57
Weszłam do szpitalnego korytarza i zobaczyłam Dylana. Płakał. Jego widok ściskał mi serce. Nie mogłam dłużej już go zwodzić. Nie w takiej sytuacji. Chciałam być przy nim. Wesprzeć go, tak jak tylko się dało. Przytulić.
Bałam się, cholernie się bałam, że nie zaakceptuje tego kim jestem. Ale musiałam spróbować. Nie wybaczyłabym sobie tego, jeśli bym teraz przy nim nie była.
Podeszłam powoli, zaciskając pięści.
-Dylan...- zaczęłam, ale przerwałam w chwili, gdy chłopak na mnie spojrzał. Miał spuchnięte oczy od płaczu.
-Jesteś.- powiedział, a ja będąc w szoku, że nie wybuchł złością, że nie kazał mi stąd wyjść, nie kazał mi się odwalić, nie wiedziałam co powiedzieć.
-Ja... Tak strasznie mi przykro...- rzuciłam i niepewnie usiadłam obok niego by go objąć.
-Czemu jesteś tu sam?- zapytałam.
-Mój tata nie żyje, a siostra...- chłopak zapłakał głośniej.- Ona była wtedy z mamą.
Nie wiedziałam co powiedzieć.
-To jedyne osoby jakie mam. One nie mogą...- westchnął.- Nie mogą odejść. Nie chce zostać sam. Nie poradzę sobie.
-Dylan ja przy tobie będę. Niezależnie od tego co się stanie.- powiedziałam, a chłopak natychmiast odsunął się.
-Jak?! Powiedz mi jak?! Przez sms-y? Przyznasz się do mnie w szkole? Zrezygnujesz ze swojego teraźniejszego życia? Pisałaś, że chcesz żebym był szczęśliwy, a tym czasem nazywałaś mnie w szkole śmieciem. Jesteś taka sama jak oni. Nie... Ty jesteś jeszcze gorsza!- do oczu zaczęły napływać mi łzy.
-Dylan ja...
-Dylan O'Brien?- przerwał mi lekarz.
-Tak?- zapytał szybko Dylan.
-Pana siostra wyjdzie z tego. Natomiast pana mama... Przykro mi... Nie mogliśmy nic zrobić.- powiedział, a ja zamarłam. Chłopak wybuchł płaczem.
To było takie niesprawiedliwe. Zawsze miał pod górkę. Jego ojciec nie żyje, a teraz stracił jeszcze matkę. Tak bardzo chciałam go pocieszyć. Zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Był taki kruchy i niewinny. To nie powinno go spotkać. To nie powinno spotkać nikogo.
Przytuliłam go mocniej, tłumiąc w sobie głośny płacz.
-Tak mi przykro Dylan...
-Nie możesz mnie opuścić, chociaż ty zostań.- powiedział.
-Nigdzie się nie wybieram.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro