Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Personifikacje były przerażone, ponieważ domyślały się, że plan Ludwiga w większości będzie tyczył się Lovino. Domyślali się, że Antonio to się nie spodoba, ponieważ wiedzieli, że mimo iż Lovino nie zachowywał się miło dla Hiszpanii, to Antonio bardzo o niego dbał i nie chciał, aby stała mu się krzywda, bo inaczej Hiszpania potrafiła pokazać się z zupełnie innej strony. Dlatego uznali, że Niemcy zwariował.
-Domyślam się co masz na myśli- powiedziała powoli Francja- i za przeproszeniem, ale zwariowałeś. Antonio jak się dowie to cię rozszarpie.
-Wiem- westchnął Ludwig- Nie mam innego wyboru. To w końcu brat Feliciano. Może ta...ta druga osobowość zmięknie. Zresztą nie mam zamiaru nic mu zrobić tylko postraszyć Felici....tego drugiego.
-Czarno to widzę. Zresztą obaj zbytnio się nie dogadują.
-Może i nie ale dbają o siebie.
-Rób co musisz.
Niemcy wziął słuchawkę od telefonu i wykręcił numer.
-Witaj Hiszpanio...-zaczął- Jest sprawa.
***

-Zgodził się.
-Co?
-Zgodził się- powtórzył Ludwig- Powie Romano. Stawiał też warunki. Jeśli się nie uda, Romano przejmuje sprawę, a jeśli Romano zginie, wszystkich nas pozabija.
-Okej- zaczął Ameryka ale się zreflektował- Czekaj, że co?!?! Jak to nas wszystkich?!
-Tak powiedział.
-No normalnie świetnie- rzucił z przekąsem Alfred- Dlaczego mam niby brać w tym udział obawiając się, że zginę?
-Bo inaczej albo ja cię zabiję albo Feliciano- warknął.
Ameryka wyciągnął pistolet z kurtki.
-Daruj sobie- zaczął grozić Niemcom.
-Okej, ale pamiętaj plan nie wypali już na początku a i tak zginiesz, bo nie wiem jaka jest ta osobowość, ale Feliciano jeśli chodzi o ukrywanie się to potrafi się idealnie ukryć. Dorzuć to, że ta osobowość to psychopata. Ukryjesz się przed ukrytym psychopatą strzelającym gdzie popadnie? Już postrzelił z ukrycia Anglię i Francję i nikt z nas go nie zauważył.
Ameryka opuściła broń, schowała ją do kurtki i westchnęła.
-Rób co masz robić.
***
Luciano nie mogąc znaleźć sobie zajęcia szedł tam gdzie go nogi poniosą. Zarówno alianci jak i państwa Osi mu uciekli, więc nie chciało mu się ich na razie szukać, uznał, że się zdrzemnie.
Było słonecznie i ciepło, więc przyznał, że odpoczynek w cieniu pod drzewem to będzie idealny pomysł. Niemal natychmiast zasnął.

***
Feliciano siedział uwięziony w klatce i próbował obmyślić plan jak się z tego wydostać i przejąć kontrolę nad sobą, bo wiedział, że jego druga strona będzie chciała się pozbyć najbliższych mu osób. Schował twarz w dłoniach. Jak mógł być tak głupi, żeby uwierzyć Luciano i go wypuścić. Wiedział, że musi sam się stać silny bez pomocy kogokolwiek. Będzie musiał być dzielny i pomóc przyjaciołom zwłaszcza, że Luciano będzie chciał ich zabić. Musi wykombinować jak przejąć chociaż chwilową kontrolę, a najlepiej wydostać się z tego więzienia.
Bał się, że niedługo sprawy przyjmą gorszy obrót.

***
Anglia, Francja, Rosja, Chiny, Japonia, Romano na czele z Ludwigiem i Alfredem szli pagórkami, ponieważ dom Hiszpanii mieścił się na wzgórzu. Do pochodu dołączyły także Prusy, które postanowiły pomóc małemu Feliemu.
Naprzeciw grupie wyszedł Luciano. Niemcy zauważył teraz kolor oczu tej drugiej osobowości i stwierdził, że ma naprawdę mordercze zamiary.
Luciano stanął.
-To są twoje argumenty, aby sprowadzić swojego bezużytecznego Feliciano? Jego brat?
-Być może.
-Twój Feluś- zaśpiewał Luciano- sam mnie wypuścił z klatki w której byłem uwięziony. Już miał dosyć swojej bezużyteczności, to zaoferowałem mu swoje usługi- zaczął się śmiać- Tylko nie wiedział, że sprawy wymkną się spod kontroli. Myślisz, że uda ci się go odzyskać?!
-Mam nadzieję- Ludwig się uśmiechnął- Niestety dla Feliciano jeśli to widzi, będę musiał się pozbyć jego brata.
Powiedział i przyłożył pistolet do głowy Romano. Ten się nie opierał. Chociaż był lekko przerażony nawet jak na Romano.
-Myślisz, że jestem głupi? Wiem, że nie strzelisz.
-Czyżby?
Ludwig w ostatniej chwili zmienił kierunek spluwy, wycelował w ramię i strzelił.
Romano krzyknął z bólu.
Luciano wydawał się być przerażony. Ludwig zauważył, że kolor oczu zmienił się na bursztynowy Feliciano, ale tylko przez chwilę.
-Jest nadzieja, że Włochy tam gdzieś są- pomyślał- Następna w głowę- powiedział głośno.
-Co ty wyprawiasz draniu?!- warknął Romano trzymając się za ramię.
-Chcę sprowadzić Feliciano.
-Ale nie moim życiem.
Luciano stał śmiejąc się.
-No nie powiem, nie wiedziałem, że będziesz w stanie to zrobić, ale to w końcu Niemcy. Zabija KAŻDEGO- ostatnie słowo syknął jadowicie.
Po Ludwigu nie widać było żadnych emocji.
Romano doszedł już do siebie. Powstał z klęczek i zirytowany wyciągnął pistolet.
-Koniec gry. Ja się nie bawię w kotka i myszkę- strzelił.
Ludwig zdążył krzyknąć i pobiegł naprzód. Reszta patrzyła z przerażeniem jak kula szybuje w stronę Luciano.
Ludwig stanął przed drugą osobowością Włocha i rozłożył ręce.
Kula trafiła go w plecy. Niemcy upadł nieprzytomny.

***
Ciemność ogarnęła Niemca. Zaczął się rozglądać, ale widział tylko czerń.
Czy ja umarłem?
Uśmiechnął się.
Nie mogę uwierzyć, że tak kończą wspaniałe Niemcy.
Poszedł wprost przed siebie.
Czerń zaczęła się rozmywać i pomyślał, że przez chwilę słyszał jakiś słaby głos. Pobiegł wprost ku niemu.
Nie wiedział ile czasu mu to zajęło ale dobiegł do wysokiej klatki.
Zaczął się cieszyć, ponieważ ujrzał jego Feliciano.
Zaraz...jego?
Pokręcił głową. Jego przyjaciela.
Feliciano go zauważył. Zaczął podskakiwać ze szczęścia.
-Doitsu. Nawet nie wiesz jak cieszę się, że cię widzę.
Ludwig zaśmiał się.
-Całe Włochy. Znowu przyszedłem Cię uratować.
Można było się tego spodziewać. Niemcom udało się wykrzywić kraty i Feliciano zdołał się przez nie przecisnąć.
-Wróć teraz do siebie Włochy, wszystkim ciebie brakuje.
-Najpierw trzeba wrzucić Luciano do tej klatki. Trzeba go znaleźć.
Nie musieli szukać długo gdyż po dziesięciominutowym biegu znaleźli go. Tamten ich zauważył i natychmiast wyciągnął swoje noże.
Zaczęli walczyć. Ludwig był pod wrażeniem Włoch. Zauważył też, że zmienił mu się charakter. Nie był już beztroskim, machającym białą flagą Veneziano.
-Już cię nie potrzebuję- warknął Włochy- Narobiłeś mi dużo problemów. Na szczęście twoja niecierpliwość do działań cię zdemaskowała ale już koniec tego.

***
-NIEMCY-SAN- krzyknął Japończyk gdy zobaczył, że Ludwig upada.
-BRACIE!!- Prusy podbiegł i wziął w ramiona.
Pozostała reszta też podbiegła i zauważyła, że chwilę po Niemcu upadł Luciano trzymając się za serce.
-TY IDIOTO!!- krzyknął Prusy na Romano- TRAFIŁEŚ MOJEGO BRATA. GDYBY NIE PODBIEGŁ CHCIAŁEŚ ZABIĆ SWOJEGO BRATA!!
Romano stał jak sparaliżowany.
-Ja chciałem zabić tylko jego drugą osobowość- zaczął się trząść.
-Ryzykowałeś tym, że Feliciano też może od tego umrzeć!!
-CHOLERA!! Niech ktoś zadzwoni po karetkę. On się wykrwawia.
Alfred wyciągnął telefon i zadzwonił po pogotowie. Podał wszystkie informacje.
-Zaraz tu będą.
Prusy klęczał tuląc swojego młodszego brata.
-Błagam, przeżyj- szepnął.

***
-No i to się nazywa zgrany team Włochy. Naprawdę jestem pod wrażeniem.- Ludwig przybił piątkę z Feliciano.
Włochy się zaśmiał.
-Czas na nas Doitsu.
Zaczął iść w kierunku swojej podświadomości do wyjścia, ale w ostatniej chwili się zatrzymał gdy zobaczył, że smutny Niemcy nie idzie z nim.
-Nie wiem czy się uda.
-Dlaczego.
-Zostałem postrzelony.
Feliciano zamarł.
-Jak to? Czy ON cię postrzelił?!- krzyknął patrząc na Luciano w klatce.
Tamten się zaśmiał.
-ON...
-Nie- przerwał mu Niemcy.
-Więc kto?- Veneziano był zmartwiony i smutny.
Niemcy odwrócił głowę nie odpowiadając.
Luciano nadal się śmiał.
-Doitsu, kto...
-Nie pamiętam.
Luciano wybuchnął śmiechem.
-Dobrze pamięta- rzekł jadowicie.- Nie chce się przyznać.
-Powiedz czy to Rosja?
Luciano tarzał się po podłodze ze śmiechu.
Niemcy milczał. Druga osobowość Włoch zwróciła się do Ludwiga:
-Ty mówisz czy ja mam powiedzieć?
Veneziano patrzył to na Niemcy to na Luciano.
-Twój braciszek go postrzelił- zaczął się znowu śmiać.
-Że co?
Niemcy podniósł głowę:
-Strzelił, ale strzelał do Luciano, a ja bałem się, że ty też oberwiesz, więc wbiegłem pomiędzy was.
Feliciano zakrył dłonią usta.
Wyciągnął ręce do Niemiec.
-Chodź ze mną- powiedział- Jestem pewny na sto procent, że żyjesz tylko chodź ze mną.
Trzymał wyciągniętą rękę. Niemcy chwilę się zastanawiał, po czym chwycił rękę Feliciano i poszedł z nim.

Niemcy słyszał odgłos pikania więc otworzył oczy. Zobaczył nieskazitelną biel sufitu. Poczuł ból w plecach.
Więc jestem w szpitalu- pomyślał.
Poczuł czyjś ucisk ręki. Odwrócił głowę i zobaczył drzemiącego Prusy.
Uśmiechnął się pod nosem.
Chwilę później usłyszał szelest po swojej prawej stronie. Odwrócił tam głowę i zobaczył, że Luciano... nie, że Feliciano także się budzi.
Uśmiechnął się na ten widok. Feliciano także zauważył, że Niemiec się obudził. Obaj widzieli, że blisko łóżka Feliciano śpi Ameryka z pistoletem w ręku.
-Ty idioto!- krzyknął Niemcy budząc Prusy i Amerykę- Śpisz z pistoletem w ręku. Jeszcze strzelisz.
Ameryka stanął przerażony na baczność i uświadomił sobie co zrobił.
Miał czuwać i pilnować jeśliby się druga osobowość Feliciano obudziła i w razie czego go powstrzymać a on zasnął na warcie.
-Ja przepraszam- powiedział- Miałem nie spać.
Zobaczył, że Feliciano się też obudził i podniósł pistolet.
-Kim jesteś?- warknął w stronę Włoch.
-No chyba widać, że Feliciano. Nie mam już różowych oczu.
Alfred odetchnął z ulgą .
-Co za szczęście, że się obudziliście.
Prusy przytulał się do Niemiec.
-Baliśmy się o was.
Reszta przyszła do Sali słysząc hałas. Rozpromienili się, ale widząc Feliciano zatrzymali się.
-Nie bójcie się, to Feliciano- powiedziała z ulgą Ameryka.
-Tak, Luciano jest uwięziony w klatce i prędko stamtąd nie wyjdzie- uśmiechnęły się Włochy.
Romano podszedł do swojego brata i chciał już usiąść na krześle, ale wydarzyło się coś, w co nikt nie mógł uwierzyć.
Feliciano zacisnął dłoń w pięść i uderzył swojego brata w brzuch.
Tamten się zgiął w pół i próbował złapać oddech.
-To za Niemcy- powiedziały Włochy Północne.
Kiedy Romano złapał dech wykrztusił:
-Nie miałem takiego zamiaru.
-Wiem- uderzył go drugi raz pięścią w brzuch- A to za mnie.
Wszyscy stali jakby ich poraziło.
Nie mogli uwierzyć, że to ten nieśmiały Włoch.
Ameryka wyciągnął pistolet z kurtki.
-Nie, spokojnie- krzyknął Niemcy- To Feliciano. Po prostu miał lekki żal do brata.
-Właśnie- przyznał Veneziano.
Wszyscy byli ciekawi co się wydarzyło, kiedy obaj stracili przytomność, dlatego wizyta się znacznie przedłużyła, co denerwowało pielęgniarkę Ludwiga i Feliciano, która w końcu przyszła o 23:00 niczym diabeł wcielony i wygoniła wszystkich.
Wszyscy przerażeni zaczęli się żegnać i musieli w końcu wyjść.
Kiedy byli już sami w Sali Feliciano się położył z zamiarem zaśnięcia.
Już prawie poszedł spać gdy usłyszał ciche:
-Dziękuję ci.
Feliciano podniósł głowę i spojrzał na Ludwiga.
-Za co?
-Że chciałeś żebym z tobą poszedł.
Feliciano uśmiechnął się.
-Nie dziękuj. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, więc to jest oczywiste.
-Przepraszam, też, że czasami się zachowuje ostro wobec ciebie.
-Wiem, że się martwisz o mnie, bo wiadomo jaki potrafię być, dlatego nie przepraszaj. Chodźmy już spać, bo boje się, że jutro rano sobie nie pośpimy- zaśmiał się.
Ludwig w końcu też się uśmiechnął i obaj poszli spać.

Tydzień później obaj wyszli ze szpitala. Feliciano wyraził chęć treningu, ale Ludwig powiedział mu, że zaczną za parę dni.
-Na razie odpoczywaj. Treningi nie uciekną, a uwierz mi nie chcę powtórki z rozrywki jeśli chodzi o ciebie i tego drugiego. Już nam przysporzył trochę kłopotów. Cieszę się, że chociaż zawiesiliśmy broń na ten czas. Poza tym za 2 dni odbędzie się spotkanie G8.
-W porządku.
Veneziano chciał szybko zacząć trening, ponieważ pamiętał swój sen, w którym Japonia i Niemcy zostają zabici przez aliantów. Cieszył się z zawieszenia broni, ale wiedział, że to nie będzie trwało wiecznie, a nie chciał żeby ten sen stał się prawdą.
Poszedł do swojego pokoju żeby odpocząć. Miał otwarte okno więc słyszał każdego przechodnia. Robiło się to irytujące. Wstał by je zamknąć gdy nagle się zatrzymał, ponieważ usłyszał coś co go zaciekawiło.
***
Dwa dni później odbywało się spotkanie G8. Do samego zaczęcia pozostała godzina. Niektórzy się jeszcze przechadzali po korytarzu żeby zająć czymś czas. Włoch szukał Niemiec i Japonii ale zauważył Alfreda. Podszedł więc do niego się przywitać.
-O witaj Feli- zaczęła Ameryka- Wszystko już w porządku?
-Witaj, tak już jest dobrze- odpowiedziały Włochy.- Nie mogę się doczekać spotkania, bo już dawno w sumie się nic nie działo.-Veneziano się zaśmiał.
-No co ty? Mało ci po ostatnim razie?- zapytała ze śmiechem Ameryka.- Dude, wiesz ile nam adrenaliny dostarczyłeś wtedy, a raczej ta twoja druga osobowość?
-Domyślam się, ale było minęło. Ostatnio tylko odpoczywałem, a wiesz co? Usłyszałem coś ciekawego.
Veneziano zaczął pokrótce opowiadać Alfredowi co usłyszał od przechodniów.
-Naprawdę?!- zapytała Ameryka z błyskiem w oku.
-Tak.
-Ale zarąbiście!
Nawet nie zauważyli jak godzina minęła i obaj weszli do Sali.
Ameryka usiadła po środku a Feliciano obok Niemiec i Japonii.
Wszyscy inni już siedzieli.
-Możemy w miarę szybko odbyć spotkanie?- westchnęła Anglia- Bez zbędnych bzdur.
Ameryka się oburzyła.
-To nie są bzdury. Zanim jeszcze zaczniemy...
Anglia westchnęła.
-...zaczniemy- Alfred kontynuował niezrażony- Usłyszałem od Włoch na korytarzu pewną plotkę na temat jakieś opuszczonej rezydencji.
Wszyscy zaczęli słuchać w skupieniu.
Gdy Alfred skończył zapytał:
-Kto jest ciekawy żeby po spotkaniu pójść zobaczyć?
O dziwo wszyscy podnieśli ręce nawet Ludwig.
-Postanowione. Idziemy.
-W końcu zajrzymy tam tylko na chwilę- powiedziała Anglia- Opuszczona rezydencja, co złego może się zdarzyć?


KONIEC.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro