Jak się czujesz?
- Dobrze - odparła Chloe, krzyżując ręce na klatce piersiowej i kiwając przy tym lekko głową. - Chyba dobrze.
Lucyfer spojrzał na nią zaintrygowany. Pomimo pięciu lat spędzonych w Los Angeles, wśród ludzi, wciąż nie do końca rozumiał ich uczucia, ale jednego był w tym momencie pewien - z detektyw Decker wcale nie było dobrze.
Przekręcił lekko głowę, aby spróbować zrozumieć, co tak faktycznie czuje Chloe. Nie trwało długo, nim rzuciła mu się w ramiona i zaczęła po cichu płakać. Diabeł na początku nie wiedział, jak powinien na to zareagować, jednak po chwili delikatnie ją objął, a kolejną chwilę później ostrożnie oparł policzek na jej głowie. Żadne z nich nic nie mówiło. Nie musieli.
Chloe doskonale znała to uczucie. Dobrze pamiętała jak brzydził ją Lucyfer, kiedy się poznali, ale w międzyczasie coś się zmieniło. Nie wiedziała z czego to wynikało, ale jednego była pewna - Lucyfer Morningstar nie był dla niej już tylko partnerem. Był kimś więcej.
Diabeł postanowił wykorzystać chwilę nieuwagi pani detektyw i, korzystając z nieco zaostrzonej krawędzi sygnetu, przejechał nim mocno po opuszku kciuka, z którego niemal od razy zaczęła płynąc ciepła, świeża krew.
Miał już pewność, że to Chloe Decker czyni go śmiertelnym. Wiedział, że tylko w jej obecności mógł zostać zraniony.
Zdawał sobie sprawę, że najlepiej, i zarazem najbezpieczniej, dla wszystkich byłoby, gdyby postanowił trzymać się z daleka od Chloe.
Problem jednak w tym, że nie chciał.
-------
No to, panie i panowie, rozkręcamy Deckerstar :D
P.S. Tak, Tom grał Robin Hooda, tutaj macie dowód:
https://youtu.be/xJUdDZLZkWw
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro