Rozdział 10 ( Część 1 )
---Rozdział X: Krew ( Część 1 )
(((PoV Włoch)))
Jedyne co pamiętam wyraźnie,
do momentu gdy tracę oddech,
to kiedy pierwszy raz tu przyszliśmy.
Mimo że wszyscy myśleli
nad sposobem wydostania się,
Nie zrobiłem nic żeby im pomóc...
Musieli mnie chronić jak idiotę...
Podczas gdy wszyscy cierpieli
Ja byłem sam
Jeden po drugim.
umierali zaraz przede mną.
----
***Flashback***
((Japonia i Włochy w pokoju z pianinem - Śmierć Japonii))
-Huhu
...Przepraszam. Wygląda na to że to mój koniec- Wydusił z siebie Japonia, ledwo mogąc się w ogóle ruszać.
-N-Nie mów tak! Poczekaj minutkę! Zrobię bandaże z flag żeby powstrzymać krwawienie- Mówiłem, podczas gdy łzy lały się po moich policzkach. Japonia zebrał w sobie resztkę sił by potrząsnąć głową.
-Nie... Nie, to bez sensu. Nie ma czasu. Proszę, zostaw mnie i dołącz do reszty. Na szczęście zapomnieli... że tu przyszedłem. Proszę, po prostu mnie zostaw....
-Przecież nie mogę tego tak po prostu zrobić! Po prostu-- Zrobię już te bandaże! Proszę!- Chaotycznie przeszukiwałem kieszenie w poszukiwaniu przynajmniej kawałka jakiejś szmatki.
-Włochy?
-T-Tak?
-Nie masz już więcej flag, prawda? Użyłeś ich na bandaże dla pozostałych- Powiedział. On wie... Wie... ale mimo to...
-Nie! M-Mam coś! Pa-Patrz! Znalazłem! Już ci pomogę!
...Nie, Japonio!! Zrobię wszystko!! Zrobię wszystko!!! Po prostu jeszcze trochę wytrzymaj!- Błagałem go ze wszystkich sił jakie mogłem w sobie zebrać. Po prostu... To... To się nie dzieje...
Japonia uśmiechnął się w moją stronę słabo.
-Włochy, jesteś bardzo miły. Ale nawet kiedy jestem ślepy, widzę że kłamiesz.
To takie
...frustrujące.
Do samego końca miałem nadzieję że...
...wyjdziemy... stąd... razem- Mówiąc to, Japonia odetchnął ostatni raz.
---====----====-----
***STRACONO JAPONIĘ***
---====----====-----
((Pokój z kominkiem, Prusy, Włochy, Rosja, Francja, Chiny - Śmierć Rosji, Francji i Chin))
-Wybacz, tutaj upadam- Powiedział Chiny łapiąc się za swoje krwawiące ramię.
-Cieszę się, że przynajmniej zrobiliśmy... krok dalej- Powiedział Rosja, a jego głos zaczął się załamywać.
-Proszę, Włochy, nie płacz. Po prostu idź. Jeśli tu zostaniecie potwór znowu się pojawi- Powiedział Francja, a jego niegdyś rzucające się w oczy ubranie, było umazane we krwi.
Pokręciłem natychmiastowo głową.
-Ale--
-... Prusy, zajmij się małym Włochy. Jest szybki, ale to nie starczy by uciec przed tym czymś- Przerwał mu Francja.
Prusy położył dłoń na moim ramieniu.
-Wiem. Możecie na mnie liczyć
Zauważyłem, że po jego słowach Francuz powoli zamknął oczy.
-Francjo?
-.....Szybko. Nie pozwólcie naszym wysiłkom pójść na marne. Doprawdy, czasami jesteście tacy powolni- Powiedział Rosja. Chiny zgodził się z nim kiwnięciem głowy.
-Jeśli tu zostaniecie, będziecie tylko zawadzać. Idźcie już. Szybko
-Chodźmy, Włochy. Wynośmy się stąd- Powiedział do mnie Prusy, ciągnąc mnie w stronę drzwi. Zawahałem się ale koniec końców skierowałem się za nim. Podsłuchałem rozmowę dwójki krajów, które zostawiliśmy, przez drzwi.
-Naprawdę nadajesz się do roli złoczyńcy.
-Z ciebie też niezły aktor
-Muszę znaleźć... szybko... Japonię... Podczas gdy zrobiłem się tu taki ociężały... znowu zapomniałem...
-...Chiny?
.......
...Haa... Nawet w miejscu takim jak to... znowu jestem zupełnie sam...
---===---
***STRACONO ROSJĘ, FRANCJĘ I CHINY***
--====---
((Trzecie piętro -- Włochy, Ameryka, Anglia i Kanada -- Śmierć Ameryki, Kanady i Anglii))
-Ta, jakoś damy sobie rade, więc po prostu idźcie już i przynieście jakieś leki czy coś- Powiedział Ameryka, klepiąc mnie po plecach. Odwróciłem się w jego stronę i odezwałem się.
-Czekaj! W tym czasie na pewno też zostaniesz śmiertelnie ranny...
Ameryka pokręcił jednak głową.
-W porządku. Poza tym, chcę zrobić tej dwójce przysługę i z nimi zostać
-Ameryko...- Mój wzrok skierował się w kierunku ciał Anglii i Kanady leżących na łóżkach. Byli cali posiniaczeni i czerwoni od krwi. Czekałem by zauważyć jak ich klatki piersiowe wznoszą się i ponownie opadają... ale nie doczekałem się. Kompletnie się nie ruszały.
Ameryka podążył za moim wzrokiem i zamarł na chwilę, po czym zacisnął dłonie w pięść i odetchnął głęboko.
-... Haa
... Nie, to nie to. I tak mnie już nie słyszą, więc powiem ci całą prawdę...
Chcę zostać z nimi do ostatniego mojego momentu.
Ponieważ oboje są dla mnie bardzo ważni
- I ponieważ zamierzasz... mnie ochronić?- Zapytałem powoli, a poczucie winy powoli dźgało mnie w serce.
Ameryka chyba nie za bardzo się przejął. Nawet pokazał mi dwa kciuki w górę.
-Haha! Ta. Mimo że nie jestem w stanie się zbytnio ruszyć. Ale nie popełniam błędu. Niczego nie żałuję
Popatrzyłem na niego szokowany.
Amerykanin zachwiał się lekko kiedy podszedł między łóżka i usiadł na ziemi, gładząc tym samym włosy zarówno Kanady jak i Anglii. Zauważyłem jak w kącikach jego oczu zaczynają pojawiać się łzy, jednak mimo to odwrócił się w moją stronę i odezwał się cicho.
-Dawaj. Życzę ci powodzenia.
--====---
***STRACONO AMERYKĘ, ANGLIĘ I KANADĘ***
--====---
((Piwnica -- Prusy, Niemcy i Włochy -- Śmierć Prus Niemiec))
-Mamy klucz- Odezwał się Prusy, podpierając ścianę, by nie upaść i nie pogorszyć stanu ran, których starał się nie pokazywać.
Po moich policzkach ponownie polały się łzy.
-Hej, przestań płakać. Ryzykowaliśmy życia i musieliśmy sobie radzić z tyloma rzeczami, żeby go zdobić. Powinieneś się bardziej cieszyć- Powiedział delikatnie Niemcy.
-Czemu skłamaliście...? Mówiliście, że idziecie się tylko rozejrzeć...- Wykrztusiłem z siebie.
Blond włosy Niemiec odwrócił wzrok, ale odezwał się
-Ach, no tak. Cóż
... Chyba z tego samego powodu, dla którego nie powiedziałeś nam że inni nie żyją.
Zdziwiły mnie jego słowa.
-Wiedzieliście?
Prusy zaśmiał się delikatnie. Niemal go nie usłyszałem.
-Hahaha
... Cóż.. West, czemu nie odpoczniemy na chwilę? Jestem strasznie zmęczony
Niemcy odwrócił się do swojego starszego brata i kiwnął głową.
-Masz rację, Prusy. Idź przodem. Dogonimy cię potem.
-Czemu?! Nie! Już nie dam rady! Zostaję z wami!!- Krzyknąłem.
Niemcy nareszcie spojrzał mi prosto w oczy i odezwał się słabo.
-Każdy kto... stawia opór... biega... dziesięć kółek
Prusy położył powoli dłonie na swoich biodrach.
-..... Słuchaj... Jeśli się.... nie pośpieszysz... doda ci tylko więcej
Nie chcąc zaakceptować tego co działo się przede mną, zacząłem się trząść.
-Dobrze! Będę biegał! Pobiegnę te dziesięć kółek! Pobiegnę tyle ile będziecie chcieć! Ale będę uciekał!
I wtedy Niemcy...
... będzie musiał za mną pobiec
... żeby mnie złapać...
Nagle, głowa Prus opadłą bezwładnie na jego bok.
-Prus--
Zanim zdążyłem go zawołać... zauważyłem jak Niemcy zamyka powoli swoje oczy i... uśmiecha się po raz ostatni.
-Nie... m... cy...
---====----===---
***STRACONO PRUSY I NIEMCY***
---====----===---
Nie ważne którą drogę wybrałem, nie ważne co zrobiłem, zawsze mnie zostawiali.
Jeśli tylko nie usłyszałbym tych plotek...
Jeśli tylko nie powiedziałbym o nich Ameryce.
Nie, nie jest dobrze. Muszę postarać się jeszcze bardziej.
Co muszę teraz powiedzieć? Czyje życie będzie tym razem zagrożone? Co... muszę teraz zrobić?
Ile razy będę mógł się pomylić?
Ile razy będę musiał mówić te same kłamstwa?
Ile razy będę musiał patrzeć jak moi przyjaciele umierają?
Złożyłem im tyle obietnic. Ale kiedy spotykamy się za kolejnym razem, już ich zapominają. Kiedy zaczynamy się jakoś trzymać razem, musimy spotykać się raz jeszcze, a oni zapominają o tym wszystkim.
Nie chcę żeby zapominali. Co mogę zrobić? Co muszę zrobić? Jak mogę ich stąd wydostać?
Haaa... to bezużyteczne. Czuję jakby moja głowa miała zaraz eksplodować...
Muszę postarać się bardziej... i bardziej... ale... jestem taki zmęczony...
===~*~*~*~*~*~*Koniec Flashbacku~*~*~*~*~*~*~*~===
-=-=-=-=-=-=-Pov Reader-=-=-=-=-=-=-
Wytarłam pot z mojego czoła i zarzuciłam [K/W] kosmyki włosów do tyłu. Odwróciłam gałkę w drzwiach i wyszłam po chichu z łazienki.
Nagle, kątem oka zauważyłam kogoś opartego wygodnie o ścianę niedaleko mnie. Jego ręce znajdowały się skrzyżowane na jego klatce piersiowej.
-Ciao, ragazza
Odwróciłam się w kierunku chłopaka, który mnie zawołał. Z wszystkim możliwych Włochów, musiał to być akurat on... Musiał być ten najgorszy z nich.
-Luciano...- odezwałam spokojnie.
Jego magentowe tęczówki błyszczały żądzą mordu. Jednak wyraz jego twarzy był nadzwyczajnie spokojny, co przerażało mnie jeszcze bardziej. Przez chwilę kompletnie się nie odzywał. Wyglądało na to, że ciężko nad czymś myślał. Może nad tym jak mnie zabić...? Modliłam się żeby to nie było to.
Wtedy zaśmiał się krótko po czym odezwał się.
-Heh. Muszę ci przyznać, ragazza... Masz tupet, żeby próbować uciec do tych drani
Spojrzałam na swoje stopy, zdając sobie sprawę, że przegrałam.
-Hmm? Czyli jednak stałaś się bezdusznym potworem? Mama i Papa nie są dla ciebie ważni?~- Zapytał, a jego ton brzmiał jakby świetnie się bawił, a w tym samym momencie dźgał mnie prosto w serce, w którym zaczęło pojawiać się uczucie winy.
Odwróciłam się w jego stronę i odezwałam się.
-Nie... Nie... Kompletnie nie o to chodzi. Nigdy nie chciałabym, żeby moim rodzicom się coś stało... ale... ale... nie mogę po prostu zostawić Włoch i innych... Luciano... Ja... Nie powiem im o was... Tylko proszę... pozwól mi ich zobaczyć.
-Dobra- Powiedział po prostu.
Nie spodziewając się odpowiedzi takiej jak ta, podniosłam lekko brew i powtórzyłam jego słowa.
-...'Dobra'...?
-Dokładnie, ragazza. Pozwolę ci się spotkać z twoimi przyjaciółmi od Pierwszych Graczy. Nie zranimy też za to twoich rodziców- Powiedział kasztanowłosy Włoch.
Cofnęłam się od niego o krok.
-...Gdzie jest haczyk?- Zapytałam
Ponownie jego magentowe tęczówki zabłyszczały czymś dziwnym. Zachichotał, tym razem nieco głośniej.
-Niesamowite. Czasami sprawiasz wrażenie jakbym gadał do osła, ale czasami dowodzisz że jest kompletnie inaczej. Si. Jest pewien haczyk...
Podnosząc moją głowę, pośpieszyłam go by kontynuował.
-Pozwolę ci spotkać się z twoimi przyjaciółmi od Pierwszych Graczy, bez zranienia twoich rodziców... ale jeśli... i tylko jeśli...
... pomożesz nam coś zdobyć
Zmarszczyłam nieco brwi, próbując myśleć co mogą potrzebować Drudzy Gracze. Do głowy wpadały mi tylko tak głupie pomysły, że od razu je odrzucałam... Czym mogło być to coś? Poddając się, zapytałam,
-... Co zdobyć?
-.... To pewien kawałek metalu.
Krzyżując dłonie na klatce piersiowej, posłałam mu spojrzenie pełne zdumienia.
-Luciano... jakim cudem mam znaleźć coś co nawet nie wiem jak wygląda. Podaj mi dokładniejszy opis.
-Ach. Non non non, ragazza~ Nie będziesz miała problemu ze znalezieniem go.
-Yhym. Więc powiedz mi skąd mam go wziąć i zakończmy to szybko...
Posłał mi kpiący uśmieszek zanim się odezwał.
-Zwyczajnie, znajduję się w rękach Pierwszych Graczy. Aktualnie ma go Pierwszy Gracz Niemiec, z tego co słyszałem. Pewnie ma go od mojego bezużytecznego odpowiednika. To proste, ragazza. Zabierz im ten kawałek metalu i zwróć go nam. Potem będziesz mogła robić co tylko ci się podoba. Będziesz mogła być a naszej stronie lub ich. Pewnie wybierzesz tą drugą opcję, więc pozwól że coś ci powiem... To oni są drużyną która jest spisana na śmierć. Wybierając ich, pewnie dołączysz do nich. Ale nie będziemy się zbytnio przejmować... tak długo jeśli tylko oddasz nam to czego potrzebujemy.
Po usłyszeniu tego co powiedział niemal od razu poczułam, że coś jest nie tak.
-To... metalowe coś... Pierwsi Gracze też tego nie potrzebują? W końcu, skoro chcesz im to zabrać... musi być ważne...- Powiedziałam powoli. Luciano skrzywił się.
-Znowu bujasz w obłokach, ragazza. Siiiii. Oczywiście, jest cholernie ważny. Myślisz że niby czemu chciałbym ich tego pozbawić!?
Słysząc to, pokręciłam szybko głową.
-Nie... w takim razie.... oznacza to.... Oznacza to, że będę musiała ich zdradzić...?
-Si. Właśnie tak.
Odwróciłam od niego wzrok. Co powinnam zrobić? Jeśli zaakceptuję ofertę Luciano... Będę mogła sprawdzić co u Pierwszych Graczy i może nawet im pomóc... i tym samym mieć pewność że moim rodzicom nic się nie stanie... Mimo to... Będę musiała wziąć udział w planie Luciano i pomóc im pozbyć się Pierwszych Graczy. Ten głupi kawałek metalu może być niezbędny do wydostania się... Ale... jeśli odrzucę tą ofertę... wtedy co? Zostanę w tym pokoju bez robienia zupełnie niczego?... Tego też nie mogę zrobić.
Jak niby mam sobie z tym wszystkim poradzić?
Nie było tego w oryginalnej wersji gry. Nie mam pojęcia jakie będą konsekwencje moich czynów, jednak mimo to uczyniłam parę kroków wprzód... czując tym samym jakoś bardziej przewrażliwiona.
Nie ma tutaj czegoś takiego jak punkty zapisu. Nie mogę zapisać przed podjęciem decyzji. Nie mogę zresetować czy odnowić gry.
...Ponieważ to już nie jest tylko gra.
To nie jest gra o której myślałam że tyle wiem. To rzeczywistość. Moja rzeczywistość.
I dla mnie, tak samo jak dla wielu innych...
...rzeczywistość jest straszna.
-....... Ale... będą na mnie źli, że wzięłam od nich coś co mogłoby im się przydać.... Będą źli... na mnie...- Powiedziałam, a w kącikach moich oczu zaczęły pojawiać się łzy.
Luciano odwrócił się, nie patrząc mi w twarz po czym odezwał się mrocznym tonem.
-Si. Ale to nie mój problem, ragazza.
Powinnam?
Nie powinnam?
Jaka jest poprawna odpowiedź?
Jeśli teraz zdecyduję... Pewnie później będę tego żałowała...
..ale w podobnych sytuacjach musimy podejmować takie decyzje, prawda?
Więc...?
-........Więc, ragazza? Zgadzasz się czy nie? Zegar tyka
Zamknęłam dosyć nagle powieki, by powstrzymać łzy od polania się po moich policzkach. Zbierając siły by podjąć ostateczną decyzję, odezwałam się
-W porządku... Zrobię to
Na parę chwil, zapanowała między nami cisza, którą przerwał Luciano.
-Hm. W takim razie, wszystko ustalone. Zerknij na telefon
Zaskoczona, postanowiłam zrobić to co polecił. Ostrożnie wyciągnęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na ekran
---
1 wiadomość
Ciao
---
-Masz moją wiadomość, si? Zapisz ten numer. Mogę od czasu do czasu do ciebie zadzwonić czy napisać. Powiesz mi wtedy czy masz to o co cię prosiłem. Resztę szczegółów prześlę ci później- Powiedział monotonnie.
Mimo że nie mógł mnie zobaczyć, kiwnęłam głową.
Luciano odwrócił się powoli w moją stronę, mówiąc.
-Możesz już iść, raga---
Zanim dał radę dokończyć swoje słowa, drzwi za nim otworzyły się nagle z hukiem, a w nich stanął ogromny, szary stwór.
-L-Luciano...! Za tobą!- Krzyknęłam.
W tym samym momencie potwór ruszył w naszą stronę, jednak Luciano odepchnął nas wystarczająco szybko z jego drogi. Jakimś cudem upadliśmy na ziemię kilka metrów od stwora.
-Dzi-Dzięki- Powiedziałam, jednak mój głos powoli się załamywał.
-Che. Te pieprzone stwory zaczęły szaleć od kiedy główny model został wyeliminowany przez tego Pierwszego Gracza- Odezwał się Luciano, widocznie zirytowany nagłym pojawieniem się stwora. Odwrócił się do mnie i odezwał się.
-Pierwsi Gracze są gdzieś na drugim piętrze. Po prostu weź to czego potrzebujemy. Idź
-A co z tobą? Ten potwór jest niebezpieczny!- Powiedziałam.
Zaśmiał się sarkastycznie i rzucił w moim kierunku kpiarski uśmieszek.
-Ragazza, dobrze wiesz, że to ja jestem tym niebezpiecznym.
Jakimś sposobem, nawet w tej sytuacji, zachichotałam lekko słysząc jego słowa. Odeszłam parę kroków od Luciano i tego stwora.
Walka rozpoczęła się w ułamku sekundy. Doświadczony Luciano rzucał swoje noże w kierunku szarego potwora. Mimo iż w niego trafiał, stwór również się mu odwdzięczał. Walka toczyła się dosyć dobrze dla Luciano... jednak wtedy, potwór zaatakował szybciej niż wcześniej i uderzył w bok kasztanowo włosego. Wyglądała na to, że Luciano został ciężko ranny.
-Ugghh...- Kaszlnął, a w kąciku jego ust pojawiła się krew.
-Luciano!!- Krzyknęłam. Panikując, machnęłam przede mną dłonią by zobaczyć coś więcej o jego stanie... O dziwo mogłam. Zobaczyłam że jego pasek zdrowia, był niebezpiecznie niski.
Przeszukując szybko moją torbę, wyciągnęłam szybko scyzoryk i dwie kulki ryżowe. Podbiegłam do nich szybko.
Nie tak celnie jak Luciano, postarałam się rzucić moją bronią w potwora.
-Łap!- Krzyknęłam rzucając scyzorykiem w potwora. Cudem, trafił on w jego czoło, sprawiając że stwór cofnął się o parę kroków.
Luciano podszedł mnie.
-Ty... Uderzyłaś to... ale co do cholery tu robisz?
-Ratuję twój tyłek. Masz, zjedz to- Powiedziałam, podając mu dwie kulki ryżowe.
Posłał mi zdziwione spojrzenie i odezwał się, brzmiąc na nieco zirytowanego.
-Naprawdę doceniam twoją pomoc, ale to nie jest kurwa czas na piknik.
-Nie, idioto. Po prostu to zjedz. Wiesz, że wiem jak działa ta gra. Zjedz już po prostu te cholerne kulki!- Niemal mu rozkazałam. Zawahał się widocznie, jednak i tak mnie posłuchał. Tak szybko jak skończył, sprawdziłam jego stan zdrowia. Pasek uzupełnił się do pełna, kiedy tylko zjadł te dwie kulki, które mu podałam.
-......Co....- Wyszeptał pod nosem.
Złapałam go za ramiona i odwróciłam w stronę potwora który szedł powoli w naszą stronę.
-Tak. Super. Wiem. To coś później będzie atakowało non-stop, więc lepiej popracuj nad rzucaniem tymi nożykami- Powiedziałam.
Nagle znikąd, pomiędzy jego palcami pojawiło się więcej noży. Jak do cholery to zrobił? Cofnęłam się odrobinę, widząc że Luciano ponownie zaczął atakować potwora swoją bronią, ze swoją zregenerowaną siłą, był w stanie uderzyć w potwora z większą precyzją i dokładnością. Od czasu do czasu potwór również atakował, jednak był w stanie tego uniknąć. Po wymianie paru ataków, zauważyłam że Luciano wyglądał na zmęczonego.
-...Luciano! Wszystko w porządku? Możesz dalej walczyć?- Zapytałam zmartwiona.
Nie odzywał się przez parę chwil, jednak w końcu powoli odpowiedział.
-...Si
Z ostatnim atakiem skierowanym w stronę potwora, zniknął kompletnie.
Podbiegłam szybko do Luciano, który opierał się o ścianę, oddychając ciężko z zamkniętymi oczami.
Widząc że nie ma żadnych widocznych poważnych obrażeń, odetchnęłam z ulgą.
-Nic ci nie jest. Co za ulga. Myślałam, że potwór znowu uderzy atakiem krytycznym. Dobrze że udało ci się go uniknąć
Nie odzywał się.
Niezbyt zadowolona panującą ciszą, cofnęłam się o parę kroków. Co ja wyprawiam? Przez sekundę, zachowywałam się jakby był moim przyjacielem. Boże, musi być kompletnie zirytowany.
-Czemu?- Zapytał niskim tonem.
Zmarszczyłam nieco czoło.
-Huh?
Otworzył swoje oczy i złapał mnie za oba ramiona.
-Czemu nie uciekłaś? Czemu zostałaś i mi pomogłaś?
Czemu... Czemu okazujesz troskę...? Kompletnie cię nie rozumiem!- Mówił, a brzmiał na poważnie sfrustrowanego.
Odważnie, podniosłam dłonie na wysokość policzków Włocha i uszczypnęłam je lekko.
-Jak na morderczego, rzucającego nożami, mądrale... jesteś w tym dosyć powolny. Oczywiście że nie mogłam tak po prostu wyjść! Zauważyłam, jak to coś cię uderzyło. Musiałam coś zrobić! Nie mogłam cię tak po prostu zostawić! Co gdyby coś się stało?...- Odpowiedziałam.
Wyglądało na te, że tylko bardziej go zirytowałam.
-O to chodzi! Pomyślałaś w ogóle, że skorzystałabyś, gdybyś mnie zostawiła tutaj zranionego lub rannego? Czemu ty---
-Bo się o was troszczę. Idioto.... Mówiłam wam, jeszcze zanim was poznałam w prawdziwym życiu, byłam fanką 2P. Jasne, mieliście tupet uprowadzając mnie i moich rodziców, tylko po to żeby pozbyć się 1P... ale dalej uważam że można to rozwiązać inaczej! Mamy słowa. Możemy ich używać. Chcę stąd wyjść... razem z wszystkimi. Nie chcę by ktokolwiek z nas tu zginął. Pierwsi Gracze, Drudzy Gracze, moi rodzice-- Nie chcę by ktoś tu został! Czasami, sama siebie nie rozumiem. Ale... Po prostu.... po prostu... myślę, że jeśli wszystko jakoś się ułoży... Nie powinno to być tutaj. Możecie dalej mieć dobre życie... Jeśli tylko--
-Dosyć- Przerwał mi Luciano.
Puściłam go, po czym on uczynił to samo.
-Luciano...
Odwrócił się plecami w moją stronę i odezwał się monotonnie.
-To czas żebyś już stąd poszła, ragazza. Nie zapomnij o naszej umowie.
-Lu--
-Idź!
Zawahałam się, jednak odwróciłam się i skierowałam się w stronę schodów. Zanim weszłam w korytarz po mojej lewej, odwróciłam się w kierunku w którym wcześniej stał kasztanowo włosy Włoch.
Stał tam dalej, opierając się o ścianę, pogrążony w swoich myślach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro