Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2


-Dobrze wykonałeś mój rozkaz, ale ja mam ambitniejsze plany.
Zaatakujesz aliantów jutro rano. Raczej ja zaatakuję. A ty tym razem pożegnaj się ze swoją osobowością. Przeszkadza mi ona bo jest nieudacznikiem, tchórzem i wszystkimi synonimami tego słowa. Dlatego całkowicie ja przejmę twoją osobowość.
-Chyba ze mnie kpisz!?
Podczas gdy Feliciano drzemał w ukryciu, w jego głowie toczyła się walka pomiędzy nim a Luciano.
-Nie wygrasz ze mną. Jesteś za słaby Feluś- rzekł Luciano szyderczo- Jedyne co potrafisz to machać białymi flagami, to jest żałosne- zaatakował nożem jednak Vargas się nie poddawał i kontratakował.
-Poddaj się w końcu słabeuszu. Nie jesteś niczego wart. Jesteś słaby dlatego sięgnąłeś po siłę. Twoi przyjaciele już cię nienawidzą, jeden z nich pewnie wącha kwiatki od spodu. Zabiję was wszystkich. Twoimi rękoma. Ciebie zostawię na koniec, będziesz patrzył na to wszystko- zamachnął się i kopnął Feliciano w brzuch a potem w twarz. Włoch skulił się z bólu i to był jego błąd, Luciano szarpnął go za włosy i wrzucił wprost do otwartej klatki. Szybko ją zamknął- Teraz będziesz oglądał czy tego chcesz czy nie.

Pomóżcie mi Ludwig, Kiku. Proszę- pomyślał i stracił przytomność.

***
-Gdzie on polazł?!!- warknął wściekły Ludwig.
Honda, który doszedł już do siebie po tym incydencie, powiedział:
-Doitsu-san. To nie jest nasz Feliciano, on nie jest do czegoś takiego zdolny. On nie potrafi skrzywdzić muchy a co dopiero któregoś z nas.
-Więc kto to niby był, skoro on stał przed nami.
-Ktoś musiał go kontrolować.
Ludwig na chwilę ucichł i po chwili powiedział:
-To jest możliwe, pewnie to był któryś z aliantów...
Nie dokończył, ponieważ zobaczył obóz przed chwilą wspomnianych. Nie byłby to dla niego dziwny widok, gdyby nie fakt, że namioty przeciwników Osi płoną, a ogień rozprzestrzenia się coraz szybciej.
Ludwig i Kiku usłyszeli krzyki.
Ku nim biegli Francja, Anglia, Ameryka, Chiny i Rosja.
-Ten wasz idiota wszystko pali!!- krzyknął Anglia.
-Przyznajcie się, że mieliście coś z tym wspólnego!!!- warknął Ameryka.
-Nie mamy z tym nic wspólnego- powiedział Kiku.
Państwa Osi za wyjątkiem Feliciano zaczęli uciekać wraz z Aliantami.
Po drodze wyjaśnili im całą sytuację.
-Więc rzekomo twierdzicie, że go kontrolujemy?!- krzyknęły Chiny.
-No chyba widać, że nie skoro sami przed nim spieprzamy!!!- warknęła w biegu Anglia.
-Skąd mieliśmy to wiedzieć?!?!- krzyknęły Niemcy.- Tutaj do lasu!!
Cała siódemka skręciła do lasu na polecenie Ludwiga. Stanęli żeby odsapnąć.
-Co z nim jest do cholery?!- jęknęła Ameryka- Nic nikomu nie przeszkadzamy, a tu on z benzyną i zapałką. Idiota. Dorwę go kiedyś. Znowu będzie wymachiwał tymi swoimi białymi flagami.
-Uspokój się Ameryka- westchnął Francja.- Nie mam pewności czy on sam wie co robi. Nawet w całym tym zamieszaniu udało mi się zobaczyć coś nietypowego w jego oczach.
-Co niby?!?!
-Chęć mordu i ....kolor.

***
Luciano wyskoczył przez okno domu Ludwiga. Wziął ze sobą kanister benzyny i zapałki. Chciał na razie pobawić się w kotka i myszkę z aliantami. Zauważył, że dosyć blisko mieli rozstawiony obóz, więc zakradł się tam i ukrył, aby go nie zauważyli. Kiedy alianci byli zbyt zajęci aby cokolwiek zauważyć, odkręcił kanister i polał obóz benzyną, odpalił zapałkę.
Kiedy widział jak namiot zajął ogień zaczął się śmiać.
Zauważył, jak alianci wybiegli z namiotu i stanęli przed nim patrząc jak płonie i nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Francja zauważył uciekającego Feliciano, zaczął biec za nim, ponieważ pozostała czwórka nie mogła się jeszcze otrząsnąć.
-Stój!!- krzyknął Francis.
Usłyszał śmiech Feliciano. Nagle stało się coś, co Francja nigdy by nie przypuszczała, że to się stanie.
Feliciano się zatrzymał i stał przez chwilę odwrócony plecami do Francji.
Francis dostrzegł, że ruszył dłonią jakby jeszcze coś w niej trzymał. Dobiegł do Włocha.
-Co ty u diabła wyprawiasz?!
Luciano nie odpowiedział, został w takiej samej pozie.
-Odpowiedz do cholery?!?!
Luciano się odwrócił, w obu rękach trzymał pistolety wymierzone we Francję.
-Zabijam- zaśmiał się szyderczo- Najpierw aliantów potem... państwa Osi. Strzelił.

***
Francis pokazał krew cieknącą z prawej ręki.
-Gdybym nie odskoczył byłoby po mnie. On nie chce zabić tylko nas, ale także i was...Niemcy i Japonię i ten kolor oczu, to nie Feli.
-Jaki kolor oczu?- zapytał Kiku.
-Nie widzieliście? Feliciano ma bursztynowe a on miał takie ciemnoróżowe.
Niemcy i Japonia spojrzeli po sobie.
-To wszystko tłumaczy- powiedział Kiku.
-Co niby?- zapytała Rosja.
-Po przebudzeniu się zachowywał się dziwnie.
Pokrótce wszystko wyjaśnił.
-Coś jak doktor Jekyll i Pan Hyde?- powiedziała Anglia- Dwie osobowości w jednym ciele? To w ogóle możliwe?
-Patrząc to wysoce prawdopod...- Ameryka nie dokończyła, ponieważ usłyszał strzał. Rozszerzył oczy w przerażeniu, gdy zobaczył, że Anglia upadła na ziemię krzycząc z bólu.
-ANGLIA!!!
-Wszystko w porządku- szepnęła przez zaciśnięte zęby Anglia- Ale strasznie boli mnie noga.
Cała siódemka zobaczyła krew na trawie.
-Cholera ten parszywy Włoch unieruchomił Anglię- warknęły Chiny- Nie może uciekać.
Ameryka podbiegła do Arthura i kucnęła:
-Wespnij się. Poniosę cię.
Arthur zrobił to co powiedziała Ameryka.
-Na razie zawieszamy topór wojenny- zakomenderował Niemcy.
-Zgadzam się- odrzekła Ameryka- Musimy stąd uciekać do bezpiecznego miejsca i zatamować krew Francji i Anglii.
-Wiem gdzie. Za mną- powiedział Ludwig i pobiegł. Cała reszta zrobiła to samo.
-Trzymaj się Arthur- szepnęła do niego Ameryka- Niedługo będzie wszystko w porządku.
-Mhm- burknęła Anglia i zemdlał.
Kilkanaście minut później Ludwig walił komuś w drzwi.
-No szybko!!- krzyknął.
Drzwi się otworzyły. Stanęły w nich Prusy.
-Przecież cię do cholery słyszę już za pierwszym razem- przerwał kiedy zobaczył scenę przed drzwiami jego domu.
-Co tu się dzieje?
-Daj nam wejść, Feliciano nas ściga, a my się musimy przygotować.
Pokrótce wyjaśnił całą sytuację i wszyscy weszli do środka.
-Przecież Feliciano ostatnio był normalny- powiedział Gilbert.
-To już nie jest.
-Rozumiem, ale ty bracie? Ty bracie uciekasz przed Feliciano? Przecież masz broń.
-To, że mam broń to nie znaczy, że mam zabić swojego przyjaciela, a Feliciano musi gdzieś być tam w środku tej swojej nowej osobowości co wyjaśnił Anglia, tylko trzeba go znowu obudzić. Pewnie to jest też moja wina, bo zbytnio na niego naciskałem.
-Jak chcesz to zrobić?- zapytała Ameryka oczyszczając ranę Anglii. Personifikacja dalej była nieprzytomna.
-Drastycznymi sposobami.
Wszyscy za wyjątkiem Anglii spojrzeli na Ludwiga oczami pełnymi przerażenia, ponieważ pomyśleli co może chcieć zrobić Ludwig i uznali, że Hiszpanii to się na pewno nie spodoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro