Hi Harreh [7]
Z babcią loczka było coraz gorzej.
Bardzo się rozchorowała.
Harry robił wszystko, aby jej pomóc.
By poprawić jej humor chłopak nosił nawet te wszystkie okropne swetry i mimo że w szkole wszyscy się z niego śmiali, nie obchodziło go to.
Liczyła się tylko starsza kobieta dzięki której Harry nie trafił do domu dziecka.
- Harold kochanie, podaj mi lekarstwa- zawołała zachrypniętym głosem babcia lokowatego, a ten od razu przybiegł do niej z apteczką.
- Jak się czujesz?- zapytał kobietę podczas szykowania leków.
Osiemdziesięcio-letnia kobieta czuła się fatalnie, ale nie chciała o tym mówić Harremu.
Wiedziała, że chłopak bardzo by się nią przejmował.
I tak było jej przykro patrząc na pracującego loczka.
A ona biedna nie miała siły mu pomóc.
-Jest już dobrze Harold, kilka dni i będę zdrowa.
-Mam nadzieję babciu.
-Dziękuję, że się mną opiekujesz- kobieta wychyliła się bardziej spod kołdry i poklepała chłopca po ramieniu- rodzice byliby z Ciebie dumni Harold.
Chłopak zarumienił się i wtulił w starszą, siwo-włosą kobietę.
Louis: Hejeczka kotku :)
Harry: Kocham kotki >3
Harry: <3 **
Harry: Oops!
Louis: Hi
Harry: Awww
Louis: Jak tam Harreh?
Harry: Szczerze to...nijak
Harry: Moja babcia ciężko choruje
Louis: Spokojnie
Louis: Na pewno Twoi rodzice się nią zajmą
Louis: A poza tym to się nie przejmuj
Louis: Jest już starsza i pewnie niedługo...
Louis: No sam rozumiesz
Harry: Pieprz się Louis!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro