Rozdział 2
-Dobrze wykonałeś mój rozkaz, ale ja mam ambitniejsze plany.
Zaatakujesz aliantów jutro rano. Raczej ja zaatakuję. A ty tym razem pożegnaj się ze swoją osobowością. Przeszkadza mi ona bo jest nieudacznikiem, tchórzem i wszystkimi synonimami tego słowa. Dlatego całkowicie ja przejmę twoją osobowość.
-Chyba ze mnie kpisz!?
Podczas gdy Feliciano drzemał w ukryciu, w jego głowie toczyła się walka pomiędzy nim a Luciano.
-Nie wygrasz ze mną. Jesteś za słaby Feluś- rzekł Luciano szyderczo- Jedyne co potrafisz to machać białymi flagami, to jest żałosne- zaatakował nożem jednak Vargas się nie poddawał i kontratakował.
-Poddaj się w końcu słabeuszu. Nie jesteś niczego wart. Jesteś słaby dlatego sięgnąłeś po siłę. Twoi przyjaciele już cię nienawidzą, jeden z nich pewnie wącha kwiatki od spodu. Zabiję was wszystkich. Twoimi rękoma. Ciebie zostawię na koniec, będziesz patrzył na to wszystko- zamachnął się i kopnął Feliciano w brzuch a potem w twarz. Włoch skulił się z bólu i to był jego błąd, Luciano szarpnął go za włosy i wrzucił wprost do otwartej klatki. Szybko ją zamknął- Teraz będziesz oglądał czy tego chcesz czy nie.
Pomóżcie mi Ludwig, Kiku. Proszę- pomyślał i stracił przytomność.
***
-Gdzie on polazł?!!- warknął wściekły Ludwig.
Honda, który doszedł już do siebie po tym incydencie, powiedział:
-Doitsu-san. To nie jest nasz Feliciano, on nie jest do czegoś takiego zdolny. On nie potrafi skrzywdzić muchy a co dopiero któregoś z nas.
-Więc kto to niby był, skoro on stał przed nami.
-Ktoś musiał go kontrolować.
Ludwig na chwilę ucichł i po chwili powiedział:
-To jest możliwe, pewnie to był któryś z aliantów...
Nie dokończył, ponieważ zobaczył obóz przed chwilą wspomnianych. Nie byłby to dla niego dziwny widok, gdyby nie fakt, że namioty przeciwników Osi płoną, a ogień rozprzestrzenia się coraz szybciej.
Ludwig i Kiku usłyszeli krzyki.
Ku nim biegli Francja, Anglia, Ameryka, Chiny i Rosja.
-Ten wasz idiota wszystko pali!!- krzyknął Anglia.
-Przyznajcie się, że mieliście coś z tym wspólnego!!!- warknął Ameryka.
-Nie mamy z tym nic wspólnego- powiedział Kiku.
Państwa Osi za wyjątkiem Feliciano zaczęli uciekać wraz z Aliantami.
Po drodze wyjaśnili im całą sytuację.
-Więc rzekomo twierdzicie, że go kontrolujemy?!- krzyknęły Chiny.
-No chyba widać, że nie skoro sami przed nim spieprzamy!!!- warknęła w biegu Anglia.
-Skąd mieliśmy to wiedzieć?!?!- krzyknęły Niemcy.- Tutaj do lasu!!
Cała siódemka skręciła do lasu na polecenie Ludwiga. Stanęli żeby odsapnąć.
-Co z nim jest do cholery?!- jęknęła Ameryka- Nic nikomu nie przeszkadzamy, a tu on z benzyną i zapałką. Idiota. Dorwę go kiedyś. Znowu będzie wymachiwał tymi swoimi białymi flagami.
-Uspokój się Ameryka- westchnął Francja.- Nie mam pewności czy on sam wie co robi. Nawet w całym tym zamieszaniu udało mi się zobaczyć coś nietypowego w jego oczach.
-Co niby?!?!
-Chęć mordu i ....kolor.
***
Luciano wyskoczył przez okno domu Ludwiga. Wziął ze sobą kanister benzyny i zapałki. Chciał na razie pobawić się w kotka i myszkę z aliantami. Zauważył, że dosyć blisko mieli rozstawiony obóz, więc zakradł się tam i ukrył, aby go nie zauważyli. Kiedy alianci byli zbyt zajęci aby cokolwiek zauważyć, odkręcił kanister i polał obóz benzyną, odpalił zapałkę.
Kiedy widział jak namiot zajął ogień zaczął się śmiać.
Zauważył, jak alianci wybiegli z namiotu i stanęli przed nim patrząc jak płonie i nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Francja zauważył uciekającego Feliciano, zaczął biec za nim, ponieważ pozostała czwórka nie mogła się jeszcze otrząsnąć.
-Stój!!- krzyknął Francis.
Usłyszał śmiech Feliciano. Nagle stało się coś, co Francja nigdy by nie przypuszczała, że to się stanie.
Feliciano się zatrzymał i stał przez chwilę odwrócony plecami do Francji.
Francis dostrzegł, że ruszył dłonią jakby jeszcze coś w niej trzymał. Dobiegł do Włocha.
-Co ty u diabła wyprawiasz?!
Luciano nie odpowiedział, został w takiej samej pozie.
-Odpowiedz do cholery?!?!
Luciano się odwrócił, w obu rękach trzymał pistolety wymierzone we Francję.
-Zabijam- zaśmiał się szyderczo- Najpierw aliantów potem... państwa Osi. Strzelił.
***
Francis pokazał krew cieknącą z prawej ręki.
-Gdybym nie odskoczył byłoby po mnie. On nie chce zabić tylko nas, ale także i was...Niemcy i Japonię i ten kolor oczu, to nie Feli.
-Jaki kolor oczu?- zapytał Kiku.
-Nie widzieliście? Feliciano ma bursztynowe a on miał takie ciemnoróżowe.
Niemcy i Japonia spojrzeli po sobie.
-To wszystko tłumaczy- powiedział Kiku.
-Co niby?- zapytała Rosja.
-Po przebudzeniu się zachowywał się dziwnie.
Pokrótce wszystko wyjaśnił.
-Coś jak doktor Jekyll i Pan Hyde?- powiedziała Anglia- Dwie osobowości w jednym ciele? To w ogóle możliwe?
-Patrząc to wysoce prawdopod...- Ameryka nie dokończyła, ponieważ usłyszał strzał. Rozszerzył oczy w przerażeniu, gdy zobaczył, że Anglia upadła na ziemię krzycząc z bólu.
-ANGLIA!!!
-Wszystko w porządku- szepnęła przez zaciśnięte zęby Anglia- Ale strasznie boli mnie noga.
Cała siódemka zobaczyła krew na trawie.
-Cholera ten parszywy Włoch unieruchomił Anglię- warknęły Chiny- Nie może uciekać.
Ameryka podbiegła do Arthura i kucnęła:
-Wespnij się. Poniosę cię.
Arthur zrobił to co powiedziała Ameryka.
-Na razie zawieszamy topór wojenny- zakomenderował Niemcy.
-Zgadzam się- odrzekła Ameryka- Musimy stąd uciekać do bezpiecznego miejsca i zatamować krew Francji i Anglii.
-Wiem gdzie. Za mną- powiedział Ludwig i pobiegł. Cała reszta zrobiła to samo.
-Trzymaj się Arthur- szepnęła do niego Ameryka- Niedługo będzie wszystko w porządku.
-Mhm- burknęła Anglia i zemdlał.
Kilkanaście minut później Ludwig walił komuś w drzwi.
-No szybko!!- krzyknął.
Drzwi się otworzyły. Stanęły w nich Prusy.
-Przecież cię do cholery słyszę już za pierwszym razem- przerwał kiedy zobaczył scenę przed drzwiami jego domu.
-Co tu się dzieje?
-Daj nam wejść, Feliciano nas ściga, a my się musimy przygotować.
Pokrótce wyjaśnił całą sytuację i wszyscy weszli do środka.
-Przecież Feliciano ostatnio był normalny- powiedział Gilbert.
-To już nie jest.
-Rozumiem, ale ty bracie? Ty bracie uciekasz przed Feliciano? Przecież masz broń.
-To, że mam broń to nie znaczy, że mam zabić swojego przyjaciela, a Feliciano musi gdzieś być tam w środku tej swojej nowej osobowości co wyjaśnił Anglia, tylko trzeba go znowu obudzić. Pewnie to jest też moja wina, bo zbytnio na niego naciskałem.
-Jak chcesz to zrobić?- zapytała Ameryka oczyszczając ranę Anglii. Personifikacja dalej była nieprzytomna.
-Drastycznymi sposobami.
Wszyscy za wyjątkiem Anglii spojrzeli na Ludwiga oczami pełnymi przerażenia, ponieważ pomyśleli co może chcieć zrobić Ludwig i uznali, że Hiszpanii to się na pewno nie spodoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro