Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Hi Harreh [18]

Harry Pov's.                             [Wtorek]

Po wczorajszej rozmowie z Cindy zdecydowałem się pójść dziś do szkoły. Szczerze to nie wiem po co.
Nie byłem ani przygotowany na zajecia, ani nie przepisałem żadnych zeszytów. To do mnie wcale nie podobne.

Cindy miało dzisiaj nie być. Będę musiał jakoś przemilczec ten dzień.

Przekraczając mury szkoły od razu wyczułem napiętą atmosferę.
Totalnie to ignorując poszedłem pod salę.
Kiedy byłem już blisko, centralnie przede mną pojawili się Gracjan, Madison i Eleonora.

Dlaczego akurat teraz?

- Proszę proszę...kto tu nas zaszczycił- pisnęła Eleanor- nasz szkolny kujonek Harruś wagaruje?- zaśmiała się wścipsko.
- Pani od matematyki się za tobą stęskniła- zaczęła Madison- no albo po prostu brakuje jej na lekcji takiego cymbała jak ty, który cały czas będzie stał przy tablicy!

Podchodzili do mnie bliżej a ja po prostu oparłem się o zimną ściane , która stała za mną.

- Harruś, a gdzie twoja rozgadana koleżanka? Co?- zapytał Gracjan

- Nie Twój zasrany interes!- warknąłem- odwal się od niej!

I Wow, Harry! To ty się umiesz postawić?!

- Co powiedziales pedale?- zapytała z niedowierzeniem Madison- zaczynasz się stawiać? Ty chyba nie zdajesz sobie jeszcze sprawy kim my w tej szkole jestesmy. Ale jak chcesz zaraz zobaczysz, ze z nami nie można zadzierać!!!

Zamarłem. Nie minęła sekunda a pięść Gracjana wylądowała na mojej twarzy.

- Ale mnie wkurwił!- warknął chłopak, a ja bezwładnie zsunąłem się po ścianie. Złapałem się za bolącą część głowy i zaszlochałem cicho.

- Kurwa Gracjan- krzyknęła Eleanor- babka od Matmy idzie!

-Zdychaj Harruś!- warknął chłopak i szybko uciekł na drugi koniec korytarza wraz z dwiema chichoczącymi dziewczynami.

- Matko boska- usłyszałem krzyk niedaleko mnie, a już po chwili podbiegła do mnie nasza pani matematyczka- Harry! Kto Ci to zrobił?!

Nic nie powiedziałem. Nie chciałem mówić. Jedyne na co miałem ochotę to wrócić do domu.

- Chodź, zaprowadze Cię do pielegniarki.

Od razu zaprzeczyłem.

- Nie chce! Wracam do domu!

Odepchnąłem od siebie nauczycielkę, wziąłem z podłogi swój plecak i szybkim krokiem udałem się do wyjścia. Nie obchodziło mnie nawet to, że nauczycielka coś do mnie krzyczala.

Idąc szybkim krokiem wśród korytarza zobaczyłem Xandra.
Spojrzał na mnie z przerazenjem.
Podbiegł w moją stronę i znów zaczął się wpatrywac.

- Harry! Co Ci się stało? Masz całą twarz we krwi!- przepraszam... CZY ON SIĘ MARTWI?!?!?
- No co ty nie powiesz?!- parsknąłem i chciałem go wyminąć, ale zatorował mi drogę- Czego chcesz? Dobić mnie? Chcesz skończyć to co zaczęli twoi kumple? Śmiało!

Xander zamarł, a ja byłem w jeszcze większym szoku. Czekałem na odpowiedź, Westchnięcie, cokolwiek z jego strony...ale, nic.

- Tak myslalem- rzuciłem oschle i nareszcie go wyminąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro