Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

who's gonna love you like me?


jesteście najbardziej niesamowici na świecie, przysięgam. dziękuję za tyle gwiazdek i pięknych słów pod pierwszą częścią; mam nadzieję, że tą przyjmiecie równie ciepło. ♥

dzisiaj trochę inaczej niż poprzednim razem,
czyli oficer jeon po godzinach. ; )

enjoy!

malffu x

ze specjalną dedykacją dla glitterporn






Od: Jiminie

Jungkookie! Dostałem dziś 4 z matematyki. Jesteś dumny? [09:11]

Tak bardzo cieszę się, że już piątek. Chcę Cię wreszcie zobaczyć [11:07]

Nie ignorujesz mnie, prawda? [11:49]

Jestem już w domu... Rodzice mają mnie dość, gdzie jesteś? [15:37]

Obrażam się [15:59]

Do: Jiminie

Spokojnie, księżniczko. [16:04]

Będę po Ciebie za dwadzieścia minut. [16:04]

Od: Jiminie

Hyung... [16:05]

Do: Jiminie

Bądź grzecznym chłopcem i poczekaj. [16:06]

Kocham Cię. [16:07]

- Już kończysz?

Uśmiechnąłem się chytrze, widząc, w jakim bałaganie znajduje się Yoongi. Jego biurko tonęło w papierach, dokumentach, aktach i różnych plikach kartek, czym kompletnie różniło się od tego należącego do mnie. Od samego rana spieszyłem się z wszystkim, starając wyrobić z robotą na długo przed czasem, co w sumie było sporym osiągnięciem, bo zazwyczaj siedziałem w tym cholernym biurze do późnej nocy.

Ale nie dziś.

Ktoś na mnie czekał i nie mogłem pozwolić na to, aby się niecierpliwił.

- Ach, no tak... Masz randkę z Jiminem. - Chłopak nie dał mi odpowiedzieć, wykrzywiając twarz w przesadnym grymasie obrzydzenia. Parsknąłem cicho pod nosem, pamiętając, jak kilka lat temu odradzał mi pakowanie się w ten związek, podczas gdy niedługo potem sam wplątał się w coś podobnego.

„Poszukaj kogoś bardziej doświadczonego, Jeongguk. To dzieciak."

Fakt, niekiedy Jimin zachowywał się jak małolat, ale mogłem mu to wybaczyć. W końcu dopiero kończył liceum, a po krótkiej obserwacji jego rówieśników mogłem stwierdzić, że jest wyjątkowo dojrzały. Fizycznie i psychicznie.

No, może poza momentami, w których naumyślnie mnie prowokował. Wtedy miałem ochotę dać mu lanie i przypomnieć, dlaczego nie powinien robić takich rzeczy. Zwłaszcza, kiedy jestem w pracy.

Odbieranie nieprzyzwoitych zdjęć i filmików zdecydowanie nie jest rzeczą, za którą mi płacą.

A szkoda, bo z samego doświadczenia wiedziałem, że gdyby było inaczej, zostałbym milionerem. Już nie wspominając o temperamencie Jimina i jego zamiłowaniu do droczenia się ze mną.

Tch, głupota...

- Wiesz, też powinieneś zająć się od czasu do czasu Hoseokiem - mruknąłem zgryźliwie, wstając od biurka i poprawiając mundur. - Wydaje mi się, że ostatnio go zaniedbujesz... Biedny Hoseokie, chyba będziesz musiał znaleźć mu jakieś pocie-

- Przynajmniej nie pieprzę go na posterunku w celi, Jeongguk.

- Och, hyung. Powinieneś spróbować, to było...

- Nie chcę wiedzieć, jak było - przerwał mi po raz kolejny, przez co ściągnąłem z irytacją brwi. - Wystarczy, że to widziałem. Co ci w ogóle przyszło do głowy, huh? Wiedziałeś, że wszystkie pomieszczenia na posterunku są kamerowane, a zwłaszcza jebana cela, Jungkook. Czy ty wiesz w ogóle, do czego ona służy? Gdyby zobaczył to ktoś inny...

- Tak, tak. Rozumiem. - Tym razem to ja wszedłem mu w słowo, uśmiechając się ze znużeniem. Nie rozumiałem, o co się tak wściekał. Przecież wszystko było tak, jak sobie zaplanowałem. - Dlatego jestem ci wdzięczny, hyung, że ty to zobaczyłeś, a później grzecznie się tego pozbyłeś, jak na dobrego przyjaciela przystało. W czym problem?

Yoongi spojrzał na mnie z politowaniem, a jego mina zdradzała jedno; że przekroczyłem dzienny limit wkurwiania go i powinienem się już ulotnić. Taki też miałem zamiar, zwłaszcza, gdy mój telefon został zaatakowany przez kolejną serię wiadomości od Jimina.

- Wiesz co? Pierdol się. - Min przetarł twarz dłońmi i wyglądało na to, że odpuścił sobie kłótnie ze mną. Zabawne, bo mnie sprawiały one naprawdę wiele radości, a jego pozbawiały chyba chęci do życia. - Idź już. Idź i nie wracaj, błagam.

Nie musiał mi dwa razy powtarzać, choć wiedziałem, że prędzej czy później zostanę zmuszony, aby znów się tu pojawić. Najpierw jednak czekały mnie trzy dni pełne słodkiego leniuchowania wraz z moim niecierpliwym chłopcem.

- Taki mam zamiar, hyung. Spędź miło ten weekend. I zajmij się wreszcie Hoseokiem.

Nie zdążył mi już odpowiedzieć, bo zniknąłem za drzwiami prowadzącymi na korytarz, a zaraz później pognałem w kierunku swojego samochodu. Czułem, że przez naszą wymianę zdań z Yoongim nieco się spóźnię, za co pewnie mi się oberwie, ale już się przyzwyczaiłem; może i Jimin był młodszy, ale nieraz potrafił obrazić się na mnie o jakąś głupotę, zupełnie jak księżniczka, na której miano sobie zdecydowanie zasłużył.

Och, czasem musiałem naprawdę się natrudzić, żeby go udobruchać. Był taki delikatny i wrażliwy, jak porcelanowa laleczka, która wymaga całodobowej opieki, bo nawet leciutkie piórko mogło pozostawić na niej niechcianą rysę. I chociaż niekiedy powody jego fochów były totalnie bezsensowne, i tak chciałem ukochać go najlepiej jak potrafiłem.

Chyba, że był na mnie porządnie wkurzony. Wtedy nie dawał się nawet tknąć.

Okrutne stworzenie...

Ewentualnie, w przypływie złości starał się mnie zdominować i tak, było to nieziemsko seksowne, ale za każdym razem kończył pode mną, wijąc się z rozkoszy i błagając o więcej. Jeśli czułe pocałunki nie wystarczają, a zamiast odwzajemnionego uścisku dostajesz w zęby, pozostaje tylko jedna opcja. Seks na zgodę.

Stałem na światłach dwie minuty drogi od jego domu, kiedy dostałem kolejną wiadomość. Postanowiłem już nie odpisywać; przed moimi oczami mignął zielony kolor, zatem od razu ruszyłem przed siebie i tak jak przewidywałem, Jiminie z plecakiem w dłoni stał na podjeździe, usiłując zamaskować cisnący mu się na usta uśmiech.

Uroczy...

Drzwi trzasnęły, a ciepłe powietrze niemalże od razu uderzyło w moją twarz, mieszając się z owocowym zapachem perfum młodszego. Ciekawym faktem było to, że Jimin pachniał pomarańczami w każdym momencie swojego życia, nawet świeżo po wyjściu spod prysznica i strasznie mnie to fascynowało. Mógłbym go wąchać bez końca, o rany.

- Dzień dobry, Jimi-

- Wciąż jestem obrażony. - Wydął dolną wargę i założył ręce na klatkę piersiową, nie racząc mnie nawet krótkim spojrzeniem. Odwrócił głowę dopiero po minucie, gdy nadal nie ruszyłem. - Możesz już jechać...

- Najpierw pasy. - Nachyliłem się nad nim, może nieco bardziej, niż to konieczne, ale podziałało tak, jak powinno; Jimin wciągnął raptownie powietrze, a jego dłonie mimowolnie powędrowały z powrotem na kolana. Uśmiechnąłem się do niego łagodnie i zapiąłem pas, całując go jeszcze krótko w usta. - Nie złość się, Maluchu. W domu wynagrodzę ci to spóźnienie, hm?

Chłopak przytaknął niepewnie, a pozostałości po jakichkolwiek negatywnych emocjach zniknęły z każdego zakątka jego twarzy. Zamiast tego na policzki nastolatka wpłynął rumieniec, zapewne po moich ostatnich słowach, chociaż przysięgam, że tym razem nie miałem na myśli nic nieprzyzwoitego.

Okej, nawet ja w to nie wierzyłem. Może i miałem, ale tylko trochę.

Gdyby Jimin dowiedział się, że całe to zajście na posterunku było uwiecznione przez kamery, prawdopodobnie zakopałby się pod kołdrą i nie wychodził do świata przez najbliższy miesiąc. Znałem jego możliwości i wiedziałem, że lubi poszaleć, ale raczej nie śpieszyło mu się do nagrywania seks taśmy. Mi z resztą też, zwłaszcza w takich okolicznościach.

Na chwilę obecną w zupełności wystarczała mi obecność Parka i jakoś nie miałem ochoty się nim z nikim dzielić.

Do mojego mieszkania na szczęście nie było daleko, dlatego już dziesięć minut później oboje staliśmy w kuchni, obrzucając się czułościami, od których Yoongi zapewne puściłby pawia. W tym tygodniu byłem naprawdę zajęty, Jimin też. Pilnowałem go, by uczył się do egzaminów i nie chodził spać zbyt późno, jednak niekiedy nasze rozmowy przeciągały się do kilku godzin i sam ganiłem siebie za to, że byłem tak nieodpowiedzialny. W każdym bądź razie, zdążyłem się za nim stęsknić przez ten tydzień i on chyba też, bo łasił się do mnie jak porzucony pies albo mały kotek.

Tak, kot zdecydowanie do niego pasował. Lubił się przymilać, często przychodził do mnie prosząc o pieszczoty, ale bywał złośliwy i potrafił mi dopiec, a ślady po jego pazurkach nieustannie pojawiały się na moich plecach i ramionach.

Cholera, uwielbiałem to.

- Jak w domu, Jiminie? Twoi rodzice nie mieli nic przeciwko, żebyś mnie odwiedził? - zapytałem, kładąc dłonie na jego biodrach, aby posadzić go na blacie. Młodszy wzdrygnął się delikatnie, ale nie protestował, zaraz mnie do siebie przyciągając.

- Daj spokój. Wiesz, że cię uwielbiają. - Park westchnął, widocznie zirytowany tym faktem. - W domu w porządku. Tata i mama wciąż na mnie narzekają i wyganiają z domu, więc po staremu.

- Rozmawiałeś już z nimi o przeprowadzce do mnie?

- Uh... Jakoś nie było okazji - odpowiedział, wplątując dłonie w moje włosy. Uniosłem głowę do góry, aby zrównać z nim spojrzenie i zrobiłem pytającą minę. - Zresztą, za trzy miesiące będę pełnoletni. Wtedy nie będą mieli zbyt wiele do gadania, prawda? Poszukam jakiejś dorywczej pracy i...

- Hej, spokojnie. - Sięgnąłem do malutkiej dłoni Jimina i ścisnąłem ją, widząc, że nieco się zdenerwował. Jego rodzice nie byli źli, niekiedy po prostu... Wymagali od niego zbyt wielkich rzeczy, podczas gdy on sam nie do końca wiedział, na czym stoi. Zawsze mu powtarzałem, żeby nie martwił się wszystkim na zapas, ale widocznie jego głowa wciąż była pełna takich trapiących myśli. - Nie chcę, żebyś pokłócił się z nimi o taką głupią rzecz. Jeśli chcesz, mogę porozmawiać z nimi za ciebie.

- I tak nie mieliby nic przeciwko, kochają cię chyba bardziej niż mnie - burknął, spuszczając głowę.

- Ja kocham cię bardziej niż siebie - rzuciłem wspaniałomyślnie, co od razu wywołało na jego twarzy uśmiech.

Mógłbym zaprzedać duszę diabłu, żeby ten radosny wyraz pozostał z nim już na zawsze. Kiedyś, dawno temu, obiecałem sobie, że pozostanę osobą, która za każdą cenę będzie wywoływać uśmiech na jego twarzy i niezmiennie pozostawało to moim priorytetem; chciałem widzieć go ucieszonego, bo wtedy sam czułem się przeszczęśliwy. Uśmiech Jimina potrafił rozpromienić najbardziej pochmurny dzień, rozwiać wszelkie wątpliwości albo wywołać tęczę na pierdolonym niebie, kurwa, nie wiem, ale był moim najjaśniejszym i zarazem jedynym promykiem.

- Jesteś głodny? - Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że chłopak prawdopodobnie nie jadł nic od śniadania, czekając na to, aż będziemy mogli zrobić to razem. Miałem ochotę go za to zganić, ale z drugiej strony tak szalenie mnie to rozczulało...

Zazwyczaj jadałem sam, a on o tym doskonale wiedział.

- Potwornie - wyznał bez wahania. - Na co masz ochotę, hyung?

Nie mogłem powstrzymać się przed wsunięciem palców pod jego sweter, powodując tym u niego nagły dreszcz. Moje dłonie zawsze były zimne, podczas gdy jego ciało po prostu płonęło w każdym tego słowa znaczeniu, nawet zimą przy minusowych temperaturach. To kolejna rzecz, która mnie w nim fascynowała. Był moim osobistym grzejniczkiem. Mała, słodka, gorąca kuleczka.

Nachyliłem się nieco, podwijając materiał i złożyłem kilka pocałunków na odsłoniętej skórze.

Rany, czy mówiłem już, że jego brzuch jest uroczy? Tak? Pewnie tak. To mówię jeszcze raz.

Jego brzuch j e s t uroczy.

- Na ciebie.

- Później, Ggukie. Jestem głodny. - Dłoń Jimina wylądowała na mojej głowie, zaraz mnie od siebie odpychając. Zrobiłem zawiedzioną minę i pociągnąłem nosem, widząc jego rozbawione spojrzenie. - Chińszczyzna?

- Okej, okej. Niech ci będzie.

- Och, to cudnie. - Chłopak wreszcie zeskoczył z blatu i w sumie było to bezcelowe, bo sekundę później stanął na palcach, aby podarować mi słodki pocałunek. Już chciałem go odwzajemnić, jednak szybko wyrwał się z moich objęć i uciekł w kierunku salonu. - W takim razie idź coś zamów, a ja pójdę przywitać się z twoją kanapą.

***

Moje mieszkanie nie należało do największych, właściwie nie wyróżniało się niczym szczególnym na tle wszystkich innych, ale było wystarczająco duże, aby pomieścić nas obu. Jimin - nie wiedzieć czemu - szczególnie bardzo upodobał sobie moją sypialnię i to tam spędzaliśmy chyba najwięcej wspólnego czasu.

Nie, nie zawsze poświęcaliśmy go na ten rodzaj aktywności.

Park był leniwą kluską i niekiedy nie chciało mu się nawet przekręcić na drugi bok, więc korzystał ze mnie jako ze swojego osobistego sługi.

„Jungkookie, proszę, przyniesiesz mi coś do jedzenia?"

„Hyung, jest mi zimno. Nie, nie przytulaj się jeszcze, najpierw wstań i przynieś koc z salonu..."

„Tak, kocham cię. Nie, nie zejdę z ciebie. Jesteś wygodny. I mięciutki. Dobranoc."

Pamiętam, gdy pierwszy raz spędzał u mnie noc. Przygotowałem dla niego nawet osobny pokój, żeby czuł się komfortowo, ale przez te kilka lat od kiedy jesteśmy razem, nie był tam ani razu. Ani jednego... Chciałem wyjść na przyzwoitego i grzecznego chłopaka, ale Park wpieprzył mi się do łóżka jeszcze zanim zdążyłem oprowadzić go po mieszkaniu i, mało tego, mnie również zabronił z niego wychodzić. Czuł się tu chyba bardziej komfortowo, niż we własnym domu...

Ale to dobrze.

Cieszyłem się, że mojemu chłopcu było ze mną dobrze i chciałem mieć go przy swoim boku jak najczęściej.

- Która godzina?

Odwróciłem głowę w lewą stronę i moim oczom ukazały się rozczochrane włosy Jimina, które opadały niedbale na jego zamglone oczy, próbujące przyzwyczaić się do otaczającej nas od dłuższego czasu ciemności. Sen nie zmógł mnie ani na moment i przez prawie dwie godziny przysłuchiwałem się spokojnemu oddechowi chłopaka oraz jego cichym pomrukom. Chyba nawet obślinił mi trochę koszulkę, którą w międzyczasie zastąpiłem mundur, ale byłem w stanie mu to wybaczyć, bo podczas jego błogiego spoczynku moje imię kilka razy opuściło jego usta.

Patrząc na niego w takim stanie, dochodziłem do wniosku, że wcale nie był najpiękniejszym człowiekiem na świecie. To zdecydowanie nie przypominało jakiejś romantycznej sceny z filmu, a on nie wyglądał jak anioł podczas snu, gdy stróżka śliny spływała po jego brodzie, policzek jakoś dziwnie wgniótł się w mój t-shirt, a pasma włosów odstawały na wszystkie strony świata. Ale cholera, nie chciałem, żeby był najpiękniejszy. Nie pragnąłem ideału, tylko tego Park Jimina, który miał równie wiele wad, co zalet i które kochałem w takim samym stopniu, bo to właśnie one składały się na jego niesamowicie barwną osobę. Uwielbiałem jego krzywy ząbek, małe rączki, jego kapryśność i lekkie pochrapywanie; uwielbiałem go całego. Dlaczego miałbym pragnąć kogoś perfekcyjnego, gdy miałem swojego Jimina? Bardziej od tego, potrzebowałem po prostu jego obecności.

- Śpiąca królewna już się obudziła? - zapytałem, czując jak się przeciąga i jeszcze bardziej wtula w mój bok.

Trochę zdrętwiała mi już ręka od tego leżenia, ale nie miałem serca go z siebie zrzucać...

Czasami dawałem się chyba trochę za bardzo wykorzystywać, co? Och, przecież on nawet nie musiał nic robić, żeby mieć nade mną kontrolę.

- Taaak. - Ziewnął po raz kolejny. - Poza tym jestem księżniczką, nie królewną...

- Poważnie? - roześmiałem się, spoglądając w dół. Oczy chłopaka wciąż były przymknięte, ale zdążył się już chyba nieco rozbudzić. - Możesz mi wyjaśnić, na czym polega różnica?

- Nie wiem. Po prostu tak mi się bardziej podoba.

- Ach, rozumiem. W takim razie księżniczka mi powie, co będzie robić w nocy, skoro zdążyła się już wyspać...

Powieki Jimina powoli się uniosły, jednak jego wyraz twarzy wciąż się nie zmienił; zamyślony albo zaspany, jedno z dwóch. Czasem naprawdę ciężko było mi go rozgryźć, gdy jego buzi nie zdobił choćby delikatny uśmiech.

Przez chwilę nie uzyskałem żadnej odpowiedzi i dopiero po upływie kilkudziesięciu sekund chłopak podniósł się, przerzucając nogę przez moje biodra. Poczułem, jak jego delikatne ciałko opada na to moje i zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, twarz Jimina pojawiła się tuż nad moją głową.

Automatycznie podniosłem się do siadu i uniosłem kąciki ust ku górze.

Widzę, co knujesz, łobuzie.

- Hm, może ty mi powiesz, hyungie - mruknął, posyłając mi zadziorny uśmiech. To był moment, w którym mogłem już być pewny, że dzisiejszy wieczór nie będzie należał do tych leniwych, spędzonych na oglądaniu telewizji i jedzeniu słodyczy w łóżku. Kiedy Park miał ochotę na coś więcej, jego oczy z jakiegoś powodu szkliły się i lśniły, nawet jeśli w pokoju nie paliła się żadna lampka, a tak też wyglądały w tamtej chwili.

- Zdaje się, że słowa nie są tu konieczne, Maluchu.

Jimin cicho westchnął, gdy mój ciepły oddech otulił jego niezwykle wrażliwą szyję. Spod przymkniętych powiek dostrzegłem znikające już ślady mojej ostatniej obecności w tym miejscu, jeden nad obojczykiem, kolejny tuż pod linią szczęki.

Tak jak myślałem - byłem zmuszony to odświeżyć. Wiedziałem, że Jimin pomimo długiego stażu w związku czuł się onieśmielony w towarzystwie rodziców, mając na sobie jednocześnie kilka pamiątek po swoim chłopaku. Oczywiście, nikt go o to raczej nigdy nie pytał, ale zawsze bronił się tekstami w stylu: „Tylko nie w szyję, hyung! Mój tata wstydzi się wtedy ze mną rozmawiać!", co było naturalnie absurdem. Byłem pewien, że jego krępowało to znacznie bardziej.

Krótki dreszcz owładnął ciało młodszego, gdy bezpruderyjnie wgryzłem się w jego delikatną skórę. Tym razem, na szczęście, nie protestował.

Jedno słodkie stęknięcie. Kolejna malinka.

Pieszcząc jego szyję w ten sposób, dotarło do mnie, że Jimin użył tego dnia moich ulubionych perfum, które już od dłuższej chwili drażniły mój nos swoim specyficznym zapachem. Nie używał ich praktycznie nigdy, tylko przy specjalnych okazjach.

Takich, gdy niemalże ociężały z tęsknoty, prosił się o długą zabawę.

Mruknąłem cicho, przejeżdżając językiem przez całą długość szyi, a potem linię szczęki, powoli i nieco lekceważąco, kończąc przy uchu, policzek w policzek. Umiarkowany oddech Parka obijał się o moją twarz, aczkolwiek czułem, że to tylko kwestia czasu, aby wybić go z rytmu.

Tik, tak...

- Czym chcesz mnie dzisiaj zaskoczyć, Jiminie?

- O czym ty mówisz, Ggukie? - zapytał wymijająco.

Zamiast jednoznacznej odpowiedzi, Jimin poruszył miednicą, mocno i zmysłowo, a później przygryzł wargę, spoglądając na mnie spod przymkniętych powiek.

Cholera. Ten dzieciak zawsze wiedział, co zrobić, żebym się przebudził; i kiedy działał w ten sposób - niespiesznie wypychał swoje biodra w przód, patrząc na mnie jakby było to największą uciechą i torturą jednocześnie - miałem wrażenie, że dłonią sięga mojej duszy i bez zawahania ją kradnie, pozostawiając moje wszystkie uczucia i słabości na wierzchu.

Był świadom tego, że go pragnę; potwornie, potwornie bardzo.

Każdy gest wydawał się zarazem tak czarujący, pożądliwy i frywolny, ale za tą uwodzicielską postawą przebijała się wrażliwość mojego małego Jimina, który pragnie po prostu bliskości. Boże, czułem, jak emocje obijają się o każdą cząsteczkę mojego ciała, starając się przedrzeć na zewnątrz i oblec sobą Parka; niekiedy nagle spadała na mnie ta beznadziejna bezsilność, bo chciałem dać mu wszystko, wszystko, czego pragnął. Ten dzieciak zasługiwał na piekielną gwiazdkę z nieba i jeszcze więcej.

Prawdę mówiąc, mógłbym ofiarować mu ich nawet milion, ale to wciąż byłoby niewystarczające.

- Jesteś piękny - szepnąłem nagle, a on dopiero wtedy oblał się konkretnym rumieńcem, jak gdyby to było czymś bardziej zawstydzającym, niż wszystkie inne rzeczy, jakie już zdążyły pomiędzy nami zajść. Chłopak nadal zaciskał zęby na swojej dolnej wardze, która teraz nieznacznie zadrżała, a jego oczy się przeszkliły, jednak nie dostrzegłem w nich łez. - Najpiękniejszy - kontynuowałem, obejmując dłońmi jego twarz. Teraz cała płonęła. - I przede wszystkim mój. Wiesz o tym, prawda? Kocham cię, Jiminie.

Złożyłem czuły pocałunek na jego nosie, wywołując tym u niego stłumiony chichot. Jimin miał łaskotki w tym miejscu i zawsze reagował w ten sposób. To niesamowite, że z takiego grzesznego kusiciela w ułamku zaledwie sekundy powracał do bycia zawstydzonym chłopcem...

Następnie delikatnie musnąłem jego pełne policzki, potem drugi raz, aż w końcu dotarłem do zwilżonych ust, z pewnością wyczekujących mojej obecności. Jednakże nie był to gwałtowny pocałunek - raczej leniwy, oddany i łakomy; nie pożądania, a uczucia.

Nasze początki razem nie były zbyt kolorowe. Kiedy poznałem Jimina, zachowywał się względem mnie jak dupek - trudno mu się dziwić, skoro wpakowałem go do aresztu na pierwszym spotkaniu. Kto by pomyślał, że ta na pozór cierpka sytuacja pociągnie za sobą łańcuch zdarzeń prowadzący do miejsca, w którym stoimy teraz? Nie wiem, jakimi prawami rządził się ten chory świat, czy ponad nami stoi ktoś inny, czy losem włada przeznaczenie; ale gdzieś we mnie tkwiło przeświadczenie, że to nie był przypadek.

I miałem cholerną rację. Gdyby to wszystko było wynikiem niefortunnie rozsypanych wypadków, nie byłoby go przy mnie. Nie byłoby.

- Poczekaj chwilę - szepnął niewyraźnie pomiędzy kolejnymi muśnięciami.

Mimowolnie zignorowałem uwagę, chociaż może zrobiłem to celowo. Nieistotne.

Owinąłem dłońmi jego talię, wbijając palce w miękką skórę, a wtedy on odsunął się powoli, pozostawiając moje usta niezaspokojone. Pomyślałem, że coś się stało, więc spojrzałem na niego zmartwiony, ale on się uśmiechał. Delikatnie, inaczej niż zwykle - jego wzrok był taki sam. Tajemniczy.

Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy wsunąłem dłonie pod koszulkę chłopaka i wyczułem pod palcami coś, co strukturą ani trochę nie przypominało zwykłego materiału. Przesunąłem rękę wzdłuż jego bioder, podejrzewając, co się święci, zwłaszcza, że Jimin cicho zachichotał i spoglądał na mnie z widocznym wyczekiwaniem. Był ciekaw mojej reakcji? Myślę, że miał co do niej pewność i tylko się ze mną droczył, jak zwykle.

W pewnym momencie odsunął od siebie moje dłonie, przez co ściągnąłem ze zdziwieniem brwi, a on uraczył mnie tylko przelotnym spojrzeniem i przygryzł wargę. Tak, to była skuteczna taktyka na odwrócenie mojej uwagi. Wystarczyło, żebym raz spojrzał na jego usta i nie mogłem oderwać od nich wzroku przez bardzo długi czas. Czy to dziwne? Brzmię jak psychol? Boże, nigdy, przenigdy w swoim życiu nie spotkałem kogoś z tak pięknymi, pełnymi i kuszącymi ustami. Zwłaszcza kiedy oblizywał je w tak lubieżny sposób.

Kącikiem oka zauważyłem, jak podwija brzeg swojej koszulki, jednak robił to powoli, zapewne po to, aby mnie zniecierpliwić. Miałem ochotę wziąć sprawy w swoje ręce i gwałtownie zerwać z niego ubranie, ale coś mówiło mi, żebym poczekał. Żebym pozwolił mu poprowadzić to w jego sposób.

I odsłonił tylko skrawek swojej skóry, a ja już wiedziałem, że moje podejrzenia się potwierdziły. W jego obecności byłem tak bezsilny, potrzebowałem pomocy; pomimo tej świadomości, aż odebrało mi oddech, gdy moim oczom ukazały się kabaretki, idealnie opinające jego pełne biodra i szczupłą talię.

Kurwa, kurwa, kurwa.

Kompletnie oderwało mi zdolność myślenia. Zdolność do czegokolwiek, tak naprawdę. Jak oczarowany obserwowałem jego kolejne ruchy, pragnąc dotknąć, dotknąć, dotknąć każdego skrawka jego ciała. Dotknąć i wycałować, pieścić, przytulić, kochać się z nim.

Kochać się. Pragnąłem uprawiać z nim miłość, nie się pieprzyć.

- Ggukie, coś nie tak? Czemu nic nie mówisz? - zapytał z kpiną w głosie, rozchylając wargi. - Nie podoba ci się?

- Z dnia na dzień zaskakujesz mnie coraz bardziej, Minie - odparłem natychmiastowo, wbijając palce w jego uda. - Pokażesz mi coś więcej czy sam mam zobaczyć?

To nie tak, że pierwszy raz ubrał na siebie coś takiego i dlatego zachowywałem się jak napalona nastolatka. Nie. Po prostu... Jimin wiedział, jak trafić w mój czuły punkt. A to zdecydowanie było jedną z moich słabości. I świetnie się bawił, wykorzystując ten fakt.

Wystarczyło kilka sekund, aby jego koszulka zginęła gdzieś na podłodze. Kto by się nią przejmował w takiej chwili? Właściwie kogo w ogóle obchodziły ubrania? Przeszkadzały. Bardzo.

Park chyba domyślił się, co chodzi mi po głowie, bo nie minęła minuta, a i ja pozostałem bez górnej części ubioru. Niewiele myśląc przyciągnąłem go do siebie i nie dając mu nawet chwili na reakcję, wbiłem się w usta chłopaka, niemalże słysząc sypiące się iskry spomiędzy naszych rozpalonych ciał. Byliśmy tak blisko, przylegając do siebie każdym możliwym skrawkiem skóry, a ja wciąż chciałem być bliżej, po prostu poczuć go w całości. I nie do końca chodziło mi tu o fizyczność - znaczy, o nią oczywiście też, jednak jeszcze większym pragnieniem było wniknąć w najdalszy zakątek jego duszy, umysłu, serca. Sięgnąć wgłąb i otoczyć go ramionami, żeby wiedział, że jestem dla niego.

Jęknąłem niekontrolowanie, kiedy Jimin gwałtownie wypchnął biodra w przód. Bawił się mną tak przez chwilę, a ja starałem się skupić na pocałunku, który i tak był już wystarczająco chaotyczny; dopiero w momencie, gdy na moim kroczu pojawiły się jego dłonie, otworzyłem oczy i znów ujrzałem ten dumny uśmiech.

Uwielbiałem go w takich momentach.

(uwielbiałem go zawsze, ale wtedy szczególnie)

Wiedziałem, że na co dzień Jimin nie był tak pewny swojego ciała. Nie był pewny całego siebie; zajęło mi naprawdę dużo czasu, żeby przekonać go, jak bardzo szaleję za jego osobą. Czułem, że gdzieś podskórnie wciąż miał do tego wątpliwości, ale nie zamierzałem odpuszczać, choćbym do końca swojego życia miał mu powtarzać, że jest najwspanialszą istotą stąpającą po Ziemi.

- Jesteś twardy - stwierdził nagle zadowolony.

Miałem ochotę zaśmiać się z drwiną, jednak zamiast tego z moich ust uleciało westchnienie.

- Chyba nie tylko ja - szepnąłem, zerkając na wybrzuszenie w jego spodniach. - Myślę, że...

- Nie. - Szybko złapał mnie za dłonie, które automatycznie powędrowały do jego rozporka. Wydąłem dolną wargę na znak niezadowolenia. - Dzisiaj moja kolej.

Jimin przejmujący inicjatywę? Czemu nie. Często próbował dominować, jednak zawsze ograniczało się to do gry wstępnej, bo później sam wymiękał i musiałem się nim odpowiednio zająć. Poza tym to było kurewsko podniecające, kiedy chwytał kontrolę w swoje ręce, choćby na moment.

Chłopak nachylił się do mojej szyi i mruknął gardłowo, owiewając ją ciepłym oddechem. Nie zdążył mnie tam nawet dotknąć, a przez moje ciało przebiegł wstrząsający dreszcz, który nasilał się z każdym kolejnym muśnięciem. Jimin schodził coraz niżej, pozostawiając mokre ślady na mojej klatce piersiowej, brzuchu, żebrach... Mimowolnie wplotłem palce pomiędzy jego rozwichrzone włosy, doprowadzając je do jeszcze większego nieporządku. Park chichotał co chwila, gdy niekontrolowane jęknięcie opuszczało moje usta; czasem naprawdę nie potrafiłem go rozgryźć. Nie było w tym krzty złośliwości, słyszałem tylko szczerą fascynację.

Nie pozwolił zastanawiać mi się nad tym zbyt długo - zanim cokolwiek zrobiłem z tym faktem, usłyszałem brzdęknięcie rozpinanego rozporka i moje spodnie leżały już gdzieś na podłodze, tak samo zresztą jak bokserki. To trzeba było przyznać, Jimin nie należał do najcierpliwszych osób i nierzadko od razu przechodził do konkretów. Aczkolwiek nie odpuścił sobie chwili na to, aby się ze mną nieco podroczyć - czy kiedykolwiek w ogóle pozwolił na zmarnowanie takiej okazji? - zatrzymał się na dłuższą chwilę przy moim podbrzuszu, pieszcząc i przygryzając z każdej możliwej strony. Czułem, jak przez całe moje ciało przepływają setki impulsów elektrycznych, które kumulują się w tymże miejscu, doprowadzając mnie do coraz większego amoku. Sam już nie wiedziałem, na czym się skupić najpierw; jego cudownych dłoniach, które drażniły moją talię i brzuch, pozostawiając na nich liczne zadrapania; mokrych wargach, które nieuchronnie kierowały się coraz niżej; na jego hipnotyzujących oczach, które co chwilę posyłały mi figlarne spojrzenia czy na tym, w jak kuszący sposób klęczy przede mną, eksponując swoje cudowne ciało.

- Ach, Minnie - sapnąłem, gdy chwycił moją męskość pomiędzy palce. Następnie zaczął obsypywać pocałunkami moje uda, nieśpiesznie poruszając ręką w górę i w dół, a ja czułem, że zaraz nie wytrzymam i go z siebie zrzucę, żeby się jakoś zrewanżować, choć na dobrą sprawę Park nie zdążył jeszcze dobrze zacząć. Też nie należałem do tych cierpliwych, ale kto zdobyłby się na cierpliwość w takich okolicznościach?

W międzyczasie głaskałem go po głowie, jednak nie próbowałem nadać mu żadnego tempa; sam odchyliłem się do tyłu i oparłem o ścianę, nie myśląc już o niczym innym, tylko o moim cudownym Jiminie, który w tak uderzający sposób pozwalał mi odpłynąć. Każdy jego gest był nieśpieszny, miałem wrażenie, że czas zwolnił - albo w ogóle przestał jakkolwiek oddziaływać na rzeczywistość. Świat za oknem nie istniał, byliśmy tylko my, a może i tylko on. Od czasu do czasu światło przejeżdżającego samochodu oświetlało jego anielską twarz i, przysięgam, czułem się, jakbym doświadczał wtedy spojrzenia rządnej krwi bestii. Otaczający nas mrok pozwalał skupić mi się na zmysłowości całej sytuacji, na jego pragnieniach, które jakby usiłował we mnie przelać, wcałować w moją skórę, oddać w niewolę i wić się pode mną, abym je spełnił, jednocześnie zmieniając bieg tego wszystkiego i zwracając mi całą tę przyjemność ze słowami: „proszę, hyung, zrób ze mną co zechcesz, na zawsze będę tylko twój".

A nawet najdrobniejsza smuga światła doprowadzała mnie do zawrotów w głowie; wystarczył ułamek sekundy, ale ja doskonale widziałem błysk w jego zadziornym spojrzeniu, które rzucał mi z dołu, widziałem przygryzioną wargę spuchniętą od pocałunków, widziałem rumiane policzki. Widziałem wszystko.

- Hyung. - Jimin oderwał swoje usta od mojej skóry i posłał mi rozochocony uśmiech, wysuwając powoli język. Pulchne wargi chłopaka lśniły od śliny, a ja chciałem znów wgryźć się w nie jak w najsłodszy owoc, chciałem spijać z niego ten nektar rozkoszy. Boże, dobry boże; proszę, przebacz mi. Wyglądał tak grzesznie, kiedy rozchylał je i bezpruderyjnie wbijał we mnie swój zaciekawiony wzrok, w tym samym czasie robiąc mi dobrze dłonią. - Oh, hyung...

Chłopak znów pochylił się nad moją męskością i grzywka przysłoniła mu oczy, więc nie byłem w stanie zobaczyć nic więcej. To zadziałało na mnie już wystarczająco pobudzająco, jeśli to było w ogóle możliwe.

Cóż, wystarczyło poczekać chwilę, abym przekonał się, że Jimin lubi przekraczać własne granice. I moje również.

Jego gorący język tworzył mokrą ścieżkę do mojego członka, aż w końcu i jego obsypał czułością; choć spodziewałem się takiego ciągu wydarzeń, nieoczekiwany dreszcz ogarnął moje ciało. Zacisnąłem dłoń na pościeli, jakby to miało mi dać jakąś ulgę i westchnąłem gardłowo, kiedy obcałowywał mnie tak łapczywie.

- Jesteś taki smaczny...

Kurwa.

Gorąco, tak bardzo gorąco...

Ciepły oddech, zwinny język, spragnione usta i dłonie, te dłonie, które znały wszystkie moje słabe punkty. Jimin świetnie wykorzystywał każdy z tych elementów, aby uwolnić we mnie wszystkie żądze. Nie musiał też mówić zbyt wiele, aby doprowadzić mnie na skraj emocji - wystarczyło kilka słów, czasem nawet jedno, żeby momentalnie zaschło mi w gardle z niedowierzania.

Chłopak sunął językiem w górę i dół, jednak nie decydował się na nic konkretniejszego - nie dlatego, że się bał albo nie chciał (bo podejrzewałem, że chciał), po prostu usiłował wszystko przedłużyć. Mogłoby się wydawać, że każdy jego ruch jest flegmatyczny, nawet banalny, ale ja czułem wręcz przeciwnie. Lubiłem te leniwe zagrywki, lubiłem przez długi czas cieszyć się jego rozgrzanym ciałem i przesłoniętym pragnieniami umysłem.

- Jimin - sapnąłem wreszcie. - Jimin, spójrz na mnie...

Park uniósł głowę, po jego brodzie spływała stróżka śliny, policzki nawet w ciemności były czerwone, a oczy przesłaniała jakby mgła. Wspiął się ponownie na moje uda, zawisając kilka centymetrów nad moją twarzą i przygryzł wargę, obrzucając mnie zupełnie nieprzytomnym spojrzeniem. Ułożył jedną dłoń na mojej szyi, drugą natomiast umiejscowił na ramieniu i wbił swoje paznokcie w skórę, kiedy z naszych ust jednocześnie uleciał długi, ochrypły jęk.

Jeden ruch. Wystarczył jeden ostry ruch miednicą, aby w kolejnej sekundzie stał się tak bardzo bezbronny. Boże, mogłem zrobić z nim w tamtym momencie wszystko; absolutnie każdą rzecz na świecie, a on i tak błagałby o więcej, zatapiając z rozpaczy zęby na swojej malutkiej pięści. A jego oczy, cholera, jego oczy było w stanie opisać tylko jedno słowo - obłęd.

Tak wielkie spełnienie dawało mu doprowadzanie mnie do granic rozkoszy.

Ująłem jego dłoń w swoją i spojrzałem na nią ze szczerą fascynacją, a następnie złożyłem motyli pocałunek na jej wierzchu, później od wewnętrznej strony. Drżał pod wpływem kolejnych muśnięć, więc brnąłem w to dalej, obsypując ją całą pieszczotami, aż nie sięgnąłem jego pulchnych, uroczych paluszków. Choć miałem zamknięte oczy, doskonale wiedziałem, że na mnie patrzy; patrzy, jak pomiędzy moimi spragnionymi wargami tonie jego kciuk, a następnie cała reszta. Patrzy, jak bezczelnie smakuję jego skóry pokrytej wyuzdanymi czynami; jak liżę, ssę, dławię się nim. Patrzył i cicho skomlał, wiercąc się niespokojnie na moich nogach, prosząc o to, abym przestał, a chwilę później błagając, bym dał mu więcej.

- P-proszę, Jeongguk - sapnął gorzko. Uniosłem powieki i dojrzałem mojego rozochoconego chłopca, który wyglądał, jakby przegrał wewnętrzną walkę z moralnością i jakąkolwiek poprawnością; tak pięknie wyginał swoje ciało w łuk, eksponował szyję, napinał każdy mięsień i niemalże łkał. - N-nie wytrzymam już dłużej...

Rozchyliłem usta z nikłym uśmiechem, wysuwając z nich palce Jimina. Cienka nitka śliny zawisła w powietrzu, kolejna ściekała powoli po mojej brodzie, ale żaden z nas się tym nie przejmował. Tym razem bez zbędnego przeciągania niemalże zerwałem z Parka spodnie i odrzuciłem je w kąt, i już chciałem pozbyć się pozostałej części jego garderoby, ale brak jakiejkolwiek bielizny, a zamiast niej widok kabaretek tak pięknie opinających się na jego pełnych udach, biodrach, talii i pośladkach mnie powstrzymał. Objąłem go rękoma w pasie i przyciągnąłem bliżej, co spowodowało nieuniknione otarcie się o siebie naszych członków i kolejne urwane westchnienia; przyjemne mrowienie z każdą chwilą stawało się coraz bardziej bolesne, jednak nikt nie odważył się tego przerwać.

- Podoba-am ci się taki? - zapytał łamiącym głosem i wgryzł się w moje ramię, nieustannie napierając na mnie swoją miednicą. Siatkowany materiał drażnił mojego penisa, niecierpliwiąc nas jeszcze bardziej.

- Zawsze mi się podobasz, kochanie. - Zacisnąłem dłonie na jego pośladkach, z satysfakcją nasłuchując kolejnego jęku. - Wyglądasz bardzo, bardzo seksownie. I bardzo niegrzecznie.

- Chcia-ałem... oh-

Jimin wzdrygnął się i zaskomlał, chowając głowę w zagłębieniu mojej szyi, gdy wsunąłem w niego jeden palec. Jego dłonie zostawiały czerwone ślady na moich ramionach, plecach i klatce piersiowej, kiedy dołożyłem kolejny i rozciągałem go powoli, choć był już tak rozgrzany, że wcale tego nie potrzebował. Miałem go tak blisko, pomiędzy nami nie było ani milimetra przerwy, ale chciałem więcej. Byłem wobec niego tak szalenie chciwy; nie mogłem się powstrzymać, gdy słyszałem, że pragnie tego wszystkiego równie mocno, co ja.

- Proszę-nghh- wejdź ju-uż we mnie-

Chłopak pisnął, kiedy wyciągnąłem z niego nagle wszystkie palce i bezpruderyjnie rozerwałem materiał kabaretek, posyłając mu pewny uśmiech.

- Lubiłem je - powiedział z udawanym wyrzutem i westchnął, czując napierającego na wejście penisa. Przez chwilę ocierałem się o jego pośladki, by oswoił się nieco, aż wreszcie wszedłem powoli, słysząc tkliwy jęk.

- Kupię ci takich więcej, Minie. - Tym razem ja syknąłem z przyjemności, gdy Park powoli opuścił swoje ciało i znalazłem się w nim już całą swoją długością. Był taki ciasny, matko. - O-obiecuję.

Już nic nie odpowiedział, tylko wpił się w moje usta, całując je mocno, długo i lubieżnie, tak jakby dopiero teraz pozwolił sobie na pozostawienie wszelkich ograniczeń za sobą. Podskakiwał powoli, sapiąc jakieś niezrozumiałe słowa i mlaskając; wszystko było takie chaotyczne i nieskładne, co chwila któryś z nas uśmiechał się nieznacznie, kiedy przypadkiem zderzyliśmy się zębami albo syczał, przygryzając wargę drugiego. Metaliczny posmak krwi mieszał się ze słodką śliną, mokre oddechy złączyły się w jeden, moje dłonie błądziły po każdym zakamarku jego ciała, zagarniając dla siebie coraz więcej, więcej. Kochaliśmy się jakby to był pierwszy raz, niejednostajnie, pełni przeświadczenia, że należymy tylko do siebie; z obawą, że jutra może nie być.

Jimin wplątał palce w moje włosy i szarpnął do tyłu, aby z ust przenieść się na linię mojej szczęki, szyję, obojczyki. Przyspieszył w międzyczasie, a ja starałem się go jakoś wspomóc, wypychając biodra do przodu, coraz mocniej i bardziej zdecydowanie. W pewnym momencie z jego gardła wydarł się głośny krzyk; wiedziałem, że trafiłem w czuły punkt, więc zwolniłem, aby później znów gwałtownie się w niego wbić, powtarzając to kilka razy. Gorąco buchało mi prosto w twarz, kiedy mój słodki chłopiec zdzierał sobie gardło przy każdym pchnięciu. Jego głos obijał się o ściany ciemnego pokoju, a za nim podążała cała symfonia naszych wspólnych westchnień, jęków i uderzających o siebie ciał.

Kątem oka zauważyłem, jak dłonie Parka wędrują w kierunku jego spragnionego uwagi członka; zanim zdążył cokolwiek zrobić, złapałem go mocno za nadgarstki i odciągnąłem do tyłu, rzucając mu pewne spojrzenie.

- Nie - zarządziłem szorstko. - Dziś dojdziesz... bez dotykania...

Minie zaskomlał po raz kolejny, wyrażając swoje niezadowolenie i bezgłośny protest, co od razu uciszyłem kolejnym nieskładnym pocałunkiem. Wsunąłem język pomiędzy jego malinowe wargi, zatracając się i smakując w nim bez reszty; był pyszny, w każdym tego słowa znaczeniu. Uwielbiałem go w całości, mógłbym obcałowywać jego ciało bez końca, upajając się niczym najlepszym afrodyzjakiem.

Młodszy oderwał się po chwili z ochrypłym jękiem, odchylając do tyłu i podpierając dłońmi o materac, którego pościel od dawna była już sponiewierana. Stróżka potu lśniła na jego skroni, a nieustannie rozsunięte wargi eksponowały białe ząbki oraz język, niespokojnie błądzący po opuchniętych ustach. Wyglądał tak pięknie, kiedy niemalże osiągał spełnienie.

Mały prowokator.

Zbliżyłem się do jego torsu, jedną dłonią przytrzymując go mocniej w pasie, a drugą sunąc przez mleczną skórę, pod którą rysowały się nikłe fundamenty mięśni. Kciukiem gładziłem szczupłą talię chłopaka, zastanawiając się jak to możliwe, by takie maleństwo jak on było jednocześnie taką dziką i bezwstydną bestią. Niekiedy brakowało mu jedynie aureoli i anielskich skrzydełek; mięciutkie policzki, dziecięce iskierki w oczach, bezgrzeszny uśmiech i jeszcze ta przydługa koszula, która sięgała mu do kolan i odsłaniała pokryte ciemnymi śladami obojczyki. Mając przed sobą ten zdradliwy obraz, po prostu nie potrafiłem mu się oprzeć i...

- Kurwa, Jeon, mocniej, ah, bła-agam-

No właśnie.

Nagle wszystkie boskie przymioty, jakie w nim wcześniej gościły, znikały za sprawą magicznego „puff", a na ich miejscu pojawiały się diabelskie różki w towarzystwie przewrotnego chichotu, od czasu do czasu przerywanego błagalnym jękiem. Taki właśnie był mój Jimin.

Zdecydowanym ruchem pchnąłem go do tyłu. Jimin uderzył z podskokiem o materac, rozchylając swoje wargi w niemym krzyku, który chwilę później i tak wydarłem siłą, wbijając się w niego mocno i niespodziewanie. Drobne dłonie chłopaka zaciskały się bezecnie na moich plecach i ramionach, tworząc nieokreślone, purpurowe szlaki, nogi natomiast ciasno oplótł wokół nieharmonijnie poruszających się bioder. Odgarnąłem z jego czoła mokre kosmyki włosów i uśmiechnąłem się, sam nie wiem dlaczego; całkiem mimowolnie. Min mruknął coś i ostatkiem sił przyciągnął mnie do długiego, gorączkowego pocałunku.

Nie było pomiędzy nami żadnych słów, jednak po mojej głowie obijał się cały batalion rzeczy wypowiedzianych i tych, które wisiały drętwo w powietrzu. Każda rzucona niegdyś prośba i przeprosiny, każda słodko-gorzka obietnica, każde wesołe powitanie i wszystkie czułe pożegnania, każde „żałuję" i każde „tęsknię". Płynęły przeze mnie jak rzeka bez ujścia, szukając go uporczywie u Jimina, który odbijał ją ze zdwojoną siłą, oddając mi jeszcze więcej, więcej, więcej siebie.

Ten przepływ energii był niesamowity.

Park przytrzymał mnie rozpaczliwie swoimi ustami, kiedy spróbowałem się na moment odsunąć, zupełnie jakbym miał zaraz rozpłynąć się w powietrzu i zostawić go samego w tym wielkim, ciemnym pokoju. Otworzyłem ze zdziwieniem oczy, natychmiastowo zwalniając tempa. Miałem wrażenie, że moje serce zostało ściśnięte przez ogromny kamień, którego odłamki niebezpiecznie kłuły klatkę piersiową, natłok myśli zwalił mi się na głowę, bo nie miałem pojęcia, co się dzieje.

Z kurczowo zaciśniętych powiek toczyły się dwie stróżki łez, niegodziwie plamiąc rumiane policzki chłopaka, który wydawał się bać spojrzeć przed siebie; nie musiał tego mówić, jego łakome wargi zdradzały wszystko. W ich słodki posmak wkradł się pąk goryczy, ale nie próbował tego ukryć, wręcz przeciwnie - wpajał mi ją i pokazywał, jak rozkwita.

- Jimin. - Mój stłumiony głos przebił się przez burzliwy pocałunek, dłoń znów pogładziła go po wilgotnym policzku. Przyćmiony nadchodzącym spełnieniem umysł nieco się wyostrzył, krew przestała szumieć w uszach, a serce powróciło do szaleńczego bicia. - Jimin?

Chłopak nadal nie otwierał oczu, pokręcił tylko głową, jakby odganiając od siebie niespokojne myśli i ich szklistych towarzyszy, wolno spływających rozemocjonowanej buzi. Westchnąłem cicho, ucałowując obie powieki z największą czułością, na jaką potrafiłem się zdobyć; oczywiście, że się zmartwiłem. Niezliczone myśli kotłowały się we mnie, domysły, prośby, niepewność i poczucie winy. Czy to przeze mnie? Zrobiłem mu krzywdę? Nie zauważyłem czegoś?

- Przepraszam - powiedział wreszcie, pociągając nosem. Ściągnąłem ze zdziwieniem brwi i zagryzłem mocno wargę, kiedy otworzył oczy, lśniące i pełne szczerej pokuty. - Przepraszam - powtórzył, zauważywszy moje niezrozumiałe spojrzenie. Starłem kciukiem kolejną łzę i cholera, jakieś niestworzone siły ścisnęły mnie mocno za gardło, ten widok był taki rozdzierający. - Nie chciałem się rozpłakać...

- Shh, Jiminie - szepnąłem. - Już w porządku. - Pogładziłem go po miękkich włosach, rozsypanych w gęsty wachlarz na pościeli, siląc się na delikatny uśmiech, choć nie byłem pewien, co powinienem zrobić. - Chcesz skończyć?

- Nie, boże, Jeongguk.... - Mimo, iż jego głos drżał, przyciągnął mnie do siebie swoimi nogami, wciąż silnie oplecionymi wokół moich bioder. Stłumiłem jęk, ponieważ oboje byliśmy naprawdę blisko szczytu, dostrzegłem, że sam na ułamek sekundy przygryzł wargę przez ten nagły dreszcz; to gubiło mnie w tym jeszcze bardziej. - Ja po prostu... Po prostu... - Wziął głęboki wdech, błądząc spojrzeniem po suficie, aż w końcu wypuścił powietrze i popatrzył mi prosto w oczy. Widziałem niepewność, widziałem skrywające się za nią wahanie i dopełniający je żal. Ale ponad tym wszystkim widziałem szczere uczucie, które przebijało się przez paletę zgnębienia i rozwiewało każdą wątpliwość, jaka wcześniej mnie dopadła. - Tylko... Nie chcę, żebyś kiedykolwiek zniknął.

W trakcie tych kilku lat spędzonych razem z Jiminem słyszałem wiele rzeczy - wyuzdane prośby, syte od miłości zapewnienia, tajemnice skryte przed całym światem, dziesiątki podziękowań i przeprosin - ale jeszcze nigdy nie uderzyło to we mnie tak mocno. W tym wszystkim nie chodziło już nawet o słowa, ale tę morderczą szczerość, która błyskała w jego spojrzeniu. Opatulona ciepłem kojącego brązu tęczówek Jimina, skrywała się pomiędzy radosnymi iskierkami i krzyczała: „proszę, zauważ mnie! zauważ, jak bardzo nie chcę, żebyś odchodził". To było takie oczywiste, że nie potrafiłem tego wcześniej dostrzec.

Jimin pogładził mnie po wciąż oniemiałej twarzy i uśmiechnął się nieśmiało, pojedyncza łza błysnęła w kąciku jego oka i spłynęła zwinnie po okrągłym policzku. Westchnął cicho i przylgnął do moich ust, składając na nich słodki, motyli pocałunek, jak gdyby chciał mnie uspokoić, przelewając w to skrawek każdej emocji.

- Po prostu obiecaj, dobrze? - poprosił cicho, jego czoło oparte o moje.

Ten chłopak...

Jimin leżał przede mną kompletnie nagi. Obdarty z wszystkich emocji i skrywających je masek, filigranowy chłopiec pośród niczego, co mogłoby go zakryć. Wpatrywał się we mnie swoimi niepewnymi, lśniącymi oczami i czekał; na potwierdzenie, na jakieś niewerbalne ukojenie, gest, który znów okryje nas obu niczym aksamitny materiał, chowając przed całym światem. To była jedna z tych niewielu chwil, kiedy byliśmy dla siebie w stu procentach - złączeni nie tylko przez spragnione ciała, ale głodne bezgranicznego pożądania dusze, które każdego dnia uczą się oddawać sobie coraz bardziej i bardziej.

Nie było odpowiedniejszego momentu.

Złapałem jego dłoń w swoją i ułożyłem ją na poduszce, splatając razem nasze palce. Odwzajemniłem wreszcie jego uśmiech, ale nie wiem, czy to zauważył - być może poczuł, gdy gromiłem wargami każdą nieproszoną łzę z buzi chłopaka, pozwalając, aby na usta wkradł mi się słonawy posmak. Jimin zachichotał po raz kolejny, kiedy przejechałem językiem po jego nosie i przyjemne ciepło znów rozlało się po mojej klatce piersiowej, zaraz niebezpiecznie wędrując coraz niżej. Pochyliłem się nieco do przodu, ocierając o jego policzek i zacisnąłem mocno zęby, gdy bolesne mrowienie skumulowało się na podbrzuszu; moje ciało błagało, aby wrócić na ścieżkę spełnienia. Jimin prawie pisnął mi do ucha, kiedy poruszyłem się w nim ostrożnie, i przygryzł je, chyba nieświadomie, wypychając biodra do przodu.

- Kochaj mnie, Jeongguk - szepnął. - Kochaj mnie do nieprzytomności.

Nie odpowiedziałem.

Poruszyłem się mocniej, gładząc kciukiem wierzch jego dłoni, którą tak kurczowo trzymałem i pozwoliłem nam obu na uwolnienie z siebie tego wszystkiego; każdego westchnienia, prośby, każdej skrajnej emocji i pohamowania. Jimin skomlał cicho, błądząc palcami wolnej ręki po moich plecach, jakby sam czegoś szukał, jednak nie do końca wiedząc czego, jego klatka piersiowa natomiast opadała i unosiła się nieharmonijnie, zwiastując nadchodzące spełnienie. Całowałem jego twarz, linię szczęki, zasysałem się na szyi, szukałem ustami nieznanych miejsc na skórze Jimina - chciałem mieć w posiadaniu jej każdy milimetr. Drażniłem wargami ciało chłopaka, wierząc, że dotykam w ten sposób jego subtelnie skrytej duszy, że jej miękka struktura otula najpierw moją twarz, później ramiona, aż wreszcie we mnie wsiąka i pozwala dojrzeć każdego swojego skrawka i mankamentu, jednocześnie szukając ich u mnie. Czułem, jak chwytam tą ulotną istotę w swoje skrzydła i w tym samym momencie oddaję mu klucz do swoich najgłębszych sekretów, powierzając mu każdy aspekt mojego przyszłego istnienia. Wszystko to dlatego, bo wiedziałem jedną rzecz.

Nikt nigdy nie pokocha mnie tak, jak zrobił to Jimin. I nikt nigdy nie pokocha tego dzieciaka tak bardzo, jak zrobiłem to ja.

Niczego w świecie nie byłem bardziej pewien.

Kilka pchnięć i przekleństw później Park wygiął swoje ciało w łuk, zaciskając mocno powieki i rozchylając wargi w bezgłośnym okrzyku przyjemności, która opanowała każdy centymetr jego osoby, po czym rozlał się na swój brzuch, drżąc przez tak długo wyczekiwane spełnienie. Sam nie wiem, ile czasu minęło, aż go dogoniłem; zaciskał się na mnie tak dobrze, boże, kroczyłem po cienkiej linii graniczącej ze skrajnym szaleństwem. Jęki Jimina i jego ostre paznokcie sunące po mojej skórze zupełnie przytłumiła fala nieopisanej błogości, obraz zrobił się niewyraźny i jedyne, co do mnie docierało, to żar bijący od ciała młodszego chłopaka oraz niespokojne chybotanie mojego ciała.

Opadłem na Jimina, już nawet nie próbując walczyć z ciężkim oddechem. Miałem wrażenie, że serce zaraz połamie mi żebra, biło tak niemiłosiernie szybko i mocno, nie potrafiąc powrócić do normalnego tempa. Chłopak pogłaskał mnie tylko po włosach i choć nie widziałem jego twarzy, byłem pewien, że uśmiecha się delikatnie; nieczęsto zdarzało się, żeby miał okazję przytulać mnie w ten sposób. Zazwyczaj... Zazwyczaj to ja chowałem go w swoich ramionach, był taki mały i bezbronny.

Jednakże w tamtej chwili sam się taki czułem. Przy Jiminie mogłem tylko udawać bezwzględnego i silnego, ale prawda była taka, że ten chłopak kruszył moją ciernistą zbroję jednym spojrzeniem.

Po chwili podniosłem się z niego i sięgnąłem do szafki nocnej po chusteczki, aby wyczyścić jego splamiony brzuch, swój również. Ściągnąłem z jego nóg potargane kabaretki i przyjrzałem się im dokładniej, uśmiechając pod nosem na wspomnienie Jimina, który pokazał mi się w nich po raz pierwszy. Kątem oka już wychwyciłem to zawstydzone spojrzenie oraz odwróconą w przeciwną stronę głowę - to niesamowite, że jeszcze przed dziesięcioma minutami potrafił kusić mnie niczym diabeł do tak nikczemnych rzeczy.

Ale wyglądał w nich niesamowicie i tak, definitywnie powinienem kupić mu ich więcej.

Ze zmęczonym, ale jednocześnie zadowolonym uśmiechem ułożyłem się obok, okrywając jego nagie ciało kołdrą. Park wpatrywał się we mnie przez dłuższy moment z przygryzioną wargą, jakby się nad czymś zastanawiał, ale koniec końców jedynie przysunął się bliżej, wtulając w mój tors i oboje pogrążyliśmy się w ciszy, przerywanej od czasu do czasu ulicznym hałasem. Wiatr podwiewał jasne zasłony, muskając przyjemnie nasze twarze, powietrze zdążyło ostygnąć i zrobiło się rześkie. Księżyc zerkał nostalgicznie przez szybę, oświetlając połowę twarzy Parka, którego oczy co chwila mrugały kilkakrotnie i znów przykrywał je wachlarz rzęs, próbując pogrążyć się choćby w półśnie.

Wszechogarniające poczucie nicości nagle zrobiło się takie... Dziwne.

Minuta goniła minutę, pozostawiając nas daleko w tyle. Nie zwracałem uwagi na tykanie zegara (a może się zepsuł i po prostu przestał chodzić?), skupiłem się na oddechu Jimina i tym, jak świadomie bądź nie zaciska palce na pościeli, mnąc ją niespokojnie.

- Jeongguk?

Chłopak podniósł się z mojej klatki piersiowej, podpierając na łokciu i spojrzał mi w oczy, które zdążyły się już dawno przyzwyczaić do otaczającego nas mroku.

Wiedziałem, co trapiło jego myśli.

- To, co mówiłem wcześniej...

- Obiecuję.

- Co?

- Nigdzie się nie wybieram, Jimin. - Uśmiechnąłem się znów, tym razem szerzej, widząc malujące się na jego twarzy zaskoczenie. - Nie chcę.

Młodszy widocznie nie spodziewał się tak szybkiej i zdecydowanej odpowiedzi; rozchylił usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk i już chciał schować się z powrotem pod kołdrą, ale przytrzymałem go ciepłym pocałunkiem. Od razu rozluźnił wszystkie mięśnie i opadł bezwiednie na materac, pozwalając mi przelać te zapewnienia w dotyk.

- Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało, pajacu - powiedziałem rozbawiony, nie wierząc, że mógł w to kiedykolwiek zwątpić. - Nie oddałbym cię nikomu.

- Och - westchnął. - Och...

Jimin wyglądał, jakbym zdjął z jego ramion ogromny ciężar, a ulga uleciała spomiędzy jego warg wraz z tym krótkim oddechem. Przysunął się znów bliżej, pozwalając, abym objął go szczelnie ramieniem i wtulił się wygodnie w moje ciało.

- Sam jesteś pajacem - burknął po chwili obrażonym tonem.

Parsknąłem śmiechem.

- Oczywiście, że tak, królewno.

- Księżniczko...

- Niech ci będzie, księżniczko. - Pokręciłem głową z rozbawieniem, naciągając mocniej materiał na jego ramiona. Jimin ziewnął przeciągle, znikając pod kołdrą niemalże po sam czubek głowy. - Dobranoc, Jiminie.

- Mhm - mruknął i zacisnął swoją malutką dłoń na moim ramieniu.

To było takie rozczulające, boże...

Czułem się dobrze, kiedy leżeliśmy w ten sposób, pośród satysfakcjonującej ciszy, niby w samotności, jednak mając obok siebie ten jedyny niezbędny element do wydobywania z siebie każdego oddechu. Nikły uśmiech błąkał mi się po ustach w chwili, kiedy sen zmorzył też mnie, opanowując każdy skrawek mojego ciała po kolei, delikatnie niczym ciepła fala obijająca się o brzeg. I gdy myślałem, że sięgam apogeum wzruszenia i pieprzonego szczęścia, Jimin znowu oddał i dokleił skrawek swojego serca do mojej skołatanej duszy.

- Ja też nigdy nie odejdę, Jungkook. Obiecuję.

I nie mogłem już być bardziej pewny, że spotkała mnie najpiękniejsza z miłości.





nie jestem z tego dumna, ale może chociaż wam się spodoba
luv ya

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro